Otwórz oczy... Rozdział 29

Otwórz oczy... Rozdział 29Gdy wychodziliśmy z budynku było już po 19. Pogodzenie zajęło Nam trochę czasu.
- Cholera, już tak późno. Straciłam poczucie czasu.
- Spokojnie kochanie, odwiozę Cię do domu.
- Nie trzeba. Musze jeszcze skoczyć po jakieś zakupy.
- To żaden problem. Nalegam.
Widząc, że po mnie Kamila, że nie odpuści po prostu wsiadłam do auta. Nie ma sensu się sprzeczać o takie drobnostki. Podjechaliśmy do supermarketu, gdzie zrobiłam naprawdę duże zakupy. Nie musiałam się tarabanić autobusem to skorzystałam mając na celu uzupełnić zapasy w lodówce i spiżarce. I nawet mnie nie zdziwiło, jak przy kasie Kamil ekspresowo podał ekspedientce swoją kartę.  
Gdy pakowaliśmy zakupy do bagażnika coś mnie tknęło.
- Nie musiałeś płacić za zakupy.
- Wiem, ale chciałem.
- Nie chcę, abyś pomyślał, że chcę Cię wykorzystać finansowo. Opowiedziałam ci o mojej sytuacji, nie dlatego, aby się nade mną ulitował. Nie chcę być Twoją utrzymanką. Chciałabym, aby to było jasne
Kamil spokojnie zamknął bagażnik i podszedł do mnie chwytając za podbródek, abym nie uciekła wzrokiem.
- Kochanie, wiem. Ale ze mną nie musisz się o Nic martwić. Zawsze Ci pomogę w każdy możliwy sposób. Czy chodzi o zakupy, czy o podwózkę, czy o cokolwiek innego. Mogę nawet skoczyć o drugiej w nocy po tampony, jeśli będziesz tego potrzebować. Chciałbym abyś o tym wiedziała i pamiętała i bardzo często korzystała z tej możliwości. Uwielbiam Ci pomagać i usługiwać.  
- Będę pamiętać.
- W sumie to nawet nie musiałabyś pracować. Spłaciłbym długi wobec Cichego i…
- Dość! Nawet nie mów o tym! Nigdy nie chcę o tym słyszeć! To moje długi, moja sprawa i nie chcę więcej słyszeć od Ciebie takich rzeczy!  
Kamil chciał coś powiedzieć, ale widząc moje zdenerwowanie zrezygnował i pocałował mnie w czoło. Wiem, że to Go gnębi i wrócimy pewnie do tego tematu, zapewne nie z mojej inicjatywy, ale nie teraz. Za wcześnie na takie rozmowy.
- Dobrze kochanie. Przepraszam. A teraz jedźmy już do domu.
- Dobrze, ale nie mówmy o tym.  
- Jak chcesz kochanie. Jedźmy już.
- A zostaniesz ze mną na noc?
- A chcesz abym został?
- Tak.
- To zostanę. Pojedziemy, rozpakujemy i zrobisz pyszną kolację. I wyobraź sobie, że nawet mam przy sobie kilka rzeczy.
- Tak przy okazji? Jakie to wygodne.
- Nieprawdaż?
- Jak chcesz to mogę ci w domu oddać półkę lub szufladę, abyś nie musiał wozić ze sobą rzeczy.
- Jesteś kochana.
Kamil pocałował mnie ponownie w czoło i wsiedliśmy do auta zmierzając do mojego domu.
Gdy podjechaliśmy pod kamienicę zauważyłam, że pali się u Nas światło.
- Kuba jest w domu. To dobrze, nie widziałam się z nim od wczoraj.
- Spokojnie, na pewno spędził miło czas z chłopakami z drużyny.
Gdy wnieśliśmy zakupy do mieszkania Kuba wyleciał jak proca z pokoju. Nawe nie zdziwił Go widok Kamila. Zaczął opowiadać jak się bawił, że zawarł nowe przyjaźnie. Może w końcu nie będzie się czuł jak odludek, lub ktoś gorszy ze względu na Naszą przeszłość.  Kamil się nie mylił. Rozpakowałam zakupy, zrobiłam kolację dla moich chłopców, a Kuba dalej opowiadał. Kamil wyglądał na bardzo zainteresowanego całą opowieścią. Może to jest to co Kuba potrzebuje. Mężczyzna, który w jakiś sposób będzie dla Niego autorytetem? Moje rozmyślania przerywa rzucona we mnie rzodkiewka.
- Halo? Jesteś z Nami, czy już odleciałaś Werka?
- Kuba, czy Ty właśnie rzuciłeś we mnie rzodkiewką?
Mówię mrużąc oczy.
- Oj, chyba się nie będziesz gniewać.  
- Nie, ale chętnie Ci oddam.
Mówiąc to rzucam w Niego liściem sałaty, który dziwnym trafem wylądował na policzku Kamila. Z Kubą zaczęliśmy się śmiać, aż Nas brzuchy rozbolały.
- Ładnie. Ja Wam zaraz pokarzę.
Kamil rzucił się na nas z warzywami. Gdyby ktoś mi powiedział, że będę brała udział w wojnie na jedzenie w moim domu z bratem i Kamilem to bym go wyśmiała. Chłopaki chyba połączyli siły, bo zaczęli mnie atakować razem.  
- To nie fair. Nastawiłeś mojego brata przeciwko mnie.
- Życie kochana nie jest fair, a ja zaraz Ci pokarzę, jak to jest bawić się jedzeniem.
To mówiąc Kamil przerzucił mnie przez ramię jak worek buraków i kieruje się ze mną do łazienki. Z piskiem ląduję w kabinie. Kuba ma z Nas niezły ubaw i także oberwało mu się z natrysku. Kamil próbuje mnie oblać wodą, gdzie w rezultacie cała łazienka tonie. Już nie daję rady. Brzuch mnie boli ze śmiechu.
- Dobra. Wygrałeś.
- Jak zawsze.  
Mówi dumny jak paw i pomaga mi się wyczołgać z łazienki. Gdy wychodzimy z łazienki otwieram oczy ze zdumienia.  
- Matko jaki bałagan. I Nasza kolacja jest nawet na suficie.
Z pokoju wychodzi już przebrany Kuba, a ja zaczynam sprzątać.
- Spokojnie, zamówiłem chińszczyznę.
- Super.  
Po godzinie, najedzeni i zmęczeni idziemy do łóżka. Gdy tylko dotykam głową poduszki oczy mi się zamykają. Ale Kamil ma chyba inne plany.  
- Jak to możliwe? Przecież mężczyźni mają jakieś ograniczenia?
- Kochanie przy Tobie jestem zawsze gotowy do nowych uniesień, nowych przygód i  nowych fantazji.
- To zobaczmy gdzie One Cię zaprowadzą tym razem.
Mówię i przyciągam Go bliżej składając namiętny pocałunek na Jego aksamitnych ustach. Czeka Nas kolejna noc pełna wrażeń.

Mati

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1001 słów i 5365 znaków.

1 komentarz

 
  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością  :* :)

    16 paź 2016