,, Czerwony autobus widmo" cz. 24 ostatnia

,, Ponieważ każda bieżąca chwila,
tak samo jak wszystkie razem, to proces,
a więc przemijanie;
w rzeczywistości żadna chwila
nie jest teraźniejszością.
Tym samym nie ma w czasie ani teraźniejszości,  
Ani przeszłości, ani przyszłości.’’
                                             Soren Kierkegaard
  
Rozdział dwudziesty trzeci
A lata lecą

Pewna kobieta usiadła na ławce w parku wcześniej przygładzając sobie spódnicę. Upalne słońce grzało na tyle mocno, że pozwoliła sobie zdjąć ramiączka od stanika i teraz bezwiednie opadały jej na ramiona. Słońce raziło ją na tyle mocno, że przesunęła się nico w lewo, akurat w miejsce, gdzie gałęzie buku oddawały kawałek cienia. Zadowolona, że nie musi już mróżyć oczu wzięła swoją niebieską torebkę do rąk i wyciągnęła z niej jakąś książkę. Rozsiadła się wygodniej i zaczęła ją czytać.
Mężczyzna siedzący tuż za nią, z czego nie zdwała sobie sprawy, bo jego łwka znajdowała się za drzewami, co jakiś czas patrzył w jej stronę. Zdawało mu się nawet, że wie co czyta kobieta, dlatego postanowił jej nie przeszkadzać. Rozłożył się wygodniej i widząc, że kobieta jest tuż przed końcem książki postanowił zaczekać, aż całkiem ją skończy. Był ciekaw, czy książka jej się spodobała i jaką może udzielić o niej opinię. Oczywiście, gdyby kobieta nie zechciała z nim rozmawiać wcale nie będzie jej do tego zmuszał, ale pomyślał, że ładnie z jej strony by było, gdyby cokolwiek mu o niej opowiedziała.
Słońce przygrzewało coraz mocniej. Na twarzy mężczyzny ukazały się już kolejne warstwy potu i zauważył, jak kobieta również nieco niżej zsunęła koszulkę na cieniutkich ramiączkach. Upały tego lata dawały się wszystkim we znaki, nie tylko młodym ludziom. Starsi prawie wcale nie wychodzili na dwór, gdyż plus czterdzieści stopni mogłoby im zaszkodzić, choć pewnie i w blokach wcale nie było za wielkiej róznicy w temperaturze. Taki skwar bywał raczej żadki, lecz zbierał żniwo dużo większe niż mrozy. Częściej dochodziło do utraty przytomności, czy też zawału.
Kobieta przerzuciła kolejną kartkę wyraźnie ukazując jej swoje zainteresowanie, gdyż nieco zagięty róg starała się za wszelką cenę ładnie i delikatnie wyprostować. Książkę z niebieską okładką trzymała wyrafinowanie, a kolorową zakładkę do niej trzymała między palcami lewej reki. Co jakiś czas wyzdychała, a nieraz nawet przecierała łzy chusteczką bacznie obserwując, czy nikt jej nie widzi. Gdy teren był ,,czysty’’, wracała do książki znów pozwalając, aby emocje z niej wyjęte dały swój upust w postaci maleńkiej łzy.
Niespodziewanie do mężczyzny podbiegł jakiś mały chłopiec.
- Tato, gdzieś zapodziała mi się piłeczka. Rzucałem ją do Tekili, ale ona mi jej nie przyniosła- żalił się wciąż oglądając się za siebie.
- Spokojnie mały. Zaraz pomogę ci ją poszukać.
Mężczyzna wstał i wraz z chłopcem zaczęli szukać piłeczki, podczas gdy Tekila, ich owczarek niemiecki, wesoło podskakiwała za nimi.
- Szukaj Tekila, szukaj!- krzyczał chłopiec starając się zainteresować zgubą swojego psiaka.
Mężczyzna szukał w miejscach, gdzie taka mała piłeczka mogłaby się zapodziać. Synowi nakazał iść za nim, albo też szkać, jednak nie zbyt daleko. Dał mu wybór, gdyz malec nie lubił jednoznacznych poleceń.        
Niedaleko znajdowało się Jezioro Róż. Ludzie tak je nazywali, gdyż różne pary zakochanych lubiały siadać nad nim i wrzucać do niego swoje róże, co symbolizowało, że wkrótce para stanie się szczęśliwymi rodzicami. Wierzyli, że gdy róża wypłynie daleko cała ciąża kobiety i poród przebiegną pomyślnie, a gdy kwiat zatrzymywał się w miejscu, lub odpływał jedynie kawałek kobieta musiała niezwłocznie udać się do lekarza, aby sprawdzić, czy wszystko z jej maleństwem jest w porządku.
Mężczyzna spoglądając w Jezioro Róż, choć tak na prawdę było to zwykłe jeziorko, tylko bez nazwy, przypomniał sobie jak jego ukochana Ewelinka kiedyś razem z nim usiadła przezd tym jeziorkiem i wypościła z rąk różę czekając, aż popłynie na tyle daleko, aby nic nie mogło się złego przytrafić jej i maleństwu. Pamiętał zawet jak się lekko zamachnęła i straciła równowagę wpadając do płytkiej wody zaledwie po kostki. Ucieszyła się, że nie upadła do niego cała i zaśmiała się wesoło, gdy jej mąż ją z tamtą wyciągał.
