,, Wielu traci czas i cierpliwość na to,
czego powinni zaniechać;
jednego i drugiego zabraknie im,
kiedy będą chcieli odrobić to, co zaniedbali.’’
Baltasar Gracian
Rozdział jedenasty
Las wyzwisk
Wstałem i otworzyłem swoje zaspane jeszcze oczy. Przeciągnąłem się zachaczając nogami o szybę. Ten dotyk uświadomił mi, że wciąż znajdowaliśmy się na trasie do naszego domu letniskowego w Mieście Umarłych. Jak na ironię zaśmiałem się z tego, gdyż faktycznie byliśmy w kiepskiej sytuacji, jeśli chodziło o żywotność, a sama nazwa miasteczka dość dobrze ukazywała naszą sytuację.
Wstałem i wyszłem z samochodu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie było rodziców. Pewnie sobie gdzieś tam baraszkowali, pomyślałem, i zaraz skrzywiłem się na wyobrażenie kopulacji moich rodziców. Obym tylko na nich nie natrafił.
Nie wiem czemu, ale nagle las z naprzeciwka zwrócił moją uwagę. Coś tam było wkopane, jakiś znak, czy też tabliczka, którą porastały krzaki. Nie widziałem co na niej pisało, więc nie zastanawiając się długo rozejrzałem się na boki i przemierzając ulicę patrzyłem tylko w ten punkt z tabliczką. Przeskoczywszy rów spostrzegłem, że takich tabliczek jest dużo więcej i prawie każda jest za czymś schowana. Podeszłem do tej pierwszej i odciągając od niej zarośla przeczytałem napis:
NIE TRZEBA BYŁO SIĘ TAK UBIERAĆ- JOANNA PLIK 23
Dziwne to było, bo nic a nic mi taki napis nie mówił. Spodziewałem się raczej nazwy jakiejś miejscowości, czy też napisu, że nie wolno wchodzić do lasu, a nie tak dziwnego tekstu. Z zaskakującą niecierpliwością przeszłem dalej uważając, aby nie rozdeptać rosnących tam bratków. Były to chyba pierwsze kwiaty, które zobaczyłem w tym lesie. Zupełnie, jakby nagle coś się zmieniło. Przesunałem starą gałąź, która przysłaniała kolejną tabliczkę wkopaną na metr od ziemi na dość grubym kiju i przeczytałem uważnie równie drukowany napis wyryty w drewnie:
A MÓWIŁEM NIE NOŚ TEJ MINIÓWKI! SANDRA CHYRZAJ 18
Jeszcze dziwniejsze. Pod nim też kwitły brtaki. Chyba ze trzy, bo reszta już była zwiędnięta. O co tutaj chodziło? Każdy napis był jakby wyżaleniem kogoś na kogoś, tylko żaden w tym sens, jeśli nikt tego nie przeczyta? Bez sensu.
Trzeci napis głosił:
TO ZA TĄ PICZKĘ Z MOCZAR – TOMASZ KOŚ- 43
No pieknie! Były więc też wyżalenia na mężczyzn. Kobieta musiała być oklęta i bez żadnej kultury, skoro wyryła takie słowo jak p…, lepiej nawet nie powtarzać.
Czwarta tabliczka była trochę po przejściach, bo ktoś raczej na desce wyrył ten napis, a nie jak tamte na równej drewnianej tabliczce.
