Witamina M (1) Przyjaciel budzi się po raz pierwszy

Zapraszam do mojego opowiadania, innego niż wszystkie i dość długiego. Oczywiście jeśli się nie spodoba, to nie będę was katował.

Jak to z niektórymi przyjaciółmi bywa, wcześniej był moim wrogiem. To było jeszcze w czasach, kiedy nie musiał dzielić swej funkcji między tą bardziej przyjemną i tą drugą, co prawda mniej przyjemną, ale za to chyba bardziej potrzebną. Ale to było przed tym okresem, który wywrócił całe moje przyszłe życie do góry nogami i który chcę tu opisać. Na razie spoczywał sobie najczęściej w cieple, niepokojony tylko kilka razy dziennie.  

Zrazu muszę powiedzieć, że przez długie lata interesował wyłącznie mnie. Choć byłem kąpany przez mamę czy babcię, jakoś lekceważyły ten śmieszny wisiorek, a jedną z pierwszych rzeczy, jakie mnie nauczyły, to myć pewne części ciała samodzielnie. Nie pamiętam, bym słyszał na jego temat jakąkolwiek uwagę, przytyk, nic, jakby nie istniał.  

W wieku chyba pięciu lat odkryłem, że on mówi! Kiedyś obudziłem się w środku nocy i długo wpatrywałem się w ciemność. Nie boję się, jak jest ciemno, ale zawsze przez moje plecy przebiegają takie przyjemne dreszcze i lubię udawać, że za chwilę może się stać coś strasznego. Nawet nie wiedziałem, co to ma być, czekałem. I wtedy odezwał się on.  
– Obejrzyj sobie mnie.  
Nie bardzo wiedziałem, kto to mówi i zlekceważyłbym ten głos zupełnie, gdyby nie ponowił swojej prośby. Zresztą, z nieznajomymi nie rozmawiam.  
– No ale gdzie jesteś? – zapytałem zupełnie zbity z tropu. Zmyliło mnie to, że on był nie obok, za mną czy przede mną, ale we mnie.  
– Czujesz mnie przecież. A nawet twoja ręka jest blisko.  
– Moja ręka jest blisko wielu rzeczy, możesz mówić jaśniej? Nawet nie wiem, z kim rozmawiam...  
– Ze mną.  
Coś mi zaczęło świtać w łepetynie, bo kiedy się wsłuchałem w całe ciało, nie wszystko było w nim tak jak zawsze. W pokoju było co prawda ciemno, ale snop światła padający przez okno oświecał moje łóżko, więc mogłem spokojnie obejrzeć to, co wydawało mi się, że mówi.  
– Cześć – powiedział, kiedy ujrzałem go już w pełnej krasie.  
– Cześć – odpowiedziałem, zastanawiając się, dlaczego tak dziwnie wygląda. Był większy i grubszy, a nawet sztywny.  
– Może tak na początek byś mi się przedstawił? – zażądałem.
– Moje imię ci nic nie powie, nawet go jeszcze nie słyszałeś. A tak naprawdę mam wiele imion, niektóre fajne, niektóre zwykłe, niektóre nie do powtórzenia. Już niektóre słyszałeś, jedno w przedszkolu, inne od tej grubej Karoliny, a tak naprawdę nazywam się jeszcze inaczej. Kiedyś się dowiesz.  
Nie lubię, jak się do mnie tak mówi. Mam już pięć lat i nie jestem taki głupi, za jakiego niektórzy mnie uważają. W wieku trzech lat umiałem już czytać i rozumiałem nawet trudne wyrazy ze Słowa Polskiego, więc mówienie, że czegoś tam nie rozumiem i dowiem się później, uważałem za zwykłe oszukiwanie. A ten, jeszcze dobrze się nie przedstawił, a już zaczyna swoje cyrki...  
