Kiedyś ci wystarczę - 04| Życie rozkwita drugimi szansami

Dzień był długi, ale nie najgorszy. Wziąłem sobie do serca słowa Jacksona i próbowałem zmienić swoje nastawienie. Chyba mi się udało, a przynajmniej na razie. Nawet specjalnie nie protestowałem, kiedy Valentina zaciągnęła nas do muzeum sztuk pięknych. Ją to wyraźnie pasjonowało, ale chłopaki ziewali. Ja udawałem, że podziwiam wszystkie eksponaty i kiwałem głową, a w myślach mimowolnie pisałem piosenkę. Tak to już ze mną było – czasem mój mózg działał niezależnie ode mnie, a potem wściekałem się na siebie, że nie zapisałem tego, co udało mi się wymyślić. By tym razem uniknąć tych nerwów, ukradkiem zapisywałem w komórce pomysły i słowa.
W międzyczasie w Internecie pojawił się nowy artykuł:
„THE CASE” ORAZ VALENTINA MARTINEZ SPĘDZAJĄ UPOJNY DZIEŃ NA PLAŻY SANTA MONICA (ZDJĘCIA Z FANAMI!).
Prychnąłem z rozbawieniem, czytając artykuł. Komuś wyraźnie się nudziło, że chciało mu się wyłapywać takie szczegóły.

Valentina Martínez oraz Liam Miller pozują wspólnie do zdjęcia z fanami. Czyżby w końcu się polubili i postanowili współpracować?