- Daj spokój kochanie, nic mi nie będzie- pocieszła go radośnie śmiejąc się ze swojego upadku.
- Ale musisz na siebie uważać. Przecież nasze maleństwo ma już trzynaście tygodni- zauważył mężczyzna.
- Tak i spójrz- pokazał palcem na ich różyczkę.- Płynie na tyle daleko, abyśmy byli pewnie, że nic jemu nie będzie.
Mężczyzna uspokojony przytulił  świeżo poślubioną żonkę do siebie przekonując ją jednak, aby tak dla pewności wybrała się na wizytę do lekarza. Kobieta zgodziła się, gdyż zbyt wiele dla niej znaczył ten malec. Oczywiście lekarz nie zauważył niczego niepokojącego i ich cudowny maluszek Damianek urodził się zdrowy z czterokilową wagą. Rodzice cieszyli się jak małe dzieci, lecz szczęście ich nie trwało zbyt długo. Kobieta w drugiej dobie po porodzie zmarła w środku nocy. Pielęgniarki obudził płacz dziecka, które płacząc krzyczało maa…, maa… . Zdawało się, jakby krzyczało mama i płaczem przejawiało swój ból.
Mężczyzna przetarł swoje łzy udając przed chłopcem, że wciąż szuka tej piłeczki.
- Tato! Tato!- krzyknął gdzieś za nim synuś.
- Co się stało malutki?
Podszedł do dziecka, które stało obok kobiety, która właśnie zdążyła przeczytać swoją książkę. Z tego wszystkiego mężczyna zupełnie o niej zapomniał.
- Ta pani ją znalazła- powiedział. – Akurat skończyła czytać książkę wujka Damianka, spójrz!
Malec z rozkoszą wyjął książkę z rąk mężczyzny i pokazał ją ojcu.
- Wujka Damiana, powiadasz?
Kobieta zaciekawiona, że spotkała brata swojego ulubionego pisarza postanowiła podtrzymać rozmowę na tyle, na ile jej rozmówcy byliby nią zainteresowani.
- Tak- rzekł mężczyzna.- To jedna z książek mojego brata. Teraz pisze nastepną, ale jakoś tak zmienił tematykę- odparł rozkojarzony, bo wizja swojej zmarłej żony wciąż ślęczyła mu przed oczami.
- O, a jaką? Bo dotychczas pisał same horroy. Mam wszystkie jego książki, ,, Nikt nie może tutaj zamieszkać’’, ,,Obsesja’’, ,,Śmierć w lesie’’ i teraz tą – pokazała okładkę.- ,,Czerwony autobus widmo’’.
Mężczyzna zerknął najpierw na jej palec, czy nie ma gdzieś obrączki, lecz za chwilę zrugał się w duchu. Przecież od śmierci jego żony minęły zaledwie trzy lata. To zbyt prędko, aby miał zajmować się kobietami. W ogóle nie zamierzał nigdy interesować się żadną kobietą, bo to jego żona była tą jedyną. Nie tylko dopóki żyła, ale i po śmierci.
- Nie uwierzy pani, ale to miała być jego pierwsza książka, którą chciał wydać, ale nie wiem czemu się rozmyślił. Stwierdził, że nie potrafi jeszcze o niej opowiadać i zaczął pisać inne, a tą dopiero teraz wydał.
- Naprawdę?- zadziwił kobietę, która ceniła książki, jak mało kto. A do tego również miała blond włosy, długie rzesy i jasno niebieskie oczy, zupełnie jak jego Ewelina.- A wie pan co? Bo mnie zastanawia tylko jedna rzecz z tej ksiązki. Czemu on, czy też oni wciąż widzieli ten autobus? Czy to był ten sam, który posiadał ten chłopiec, czy też kierował nim ten, który oblał te wszystkie dzieci benzyną?
Mężczyzna zaśmiał się.
- Nie zupełnie. Bo widzi pani, jak się później okazuje ten chłopiec przeżył. Wcześniej jego cała rodzina miała wypadek i to zaledwie tuż po wyjeździe. A potem, gdy w powieści kolejne osoby ginęły, to faktycznie oni byli wtedy w szpitalu. Ten mały chłopiec, który utopił się, tak naprawdę został w nim odratowany, choć nie dawali mu większych szans. A potem na prawdę w szpitalu zmarła ta dziewczynka, potem ojciec i na końcu matka. Chłopczyk, ten mniejszy,  wciąż pozostawał w śpiączce farmakologicznej, a ten większy budził się co jakiś czas. Nie wiem tylko dlaczego akurat przy jego łóżku ktoś położył ten czerwony autobus, skoro on był zabawką tego mniejszego. I zwyczajnie, gdy ten większy budził się jego oczom ukazywał się czerwony autobus, który leżał tuż przy jego głowie.
- To niesamowite!
- Oj tato, powiedz wreszcie, że to ty byłeś tym małym, a wujcio Damian tym dużym chłopcem. I choćmy w końcu do domu, bo Tekila zaraz zacznie kopać doły i znów to ja będę musiał się nimi zajmować- uskarżał się mały.