– Nie tym tonem, proszę. Ze mną możesz szczerze, mówisz, co myślisz.  
– Niektórych rzeczy tak prosto się nie da wytłumaczyć i lepiej, żebyś ich najpierw doświadczył na własnej skórze, a potem o tym porozmawiamy.  
Może on rzeczywiście ma rację? Kiedy pytałem mamę, jaka będzie zupa, odpowiadała najczęściej „dobra”, a mnie to nic nie mówiło. Dopiero jak skosztowałem, mogłem się przekonać, czy ma rację, czy nie.  
– No dobra, możesz mieć rację – odpowiedziałem niechętnie. – ja ze swojej, jak to się nazywało... – gorączkowo szukałem słowa, które słyszałem w radio – o, mam, tożsamości, nie zamierzam robić żadnej tajemnicy. Nazywam się Leszek Madejski i mam pięć lat. Ale... Kimkolwiek jesteś, nie wyglądasz mi dobrze. Zwykle jesteś mniejszy i taki bardziej... – brakowało mi słów, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, jak coś takiego nazywało się w jednej bajce – wiotki.  
– Nie ma powodu do paniki – odpowiedział. – Na razie sobie ćwiczę.  
– Jak to ćwiczysz – zapytałem nieco zgłupiały. W przedszkolu były różne ćwiczenia, ale wyglądało to zupełnie inaczej, nikt nie kazał mi się powiększać. Sztywnieć czasem tak... Ale może on rzeczywiście miał rację? Nie bolał mnie wcale, a nawet było mi jakoś dziwnie przyjemnie.  
– A po co ty ćwiczysz w przedszkolu? Żeby być dużym, silnym i zdrowym mężczyzną, prawda? No to przyjmij do wiadomości, że ja robię to dokładnie w takim samym celu. Masz jeszcze jakieś pytania?  
Pytań może miałbym całą masę, ale nagle poczułem się senny.  
– Chwilowo tylko jedno. Te dwie kule, co są koło ciebie – one są jakoś z tobą związane?  
– Bardziej niż myślisz, ale na razie daj im spokój. Będziesz ich używał, ale o wiele później. Niech sobie wiszą, przeszkadzają ci w czymś?  
– Owszem, przeszkadzają. Zwłaszcza jak ktoś mnie kopnie w to miejsce, nawet nie wiesz, jak one potrafią boleć. Nie da się tego wyciąć czy coś?  
– Oszalałeś? – zdenerwował się Po prostu chroń je i mnie przy okazji i będzie wszystko w porządku. Aha, i jeszcze jedno.  
– To znaczy? – zapytałem. Nie wiedziałem, że potrafi się aż tak rozgadać.  
– Ja lubię, jak jest sucho i ciepło, tych dwóch okrągłych obywateli koło mnie też.  Pamiętaj o tym, dobrze? Bo czasem zapominasz.  
– To nie mam się kąpać? Jak ja to wytłumaczę mamie?  
– Nie o to chodzi, ale jak już zdarza ci się popuścić to i owo, wytrzyj mnie, a najlepiej umyj i osusz. Już kilka razy się zaniedbałeś i nie było przyjemnie, prawda?  
Musiałem mu przyznać rację, choć jego przestrogi niespecjalnie mnie przestraszyły. Zobaczymy później. Zastanawiałem się, czy nie zadać mu jeszcze kilku pytań, ale nie zdążyłem. Skurczył się, opadł i nie chciał już ze mną rozmawiać. Zasnąłem prawie od razu.

