Kiedyś ci wystarczę - 13| Zapewniasz mi niepewność

Następnego dnia od razu chciałem pójść do Valentiny i zapytać, jak się czuje, ale nie mogłem. Musieliśmy szybko się pakować i jechać na kolejny koncert. Chociaż robiłem to, co kochałem, chciałem już po prostu wrócić do domu.  
Gdy zbieraliśmy się koło busa, nigdzie nie widziałem Valentiny. Grace była chyba zbyt niewyspana, by zwracać uwagę na moje rozpaczliwe rozglądanie się, więc nic nie powiedziała. Zbliżała się godzina odjazdu, a ona wciąż nie przychodziła. Zaczynałem się niepokoić.
- Valentina zaspała? – rzuciłem, niby niezainteresowany.
- Zaraz powinna zejść. Wysłała mi smsa – odpowiedział mi Finn, ziewając przeciągle.
Zagotowało się we mnie na samą myśl, że Finn miał jej numer telefonu i z nią smsował.
- A gdzie Sofía? – Usłyszałem pytanie Zacka.
- Sofía wróciła do Hiszpanii. – Usłyszałem za moimi plecami znużony głos Valentiny. Serce zabiło mi mocniej. Odwróciłem się w jej stronę, próbując nadrabiać miną. Valentina pozorowała na zmęczoną, ale widziałem, że wciąż była smutna. – Już nie będzie z nami jeździć.
- Dlaczego? Co się stało?
- Nic szczególnego. Znudziło jej się życie w trasie.
Chyba nikt nie uwierzył w jej tłumaczenie, ale raczej nie było wśród nas osoby, która darzyłaby Sofíę szczególną sympatią, więc nikt nie drążył tematu. Nie miałem jak zapytać Valentiny o jej samopoczucie, bo Grace nie odstępowała mnie na krok, a chyba byłoby to zbyt dziwne, gdybym ot tak nagle zaczął martwić się o Valentinę. Niezadowolony, wsiadłem do busa i usiadłem na miękkiej kanapie. Grace oczywiście od razu się do mnie dosiadła i ułożyła głowę na moich kolanach. Wykrzywiłem lekko usta w grymasie irytacji i obserwowałem Valentinę, która usiadła niedaleko nas, odwracając głowę tak, bym nie widział jej twarzy. Nie mogłem przestać zastanawiać się, co w tej chwili czuła. Wydawała się naprawdę zżyta z Sofíą, mówiła, że kiedyś jej bardzo pomogła. Pewnie czuła się zdradzona, po usłyszeniu, co Sofía naprawdę o niej myślała. Swoją drogą, jak można być tak obłudnym? Grace narzekała, że my, chłopaki, dużo przeklinamy i wszystko rzucamy sobie prosto w twarz, ale może właśnie tak było lepiej. Gdy któryś wkurwiał drugiego, nie mieliśmy oporów przed powiedzeniem, by zostawił nas w spokoju. Dziewczyny wszystko skrywały w sobie i później wychodziły na jaw właśnie takie sytuacje.  
Ukradkiem zerkałem na Valentinę, gdy zamyślona siedziała przy oknie. Ciekawiło mnie, czy rozmawiała jeszcze z Sofíą. Zastanawiałem się jednocześnie, co ta flądra mogła mieć na myśli, mówiąc, że Valentina mnie zniszczy. Coś przede mną ukrywała? Czegoś nie dostrzegałem? A może zwyczajnie chciała mnie dobić?
W sumie, co mnie to obchodziło? Jeszcze niedawno w ogóle bym się tym nie interesował, nie zastanawiałbym się, czy to prawda, czy tylko wymysły. Teraz jednak nie mogłem wyrzucić Valentiny z głowy. Nie mogłem się powstrzymać, by co chwilę nie zerkać na jej drobne ciało, jej długie, ciemne włosy, układające się falami na szczupłych plecach. Chciałem wiedzieć, o czym myśli. Chciałem, byśmy byli tu tylko my, by Grace zniknęła.
Chyba straciłem kontrolę nad własnym życiem.



