,, Śmierć to tylko jeden krok,
ale prowadzi mnie on od tego,
co tymczasowe, do tego,
co ostateczne, z czasu do wieczności.’’
Michel Quoist
Rozdział Siódmy
Jezioro Dusz
Mówią, że jazda samochodem staje się nudna, gdy nic się nie dzieje. Ja stwierdzam w tej chwili, że głupi jest ten, kto tak twierdzi. Nie ma nic lepszego na świecie, niż bezpieczna jazda samochodem prosto do celu. A nie ma nic gorszego, jeśli droga, która cię prowadzi nie ma zjazdów, a po każdej ze stron jest tylko las. I żeby to był ten tylko las, to też bym nie narzekał, ale gdy jedziesz jakimś skrótem po raz pierwszy i nie wiesz co cię może spotkać, jak na przykład znikający autobus, czy też zwłoki kobiety, którą niedawno widziałeś, że żyła i sama potrzebowała pomocy uwierz, że jest to nie tyle nawet straszne, co obrzydliwe. Sam się o tym przekonałem.
- Tato, a może to nie dzieje się naprawdę?- zapytałem ze złudną nadzieją w głosie.
- Też chciałbym tak uważać synku.
Mama była blada i otępiała. Zaraz po moim występie wytrząsnęła z torebki jakieś środki na uspokojenie i na moich oczach połknęła trzy tabletki. Powiedziałem jej, że to za dużo, bo w swoim żołądku nie ma niczego innego, ale i tak mnie nie posłuchała.
- Nic mi nie będzie- odparła.- A przynajmniej nic bardziej strasznego, co do tej pory nas spotkało.
- Nie wywołuj wilka z lasu- odparł ojciec wycierając z czoła co jakiś czas pot.
W aucie oprócz klimatyzacji, warkotu silnika i naszych nerwowych oddechów dało się też słyszeć burczenie w brzuchu. Niby byliśmy okropnie głodni, ale samo wspomnienie niedawnych scen jakoś wytrąciło z głowy nasz apetyt. Dodatkowo ten las nie miał końca. Droga wiła się teraz w zakręty, co było niemiła odmianą, po tym jak ciągle jechaliśmy prosto, bo każdy zakręt wywoływał we mnie mdłości.
- Nie dobrze mi jest- powiedziała Sandra.
Była blada jak ściana. Wcześniej kilka razy też bladła, ale gdy usnęła powrócił jej kolor i było dobrze. Teraz znowu zrobiła się blada i zacząłem podejrzewać, że może mieć chorobę lokomocyjną. Nic jednak takiego nie powiedziałem, bo gdybym tylko coś na ten temat szepnął prawie natychmiast pochwyciłaby temat i faktycznie zaczęłaby mieć objawy dokładnie takie, jakie bym jej przedstawił.
Siostra odkąd pamiętam bardzo często chorowała. I to nie sama z siebie, ale właśnie w chwilach, gdy na przykład ktoś jej powiedział ,,Nie założyłaś czapki, więc będziesz chora’’. Nie mijały dwa dni i faktycznie siostra była chora. Albo ,,Nie jedz tyle lodów, bo będziesz mieć kaszel’’. I miała go już następnego dnia. Nie wiem, czy jej organizm łapał to specjalnie, czy też jej mózg był tak zaprogramowany, że jaką chorobę by nie usłyszał, to natychmiast jej odporność znikała i miała wszystko, co tylko jej powiedziano.
- Powiedz, że będę bogata- powiedziała do mnie kiedyś.
- Będziesz bogata- powiedziałem jej z uśmiechem, ale zaraz posmutniała, bo zdała sobie sprawę, że to ,,kiedyś’’ może potrwać bardzo długo.- Gdyby człowiek dostawał wszystko, co tylko zapragnie, to nikt z nas nie miałby marzeń. A gdybyśmy nie mieli marzeń, to byśmy na nie nie pracowali. A gdybyśmy nie pracowali, to nie mielibyśmy co zjeść i każdy z nas umarłby- powiedziałem jej na pociechę.
- Yhy- odparła i już o nic więcej nie prosiła.
- Woda!- krzyknął Fabianek pokazując palcem w szybę.
Spojrzałem tam natychmiast i uradowany, że w końcu gdzieś pośrodku tego okropnego lasu było jeziorko z wodą natychmiast nakazałem tacie zjechać w drogę, która na tej trasie była chyba pierwszą, choć miałem nadzieję, że nie ostatnią.