- No dobrze, już dobrze.
Przez sekundę przeleciał mu szalony plan. Być może mógłby zapoznać tą kobietę z jego bratem. Przecież skoro tak uwielbia jego powieści, to pewnie by się ucieszył z jej wizyty. A może nawet coś by z tego wynikło…
Jednak zamiast rozweselić się tą myślą posmutniał przez moment. Kochał swojego brata, ale żal mu go było, bo nie mógł się cieszyć życiem, tak jak on. Siedział na wuzku z powodu braku jednej nogi, choć zatapiając się ze swoimi powieściami wydawał się być jednak szcześliwy. A  co tam. Postanowił, że ją do niego zaprosi. W końcu tata fanka nie mogła pozostać bez odpowiedzi.
-  Może chciałaby pani go poznać?
- Tak! Tato tak!- wykrzyknął malec.- I my też tam pójdźmy, dobrze? Sam zobacz, czy ta pani nie przypomina mojej mamy? Pokazywałeś mi jej zdjęcia, pamiętasz?
Kobieta zmieszała się. Zastanawiała się, czy matka tego dziecka ich opóściła, czy zwyczajnie odeszła z innym. Nie zdążyła jednak wymyślić innych powodów, bo malec natychmiast jej wszystko wyjaśnił.
- Moja mama zmarła jak miałem jeden dzień i trochę. Teraz mieszkamy z tatą i wujkiem Damianem. Wujek Damian pisze książki, ale nie ma jednej nogi, bo miał wypadek w dzieciństwie. Ale wciąż ma taty czerwony autobus!
Z bełkotania chłopca z początku za wiele nie wynikało, ale kobieta szybko połapała się. Przecież sama przeczytała jego ostatnią książkę, więc słowo o autobusie zaraz skojarzyła z książką.
- To fantastycznie. A wiesz co? Ja też miałam kiedyś wypadek samochodowy. Miałam też takiego małego chłopczka Fabianka, który miał dwa latka, wiesz?
- Oj, i też nie żyje?
Mały chłopiec bardzo zaintrygował młodą kobietę. Był taki rozgadany i o sprawach śmierci gadał z taką otwartością, choć może niezbyt jeszcze to rozumiał.
- Mój tata ma na imię Fabian!- wykrzyknął malec rzucając się w ramiona taty.- Ale by fanie było, gdyby pani była moja mamą! Mama była do pani podobna i miała na imię Ewelina.
Kobieta zarumieniała się.
- Ja też mam na imię Ewelina.
- Jej! Tato, słyszysz!
Jednak po chwili spoważniał i pozostawiając ojca samego podszedł do pani Eweliny i pociągnął ją w dół, aby była blisko jego wzrostu.
- A czy pani ma innego tatusia?
- Męża?
- A ma pani?- posmutniał chłopiec.
- Nie. On zginał wraz z Fabusiem. Teraz synek miałby pięć lat.
- To wspaniale!- rzucił mały krzycząc radośnie.
- Damian!- skarciło go ojciec.- Pani mówi ci smutne rzeczy, a ty się z tego cieszysz?
Mężczyzna przyjął purpurę na twarzy, prawie równą kobiecie. Chłopiec jednak postanowił wyjaśnić swoją radość.
- Nie tato, pani Ewelina jest sama, a ty nie masz mamy i ona też jest Ewelina, tak jak mama, więc może być i moją mamą, nie rozumiesz? Ona nie ma swojego dziecka Fabusia, a ty akurta masz tak na imię, więc to nie jest przypadek, tato!
Ojciec odchrząknął. Z tego pokręconego potoku słów dało się jednak wywnioskować o co małmu chodziło.
- Synuś, my nawet tej pani nie znamy- odparł nie wiedząc jak się zachować. Opowiadanie o swoich prywatnych sprawach zupełnie obcej kobiecie nie spodobało się Fabianowi.
- Ale możemy się poznać. Zapraszam na kawę- powiedziała kobieta.
- Cóż, dobrze. Ale ty- pokazał palcem na synka.- Masz być już grzeczny, dobrze?
- Jak słońce!- wykrzyknął radośnie podskakując co jakiś czas.
Malec zostawił ich skakając tuż przed nimi, ale nie myśląc o czym teraz rozmawiają jego tata z kobietą o imieniu jego mamy, a o dziwo mieli takie same zainteresowania. Oboje byli fanami książek wujka Damiana i oboje w ogóle lubili czytać książki. Kobieta przyznała się, że też kiedyś pisała coś na podobieństwo książek, ale zrezygnowała zaraz po wypadku jej męża z dzieckiem. Podobno mieli wyjechać na wakacje do Gdańska, lecz w połowie drogi wpadła na nich ciężarówka. Ona jako jedyna przeżyła. Mężczyzna zaproponował, że mogą pokazać jej książki wciąż tkwiące w zeszytach w szufladzie Damianowi, który może ocenić, czy coś z nich będzie. Kobieta z radością przyjęła jego propozycję biorąc go pod rekę.
I nawet ma podobny głos do niej, pomyślał tamtego popołudnia. Być może nadzieja faktycznie umiera ostatnia…