Na pewno nie spodziewałem się, że nasza pierwsza kłótnia rozpocznie się na ulicy. Zaciskałem szczęki tak mocno, że niemal mnie bolały. Wściekły, wróciłem z Ashley do mieszkania i mocno trzasnąłem drzwiami.
- O co się na mnie wściekasz?! – krzyczała, patrząc na mnie oskarżycielsko. – To chyba ja powinnam się wściekać! Nawet nie zareagowałeś!
- Zareagowałbym, uwierz mi – warknąłem, zaciskając dłoń w pięść. – I już miałem to robić, ale zobaczyłem, że wyraźnie ci się to podobało!
- Chyba zwariowałeś!
- Ja? Myślisz, że nie widziałem tego uśmiechu? Złapał cię za tyłek, a ty się jeszcze uśmiechnęłaś! To nie jest, kurwa, normalne!
- Wymyślasz coś! – Ashley odwróciła się i zaczęła wyjmować z szafki makaron, który mieliśmy przygotować na kolację. – To był tylko żart.
- Ściskanie twojego tyłka uważasz za żart? – wysyczałem, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
- To mój przyjaciel, nie zrobiłby tego specjalnie.
- A jednak zrobił, tylko ty jesteś zaślepiona i tego nie widzisz. Nie rozumiem, jak mogło ci się to spodobać.
- Nie spodobało mi się! Skończ już ten temat!  
- Nie skończę! W ogóle nie myślisz o tym, co czuję! – warknąłem, coraz bardziej wściekły. Ashley wyraźnie to nie obchodziło, bo wstawiała właśnie wodę na makaron, jak gdyby nigdy nic. – Pomyślałaś o tym, że byłem zazdrosny? Nie uważasz, że jedyną osobą, która ma prawo dotykać twojego ciała, jestem ja?
- To był żart, skończ już!
- Ciekawe, czy tobie byłoby miło, gdybym ja ci dawał takie powody do zazdrości – rzuciłem cierpko.
Ashley gwałtownie odetchnęła, po czym odwróciła się i wbiła we mnie zimny wzrok.
- Na szczęście się o tym nie przekonam – syknęła.
- Co masz na myśli?
- To, że ciebie żadna inna nie chce, Liam! – wykrzyknęła, rzucając łyżką o blat. Odbiła się od niego z głośnym stuknięciem. – Choćbyś stawał na głowie, nie dasz mi powodów do zazdrości, bo na ciebie nie spojrzy żadna inna oprócz mnie!
Poczułem się, jakbym dostał w twarz. Coś w środku zapiekło mnie mocno. Nie mogłem uwierzyć, że Ashley w ogóle powiedziała coś takiego. W głowie mi szumiało, nie wiedziałem, co powiedzieć. Staliśmy naprzeciwko siebie, oddychając ciężko. Ashley pierwsza się ocknęła. Podeszła do mnie powoli.
- Przepraszam, misiu. Poniosło mnie. – Objęła mnie za szyję, przylegając do mnie ciasno. – Wybaczysz mi?
Odpowiedziałem, że tak i że ja też przepraszam, ale coś w środku mnie pękło już na dobre.

