Otwórz oczy... Rozdział 35

Otwórz oczy... Rozdział 35Rano wstaję przed Kamilem. Widząc jak słodko śpi nie mam serca go budzić. Wstaję po cichu, zakładam koszulę Kamila i idę do kuchni zaparzyć kawę. Nastawiam ekspres i czekam aż napełni mój łaciaty kubek gorącym nektarem stawiającym na nogi. Biorę kubek i siadam na parapecie z moją kawusią. Pada deszcz i nie zapowiada się na dzień pełen wrażeń. Dopada mnie nostalgia, wciągam głęboko powietrze dla uspokojenia. Koszula pachnie Kamilem, ten zapach uzależnia, już się czuję jak narkoman zaciągający się aromatem koszuli.
- Dobrze się bawisz?
Otwieram szeroko oczy i prawie spadam z parapetu.
- Wystraszyłeś mnie.
- Nie miałem tego w planie.
- Dobra dobra. Takie kity to wciskaj komu innemu. Już dobrze wiem co z ciebie za ziółko.
- Nie będę się sprzeczał dopóki nie wypijesz kawy. Jesteś niebezpieczna.
- Mądry wybór.
Kamil staje naprzeciwko mnie na parapecie delektując się kawą.  
- Masz na sobie moją koszulę?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo ładnie w niej wyglądam.
- To wiem. Teraz jak będę ja miał na sobie to będzie mnie prześladował ten widok. Ty w mojej koszuli.
- Więc już Ci jej nie oddam.
- Ale jak to?
- Normalnie.  
Kamil przytula się do mnie i mruczy mi we włosy.
- I muszę Ci coś przyznać, mam na sobie tylko tą koszulę.  
Kamil ciężko przełyka ślinę, a Jego wzrok ciemnieje.
- Żądam natychmiastowego zwrotu koszuli.
- No nie wiem.  
Cofam się małymi kroczkami w stronę swojego pokoju powoli rozpinając przy tym guziki koszuli.
- Muszę się mocno zastanowić, czy oddam Ci tą koszulę. Masz ich dużo, więc mógłbyś być tak szczodry i oddać mi tą jedną.
Mój przystojniak zbliża się do mnie obserwując dokładnie każdy guziczek koszuli, który zostaje rozpięty. Zachowuje się niczym drapieżnik przed skokiem na ofiarę.
- Możesz sobie wziąć każdą inną z garderoby, ale tą chcę z powrotem.
- No dobrze, jak chcesz.
Odwracam się do Kamila zdejmując koszulę i rzucając w Niego, po czym znikam za drzwiami sypialni. Słyszę wciągane przez zęby powietrze i nagle mój ogier znajduje się już przy mnie.
- Walić koszulę.
Z sypialni wychodzimy akurat w momencie wejścia do mieszkania Kuby. Chociaż nie, raczej wparowania.  
- Cześć!
Przemknął do swojego pokoju, wziął ubrania i popędził ile sił do łazienki.  
- Co jest z Twoim bratem?
- Pamiętaj kochanie, nie próbuj zrozumieć młodzieży. Ja próbowałam, ale oddałam walkę walkowerem.  
- Aha, to wszystko jasne. Chodź zrobię jakieś śniadanko.
Mówi i całuje mnie w czoło. Siadam na krześle i przyglądam się mojemu Adonisowi.
- Chyba mogłabym się do tego przyzwyczaić.
- Do czego konkretnie?
- Do Ciebie tutaj, ze mną.  
- Mi też z tym dobrze. I dlatego mam do Ciebie sprawę.
- Dobra zaczynam się bać.
Kamil stawia przede mną talerz pełen kanapek i siada obok mnie. Jednak ma minę niezadowolonego dziecka.
- Poczekaj.
Kamil ciągnie mnie abym wstała.
- Co robisz?
Kamil siada na moim krześle i sadza mnie sobie na kolanach.
- Teraz od razu lepiej.
- Wariat.
Sięgam po kanapkę i rozkoszuję się smakiem.
- Przestań, bo zaraz zaciągnę Cię znowu do sypialni.
- Co?
- Jęczysz.
- Bo dobre śniadanie.
- Naprawdę doprowadzisz mnie kiedyś do takiego stanu, że nie będę mógł się publicznie pokazać. Zobaczysz.
- Już się nie mogę doczekać.
Mówię z uśmiechem i całuję go w czubek nosa. Nagle Kuba wyskakuje z łazienki jak torpeda, bierze plecak i biegnie w stronę drzwi. Nagle zawraca i spokojnie do Nas podchodzi.
- Weronika, mam do Ciebie sprawę, możesz przyjść do kuchni?
- Jasne już idę.
Wstaję i idę do kuchni.
- Co tam młody? Coś się stało?
- Mam sprawę. Wiem, że z kasą u Nas się nie przelewa, ale czy byłaby możliwość, abyś mi dała z 10zł? Chciałem iść na pizzę.
- Z chłopakami z drużyny?
- Ygg... Też.
Widzę, że rumieniec wypłynął na Jego policzki. Nie będę go męczyć. Wyciągam z portfela 50zł i mu daję.
- No dobra.  Trzymaj.
- Ale Werka, to za dużo.
- Czas abyś miał kieszonkowe. Powiedzmy, że będziesz dostawał 50 zł na dwa tygodnie, okej?  
- Naprawdę?
- Tak.  
Wiedze, że bije się ze sobą.
- Bierz pieniądze. Zapracowałeś na to. Masz dobre stopnie, nie mam się do czego przyczepić. Leć.
- Dzięki. Jesteś świetna.
Daje mi buziaka w locie i pędzi do drzwi niczym Superman. Gdy drzwi trzaskają za Kubą Kamil obejmuje mnie i przytula się do moich pleców. Całuje mnie delikatnie we wrażliwe miejsce tuż za uchem wywołując przy tym gęsią skórkę.
- Nie widziałem, że taka z Ciebie równa babka.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
Odwracam się w Jego ramionach i całuję delikatnie w usta.  
- Chodźmy się ogarniać. Mam ochotę zrobić dziś coś szalonego.  
- Mniam.
- Wariat. Chodź gdzieś wyjdziemy. Nie możemy ciągle przesiadywać w sypialni.
- Nie?
- Nie. Ruszaj swój seksowny tyłeczek i się ubieraj. Idę do pokoju się ubrać.
- Uważasz, że jestem seksowny?
- Bynajmniej. Uważam, że Twój tyłeczek jest seksowny. Ty ujdziesz w tłoku, można znieść.
- Kłamczucha.
Jak do tego doszło, że leże na łóżku przygnieciona przez Kamila? Słowo do słowa i wcale nie narzekam. Nagle przerywa Nam telefon Kamila.
- Ygh, kogo kusiło, aby dzwonić do mnie w niedzielę? Jakie licho?
Gdy Kamil rozmawia przez telefon w salonie, ja na spokojnie mogę się ubrać. Gdy wraca do pokoju mam wrażenie, że czas stanął. Jest blady jak ściana.
- Co się stało?
- Było włamanie do mojego mieszkania. Ponoć wszystko jest zrujnowane.

Mati

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1025 słów i 5542 znaków.

4 komentarze

 
  • ansik

    czekam na więcej

    25 gru 2016

  • *******

    trochę krótkie ale fajne :) czekam na następną część :)

    19 gru 2016

  • o

    :O  Ciekawe kto to zrobił...

    17 gru 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością  :* :) :*

    17 gru 2016