,,Nie ma nic cenniejszego od czasu,
Bo jest on ceną wieczności.’’
Louis Bourdaloue
Rozdział pierwszy
Dzień przed wyjazdem
- Tato, na jutro zapowiadają upały! Pani prezenterka powiedziała, że w tym tygodniu temperatura może przekroczyć nawet czterdzieści stopni!- wykrzyczałem, gdy tylko wrócił z pracy.
- Wspaniale! W takim razie wiecie co to oznacza- powiedział kładąc swoją walizkę przy nodze.
- No pewnie tatuśku!- wykrzyczała Sandra rzucając się ojcu na szyję.
- Och kochanie, pozwól, że tylko się rozbiorę. Na dworze jest dopiero plus dwadzieścia stopni, a ze mnie leje się fontanna wody- dodał żartobliwie stawiając Sandrę na podłodze.
- Chyba potu!- krzyknęła radośnie śmiejąc się ze swojego żartu.
Tata zdjął marynarkę i zawiesił ją w korytarzu. Pod pachami nieskazitelnie białej koszuli ukazały się wielkie koła potowych wyczynów, co nie wyglądało najlepiej zwarzywszy, że był dyrektorem naszej szkoły. We wakacje rzadko tam chodził, ale akurat teraz zwołał jakieś zebranie, bo matki protestowały w sprawie podręczników. Co roku każdy z nas miał inne książki, więc nie można było od nikogo ich odkupić, choć nie rozumiałem, w czym problem, bo przecież było nas na to stać. Tata zarabiał całkiem sporo, a do tego zawsze wiedział na co wydać szkolne pieniądze, aby nam zostało jak najwięcej, jednak gdy w grę wchodzili rodzice uczniów, musiał stawić im czoło.
- I jak ci poszło kochanie?- zapytała mama zabierając jego marynarkę z wieszaka i przewieszając ją sobie przez rękę.
- Ach, szkoda gadać. Najpierw rodzice chcieli, aby książki co roku były takie same- mówił odwiązując sobie buty.- Ale wytłumaczyłem im, że dzieciaki są na tyle mądre, że będą spisywać wszystkie prace domowe ze starszaków, przez co spadnie ich poziom nauczania, na co pani Łęska stwierdziła, że dobrze, bo po co wymyślać dziesięć prac domowych, każdą w innym temacie dla każdych trzecich klas, skoro można napisać jeden, i co roku nauczyciele przestaliby się uskarżać, że dzieciaki nie odrabiają prac domowych. A potem pani Wyszyńska stwierdziła, że ona tam skończyła sześć klas i jakoś tak nie jest mniej naumiona.
- Naumiona?- spytała zdziwiona mama zawieszając taty marynarkę w szafie w przedpokoju.
- No, wyobrażasz sobie? Gdybym ja miał się tak naumieć, to sam nie wiem, czy dzisiaj potrafiłbym zmienić koło w samochodzie- mruknął przechodząc do kuchni.
- O to, akurat nie musisz się martwić, bo robi to za ciebie mechanik- skwitowała mama.
- No tak, ale gdyby nie on, to sam bym to zrobił- powiedział wyniosłym głosem, co mama skwitowała uśmiechem.
Tata usiadł przy stole, a mama zaparzyła mu kawy. Napił się jej i widziałem, że nie zamierzał zdejmować koszuli, która już nie tylko pod pachami miała zakola, ale i na brzuchu i pod piersiami. Litując się nad nim poszedłem do jego pokoju i wyciągnąłem z szafki nowy podkoszulek z napisem JESTEM PANEM TEGO DOMU i podałem mu ją.
- Dzięki synek- przeczochrał mi włosy i zaczął w końcu odpinać koszulę pod szyją.
- Nie ma za co. Zawsze do usług ojcze- zaszpanowałem przez co zasłużyłem na dużego przytulańca z trzema uderzeniami otwartą dłonią w plecy. Tak poklepywali się dorośli, więc byłem dumny, że i mnie za takiego uważa, choć miałem zaledwie jedenaście lat.
- Kim będziesz jak dorośniesz?- zapytał mnie jak zawsze, gdy chciał, abym poszedł w jego ślady.
- Dyrektorem naszej szkoły- odparłem dumnie prostując plecy i wypinając niewielką klatę.
- Jak będziesz rządził?
- Prawie i uczciwie, aby zawsze wyjść na swoje!
- Co do tego czasu będę robił?
- Będę się uczył i pilnie słuchał, kiedy tata podpowiada mi z czego będzie klasówka!
- A potem?
- A potem napisze program taki wspaniały, że każdy zechce mnie na dyrektora swojej szkoły i wtedy wybiorę tą, gdzie dadzą mi najwięcej pieniędzy!
- Zuch chłopiec- odparł tata oddając mi spoconą koszulę, którą zaniosłem do pralki na białe ubrania. Oczywiście wcześniej ją złożyłem, by za bardzo się nie ugniotła. Pani Mela nie lubi, gdy wkładam pranie byle jak do pralki, bo wtedy ma więcej prasowania.
Pani Mela jest naszą służącą. Mieszka z nami odkąd pamiętam. Na moje oko ma może z czterdzieści lat. Swoje długie czarne włosy zaczesuje do góry, aby żaden kosmyk nie wypadł jej czasami do jedzenia, czy też na stół. Nigdy się nie maluje, choć ma takie piękne błękitne oczy i pewny jestem, że gdyby się umalowała wyglądałaby jak miss polonia. A do tego ma też duże balony, które fajnie jej podskakują, gdy się śmieje. Zawsze chodzi ubrana w niebieską podomkę i stara się nie przebywać w naszym otoczeniu. Tata powiedział, że ma pracować tak, aby jej nie było widać i tego się trzyma. Czasami zaciska swoje wargi, gdy tata udaje, że jej nie widzi, ale nigdy nic nie mówi.
Tylko słucha. Mnie.
Bo nikt inny nie chce z nią rozmawiać.
Dodaj komentarz