Ocknąłem się z mojego krótkiego snu, który właściwie był wspomnieniem, o którym chciałem zapomnieć – zakopać je jak najgłębiej i już nigdy nie wyjmować go na światło dzienne. Dawno już nie myślałem o tej kłótni, ale wyraźnie mój umysł jakoś połączył słowa Sofii ze słowami dawniej wypowiedzianymi przez Ashley. Znowu poczułem się, jakbym był gorszy. Nie cierpiałem tego – ciężko pracowałem na swój sukces. Byłem piosenkarzem, całkiem sławnym i całkiem obleganym. Nie miałem już powodów do wstydu, do tego, by się poniżać, a jednak momentami wciąż czułem się jak ten nic nie warty dzieciak, którym kiedyś byłem. W dodatku czułem się tak przez kobiety. Kurwa, czy już zawsze musiało tak być?
- Dojeżdżamy. – Usłyszałem przytłumiony głos Xaviera. Przeciągnąłem się i mimowolnie zerknąłem na Valentinę. Podnosiła się powoli, jakby zesztywniało jej ciało. Nawet nie spojrzała w moją stronę, jedynie chwyciła swoją torebkę i wyszła z busa.
Za późno zorientowałem się, że Grace mi się przygląda.
- Gapisz się na nią – stwierdziła cicho, wpatrując się we mnie intensywnie.
- Wcale nie.
- Widziałam.
- Coś ci się pomyliło – fuknąłem. Zaprzeczenie. Zrobiłem dokładnie to, co zrobiła wtedy Ashley – zaprzeczała, choć oboje znaliśmy prawdę. Nie chciałem rozmawiać z Grace o Valentinie. W ogóle o niczym nie chciałem z nią rozmawiać. Żałowałem, że w ogóle się z nią przespałem. Może bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi, ale na parę stanowczo się nie nadawaliśmy.
- Grace, muszę z tobą porozmawiać – rzuciłem.
- O czym?
Jej oczy patrzyły na mnie tak smutno, że prawie się wycofałem.
- O nas.
- Teraz?
Już miałem powiedzieć, że tak, teraz, ale uświadomiłem sobie, że to nie był najlepszy moment – musieliśmy rozstawić sprzęt, pojechać do hotelu, później przygotować się do koncertu.
- Nie. Potem. – Wymusiłem na sobie blady uśmiech. – Jak już będzie po wszystkim.
- W porządku.
Jej spojrzenie nie zwiastowało nic dobrego, ale przedłużanie naszej relacji nie służyło nikomu, więc nie zamierzałem się już wycofać.
Przedstawienie czas zacząć.