Widać cały świat wiedział już o naszej nowej współpracy. Zerknąłem na zdjęcie. Mój udawany uśmiech wyszedł całkiem wiarygodnie. James powinien być zadowolony.
- Tu nie wolno korzystać z komórki! – Jakaś starsza pani spojrzała na mnie tak, jakbym właśnie obrzygał podłogę. – Nigdy nie był pan w muzeum?
Dla świętego spokoju schowałem komórkę, ale w myślach błagałem Valentinę, by się pospieszyła i w końcu skończyła rozwodzić nad obrazami, żebyśmy wreszcie mogli stąd wyjść.  
Schowałem komórkę, ale zapomniałem wyłączyć dźwięku. Świdrujący dzwonek przychodzącego połączenia nagle wypełnił ciszę i odbił się echem od pustych ścian. Starsza pani znowu spojrzała na mnie z oburzeniem.
- Pan głuchy jest, czy co?! – zawołała i wyraźnie szykowała się, by przyłożyć mi swoją torebką.
- A pani niezbyt subtelna – odparowałem i wyminąłem ją szybko, by wyjść w końcu z tego pieprzonego muzeum. Dopiero na zewnątrz odebrałem połączenie. Dzwoniła Alexia.
- Właśnie dostałem przez ciebie opierdol – oznajmiłem, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Przeze mnie? Jak to?
- Jestem w muzeum, a tam ponoć nie można używać komórki.
- A czego się spodziewałeś?
- Sam nie wiem. Czemu dzwonisz?
- Chciałam pogadać. Nudzi mi się. Gdybyś zabrał mnie ze sobą, to nie musiałabym dzwonić i nie dostałbyś ochrzanu – dodała uszczypliwie.
- Za to mama złoiłaby mi skórę, że wciągam cię w moje środowisko narkotyków.
- Myślałam, że ich nie bierzesz.
- Bo nie biorę i nie mam zamiaru, ale wiesz, jaka jest mama.
- Kończ te rozmowy, stary. – Nagle obok mnie pojawił się Jackson i klepnął mnie w ramię. – Zgłodnieliśmy, więc idziemy na pizzę, co ty na to?
- Jak to: co on na to? Jego zdanie nie ma tu najmniejszego znaczenia, przegłosowaliśmy go! – wydarł się Finn, wychodząc za Jacksonem z muzeum. Głęboko odetchnął. – Ja pierdolę, myślałem, że już tam nie wytrzymam, co za pierdolone nudy… - Umilkł gwałtownie, kiedy za jego plecami pojawiła się Valentina.
- Świetnie było, co? – spytała rozradowana, posyłając mu promienny uśmiech.
- Eee… no jasne! – Finn podrapał się po głowie, za wszelką cenę usiłując nadrabiać miną. – Poszedłbym tam jeszcze raz, serio. No wiesz, by się bardziej wczuć w tą sztukę…
- Czy to Finn? – Dobiegło mnie pytanie siostry. – Flirtuje z Valentiną?
- Tego nie można nazwać flirtem, raczej jego żałosną podróbą. – Wywróciłem oczami. – Nie martw się, Alexia, wiesz, jaki on jest. Muszę kończyć. Pogadamy kiedy indziej.
- Jasne… - Wydawała się zasmucona i gdy tylko się rozłączyła, poczułem się głupio, że ją zaniedbuję. Może jednak powinienem częściej być w domu i spędzać z Alexią więcej czasu. I na pewno wybić jej z głowy Finna.
- Niech będzie pizza, nie mam nic przeciwko – rzuciłem. – Niech włoskie korzenie Martínez zaprowadzą nas do najlepszej pizzerii w okolicy.
- A może niech twoje amerykańskie korzenie zaprowadzą cię na lekcję kultury osobistej? – prychnęła Valentina. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że wchodząc do muzeum, wycisza się dźwięk w komórce?
- Siostra dzwoniła. Od niej odebrałbym telefon nawet w środku pogrzebu prezydenta.
- Masz siostrę?
- Owszem.
- Mam nadzieję, że jest milsza od ciebie.
- Jest.
- Tak myślałam. – Valentina zarzuciła mi włosami przed twarzą i poszła przed siebie, kręcąc tym swoim cholernym tyłkiem.