NIE TRZEBA BYŁO TYLE PIĆ!- MARIAN ZACKI- 56
Niespodziewanie, gdy odszedłem od tej tabliczki przewróciłem się i upadłem na ściółkę. Od tego ciepłego powietrza aż zakreciło mi się w głowie, choć nigdzie nie było widać blasku jakiegokolwiek słońca. Kilka ostrzy ze ściółki wbiło mi się w ręce, ale zaraz je wyciągnałem. Bolało, ale moja ciekawość była większa. I może nawet gdybym wtedy nie upadł nie dojrzałbym innej dziwnie małej tabliczki z drewna, gdzie ktoś wyrył słowa:
MACIUŚ RAJEK- I PO CO TYLE PŁAKAŁES?- 1
Ten napis nieco mną wstrząsnął. Nie wiem czy dobrze rozumowałem, ale skoro ktoś napisał Maciuś, to oznaczało, że tą osobą mogło być dziecko. I ta literka 1. Czyżby to był jego wiek? Nie wiem czy to z nerwów, czy z powodu odkrycia swoich strasznych myśli zaczynałem się bać. Mózg podpowiadał mi, że to nie mogły być tylko zwykłe tabliczki z dziwnymi słowami, ale zupełnie coś innego. I te kwiaty posadzone pod nimi… Czyżby to była prawda?
Starając się nie domyśleć prawdy z otrząśnieciem podeszłem do kolejnej.
TERAZ JUŻ BĘDZIESZ TYLKO MÓJ- RAFAŁ KONIECZNY-23
Nie, to nie mogło dziać się na prawdę! Przecież kurde! Czy to były groby? Czyżby ktoś pozakopywał, a wcześniej pozabijał te osoby i uczcił ich pamięć na tabliczkach?
TO ZA SZMATĘ Z OBRĘBINY- JAREK GOŚĆ-44
Nie! Czy ja właśnie stąpałem po ich grobach? Wstrząśnięty tym odkryciem zaczałem się cofać do tyłu nie potrafiąc przejść przez porozrzucane gałęzie. Skąd one się u licha tu wzięły? Przecież wcześniej ich tu nie było? Znów upadłem tym razem na tyłek. Musiałem uderzyć o coś twardego, coś co się zbiło pod moim ciężarem. Szybko się podniosłem, lecz gdy ujrzałem na co upadłem krzykłem przerażony.
- Aaa! O kurwa! Co do diabła!
Rzecz na którą upadłem okazała się być czyjąś czaszką! I ja upadając na nią rozwaliłem komuś głowę! To znaczy czaszkę, ale jakie to miało znaczenie? I wtedy im bardziej zaczynałem krzyczeć, tym bardziej gubiłem się w lesie, gdzie wszystkie miejsca zaczynały wyglądać tak samo. Gdzie bym się nie odwrócił wszędzie były tabliczki z wydrążonymi napisami, które przenikały mnie na wskroś.
A NIECH CIĘ DIABLI!- MAREK KOTAŚ- 16
CHCIAŁEŚ CISZY? TERAZ JĄ MASZ!- MAREK GBUR-67
WIDZIAŁAM JAK NA NIĄ PATRZYŁEŚ- IGOR ZDYCH-25
RŻNĄŁEŚ JAK DZIECKO!- ZYGMUNT BURT-22
Te napisy były tak straszne, że aż nie potrafiłem w to uwierzyć! Ludzie tutaj zakopani z pewnością byli mordowani przez swoich najbliższych. Nie potrafiłem zrozumieć jak można było kogoś zabić za to, że na kogoś patrzył? Znów upadłem. Gałąź przerysowała mi dłoń i teraz leciała z niej krew. Odruchowo wziąłem ją do buzi i zacząłem ssać wypluwając ją na boki. Potem gdy już chciałem wstać jakaś dłoń wyszła spod ziemi i złapała mnie za nogę!