- Na pewno ci się przywidziało- powiedziała odurzona już mama ledwo ruszając ustami.
- Nic mi się nie przywidziało. To Fabianek dostrzegł ten zjazd, tato! Wróćmy się!
- Po co- odparł oniemiały i jakby wystraszony.
- Po co? Może po to, że to na moich ubraniach nie jest keczupem i że każdy z nas za wyjątkiem mojego rodzeństwa śmierdzi jak stare jajo. Może wam jest tak wygodnie, ale ja już nie mogę. Walić tą babę i ten cały autobus. Ja chcę się wykąpać i tyle!
Już straciłem nadzieję na cokolwiek, gdy nagle tata zwolnił, zatrzymał się i zaczął jechać na wstecznym.
- Oby tylko nic nie jechało- dodała siostra.
- Mnie i tak już wszystko jedno. To chyba najgorsze wakacje na jakie nas wasz ojciec zabrał. A gdyby nie fakt, że jako jedyna nie zjadłam dzisiaj śniadania przygotowanego przez Melę, to pomyślałabym, że nam czegoś dosypała do jedzenia.- wymamrotała ospała mama.
Otworzyłem szybę, żeby dostrzec miejsce, gdzie był zjazd i uprzedzić o nim ojca, który ledwo zerkał we wsteczne lusterko. Oniemiałem jednak, gdy wraz z otwarciem szyby zamiast normalnego powietrza doleciał mnie smród zgniłego jaja.
- Boże, co tak śmierdzi?
- Pewnie Damian pościł bąka- parsknęła siostra zatykając przy tym nos.
- Zabawne- odparłem natychmiast zamykając szybę.
- Woda!- znów krzyknął braciszek na co tata zareagował nagłym hamulcem. Każde z naszych śmierdzących ciał poleciało nieco do przodu i potem do tyłu, choć byliśmy przypięci pasami. Już miałem coś skomentować, gdy stwierdziłem, że kolejna kłótnia jest nam nie potrzebna. Tata jechał wolno, bo droga była wyboista przez co każde z nas podskakiwało do góry i opadało na dół jak jakieś marionetki.
Miejsce, które zauważył nasz brat okazało się być niewielką polaną z małym stawem. Wokoło niego była dość długa trawa i jakaś tabliczka przewrócona na ziemię. Jadąc nie dojrzałem co tam pisało, ale zakodowałem, aby pójść i przeczytać przynajmniej gdzie się znajdujemy. Zanim jednak tego dokonam już czułem jak wskakuję do wody, aby zmyć z siebie to wszystko, co nie dawało mi spokoju. Czyli nie tylko bród, kurz, pot, ale krew tej kobiety o której wolałem sobie nie przypominać.
- Jesteśmy na miejscu- rzekł tata zatrzymując samochód niedaleko stawu.
- Chyba nikt tu nie kosi trawy- zauważyła siostra otwierając drzwi samochodu.
- Ale śmierdzi!- rzuciliśmy wszyscy razem.
- Bee!- powiedział Fabian zatykając sobie nos. Dwa autobusy wziął pod pachy i lewą ręką je sobie przytrzymywał.
- Co tak jedzie?- wymokło się siostrze, za co nie została zbluzgana przez ojca za wulgarne słownictwo.
- Chyba gdzieś niedaleko jest jakaś padlina. Masz więc ten swój stawik chłopcze- wygarnął mi ojciec sam trzymając zatkany nos.
Trawa była bardzo wysoka. Ledwo było widać Fabianka, gdy wysiadł z samochodu, więc złapałem go za koszulkę, aby się nie zgubił. Mama też miała zatkany nos, ale nie marudziła zbytnio. Leki tak ją otumaniły, że pewnie sądziła iż jest w kibelku razem z tatą po porannym opróżnieniu się.
- Jakie wielkie robaki!- rzuciła Sandra pokazując mi wielkiego na pięć centymetrów pasikonika.
- Wcale nie są wielkie. U nas też jakbyś wyszła nocą na polanę, to tam też są takie wielkie pasikoniki, o ile nie większe. Ciesz się tylko, że na ciebie nie wskakują, bo gdyby to zrobiły, to wczepią się w ciebie tak mocno, że nie będą chciały pościć. I nie pytaj skąd o tym wiem.