Jeszcze w przedszkolu widziałem, jak pani wychowawczyni przebierała dziewczynkę.  Teraz może odbywało się to inaczej, wtedy robiło się to przy ludziach. Patrzyłem na to widowisko przerażony. Co się stało? Może jej urwali? Może była operowana? Ale dlaczego? Naprawdę nie wyglądało to zachęcająco i ze wstydem odwróciłem głowę, a następnie uciekłem bawić się z chłopakami i na jakiś czas zapomniałem. Aż do wieczora.  
– Śpisz już? – zapytał znany mi głos.
- Tak i daj mi spokój z łaski swojej – odpowiedziałem może niezbyt elegancko, ale on się najzwyczajniej szarogęsił.
– To jak nie chcesz się dowiedzieć o tym, co dziś widziałeś, to mówi się trudno – powiedział. – Dobranoc.
– Nie nie, zostań jeszcze trochę…
Bezczelności mu nie brakowało. Nie lubię gróźb, szantaży, obrażania się, ale zdaje się, że będę musiał je polubić, bo mój przyjaciel był wyjątkowo krnąbrny,  
– No więc zauważ z łaski swojej, że posiadanie mnie jest przywilejem. Nie wszyscy mogą mnie mieć i powinieneś być ze mnie dumny.
– Tere fere kuku – odpowiedziałem zaczepnie. – Co ty takiego robisz oprócz tego, że wisisz całymi dniami?
– Jak to co? – obruszył się. – Chciałbyś zdejmować majtki do każdego sikania?
Tu mnie miał. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego dziewczynki mają odrębną ubikację i nigdy nie wpadłbym na to, że nie mają po prostu urządzenia do siusiania…  
– To chyba niesprawiedliwe, nie uważasz?
Ale on już się obraził i mogłem zapomnieć o dalszej rozmowie. Usiłowałem go obudzić jako, nawet go uszczypnąłem, ale był bezwzględny i pewnie się na mnie obraził.  

Na samym początku traktowałem go z góry i może czasem dość obcesowo, zwłaszcza kiedy to, gdy zawiódł mnie po raz kolejny i przeciekł wtedy, kiedy nie powinien. Skręcałem go wtedy na chwilę ze złości w rolkę. Niestety, fakt, że nie jest za szczelny, zauważyli również koledzy w szkole. Na jakiś czas stałem się lokalnym pośmiewiskiem, a epitety typu „miejska odlewnia” nie były wcale rzadkie. Celowała w tym grupa chłopców, za którymi nie przepadałem, jednak nie mogłem z nimi walczyć, bo po prostu byłem za słaby, Stąd nic dziwnego, że nie lubiliśmy się wzajemnie, on mi robił głupie psikusy, ja go traktowałem z pogardą.  

Moja niesława rosła dość szybko i wkrótce dotarła do wychowawczyni. Zostałem poproszony na rozmowę, którą o latach mogę uznać za pierwszą naprawdę poważną w moim życiu. Musiałem wyznać, że mam z nim problemy. Zaraz po tej rozmowie postanowiłem sobie z nim pogadać. Po tamtej pamiętnej rozmowie siedział cicho, ale tym razem to ja miałem do niego interes.  
– Jesteś tam? – zapytałem któregoś wieczora po dniu, kiedy koledzy dali mi szczególnie mocno popalić.  
– Jestem. Masz do mnie jakiś interes? Bo mnie się nieszczególnie chce z tobą gadać. Traktujesz mnie jak jakiś kawał papieru, skręcasz, wyżywasz się na mnie. Po co to wszystko?  
– Zawodzisz mnie. W zasadzie mam z tobą same problemy. Zrób coś.  
– Niewiele mogę, przynajmniej na razie. Nie najeżdżaj tak na mnie, nie wszystko ode mnie zależy – syknął i skulił się.  
– W zasadzie do czego mi jesteś potrzebny? Noszę cię już tyle lat i zastanawiam się, po co mi właściwie wisisz. Dziewczyny mogą się bez ciebie doskonale obejść. Coś mi tu nie gra...  
– Ty się na razie zbyt wiele nie zastanawiaj. Kiedyś się dowiesz.  
Zabrzmiał dokładnie tak jak moi rodzice, gdy zapytam przypadkiem o coś, co nie jest im wygodne. No małe toto a pyskate. Postanowiłem więc nie dyskutować w tym tonie, ale przed końcem wyjaśnić sobie jeszcze jedną kwestię.  
– Słuchaj, wyjaśnijmy w końcu problem nazwy.
– A czy to takie ważne? Mam kilka nazw. Kilka oficjalnych, kilka mniej oficjalnych, – Dochodzą do mnie coraz to bardziej sprzeczne wiadomości. Pamiętasz, jak mówiłem, że kiedyś się dowiem? Toteż cierpliwie czekam, kiedy to nastąpi.  
– Ty, cierpliwie? Koń by się uśmiał. Jeszcze nigdy nie widziałem, byś był cierpliwy. Wyrywasz się jak młody źrebak.  
To już zaczynało powoli być bezczelne. Ja się nazywam Leszek i czy mi się podoba czy nie, muszę się tak nazywać. Już wolę, jak na mnie tak mówią niż na przykład "miejska odlewnia". A samo imię nie podoba mi się, bo z założenia jest dziecinne. Przecież jak dorosnę, to też będę Leszek, tymczasem Rysiek będzie Ryszardem, Tomek Tomaszem, Kuba Jakubem a Wiesiek Wiesławem. Żadna dziewczyna nie ma wpisane do dziennika Jola tylko Jolanta, Krycha – tylko Krystyna, chłopak ma w dokumentach Maciej, a nie Maciek. Tylko ja mam tak jak dzieciak... I żadnego poważnego zamiennika. Owszem, jest Lech, nawet legendarny pierwszy Polak tak się nazywał, tyle że o ile Lech może być zawsze Leszkiem, o tyle w drugą stronę nie działa to identycznie.
– No ale... Imię jest potrzebne. Przecież muszę jakoś o tobie myśleć.  
– Przestań już nudzić i marudzić. Nazwij mnie, jak chcesz. Byle byś o mnie dbał, reszta będzie w porządku. A teraz bądź łaskaw dać mi święty spokój, puść mnie i nie gap się tak. A najlepiej schowaj mnie – powiedział i mimo kilku prób dogadania się, odpuścił sobie na dobre.  