Zrobiło się trochę zimno, bo zapadał już wieczór. Valentina wyraźnie marzła, więc Finn, udając dżentelmena, pożyczył jej swój sweter. Był na nią wyraźnie za duży, niemal zakrywał jej krótkie spodenki, a rękawy zwisały smętnie. Podwinęła je ze śmiechem i odrzuciła włosy do tyłu. Nie chciałem o tym myśleć, ale wyglądała pięknie w tym za dużym swetrze. Pofalowane włosy związała w luźny kucyk i dziarsko kroczyła przed siebie. Miałem nadzieję, że szybko znajdzie odpowiednią pizzerię, bo byłem już naprawdę głodny.
- Tu będzie dobrze. – Pchnęła w końcu czerwone drzwi lokalu, na których dużymi literami było napisane „PIZZA ROMANA”. Kiedy weszliśmy do środka, wybuchł wrzask. Trafiliśmy akurat na grupę nastolatek, które wyraźnie nie mogły się zdecydować, czy bardziej wielbią nas, czy Valentinę. Po raz kolejny zrobiliśmy dużo zdjęć i podpisaliśmy się na podsuniętych nam serwetkach. Jedna dziewczyna nieśmiało poprosiła Finna o autograf na piersi. Mało nie upadłem ze śmiechu, obserwując jego twarz, na której było widać gorączkowe myślenie. Dziewczyna była ładna, ale mogła mieć około czternastu lat, co chyba było przesadą nawet dla Finna. W końcu zacisnął zęby i wspaniałomyślnie podpisał się jej na ramieniu. Nastolatka była tak w niego zapatrzona, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby przerobiła ten autograf na tatuaż.
Usiedliśmy przy stoliku dopiero po dwudziestu minutach.
- Ach, ta sława… - westchnął teatralnie Zack i oparł się wygodnie o siedzenie – czerwoną, szeroką kanapę. – Wykańcza mnie.
- A to dopiero sytuacja po pierwszej płycie. – Uśmiechnęła się Valentina, sadowiąc się koło Zacka. – Pomyśl, co będzie po drugiej. Nie opędzicie się od fanek.
- Ty też, bo w końcu będziesz z nami! – Zack szturchnął ją żartobliwie. Odchrząknąłem znacząco, a Zack się zreflektował: - To znaczy… o ile twój agent nie zmieni zdania.
Valentina nic nie odpowiedziała, jedynie rzuciła mi przelotne spojrzenie, postanowiłem jednak nie reagować. Każdy z nas wziął do ręki menu i chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Dobra – odezwałem się w końcu. – Proponuję wziąć dwie duże, żeby każdy się najadł. Co do smaków, możemy wziąć różne połówki, żeby każdy spróbował czegoś innego.
- Możemy tak zrobić.  
- To ja chcę pepperoni.  
Uzgadnialiśmy przez chwilę, kto co chce do jedzenia i do picia. W końcu jakoś się dogadaliśmy. Już miałem iść składać zamówienie, kiedy kelnerka sama podeszła do stolika.
- Dobry wieczór. Czy mogę przyjąć zamówienie?
Poderwałem głowę, nie dowierzając własnym uszom. Kurwa, ja skądś kojarzyłem ten głos. Przecież to…
- O kurwa – wymamrotała pod nosem moja seksowna Brytyjka.
- Jeśli jest w menu, to ja poproszę – wtrącił Finn, zapewne chcąc być śmiesznym, ale nikt się nie roześmiał. Czułem, jak zalewa mnie wstyd. Brytyjka patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby chciała przywalić mi w łeb podstawką do pizzy. Cóż, trochę miała do tego prawo.
- To ty – mruknęła, posyłając mi wściekłe spojrzenie.
- To ja… - Nerwowo postukałem kłykciami w stolik, bo nagle nie wiedziałem, co mam powiedzieć. – Yyy… poprosimy dwie duże pizze…
- Może ktoś inny chce zamówić? – przerwała mi dziewczyna, odwracając się ode mnie. – Bo od niego na pewno nie przyjmę zamówienia.