,, Krótki dzień życia szybko chyli się ku końcowi;
ziemskie radości bledną, znika chwała;
we wszystkim, co mnie otacza,
widzę zmianę i dekadencję.
Ty, który się nie zmieniasz,
zostań przy mnie.’’
                            Henry Francis Lyte

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 2447 słów i 13354 znaków.

2 komentarze

 
  • zakręconaa@07!

    Chyba mieli wypadek, a temu ich najstarszemu to wszystko się śniło, i przeżył tylko on i jego młodszy brat.

    7 maj 2018

  • Ewelina31

    @zakręconaa@07! tak, dokładnie. ;)  Miło, że ktoś czyta z uwagą :)

    7 maj 2018

  • zakręconaa@07!

    @Ewelina31 to moje dwa Nicki: zakręconaa@07 i nienormaln@&amp dla wyjaśnienia bo mam dwa telefony i dlatego mam dwa nicki.

    7 maj 2018

  • Ewelina31

    @zakręconaa@07! oki, spamiętam, heh ;)

    8 maj 2018

  • nienormaln@&

    Bardzo fajne, tylko jak rodzeństwo tego Damiana znalazło się w szpitalu, skoro wieźli ich w bagażniku a potem zatrzymali się przy tej chatce?

    6 maj 2018

  • zakręconaa@07!

    @nienormaln@& dzięki za info!

    7 maj 2018