Po koncercie byłem jak zwykle cały spocony, ze zdartym gardłem, ale szczęśliwy. Miałem wrażenie, że z każdym koncertem zdobywaliśmy więcej fanów. Podpisałem masę autografów, aż prawie odpadła mi ręka, ale w końcu tłum zaczął się rozchodzić, a my wpakowaliśmy się do busa, gdzie czuć było mocny zapach potu. No cóż, uroki podróżowania z facetami.
Valentina dalej była przygaszona. Na scenie dała z siebie wszystko, jak zwykle. Zachowała się profesjonalnie, nikt by nie powiedział, że coś ją gryzło. Nikt oprócz mnie. Dalej jednak nie miałem okazji z nią porozmawiać, a skoro przysiągłem sobie załatwić sprawę z Grace, musiałem dotrzymać danego sobie słowa.
Było to jednak trudne, bo gdy tylko dojechaliśmy do fotelu, Grace od razu gdzieś czmychnęła. Znalazłem ją przy recepcji.
- Głowa mnie boli – rzuciła, jak tylko mnie zobaczyła. Nie zdążyłem nawet do niej podejść, a ona już złapała klucz od pokoju i wbiegła do windy, jakby ktoś ją gonił. Westchnąłem z irytacją. Wróciłem się do busa po walizkę. Xavier zaparkował obok małej fontanny, stanowiącej element dekoracyjny hotelu, więc korzystając z okazji, nabrałem w ręce chłodnej wody i ochlapałem sobie twarz. Przyniosło mi to niewysłowioną ulgę. Wieczór był gorący. Praktycznie nawet nie zauważyłem, kiedy z czerwca zrobił się lipiec. Tygodnie mijały mi jak dni.
Jakaś myśl przemknęła mi przez głowę, ale byłem zbyt zmęczony, by ją uchwycić. Zdawało mi się, że było to coś ważnego, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Zirytowany, potrząsnąłem głową. Nie było ze mną dobrze, skoro mózg zaczynał mi szwankować w wieku dwudziestu pięciu lat.
Zerknąłem na komórkę i zobaczyłem, że mam nieodebrane połączenie od Alexii. Odruchowo oddzwoniłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że była już późna noc i mogłem ją obudzić. Zamierzałem się rozłączyć, ale odebrała.
- Hej! – Przywitała się zadziwiająco radosnym głosem.
- Cześć. Czemu nie śpisz?
- Mam dużo ciekawsze rzeczy do roboty niż spanie. – Zachichotała dziwnie, aż zmarszczyłem brwi.
- Piłaś coś?
- Nie, a powinnam?
- Tak brzmisz.
- Jestem pijana miłością. – Znowu się roześmiała. Przycisnąłem komórkę mocniej do ucha.  
- Co? Do Finna?
- Już zapomniałam o Finnie. – Ledwo skrywała podniecenie w głosie. – Mam chłopaka.
- Słucham? – Nieźle mnie zaskoczyła. Kiedy wyjeżdżałem, była po uszy zakochana w Finnie. Nie ma mnie parę tygodni i już jakiś facet zdążył ją zbałamucić. Pięknie. – Jakiego chłopaka? Kto to jest?
- Sam mi mówiłeś, żebym znalazła pracę. No więc znalazłam. Chłopaka też.
- Pracuje z tobą?
- Tak jakby. – Siostra zawahała się krótko. – Jest moim szefem.
- Co? Szefem? Alexia… – Aż przymknąłem oczy. – Poważnie?  
- Ani mi się waż wyjeżdżać teraz z różnymi historiami, że niby się to źle skończy, bo on mnie wykorzysta i zaraz porzuci. – Siostra narzuciła stanowczy ton głosu. – Znam stereotypy i nie zamierzam się im poddawać. Christopher jest inny i naprawdę mu na mnie zależy.
Chryste. Moja mała siostrzyczka zaczęła umawiać się ze swoim szefem. Tylko tego mi, kurwa, brakowało. Przecież ona nadal była dzieckiem. Ile lat mógł mieć ten typ? Dziesięć lat więcej niż ona? Dwadzieścia?
- Alexia, poważnie jesteś tak głupia? – Wybuchnąłem nagle, nie mogąc się powstrzymać. – Czy rodzice o tym wiedzą?
- Jeszcze nie, a nawet jak się dowiedzą, to nie ich sprawa. Jestem dorosła! – zawołała. Po jej dobrym humorze – i moim – nie pozostał nawet ślad. Myślałem, że Finn był złym wyborem dla Alexii, ale ten cały Christopher mógł być jeszcze gorszym – facet na wysokim stanowisku, który dla zabawy postanowił wykorzystać nową, młodą i naiwną pracownicę. Zajebiście.
- Alexia, może i jesteś dorosła, ale wybrałaś fatalnie – warknąłem.
- Nawet go nie znasz! – Słyszałem, że zaczynała się wściekać.
- Nie muszę. Domyślam się, że jest sporo od ciebie starszy. Pewnie jeszcze ma żonę i dzieci.
- Jest po rozwodzie.
- I to cię uspokaja? Chryste, Alexia! Naprawdę chcesz się spotykać z jakimś starym dziadem?  