Wszyscy oprócz Valentiny posłali mi pytające spojrzenia, a ja zazgrzytałem zębami z irytacji.
- Dwie duże pizze, jedna cała pepperoni, a druga pół margherita, pół frutti di mare – odezwała się Valentina. – Do tego jedna butelka wody, jeden sok pomarańczowy, fanta i dwie oranżady.
- Robi się. – Brytyjka zamaszystym ruchem zapisała nasze zamówienie i odeszła, pozostawiając za sobą chmurę wściekłości. Wszyscy z powrotem na mnie spojrzeli.
- Stary, co to było? – zapytał Finn.
- Nic takiego.
- Nie wyglądało na nic takiego – wtrącił Zack. – Wyglądała, jakby chciała urwać ci głowę.
- Pomyliła mnie z kimś. – Usiłowałem się wykręcić, bo nie miałem ochoty opowiadać przy stoliku o moim godnym podziwu seksie z nieznajomą.  
- Chyba nie sądzisz, że się na to damy nabrać – dodał Jackson. Serio? On też mi wiercił dziurę w brzuchu? – No, gadaj.
- Dobra – warknąłem w końcu. – Przespałem się z nią, po czym powiedziałem, że nie urządzam w hotelu nocowania i ją wygoniłem. Zadowoleni?  
- O kurwa – westchnął Finn.
- Stul pysk – rzuciłem. – Jakimś cudem tobie takie rzeczy zawsze uchodzą na sucho, a ja pewnie zaraz dostanę pizzą w ryj. Nie musisz mi jeszcze dowalać.
- Wygoniłeś ją? Serio?
- Zamknij się.
- Dajcie mu spokój. – To był głos Valentiny. Spojrzałem na nią ze zdumieniem. Co jest? Broniła mnie? – Widocznie jednak nic nie może poradzić na to, że jest kompletnym dupkiem – dodała po chwili.
No tak. Oczywiście, że mnie nie broniła. Miałem ochotę stamtąd zniknąć.  
Pół godziny później dostaliśmy pizze i wszyscy zaczęli się jedzeniem, a ja gorączkowo myślałem, co mam zrobić, żeby nie wyjść na skończonego idiotę. Dobra, kurwa, wiedziałem, że zachowałem się źle, ale dlaczego wszyscy widzieli tylko jedną stronę medalu? Ta dziewczyna niemal sama wskoczyła mi do łóżka, ja jej do niczego nie zmuszałem ani nawet nie namawiałem. Jakimś cudem to jednak tylko ja byłem tym złym.
- Ja zapłacę – rzuciłem szybko, gdy skończyliśmy jeść, wstałem i podszedłem do lady. Czułem na sobie czyjeś intensywne spojrzenie – pytanie tylko, czy chłopaków, czy Valentiny.
- Poproszę o rachunek – rzuciłem, opierając się o ladę. Brytyjka posłała mi nieprzychylne spojrzenie. Zdołałem szybko spojrzeć na plakietkę z imieniem.
- Grace… - Pochyliłem się ku niej. – Możemy porozmawiać o… - Kurwa, jak niby to miałem nazwać? Porozmawiać o naszym super seksie, który zakończył się wyrzuceniem cię z mojego pokoju? – O naszym ostatnim spotkaniu? – Dokończyłem.
- Serio? Dlaczego niby mam z tobą rozmawiać? – prychnęła, rzucając mi spojrzenie, które mogło zabijać.  
No tak. Dlaczego? Ostatecznie puknąłem ją w hotelowym pokoju, nie pytając nawet o jej imię. W dodatku wyrzuciłem ją z niego po dziesięciu minutach. Pięknie, Liam. Masz, kurwa, klasę.
Ponownie zazgrzytałem zębami.
- Słuchaj… przepraszam. Nie zachowałem się w porządku. Ale ty też nie zainteresowałaś się, kim jestem – przypomniałem jej. – I też wyglądałaś, jakby zależało ci tylko na jednym.
- Więc trzeba było mnie zaraz wywalić z pokoju, jakbym była workiem ze śmieciami? – Wybuchła, a ja miałem ochotę zakneblować jej usta, by mówiła ciszej.
- Nie! Już ci powiedziałem, że przepraszam. Możemy o tym zapomnieć?
- Super. Już zapomniałam. A teraz spierdalaj – rzuciła.
Nieco zdziwiło mnie jej słownictwo, ale musiała być na mnie naprawdę wściekła.
