,, Przeszłość już do was nie należy.
Czasu, który nadejdzie, nie możecie być pewni.
Jedynie obecna chwila jest wasza.’’
Św. Katarzyna ze Sieny
Rozdział dziesiąty
Czy to dzieje się na prawdę?
Gdy rodzice w końcu weszli do samochodu coś za nami zaświeciło. Najpierw było to jedno światło, a potem dojrzałem drugie. Kierowały się prostopadle w naszym kierunku, jakby ktoś specjalnie zaczął je wyświetlać na ekranie. Potem jednak dobiegł mnie dziwny głos turlających się, kół, więc zdałem sobie sprawę, że to musi być samochód. W końcu po tak długiej drodze zobaczyłem jak przejeżdża tu zwykły samochód, choć może bardziej ciężarówka, bo światła były osadzone zbyt wysoko jak na samochód osobowy.
Stałem tak prosto gapiąc się przed siebie i zastanawiając czy przejeżdżajacy samochód ciężarowy się koło nas zatrzyma widząc włączone światła wewnątrz naszego samochodu bez postojówek.
- Tato! Ktoś też jedzie tą drogą- krzyknąłem, choć nie odwróciłem się, żeby sprawdzić czy mnie słyszeli. Tępo gapiłem się jak w wolnym tępie zbliżały się światła, gdy nagle coś w tej ciężarowce się zmieniło. Ktoś wewnątrz niej zapalił światła i widać było, że trzy osoby patrzą się w moim kierunku. Aż otępiałem, gdy uświadomiłem sobie, że to nie ciężarówka, tylko autobus przeworzący pasażerów.Z daleka było widać kierowcę i dwie małe osoby po jego prawej stronie, choć nie potrafiłem jeszcze określić, czy jest tych ludzi więcej, bo był jeszcze dość daleko. Zastanowił mnie tylko fakt, że autobus jechał teraz z zaświeconymi wewnątrz światłami, choć wiadomo, że taka jezda utrudniała widoczność na drodze. Tata zawsze mi powtarzał, że jeśli jedziemy po ciemku, to światła w aucie muszą być zgaszone, bo nie widzi dobrze drogi. Ten kierowca jednak nie zaprzątał sobie tym głowy, tylko pędził na przód coraz to szybciej. Zauważyłem to dopiero, gdy zaczynałem słyszeć wycie jakiegoś biegu, który sugerował, że zostało przekroczone dwa i pół tysiąca obrotów. Teraz z niemal widoczną szybkością zauważałem, że kierowcą jest jakaś dziewczyna w jasnych włosach, a pasażerowie obok są dość mali jak na dorosłych, co mogło tylko oznaczać, że były nimi dzieci.
W chwili, gdy autobus przejeżdżał obok naszego samochodu doznałem szoku, bo ujrzałem jak te dwie małe postacie obok kierowcy to byli Sandra i Fabianek, którzy nie tylko mi machali, ale i też żyli! Uśmiechali się do mnie promiennie ciesząc się z jazdy autobusem, który zmierzał w tą samą stronę co my. A kierowcą tego autobusu była ta zabita kobieta na którą wpadłem do rowu.
- To nie może być prawda!- wykrzyknąłem pędem wskakując do samochodu i poganiając ojca, żeby pojechał za tym czerwonym autobusem. Kolor ujrzałem dopiero wtedy, gdy światła naszego samochodu oświetliły jego tył.- Zapal ten cholerny samochód i jedź za tym autobusem!- wrzasnąłem gapiąc się na umazanych krwią rodziców.
- Uspokój się, zaraz pojedziemy- powiedział spokojnie tata.
Autobus jadący z moim rodzeństwem zgasił wewnątrz siebie światła, lecz lampy paliły się wciąż.
- Tato zobacz! Tam jedzie autobus ze Sandrą i Fabiankiem! A kierowała nim ta zabita kobieta!
Ojciec obejrzał się w chwili w której i światła autobusu zniknęły, przy czym gapiliśmy się teraz na całkowitą ciemność przed nami.
- Uspokój się. Sam nie wiesz co gadasz- wydukała mama wciąż słaba i krucha od płaczu.
- Nie widzieliście go?- wrzasnąłem.- Przecież przejeżdżał obok nas! Widziałem go!
- I pewnie znowu był czerwony- dodał sarkastycznie tata.
- No tak! I oni w nim siedzieli! Machali mi i się cieszyli!
Tymi słowami wywołałem kolejny atak płaczu mamy i pociąganie taty nosem. Wiem, że beznadziejnie to brzmiało, że zmarła kobieta jechała czerwonym autobusem, a moje rodzeństwo, choć jest martwe w nim machało, jednak ja na parwdę to widziałem! Przecież nie zwariowałem od tak!
- Prześpijmy się trochę, co?
- Że jak? Mamy sobie spokojnie spać? A co z Sandrą I Fabkiem?
- A co ma być?!- wrzasnął na mnie.- Czy ty będziesz spał, czy nie, to i tak im życia nie wróci! Są martwi! Dociera to do ciebie? Choćbyś nie wiem co teraz próbował z nimi, czy też nami zrobić już nic nie sprawi, że będą zaczną oddychać! A ja natomiast , jeśli się nie prześpię, to sam sprawię jakiś wypadek, czy coś tam i co wtedy będzie? Czy to wróci życie tym dzieciom? Nie!
Tata skonczył swój wykład, a ja wcisnąłem się bardziej w fotel siedzenia i zginając położyłem na nim nogi, po czym oparłem na nich głowę.
Nikt nie chciał mnie zrozumieć. Wszyscy odwrócili się przeciwko mnie i teraz czułem, że zostałem sam. Bez Sandry i bez Fabka, którzy zawsze byli mi pocieszeniem.
Czy to dzieje się na prawdę? Czy tylko w mojej głowie? Pytałem sam siebie, gdy z wolna zapadałem w sen.
Boże, spraw, żeby to był tylko sen…
Dodaj komentarz