- Dzięki- rzuciła tylko.
Razem stanęliśmy nad stawem, gdzie po prawej stronie znajdywały się lekkie zejścia. Jedno strome, widać, że udeptane przez czyjeś buty, a inne mniej strome i mniej zadeptane. Woda była trochę matowa, ale miałem to gdzieś. Jeśli inni się tu kąpali, a widać było ślady ludzkich butów, to dlaczego ja miałbym nie skorzystać z okazji.
- Ja tam wchodzę pierwszy- rzuciłem do nich i zostawiłem Fabka blisko mamy. Wzięła go za rękę, choć równie dobrze mógłbym dać jej łapę psa. Nie wiem, czy zauważyłaby różnicę.- Poradzisz sobie z nim mamo?- spytałem tak na wszelki wypadek.
- Tyle lat sobie radze, że i teraz też dam radę- ziewnęła.
Staw porastała tylko trawa. Nie było żadnych innych roślin, czy też chwastów. Sama trawa, dość wysoka, która kończyła się w połowie wysokości do stawu. Miałem się rozebrać, ale każdy patrzył na mnie z takim przejęciem, że nie zamierzałem być potem obiektem plotek mojej siostry. Zdjąłem tylko buty, skarpetki i koszulkę. Ułożyłem to wszystko na boku wiedząc, że i tak gdy tylko się wyblechtam wezmę je i przepłukam. Starałem się oddychać przez usta, bo wtedy nie czułem takiego smrodu, choć skojarzył mi się z opalanym kurczakiem.
Na wodzie pływało kilka robali, jakiś żuczków i kilka niebieskich ważek, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Postawiłem we wodzie najpierw jedna nogę, żeby poczuć jak bardzo jest zimna. O dziwo była letnia, więc nie musiałem się obawiać żadnych skurczów, czy też dreszczy.
- Jest nawet ciepła!- krzyknąłem do reszty gapiów.
- Ale są w niej robale- odkrzyknęła siostra.
Wzruszyłem ramionami wkładając do wody drugą nogę. I tak kroczek po kroczku wchodziłem coraz głębiej. Spad był niski. Nie musiałem się przejmować, że się utopię. Oddychanie przez usta nieco mnie denerwowało, ale jakoś sobie radziłem. Oczywiście przez cały czas zastanawiałem się skąd dobiegał taki smród, ale gdy tylko zanurzyłem się po barki odepchnąłem się dna i zacząłem pływać prawie natychmiast przestało mnie to interesować.
- I jak tam?- pytał tata ciekaw, choć to on powinien być tym, który jako pierwszy sprawdzi kąpielisko w względzie bezpieczeństwa.
- Dobrze. Trochę chłodno tam na dole, ale jest ok. Mam wrażenie, że woda sama mnie unosi. Jest dziwnie galaretowata, jakby zrobiona z jakiś żelków, ale po za tym wspaniale jest czuć się czystym. Nie tak jak wy!
Ostatnie zdanie miało być dla nich zachętą, aby sami spróbowali wejść i zmyć z siebie ten okrutny zapach. Tata ze Sandrą zeszedł na dół. Widział w którym momencie wskoczyłem do wody i gdzie jest głębsza, więc szybko zdjął z siebie ubranie, pozostając w samych majtkach i po kilku krokach sam wskoczył i teraz płynął w moim kierunku.
- I jak?- zapytałem, gdy się do mnie zbliżał.
- Tak sobie. Trochę chłodna, ale masz rację, że daje się wyczuć jakąś galaretowatość, która jakby sama nas unosiła w powietrze. To znaczy na powierzchnie- poprawił się.- Ale wciąż tu jedzie spalenizną.
- Oddychaj ustami, tak jak ja.
Popatrzyłem na mamę, która wciąż stała na samej górze. Fabek stał przy niej, ale już nie trzymała go za ręce. Sandra też zaczynała się rozbierać, choć zdjęła tylko sandałki i sukienkę. Pozostała w małym staniczku, który kupiła jej mama. Nie miała jeszcze nawet wypustków piersi, ale bardzo się ich wstydziła. Pewnie wszystkie dziewczyny takie są. A z reguły te, które mają do pokazania najmniej wstydzą się bardziej od tych, które mają więcej i które chętniej się prezentują. Wystarczy popatrzyć na panią od pogody. Ta z małymi piersiami nie nosi nigdy dekoltów, a ta z dużymi sprawia wrażenie, że wręcz uwierają ją w staniku, dlatego często nimi delikatnie porusza. Wiem to od taty, bo on jako pierwszy to zauważył, ale nie powiedziałem nic mamie. Jeszcze by była zazdrosna, że tata woli gapić się na babkę od pogody, niż na nią i dopiero urządziłaby nam Sajgon.