- Nie możemy normalnie pogadać? – drążyłem dalej. Dopiero teraz dostrzegłem, że była ładna. Nie chodziło tylko o ten jej fajny tyłek, ale o całokształt. Miała burzę kręconych włosów, mały nos z piegami i brązowe oczy. Twarz, która zapewne wyglądałaby dobrotliwie, gdyby nie sprawiała wrażenia, jakby chciała mnie zamordować. – Może ci to jakoś wynagrodzę?
- Niby jak? Kolejnym seksem? – zapytała ironicznie Grace.
- Nie. Ale… - Gorączkowo myślałem, bo tak naprawdę to nie miałem żadnego pomysłu. – Ale mogę cię zabrać na naszą trasę koncertową – powiedziałem nagle, właściwie się nad tym nie zastanawiając. Grace patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami.
- Trasę koncertową? – powtórzyła. – Och, no jasne. Bo nie mam tu nic do roboty. Żadnej pracy – ironizowała dalej. – Mam pełno czasu wolnego, by podróżować Bóg wie gdzie z jakimś zespołem, którego piosenek nawet nie lubię.
Auć. Zabolało. Jednak nie poddawałem się:
- Nie musisz od razu jechać na całą trasę, wystarczy kilka miast. Nie miałabyś ochoty zwiedzić trochę świata? Zobaczyć, jak wszystko wygląda od kulis? – Próbowałem ją zachęcić, choć czułem się jak idiota. – Może zdołam ci pokazać, że nie jestem całkowitym dupkiem.
Patrzyła na mnie zmrużonymi oczami. Uświadomiłem sobie, że dopiero co to samo próbowałem udowodnić Valentinie. Chyba nie najlepiej mi to wyszło. Może jednak ona miała rację.
- No nie wiem – powiedziała powoli Grace. – To kusząca propozycja, ale jednocześnie całkiem szalona.
Za plecami usłyszałem nagle głośne chrząknięcie.
- Czy w tej pizzerii urządza się prywatne pogaduchy, czy jednak można tu coś zjeść? – Dobiegły mnie pretensje jakiegoś faceta.
- Słuchaj… - Nawet się nie odwróciłem. Jednym ruchem złapałem za wizytówkę pizzerii i długopis. Na odwrocie zacząłem zapisywać mój numer telefonu. Podsunąłem wizytówkę Grace. – To mój numer telefonu. Jestem w Los Angeles jeszcze jeden dzień. Gdybyś się zdecydowała, zadzwoń. – Rzuciłem na ladę pieniądze, nawet nie patrząc, ile wynosiła kwota na rachunku. – Reszta dla ciebie.
Wróciłem do stolika, gdzie Finn wyraźnie był spragniony jakichś rewelacji.
- O czym tyle gadaliście? Myślałem, że tu osiwieję.  
- Byłoby ci do twarzy – rzuciłem. – Chodźmy już.
Wyszliśmy na zewnątrz, ale Finn nie odpuszczał. Było już całkiem ciemno i zastanawiałem się, czy ktoś by zauważył, gdybym go rąbnął.
- Umawialiście się na kolejny gorący seks?
- Kurwa, Finn, czy ty zawsze myślisz tylko o jednym?
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że nasz niewinny Liam…
- Dobra, Finn, odpuść mu już – zainterweniował Jackson dokładnie w momencie, w którym zaciskałem już pięść, by po chwili ozdobić nią twarz Finna. – Jego życie, jego sprawa.
- Dzięki, stary – wymamrotałem, bo Finn w końcu się zamknął. Odetchnąłem i zadzwoniłem po taksówkę, by odwiozła nas do hotelu. Mimowolnie zerknąłem na Valentinę. Była podejrzanie cicha i patrzyła w dal nieobecnym wzrokiem, obejmując się ramionami. W za dużym swetrze Finna wyglądała jak mała dziewczynka.
- Hej, jesteś nadal z nami? – zagaiłem.
Posłała mi tylko ostre spojrzenie.
- Zawsze traktujesz dziewczyny jak przedmioty, czy po prostu sodówa uderzyła ci do głowy?
Niech ją szlag. Odwróciłem się do niej plecami, nie odpowiadając. Żałowałem, że w ogóle się do niej odezwałem.



