Trudna decyzja 8

Trudna decyzja 8Dzis sobota i mam spotkanie z Markiem, jednak najpierw muszę isc do pracy po zrobieniu toalety ubralam się troche inaczej niż na co dzien. Przewaznie nosze spodnie dziś postawilam na kwiatowa sukienke  szary sweterek i sportowe baletki, oczy podkreslilam kreska i wytuszowałam rzesy na usta nalozylam delikatny blyszczyk. W pracy wywołałam zdjęcia i schowałam do torebki, było kilku klientow odebrałam dostawe odkuriera, koło południa dostałam sms-a od Marka czy spotkanie nadal aktualne odpisałam że tak. W porze lunchu odwiedził mnie Sam i zaproponował wypad na małe co nieco, dzień był słoneczny lecz chłodny pomimo pory roku przeszliśmy do kawiarenki po drugiej stronie, ciągle spoglądał na mnie z uśmiechem.  
-Wiec mów, o co chodzi?- Nie wytrzymałam już jego spojrzeńen – Czemu tak mi się przyglądasz?
-Po prostu nie moge sie napatrzeć, na ciebie- I znów się usmiechnal.
-Mam coś na twarzy, że tak jest?
-Nie po prostu ładnie wyglądasz- Zawołał kelnera i zamówił dwie kawy i kanapki – Ciesze się że zmieniłaś styl.
-Ja nic nie zmieniłam, tylko wszystkie spodnie mam brudne.  
-Rose mówiła że widzisz się z Markiem dziś – Puścił mi oczko i odebrał nasze zamówienie.
-I co z tego jedziemy wybrać kwiaty na imprezę u nich w firmie- Moj telefon zaczal wibrować, sadziłam ze to szef jednak był to obiekt naszej rozmowy. Odebrałam uciszając Sama ręką
-Witam , coś się stało?
-Nie nic, tylko rozmawiałem z prezesem i chce cie poznać.- Zrobił pauzę  a ja już się bałam- Prosił mnie żebym zaprosił cie na obiad w jego imieniu.
-Nie wiem co powiedzieć, ale czemu chce się ze mną widzieć?
-Pragnie osobiście porozmawiać o twoim pomyśle ze zdjęciami. Powiedział że nie przyjmuje odmowy.
-Zgoda tylko kiedy ten obiad ma się odbyć- Czekałam na jego odpowiedz  
-Mam nadzieje, że nie będziesz na mnie zła- Długo nie odpowiadał, a ja upiłam łyk kawy czekając na to co mnie czeka. - Obiad jest dziś o 17.30 w restauracji niedaleko naszej firmy.
-Jak to dziś, nie jestem odpowiednio ubrana- Sam zaczal się krztusić ze smiechu- Nie zdążę się przebrać to zaraz po pracy.
-Nie martw się będę po ciebie zaraz po tym jak skończysz prace- Zanim zaprotestowałam już się rozłączył.
-Masz minę jakbyś dostała obuchem w głowę- Był widocznie rozbawiony – Czemu kłamałaś jesteś ubrana bardzo odpowiednio. Mimo że nie wiem do czego?
-Szef Marka chce mnie poznać i pogadać o pomyśle na dekoracje i motyw imprezy.
-To świetnie.
-Nie, jak ja mam z nim rozmawiać nie mam jeszcze konkretnego planu ani jego zgody na wykorzystanie zdjęć firmy.
-Na obiedzie na pewno go przekonasz i uzyskasz zgodę. Dobra spadam za godzinę mam spotkanie w pracy- I tyle go widziałam, zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do pracy. Cały czas myślałam jak się wykręcić z tego spotkania, jednak obiecałam pomoc i trochę się w nią wciągnęłam poza tym lubię spędzać czas z Markiem świetnie mi się z nim gada. Szef pozwolił mi zamknąć wcześniej , więc musiałam poczekać na niego kilka minut siedząc na ławce obserwowalam ludzi spacerujących po ulicy jedni się spieszyli inni ociągali zaglądając w wystawy sklepów. Widziałam roześmiane uczennice spoglądające ukradkiem na chlopcow przechodzących kolo nich, niedaleko mnie przechodziła zakochana para on patrzył na nią takim wzrokiem jakby była jedyna na tej ulicy, natomiast ona trzymała w dłoni malutki bukiecik kwiatków jakby były najcenniejsze na świecie dla niej pewnie takie były. Słońce świeciło jasno i było cieplej niż kilka godzin temu. Zapatrzyłam się na małego chłopczyka w lodziarni, który podarował jedna rurkę dziewczynce kiedy jej się złamała, ona dala mu buziaka po którym się rozpłakał i uciekł do swojej mamy było w tym coś zabawnego a zarazem romantycznego.