Ciężko było mi pływać i obserwować jednocześnie mamę , Fabka i Sandrę, ale widząc zadowolonego ojca, który korzystał z przyjemności i ani razu się nie rozejrzał, to ja znów musiałem przejmować pałeczkę. Chyba jak zwykle zresztą.
Sandra wzięła jakiś patyk i odgarniając kilaka robali z wody zamoczyła się do kolan. Była więc bezpieczna. A znając jej obawy przed utonięciem raczej nie pokusi się dalej. Przynajmniej jej bezpieczeństwa mogłem być pewien.
- Choć mamo! Nie jest tak źle!- krzyknęła do niej.
Mama nie zareagowała, ale Fabianek sam wziął ją za rękę i zaczął wolno prowadzić w dół. Niby miał tylko cztery lata, ale czasami zachowywał się bardzo dorośle. Miał może problemy z mówieniem, bo potrafił tylko wypowiedzieć pojedyncze wyrazy i to te proste, ale nikt z nas do niczego go nie zmuszał. Ja sam zacząłem wszystko mówić dopiero jak miałem pięć lat i trzy miesiące. Sandra gadała już od trzech lat, ale ona była dziewczynką, więc to się nie liczyło. Dziewczyny zawsze robiły wszystko pierwsze, ale potem, gdy będę dorosły, to one pierwsze się zestarzeją, a ja wciąż pozostanę młody.
Coś za coś.
- Fabuś, ale ty nie wchodź do wody, dobrze?
- Tak- odparł grzecznie zatrzymując się kilka centymetrów przed wodą.- To- pokazał na nasze ubrania.
- Tak, zaraz je upiorę, tylko jeszcze trochę popływam, dobrze?
- Tak- odparł z czego byłem bardzo dumny.
Niespodziewanie jednak coś pociągnęło mnie za nogę we wodzie. Wrzasnąłem nieco łykając wody, która smakowała jak pomyje, ale zaraz to coś mnie pościło. Rozejrzałem się dookoła, bo było to tak szybko, że nawet nie zdążyłem krzyknąć, gdy nagle tata wyłonił się z wody.
- Nie boisz się?- zapytała plując wodą na boki.
- Jesteś nie normalny tato! A co gdybym się nie wyłonił? Też byś się śmiał?
Wkurzyłem się. Ojciec czasami potrafił zachowywać się jak dziecko i ta chwila była tego przykładem. Nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłbym wpaść w panikę i nie móc potrafić wyjść na powierzchnie, ale to, oczywiście nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Lepiej byłoby się pośmiać ze mnie. Ale to, że ja już umiałem pływać, a on nauczył się dopiero mając dwadzieścia lat nigdy nam nie przypominał. Śmieszne w tym momencie okazywało się przysłowie ,,Jak dorośniesz, to zrozumiesz’’. Choć może zwyczajnie tylko taty nie obowiązywało.
- Wyluzuj, przepraszam. – Wypluł znów wodę.- Smakuje jak zbuki- znów splunął.
- Mnie to mówisz? Sam się jej nałykałem! Spadam do brzegu. Muszę uprać ciuchy, bo nie zamierzam chodzić w tych brudnych.
- Jak sobie chcesz. Ja jeszcze trochę popływam.
Dopłynąłem do brzegu, gdzie wciąż stała Sandra po kolana we wodzie.
- Po co się cała rozebrałaś, skoro weszłaś tylko do kolan?
- A co cię to obchodzi?- odparła naburmuszona kopiąc wodę, jakby była jakąś piłką.- Ciesz się, że nie ma tu komarów- zauważyła. – A po za tym, wydaje mi się, że coś w tej wodzie pływa- odparła dumnie.
- Ta, jasne. Powiedz to tacie, to może w końcu wyjdzie.
Jeśli chciała mnie wystraszyć, to kiepsko jej to wyszło. A nawet gdyby coś tam pływało, to przecież sam bym zauważył. Zastanowiła mnie jednak ta sprawa z komarami. Faktycznie. Jak na łąkę, gdzie okalał ją las dziwne było, że prócz pasikoników i robali wodnych nie latał żaden komar. Z reguły zawsze są przy wodzie. Choć, czy reguła musi oznaczać, że na pewno?