Miałem nadzieję, że to już koniec niespodzianek na dziś, ale myliłem się. Gdy wróciliśmy do hotelu, było już po północy, choć nadal było całkiem ciepło. Teren hotelu był jasno oświetlony i jak ktoś chciał, mógł sobie podziwiać nocne widoki, ja jednak marzyłem o moim łóżku i by ten dzień w końcu się skończył. Szliśmy długim pasażem w stronę wejścia, kiedy nagle ciszę rozdarły czyjeś wrzaski:
- Martínez! Hej, Martínez! Tu jestem! Val!
Nie miałem pojęcia, kto mógł czegoś chcieć od Valentiny przy hotelu i to w środku nocy. Najpierw pomyślałem, że może to jakaś zboczona fanka, ale zobaczyłem w blasku świateł, jak twarz Valentiny rozciąga się w szerokim uśmiechu, gdy w jej stronę zaczęła pędzić jakaś dziewczyna. Valentina rozłożyła ramiona, a laska wpadła w nią z takim impetem, że prawie się przewróciły – Zack musiał je przytrzymać.
- Czekam tu na ciebie pół dnia! – wykrzyknęła dziewczyna, zbierając się na nogi i podnosząc Valentinę do pozycji pionowej. – Dzwoniłam, ale nie odbierałaś.
- Przepraszam, zostawiłam komórkę w hotelu. Ale co ty tu robisz?! – Valentina zaczęła ją ściskać, jakby tamta miała zaraz odlecieć. – Myślałam, że wyjeżdżałaś na wakacje!
- Ach, miałam wyjechać, ale stwierdziłam, że zrobię ci niespodziankę i przylecę do ciebie! Tak szybko zniknęłaś, dopiero byłaś w domu, a już za chwilę twoi rodzice mówili, że wyleciałaś promować film. Nic mi nawet nie powiedziałaś, suko!  
Uniosłem brwi na to określenie, ale Valentina chyba nic sobie z tego nie robiła.
Finn odchrząknął, przerywając ich pianie.
- Może nas przedstawisz?
- No tak, przepraszam. – Valentina odwróciła się do nas z uśmiechem, ściskając dziewczynę. – To moja daleka kuzynka i jednocześnie najlepsza przyjaciółka.
- Jestem Sofía. – Wpadła jej tamta w słowo i zaczęła wyciągać rękę do każdego z nas. – Sofía Perez.  
Uścisnąłem jej rękę, przyglądając się jej twarzy. Była bardzo podobna do Valentiny, mogłyby być siostrami. Też była wysoka, szczupła, śliczna, miała długie brązowe włosy, tylko jedno się różniło – Sofía miała na twarzy wymalowaną taką protekcjonalność, że z miejsca zwątpiłem, że ją polubię. Chyba była jedną z tych dziewczyn, co każdego faceta traktowały jak ropuchy. Wolały gapić się w lustro i zachwycać się swoją urodą. Może się myliłem, ale Sofía nie wyglądała na sympatyczną. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że będzie zadzierać nosa. Chyba już wiedziałem, skąd Valentina czerpała inspirację.
- Jesteście strasznie podobne – powiedział Jackson. Czyli nie tylko ja to widziałem. – Mogłybyście być siostrami.
- Tak, całe życie to słyszymy. – Sofía uśmiechnęła się z wyższością.
- A gdzie Clara? – zapytała Valentina, poprawiając sobie włosy.
- Nie chciała przylecieć. Słowo daję, czasem jej nie rozumiem. Mówiłam jej: „chodź, polecimy odwiedzić Val”, a ona pierdoliła coś tylko o tym, że nie może wyjechać, póki Mateo nie skończy swojego nowego projektu. Tak jakby to od jego kariery zależało jej życie! – Donośnie prychnęła.
- Kim jest Clara? – Zainteresował się Finn. No, oczywiście, w końcu to była kolejna dziewczyna do zbałamucenia.
- To jej siostra bliźniaczka – wyjaśniła Valentina.
- Chryste, jest was jeszcze więcej? – wymamrotałem pod nosem, licząc, że mnie nie usłyszą. Usłyszały. Sofía wbiła we mnie zimny wzrok.
- Słucham?
- Nie zwracaj na niego uwagi – rzuciła szybko Valentina, odwracając się do mnie plecami. A jakże.  
Sofía natychmiast też się odwróciła, zarzuciła ramię na szyję Valentiny i zaczęła coś do niej szeptać, jednocześnie idąc w stronę hotelu. Słyszałem przyciszone śmiechy i jakieś pospieszne wymiany zdań. Po chwili zobaczyłem, jak Sofía nieco odwraca głowę i posyła mi nieprzychylne spojrzenie. Ciężko było określić, o co jej chodziło. Uniosła do góry wyskubaną idealnie brew i zaśmiała się zimno.
Chyba była to już ustalona reakcja kobiet na mój widok.
- Stary, zaraz cała damska połowa Los Angeles będzie cię nienawidziła – odezwał się Jackson.
- Nawet mi nie mów… - Pokręciłem głową. – Kurwa, dopiero byliśmy tylko my, a nagle te baby plenią się jak zielsko.
- Bardzo seksowne zielsko – mruknął Finn ze wzrokiem utkwionym w tyłku Sofii.
- Dobra, ruszmy się stąd.
Powlekliśmy się za dziewczynami do hotelu, ale nie miałem siły myśleć o przyjaciółce Valentiny. Sprawdziłem komórkę, ale nie było ani nieodebranych połączeń od Alexii, ani od Grace. Cudownie. Zaledwie w jeden dzień udało mi się wkurzyć aż cztery kobiety. Mogłem oficjalnie przybić sobie brawo.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3633 słów i 20049 znaków, zaktualizowała 9 cze 2019.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik agnes1709

    Nagrabi sobie chłoptaś :D

    27 mar 2019

  • Użytkownik Lula

    Liam podbił moje serce 😁

    24 mar 2019

  • Użytkownik candy

    @Lula uff 💓💓

    24 mar 2019