-Ciekawe czy za kilka lat tez tak będzie uciekał od pocałunków?- Usłyszałam kolo swojego ucha głos Marka. -Długo czekasz?
-Nie długo, zamknęłam wcześniej i przysiadłam trochę odsapnąć. To co zbieramy się już, szef nie może czekać- Podniosłam się z miejsca, a Marek przyglądał mi się kilka chwil  
-Pięknie wyglądasz.
-Nie żartuj sobie ze mnie.- Spojrzałam na niego, ubrany był marynarkę i biała koszule pod która miał ciemny T-shirt jego spojrzenie było skupione na mojej twarzy a w oczach nic nie można było odczytać. Miał niesamowicie brązowe oczy z malutkimi drobinkami przypominającymi złoto.
-Nie żartuje, chodź zbieramy się mój szef miał czekać na nas w restauracji.- Poprowadzil mnie w strone samochodu, otworzyl mi drzwi i pospiesznie wskoczyl za kierownice ruszylismy i po okolo 15 minutach byliśmy na miejscu.  
Marek wyszedł i otworzył mi drzwi skierowalismy się do wejscia restauracji, przywital się z jakims mezczyzna w garniturze i przeszlismy dalej wglab sali pelnej gosci.  
Doszliśmy do stolika w samym końcu, przy którym siedział starszy mężczyzna ,a obok niego miejsce zajmował chłopak mniej więcej w wieku Marka i spoglądał na niego z wyższością i pogarda. Starszy pan wstał z miejsca podał mi kwiaty przedstawiając się i swojego towarzysza
-Milo mi panią poznać, nazywam się Jeremiasz Wędłowicz a to jest mój syn Olaf- Chłopak spoglądał na mnie jakoś dziwnie i uśmiechał się przy tym dość obleśnie , nie lubię takich kolesi którzy uważają ze wszystko im wolno.
-Witam piękna, usiądź kolo mnie  
-Milo mi panów poznać. Jestem Maja Kaczmarek.- Przyjęłam kwiaty i podałam kelnerowi który już czekał z wazonem- Dziękuje za bukiet jest piękny.
-Cala przyjemność po mojej stronie- Usiedliśmy przy stoliku, po jednej stronie miałam Olafa po drugiej Marka.- Marek opowiedział mi o pani pomyśle na nasza imprezę, według mnie jest to genialny pomysł i mam dla was zdjęcia które możecie wykorzystać i pełną listę gości już potwierdzona.
-Dziękuje i bardzo się ciesze że pomysł się spodobał. Skoro mamy listę możemy z Markiem szukać odpowiedniej sali- Zerknęłam na niego a on uśmiechał się do mnie. Olaf z Markiem do tej pory przysłuchiwali się naszej rozmowie.
-Tato pozwól ze coś zaproponuje, zamiast odrywać Marka od jego zajęć w firmie ja potowarzyszę pani w tych poszukiwaniach. - Puścił mi oczko i ujął moją dłoń w swoją. Delikatnie wyrwałam dłoń tak żeby go nie urazić, poczułam na sobie wzrok Marka i zobaczyłam w jego oczach ulgę kiedy zabrałam rękę.
-Olaf ty masz co innego do roboty w swoim dziale. Zresztą to Marek jest wytypowany do organizacji, ty nie chciałeś się tego podjąć.
-Ale ojcze- Pan Jeremiasz uciszył go ręką. Nie był zadowolony z odmowy ojca. Głos zabrał Marek
-Dziś podzwonię i umowie kilka spotkań z szefami restauracji.  
-Wiec ustalone, a teraz zamówmy coś do jedzenia- Przywołał kelnera i poprosił o karty. Nie wiedziałam co zamówić nie przepadałam za owocami morza, moje zachowanie zwróciło uwagę Marka
-Co jest?  
-Nie lubię owoców morza, nie wiem co zamówić.
-Zamów to co ja. Zapiekankę ziemniaczaną.
-Ok! Dzięki- Zamówiłam to co on, jedliśmy w ciszy jednak czułam czyjś wzrok na sobie. Syn pana Jeremiasza ciągle mi się przyglądał z głupim uśmiechem.
-Maja może opowiesz nam jak poznałaś naszego Mareczka?
-Zwyczajnie, dzięki rodzinie.  
-Jesteście rodzina, nic nam o tym nie mówiłeś ze to jakaś twoja krewna.- Zwrócił się do Marka  
-Nie my jesteśmy rodziną, źle zrozumiałeś
-Jestem szwagierka Janka Ostrowskiego.
-Dość tego przesłuchania synu. Chciałbym panią serdecznie zaprosić na nasz bankiet skoro przy nim pani pomaga.
-Dziękuje panu bardzo. Ale niech mi pan mówi po imieniu.