- A gdzie mama z Fabkiem? Nie wymoczy sobie nóg?
Rozejrzałem się dookoła, choć nie było widać co znajdowało się na górze między trawą. Musiałbym wejść nieco wyżej, co tez zaraz zrobiłem.
- Nie wiem- kopnęła tak mocno, że aż pochlapała sobie twarz.- Nie patrzyłam na nich.
- Pewnie zabrała go do samochodu. Mogłabyś bardziej na nią uważać, bo wiesz, że pobrała tabletki na uspokojenie.
- Jakoś tata się tym nie przejmuje- stwierdziła wchodząc o krok głębiej.
Faktycznie. Jeśli chodziło o nasze bezpieczeństwo, to rodzice w tej chwili nie wykazywali się żadną ochroną swoich pociech. Matka się naćpała lekami, a ojciec pływał we wodzie i w dodatku sam ciągnął mnie na dno. Niezłe żarty. Ciekawe, czy gdyby jego tak pociągnąć do doły, to też byłaby taka frajda.
Idąc pod górę lekko owiewał mnie wiar, którego nie było na dole. Prawie natychmiast moja skóra wysychała, choć była dziwnie tłusta i galaretowata.
- Coś jest na spodzie!- krzyknął tata zachwycony swoim znaleziskiem.
- To to wyciągnij- odkrzyknąłem nie patrząc na niego.
W połowie drogi usiadła na mnie jakaś dziwna mucha starając się we mnie wessać, więc jednym machnięciem ją zmiażdżyłem. Okropny śluz spłynął z jej odbytu. Kawałkiem trawy starłem resztkę z ręki i ruszyłem w kierunku auta. Jeśli dobrze myślałem, to w bagażniku powinna być moja torba z żelami pod prysznic. Odrobina płynu w stawie chyba nie zaszkodzi, a ja przynajmniej upiorę sobie poplamione ubrania. Zanim jednak podszedłem do samochodu przypomniało mi się jak mijaliśmy jakąś przewróconą tabliczkę. Podbiegłem do niej i przeganiając obok pasikonika podniosłem do góry. Widać było, że ktoś napisał go pędzelkiem białą farbą drukowanymi literami nieco już gdzieniegdzie odpadającymi.
JEZIORO DUSZ
Głosił napis. To, że było to jezioro zupełnie się zgadzało, ale nie byłem pewny o co chodziło z tymi duszami. Być może ktoś się tu kiedyś utopił, pomyślałem i szybko wróciłem nad rozlewisko, aby sprawdzić, czy Sandra wciąż tam jest. Była i wciąż kopała wodę, a ojciec co jakiś czas nurkował próbując zapewne wyciągnąć to coś.
- Jest bardzo śliskie!- rzucił, lecz ja w tej chwili pobiegłem do auta, żeby sprawdzić, czy jest w nim mama i Fabian.
- Mama?- krzyknąłem zanim dobiegłem do auta.
Spała. Okno miała otwarte, a po niej chodziło kilka much. Odgarnąłem je i zacząłem histerycznie otwierać każde z drzwi.
- Fabian!- wydarłem się, gdy się okazało, że nigdzie go nie było.- Fabianek! Gdzie jesteś?! Fabek!- nawoływałem jeszcze raz przetrząsając samochód.
Podchodząc do drzwi mamy potrząsnąłem nią, aby się obudziła.
- Mamo! Gdzie jest Fabian? Mamo!
Tarmosiłem ją na boki, ale ona tylko chrapała. Zatrzasnąłem drzwi z hukiem i zacząłem drzeć się na cały głos biegając jak szalony wokoło samochodu i kawałek dalej. Jeszcze raz wróciłem się do samochodu, żeby zobaczyć, czy zostały tam jego autobusy. Nie było. Musiał więc gdzieś z nimi pójść. Pędem krzycząc jego imię gnałem przed Jezioro Dusz i stojąc tuż przed nim mrożąc nieco oczy od cieniutkich promieni słonecznych przenikających przez las zacząłem go nawoływać wciąż krzycząc jego imię. Tata usłyszał moje histeryczne krzyki i spytał co się stało.
