Otwórz oczy... Rozdział 4

Przed 16 mamy już wstępny zarys reklamy i kilka proponowanych nazw. W czwartek jest rada z samego rana i musimy na niej przedstawić nasze pomysły. Myślę, że damy radę. Powoli się zbieramy do domu.
- Przyjechałaś autem?
- Nie mam samochodu, przyjechałam podmiejskim.
- Podmiejskim? Przecież aby tu dojechać to musisz długo jechać, z dobrą godzinę?
- Niestety. Trzeba mieć szczęście, aby dojechać przed 8 rano tu na Królewską. Zwłaszcza, że mieszkam za przeproszeniem na takim zadupiu jak Osiedle na Południu. Ale nie mam co narzekać. Zawsze mogłam skończyć w większej dziurze.
- Musisz sobie sprawić jakieś fajne autko. Jak chcesz mój kolega jest dilerem samochodów, to może załatwić Ci jakieś fajne cztery kółka
- Wiesz, dzięki, ale..
- Weronika, pamiętaj aby iść do prezesa, skończyło mu się właśnie spotkanie. – słyszę za plecami głos Hanny.  
- Dziękuję już idę. Do jutra Maciek. – szybko wyszłam zanim Maciek poruszył temat zakupu dla mnie wygodniejszego środka transportu niż „bydłowóz” jak ja to mówię. Ale jak mam powiedzieć, że mnie jak najzwyklej w świecie nie stać, nawet przy takich zarobkach. Idąc jak na stracenie do prezesa zauważyłam, że nikt tu chyba nie ma problemów osobistych. Wszyscy są szczęśliwi, zrelaksowani i jedynym stresem jaki im towarzyszy to chyba presja związana ze zleceniami. Zanim popadnę w depresję i zacznę się nad sobą użalać docieram pod gabinet prezesa i delikatnie pukam, gdyż Jego dwie asystentki poszły już do domu.
- Proszę. – Słyszę wyraźny i donośny głos.  
Matko, aż mam ciarki łapiąc za klamkę i otwierając wrota do piekieł. Wchodząc widzę przestrzenny gabinet, który chyba jest większy niż moje mieszkanie.  
Jedna cała ściana jest szklana z niewiarygodnym widokiem na panoramę Lublina. Jest tu strefa z kanapami, ogromny  telewizor oraz kącik z barkiem, zaś przeciwległa  ściana cała jest zastawiona regalami z książkami. Na środku pomieszczenia stoi ogromne biurko przy którym siedział ON rozmawiając przez telefon.
- Dzień dobry, wzywał mnie Pan w związku z dokumentami, których nie podpisałam. – Mówię szybko, nie patrząc na Niego.
- Tak zapraszam, niech Pani spocznie. Zaraz skończę. –mówi wskazując na fotel po drugiej stronie biurka. Mam czas, aby się nastawić na tą rozmowę. Choć mam wrażenie, że ta dokumentacja to tylko pretekst. Nie wiem czego mam się spodziewać.
- Tak oczywiście, Jutro z samego rana moja asystentka pośle kurierem do Państwa te dokumenty. Oczywiście. Pozdrawiam i do usłyszenia. – mówi spokojnie odkładają słuchawkę kończąc tym rozmowę. – Witam Weroniko.
- Dzień dobry. – matko, czuję się jak na dywaniku u dyrektora.
- Jeżeli chodzi o dokumentację, to nie podpisałaś jednego oświadczenia, chodzi o oświadczenie o poufności i zakazie konkurencji. Proszę zapoznaj się z nim i podpisz. –mówi spokojnie podając mi papiery. Ale ja jestem głupia, od razu do głowy przyszły mi jakieś głupoty.
- Oczywiście panie prezesie. – mówię biorąc do ręki dokumenty. W tym momencie nasze dłonie się dotykają i przechodzi mnie prąd, aż się wzdrygnęłam. Nic z tego, muszę zachować twarz pokerzysty. Nie mogę pokazać, że On na mnie robi aż takie wrażenie, a tak szczerze to mnie onieśmiela, jest taki dominujący i pewny siebie. Staram się skupić na dokumentach, czytam i czytam i w sumie nie widzę w nich nic podejrzanego, więc podpisuję.
- Już, czy to wszystko Pani prezesie?
- A nie ma mi Pani nic do powiedzenia?
- Ale w związku z czym, bo nie bardzo rozumiem?
- Na przykład w związku z Naszym porannym spotkaniem?
Wiedziałam, że nie skończy się to dobrze. Ale skoro tak chcesz grać, to ok.
- Nie wiem o czym Pan mówi.
- Jak to Pani nie wie? Mogę Pani spokojnie wszystko przypomnieć. Rano Pani pomogłem, a w zamian, zamiast podziękowania Pani na mnie wrzeszczała jak na złodzieja torebek. – mówi to z sarkastycznym uśmieszkiem i błyskiem w oku.
- Rano miałam nieprzyjemne spięcie z jakimś dupkiem, ale to było poza biurem więc nie wiem czy ma to jakiś związek z moją pracą.- Mówię to odnosząc moje małe zwycięstwo widząc Jego minę. – Jeżeli to wszystko to lepiej już pójdę bo nie chciałabym się skupić na autobus, dobrze?- mówię to z takim słodkim uśmiechem, że trudno stwierdzić, że taka cholera drzemie w środku.
- Tak… Ygh… Oczywiście, niech Pani już ucieka do domu. Nie będę Pani zatrzymywał. Do jutra.
- Dobranoc Panie prezesie. Życzę miłego wieczoru. – mówię to szybko ewakuując się z Jego biura. Jestem przekonana, że jestem pierwszą osobą, która odważyła się na takie coś jak Ja. Oddycham z ulgą zamykając od zewnątrz drzwi. Mam wrażenie, że dopiero teraz oddycham.

Mati

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 867 słów i 4835 znaków.

Dodaj komentarz