-Skoro masz już oficjalne zaproszenie będziesz mogła teraz iść ze mną, jako moja towarzyszka- Olaf zareagował błyskawicznie
-Majka idzie ze mną na bankiet. W ramach podziękowania za pomoc
-Ciesze się chętnie poznam cie z moja żoną. Skoro o tym mowa musimy się zbierać bo mama czeka na nas. -Skierowaliśmy się do wyjścia, a pan Jeremiasz wręczył mi kopertę z dokumentami. Jeszcze raz podziękowałam za kwiaty i przekazałam pozdrowienia jego żonie. Kiedy odjechali my także skierowaliśmy się w stronę auta. Podjeżdżając pod mieszkanie mój towarzysz przeprosił mnie za zachowanie Olafa
-Przepraszam cie za tego głąba, myśli ze jak tatuś jest prezesem jemu wszystko wolno.
-Nic się nie stało. Masz racje to głąb i odniosłam wrażenie ze cienie lubi?
-Z wzajemnością, ale ty na niego uważaj wpadłaś mu w oko.
-Nic mi nie będzie, poradzę sobie z nim. Skoro jednego idioty się pozbyłam to tego również.
-Kogo masz na myśli? Swojego byłego?
-Tak, spotkałam się z nim parę dni temu. Ale to na dłuższa rozmowę.
-Jest wcześnie przejdziemy się ?
-Dobrze- Skierowaliśmy się do parku, szliśmy wolnym krokiem ja zastanawiałam się czy mam wszystko powiedzieć skoro znam go dopiero miesiąc.
-Zaczynaj swoja opowieść. -Zachęcił mnie
-Karol przyleciał do Anglii kilka dni temu, starał się mnie przekonać ze nadal mnie kocha i pragnie żebym do niego wróciła. Pojechałam na lotnisko się z nim spotkać i rozmówić.
-Sama bez nikogo?
-Nie byłam sama pojechałam z przyjacielem, powiedziałam mu że nic już do niego nie czuje i ma jeszcze tego samego dnia wrócić do Polski. Wykupiłam mu bilet powrotny i to tyle.
-No niezłe, ale czemu z nim byłaś skoro tak cie traktował?
-Nie wiem do pewnego z czasu z miłości a  potem już ze strachu przed nim. Teraz twoja kolej czemu nie lubisz Olafa?
-To goguś sama zauważyłaś jeżeli mu się podoba jakaś dziewczyna to nie cofnie się przed niczym tak postąpił z jedna pracownica. Wykorzystał ja a potem ośmieszył przed wszystkimi, jakiś czas później ona popełniła samobójstwo.  
-Jezu a to dupek, ale nie martw się mi to nie grozi.
Spacerowaliśmy po parku jakiś czas, opowiadając o sobie  rożne historie z naszego życia, siedliśmy na jednej z ławek i Marek zapatrzył się w niebo jego twarz była spokojna. Nie wiedziałam czemu tak na niego reaguje, dzięki jego obecności spostrzegałam drobiazgi jakie wcześniej mi umykały. Rozglądałam się wkoło i zauważyłam kilka osób siedzących niedaleko chłopcy popisywali się przed dziewczynami te natomiast prezentowały swoje wdzięki w zbyty krótkich spódniczkach i bluzkach z dekoltem i udawały ze ich to nie interesuje. Była to komiczna sytuacja jednak takie jest życie i młodzież. Kiedy spojrzałam z powrotem na Marka na jego ustach błąkał się uśmiech.
-Znów się uśmiechasz bez powodu?
-Ja zawsze mam powód do śmiechu
-Niby jaki?
-No na przykład to że jeszcze żyje i że moi przyjaciele żyją ze mną.
-I to jest powód do śmiechu?
-A czemu nie? Wszystko może być powodem do śmiechu lub uśmiechu. Masz już plany na niedziele?
-Nie nie mam jeszcze, a czemu pytasz?
-Bo  zabieram cie jutro na zakupy! Pomożesz mi wybrać coś odpowiedniego i  pasującego do twojej kreacji.
-Tylko że ja nie mam jeszcze kreacji!
-Wiec, kupimy i tobie przyda ci się oko speca.- Spojrzałam na zegarek dochodziła godzina 21 i czas wracać do domu. Marek odprowadził mnie pod samo mieszkanie i przytulił tak szybko ze nawet się nie zorientowałam kiedy, zanim odszedł do auta cmoknął mnie w policzek następnie wsiadł i odjechał. Ja stałam jeszcze chwile patrząc za jego samochodem i cieszyłam się na jutrzejsze zakupy.

Andzia1514

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2070 słów i 11462 znaków.

2 komentarze

 
  • Maj

    Superr ????

    5 mar 2016

  • tom

    Świetne

    4 mar 2016