- Nigdzie nie mogę znaleźć Fabiana! Matka spokojnie chrapie we wozie, a go nie ma!
Słysząc co powiedziałem natychmiast zaczął płynąc w moim kierunku krzycząc imię synka. Sandra zaczęła płakać, ale zezwałem ją tylko, aby nie beczała, tylko pomogła mi szukać Fabiana, albo chociaż jego autobusów bez których nigdzie się nie ruszał.
- Coś jest na dnie!- krzyknął ojciec.- Znów o coś zawadziłem!
Kopnął w tamtą stronę nogą pod wodą i wtedy to dojrzałem. We wodzie pływało jakieś ciało! Duże zniekształcone, chyba mężczyzny, które jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknęło. Nie wiedząc jak zareagować zacząłem się rozglądać na boki wokoło stawu i nie potrafiłem uwierzyć w to co widziałem! Wcześniej tego nie dostrzegałem, ale może gdybym bardziej się przypatrzył i skojarzył to z galaretowatą wodą…
Wszędzie dookoła leżały jakiś trupy! Jak mogłem ich nie zauważyć? Tata pływał pośrodku stawu pełnego nieżywych stworzeń. Kilka ciał było ludzkich, ale kilka też należało do jeleni, albo saren, które być może wpadły szybkim galopem przemierzając łąkę. Kilka psów, ptaków.
- Wyłaź z tej wody!- wykrzyczałem piszcząc.
Ciała, ciała, wszędzie pływały nagie ciała! Jakby kąpiąc się nikt nie założył nawet bielizny. I ta galaretowata substancja… To musiały być rozkładające się ciała! A na dodatek coś w oddali, na drugim końcu jeziora było kolorowe.
I wtedy to dostrzegłem. Tam było coś czerwonego. Pobiegłem naokoło w tamto miejsce i zacząłem krzyczeć zanim widok małego ciałka zdążył dotrzeć do mojej głowy.
- Nie!!! Nie!!! Fabian!!! Nie!!! O kurwa nie!!!
Rzuciłem się do miejsca, gdzie widziałem czerwone spodenki mojego braciszka i jego zielona koszulkę. Skoczyłem na jakiś kamień, ale ból nogi był niczym w porównaniu z bezwładnym ciałkiem mojego braciszka. Starając się go podnieść upadłem na kolana prawie przewracając się we wodzie, która po upadku sięgała mi teraz szyi, ale najszybciej jak potrafiłem wywlokłem go z wody i ułożyłem na piasku. Nie pamiętałem dobrze jak robi się sztuczne oddychanie, ale wdmuchiwałem w niego całe śmierdzące powietrze jakie tylko było wokół nas zdając sobie sprawę, że tym mu nie pomogę. Potem zacząłem nim potrząsać. Odwróciłem go nawet do góry nogami trząsając nim jak kukiełką wciąż płacząc i krzycząc jak przerażona dziewica. Nie potrafiłem uwierzyć w to, że nikt nie pilnował mojego braciszka! Matka chrapała w aucie i niech ją szlag jasny trafi, bo to przez nią mój brat teraz nie oddychał.
W chwilę potem przybiegł ojciec znów kładąc go na ziemi i starając się go przywrócić do życia, a ja darłem się tak głośno jak umiałem. Krzyczałem na wszystkich łącznie ze sobą, bo sam przecież pozostawiłem go matce odurzonej lekami uspakajającymi. Winna była też Sandra, bo nie zwróciła na niego uwagi, gdy jakimś cudem odszedł tak daleko. Winny był też ojciec, bo pływał sobie spokojnie pośród trupów o których nie miał nawet pojęcia, podczas gdy mój brat tonął.
Wszyscy zawinili!
- Po co w ogóle w cholerę jechaliśmy tym pieprzonym skrótem! To twoja wina chuju pieprzony!- darłem się na ojca, gdy razem tuliliśmy wciąż bezwładne ciało Fabianka. – Nienawidzę cię! Rozumiesz? Nienawidzę…
Jeśli kiedykolwiek ktoś powie, że wie co to znaczy cierpieć z powodu zmarłego syna, czy też brata, nie przechodząc tego na własnej skórze ten gnój śmierdzący! Nikt nie zrozumie tego bólu! Nikt nie pojmie tego ściskania w mostku, w żołądku, bólu w sercu i odwiecznego pytania:
DLACZEGO?
Dodaj komentarz