Otwórz oczy... Rozdział 27

Gdy wychodzimy z sali konferencyjnej oddycham z ulgą. Ta narada to był jakiś koszmar. Kamil zachowywał się jak obrażony na cały świat nastolatek. Czepiał się, wyładowywał na wszystkich. Jakbym Go nie znała, to pomyślałabym, że potrzeba mu porządnej zabawy z panienką. Chociaż, czy ja go w ogóle znam, czy to tylko moje odczucia? Maciek się śmiał, że wygląda na zazdrosnego. Ale o co mógł być zazdrosny? Czy On nie był przypadkiem zazdrosny o mnie? Nie, to niemożliwe, nie jest przecież głupi. Może chodzi mu o Maćka? Nie, nie jest idiotą, aby być zazdrosny o kolegę z pracy. Ygh. Nie jest mi dane zrozumieć facetów. Maciek i Kinga, chyba zauważyli mój brak humoru. Ciszę przerywa Kinia.
- Dobra kochani, w przeciwieństwie do Was, my jesteśmy w tyle z projektem i dziś pracujemy do późna, aby skończyć tą mękę. Idę na obiad naładować baterię przed całonocną robotą.
Odwraca się i idzie na stołówkę. Daję Maćkowi znak, aby z Nią poszedł, ale nie patrzy na mnie. Ygh, z tymi facetami można oszaleć. Kopię Maćka w łydkę.
- Aua! Co robisz? Zwariowałaś?
- Chciałam się spytać, czy to Ty przypadkiem nie zawiesiłeś się? Leć za Nią
- Co?
- Idź z Nią na obiad. I zabierz ją do fajnej knajpki, bo tym żarciem gotowa jest się zatruć.
- A raport?
- Ja napiszę, spokojna Twoja głowa. Leć.
- Dzięki.  
Maciek z uśmiechem szerokim jak banan daje mi buziaka w policzek i się odwraca.
- Poczekaj Kinga! Idę z Tobą na obiad, okej?
Nagle Kinia się odwróciła i ze zdziwieniem w oczach oraz rozdziawioną buzią się zgodziła na towarzystwo Maćka. Widać było, że jest zachwycona perspektywą spędzenia z Maćkiem czasu sam na sam. Potem wszystko z Niej wyduszę.
I już ich nie było. Mam nadzieję, że to swoją nieśmiałością nie zniszczą wszystkiego. Idę do swojego pokoju pisać raport i sprawozdania dla klienta o przebiegu pracy. W międzyczasie zjem kanapkę, aby nie tracić czasu. Troszkę mi się samej z tym zejdzie. Nienawidzę papierkowej roboty, ale czego się nie robi w imię miłości. Mam tylko wielką nadzieję, że wszystkiego nie spieprzą.  
Po godzinie mam gotowy raport dla Kamila i go wysyłam. Zabieram się za sprawozdania, gdy do pokoju wchodzi Maciek. Ma taką rozanieloną minę, że zastanawiam się czy trafi tu bez żadnych problemów.
- Hejka Romeo, i jak Wam minął obiad?
- Co?
- Obiad.
- Jaki obiad?
- Maciek, zawiesił Ci się mózg? Obiad. Ty. Kinga. Jak było?
- Aaa. Obiad. Cudownie.
- A Kinga?
- Boska.
- Czy się umówiliście jeszcze?
- No.
- Matko! Ja chyba z Tobą oszaleję. Rzucasz mi samymi monosylabami. Wyciąganie każdej informacji od Ciebie to jakiś horror. Rozmawialiście w ogóle, czy zachowywałeś się tak przez cały czas?
- Jak się zachowywałem?
- Jak zakochany kundel, któremu zaraz ślinka zacznie kapać na sama myśl o Kindze.
- Dobra już mi nie dogryzaj. To dla mnie szok, że taka dziewczyna jak Kinga na mnie spojrzała. Nie sądziłem, że jestem w jej typie.  
- Kochany. Kinga jest boska i niezwykła.
- Zgadzam się z Tobą. Na początku było dziwnie, sztywno. Zamówiliśmy jedzenie i zaczęliśmy rozmawiać na luźne tematy jak film, czy muzyka. Okazało się, że mamy podobny gust nie tylko muzyczny, ale także lubimy filmy o podobnej tematyce. Umówiliśmy się, że w środę pójdziemy do kina, a w piątek do klubu na koncert jakiejś nowej kapeli.
- Super. Jeden obiad, a dwie randki zaplanowane. Bosko.
- Noo.
I odpłynął. Jak ja mam go sprowadzić na ziemie?  
- Kochany, ale Ty wracaj do mnie. Nie odpływaj. Mamy mnóstwo roboty.
- Jasne. Już się zabieram do pracy.
Mówiąc to odwrócił się do biurka i założył słuchawki. Odkryłam, że lepiej się Nam pracuje przy muzyce. Nie byliśmy zgodni co do repertuaru. Maciek wolał techno, rap, Ja natomiast muzykę klasyczną i skrzypce. Nie doszliśmy do konsensusu, więc skończyło się na słuchawkach.
Po dwóch godzinach padam na twarz. Sprawozdania są gotowe, więc wysyłam je do prezesa i klientów. Cieszę się, że komunikujemy się mailowo. Jest to szybkie, wygodne i czytelne, nie ma żądnych niedomówień.  
- Dobra, ja się zbieram. Oczy wychodzą mi z orbit od gapienia się w te dokumenty.
- Spoko kochana. Leć i dzięki za wszystko.
- Spokojnie, ale jutro weź coś na koncentrację, bo jak znowu będziesz cały czas wzdychać to wymięknę.
- Hehe spoko. Leć na autobus. Na razie.
- Papa.
Odwracam się i z uśmiechem zmierzam do windy. Już nie mogę się doczekać, aż będę w domu. Może jak Kamilowi się poprawi humor to do mnie dołączy. Kto wie...

Mati

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 855 słów i 4617 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością. :* :)

    11 paź 2016

  • Użytkownik Pina

    Boskie tak jak i poprzednie części oraz następna część, ktora pojawiła się na blogu  :kiss:  Czekam na wiecej  :rotfl:

    11 paź 2016

  • Użytkownik Mari

    Wspaniałe :D

    11 paź 2016