- Cholera! O kurde! O kurde!- powtarzałem starając się ją wyciągnąć z objęć. Potem wyszła jeszcze jedna i złapała mnie za drugą nogę.- O Boże!- wydarłem się jak dziecko piszcząc co sił w płucach.- Mama! Tata!- drałem się kopiąc nogami, które coś spod ziemi je trzymało i nie chciało puścić. Wierzgałem ile sił. Wciągało mnie pod ziemię. W ostatniej chwili zauważyłem jakąś gałąź i zacząłem nią uderzać w tą dłoń bojąc się jej dotknąć palcami. Dłoń była bardzo stara i widziałem na niej pulsujące żyły. Dodatkowo wszędzie było na niej pełno jakiś strupów, które gdy wierzgałem nogami rozdrapywały się i jakiś zielony płyn wychodził z nich i spływał na moje nogi. Krzyczałem i piszczałem na przemian waląc gałęzią w szpakowate dłonie, aż nie wytrzymałem i ze strachu wbiłem tą gałąź w dłoń tego czegoś pode mną. Gałąż przeszyła ją na wskroś zatrzymując się na ziemi i dłoń przestała się ruszać. Kożystając z sytuacji wyrwałem się drugiej dłoni i wstając najszybciej jak umiałem zaczałem uciekać gdziekolwiek, byle jak najdalej stąd. Biegłem oglądając się dookoła i czasami wpadałem na jakieś tabliczki, ale wcale ich już nie czytałem. Sama myśl, że biegałem po czyiś grobach napawała mnie już takim lękiem, że maraton przebiegł bym w sekundę. Siła i adrenalina buzowały we mnie jak wstrząśnięty szampan na nowy rok. I gdy już dostrzegłem jakiś prześwit obejrzałem się ostatni raz za siebie i wtedy wpadłem na cos miękkiego.
- Boże!- wydarłem się szybko podnosząc z walącym sercem w piersi, lecz ujrzałem, że wpadłem na własnego ojca.- Tato! Tato! Musimy jak najszybciej stąd wiać! Ten las jest pełen trupów! Ktoś ich pozabijał i wkpał tabliczki z wyrytymi napisami za co to zrobili. Boże, tatao! Tam nawet było jakie roczne dziecko!
Gdy już wypowiedziałem to wszystko dopiero spostrzegłem tabliczkę w dłoniach mojego ojca. Obok był świeżo zakopany dół, lecz nigdzie nie było kwiatków. Nie wiedząc nawet po co, ani dlaczego wyrwałem tabliczkę z rąk wystraszonego ojca i przeczytałem napis:
BYŁAS ZWYKŁA CIPĄ- ELŻBIETA PRZESKA-36
- Zabiłeś moją matkę?!- wykrzyczałem rzucając się do świeżo zakopanej ziemi. Nie potrafiąc w to wszystko uwierzyć zacząłem rozkopywać ziemię własnymi rękami.
Po chwili strach ojca przeszedł w śmiech.
- Daruj sobie chłopcze- zaśmiał się opierając na kijku, do którego zamierzał przybić tabliczkę, którą wyrzuciłem gdzieś za siebie.
- Jak mogłeś? Co my ci takiego zrobiliśmy?!- piszczałem, gdy mówiłem szybciej od psa przerzucając ręcami piasek, który zdawał się nie mieć końca.
- Była szmatą i tyle. Nawet nie wyobrazasz sobie jaka była pusta. Potrafiła tylko pieprzyć się wokoło i co rusz przynosić do domu kolejnego bahora. Na szczęście same zdechły i mam teraz spokój.
- Jak śmiesz?!
Zaczynałem już dochodzić do jakiegoś materiału, więc kopałem teraz szybciej.
- Zostaw to!- krzyknął niespodziewanie podchodząc do mnie bliżej, co zobaczyłem kątem oka.
- A co? Mnie też zabijesz?
Spojrzałem na niego w chwili, gdy wycelował we mnie kij, który trzymał w dłoniach.
- Teraz muszę wyryć drugą tabliczkę- powiedział i przedziurawił mnie na wskroś . Zdążyłem tylko poczuć okropny ból w okolicy brzucha i potem jakby zabrakło mi powietrza. Świat pociemniał i jedynym odgłosem jaki usłyszałem był śmiech ojca…
Fabian.
Sandra.
Mama.
I ja.
Wszyscy od teraz byliśmy już martwi.
Dodaj komentarz