- Wiesz co, Liam, myślałam, że choć raz ucieszysz się z faktu, że jestem szczęśliwa, ale widzę, że się pomyliłam! – wykrzyczała siostra do słuchawki, po czym usłyszałem pikanie, sygnalizujące koniec rozmowy. Zajebiście. Miałem ochotę wrzucić komórkę do fontanny. Może i zareagowałem zbyt agresywnie, ale wyraźnie włączył mi się tryb starszego opiekuńczego brata. Poważnie, co Alexia sobie myślała? Czy choć raz nie mogła dla odmiany wybrać jakiegoś normalnego faceta? Finn ruchał wszystko, co się ruszało, a ten Christopher miał zapewne ze czterdzieści lat, byłą żonę na karku i pewnie jakieś dziecko. Wątpiłem, by potrafił utrzymać kutasa w spodniach. Już samo to, że umawiał się ze swoją pracownicą, nie świadczyło o nim dobrze. Pewnie nie miał za grosz przyzwoitości, ale Alexia przecież zawsze robiła to, na co akurat miała ochotę, nie przejmując się konsekwencjami.
- Chyba ktoś tu ma zły humor. – Usłyszałem obok siebie głos Valentiny i automatycznie spiąłem mięśnie.
- Pokłóciłem się z siostrą – mruknąłem, chowając komórkę do kieszeni.
- O co poszło?
- Właśnie mnie poinformowała, że spotyka się ze swoim szefem. W dodatku miała nadzieję, że przyjmę to ze spokojem.
Obserwowałem Valentinę, jak siada obok mnie i zakłada nogę na nogę.
- A więc jesteś opiekuńczym starszym bratem?
- Chyba tak. – Próbowałem się uśmiechnąć.
- Może jednak ten szef nie okaże się taki zły.
Wywróciłem jedynie oczami.
- Naprawdę w to wierzysz? Bo ja nieszczególnie.
Valentina nagle zmieniła temat:
- Myślałam, że miałeś pogadać z Grace.
- Miałem, ale uciekła przede mną jak spłoszona hiena – prychnąłem. Valentina uśmiechnęła się lekko. – Przylepiała się do mnie na mur beton, ale jak przyszło co do czego, zwiała. Chciałem z nią skończyć, ale chyba nie będzie mi to dane.
- Naprawdę?
- Sam nie wiem. – Westchnąłem ciężko. – Generalnie ją lubię, ale to wszystko zbyt szybko poszło do przodu. Może muszę z nią szczerze pogadać o jej zachowaniu i wtedy wszystko się poprawi.
- Może.
Valentina wyglądała, jakby nie miała ochoty rozmawiać, więc mimowolnie zastanawiałem się, po co tu przyszła. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, słuchając szumiącej w fontannie wody.
Dokładnie w momencie, gdy już nabierałem powietrza, by zapytać Valentinę, czy nie miałaby ochoty pójść czegoś się napić, powiedziała szybko:
- Chyba pójdę już do siebie. Dobranoc, Liam.
Wstała z ławki jak oparzona, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Może to i dobrze. Może tym zaproszeniem wsypałbym się w jeszcze większe gówno. Obserwowałem jej oddalające się plecy i nagle coś mi się przypomniało – już wiedziałem, dlaczego coś krążyło mi po głowie, gdy myślałem o szybko mijających tygodniach. Valentina miała w lipcu urodziny. Który to był? Dwunasty? Dziewiętnasty? Szybko wyciągnąłem komórkę i sprawdziłem datę jej urodzin. Dwudziesty lipca. Cholera, to już niedługo. Czy powinienem coś jej dać? Coś przygotować? Nagle ogarnęła mnie lekka panika. Sam nie wiedziałem, kim dla siebie byliśmy, ale coś mi mówiło, że powinienem się jakoś postarać uczcić jej urodziny. Coś między nami było, coś zaszło tamtej nocy, gdy siedzieliśmy na huśtawce przed hotelem. Problemem było to, że tak naprawdę wcale jej nie znałem, nie wiedziałem, co lubi, co by się jej podobało. Czy ona w ogóle czegoś ode mnie oczekiwała? Może wcale nie lubiła urodzin, a ja wyskoczyłbym z prezentem jak jakiś idiota. Tylko bym się zbłaźnił. Ale co, jeśli ona faktycznie chciałaby coś ode mnie dostać, a ja zachowałbym się jak buc i kompletnie zignorował jej urodziny?
Nienawidziłem takich spraw. Dziewczyny lepiej sobie z tym radziły, ja kompletnie się gubiłem. W moich relacjach z Valentiną też nie orientowałem się za dobrze. Nie mogłem pojąć, jakim cudem znalazłem się w tym miejscu.
Podniosłem się ciężko z ławki i ruszyłem w stronę hotelu, mając nadzieję, że gdy nieco się prześpię, to mój mózg zacznie w końcu pracować jak należy.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3068 słów i 16607 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik agnes1709

    No i pięknie:D

    10 kwi 2019

  • Użytkownik candy

    @agnes1709 wiadomo xd

    11 kwi 2019

  • Użytkownik Speker

    Grace taka zakochana (chyba), a ucieka jak hiena :D no i mamy kolejnego bohatera powieści. Christopher. Opis adekwatmy, chociaż może rzeczywiście stereotypowy.  
    Suuuper

    10 kwi 2019

  • Użytkownik candy

    @Speker dzięki :)

    10 kwi 2019