Schowałem go więc dokładnie, obejrzawszy raz jeszcze, czy aby nie jest nieszczelny. Jednak nic na to nie wskazywało, był obciągnięty skórką aż po sam czubek i wydawał się absolutnie bez wady. Zacząłem się coraz częściej zastanawiać, jak to jest z tymi nazwami. Bo że jakieś miał, to pewne. Tyle że o nim się w ogóle nie rozmawiało. Ani z rodzicami, rzadko z kolegami, a z koleżankami był to temat zupełnie zabroniony. Co prawda tu i ówdzie słyszało się jakąś nazwę, ale pierwsza próba wprowadzenia jej w obieg kończyła się co najmniej skandalem, nawet jeśli to była rozmowa z kolegami. A na rozmowę z dorosłymi na ten temat jakoś nie mogłem liczyć. Po pierwsze dlatego, że sam nie wiedziałem jak ją zacząć. Zresztą jak rozmawiać, skoro nie wiem, jak on się nazywa? Poza tym dorośli wydawali się zupełnie śmieszni, kiedy przychodziło do tej rzeczy. Jeszcze przed komunią mój wujek chrzestny postanowił sprawić mi garnitur, szyty na miarę, u przedwojennego krawca.  
– Marynarka ma był długa? Krótka?  
– E, długie już niemodne, Niech pan zrobi taką zwykłą, niech się kończy tam, gdzie interes u chłopaka – odpowiedział wujek. Na początku zupełnie nie wiedziałem, o co mu chodzi? Jaki interes u chłopaka? Nawet bym o niego zapytał, ale coś mi przeszkodziło. Po odbiorze dokładnie sprawdziłem, gdzie się kończy. I wyszło mi, że to musiał być właśnie on, że to o niego chodziło.

Podoba się czy nie? Proszę o komentarze.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użył 2284 słów i 12860 znaków, zaktualizował 4 mar 2023.

2 komentarze

 
  • iiswkornaa

    ~ Przyjaciel ~ teraz sprawia kłopoty Leszkowi, ale wydaje mi się, że później się dogadają. Chłopiec gdy dorośnie pozna odpowiedzi na swoje pytania i wszystko zrozumie. Obecnie wiele spraw jest trudnych do wyjaśnienia.

    7 mar 2023

  • trujnik

    @iiswkornaa ale będzie coraz bardziej wredny – problem polega na tym, że Leszek ma kłopoty z zaakceptowaniem własnej seksualności

    7 mar 2023

  • iiswkornaa

    Oby na swojej drodze L. M. spotkał tolerancyjne osoby i zaakceptował własną seksualność. Wsparcie bliskich pomaga, czy jednak rodzina i znajomi Leszka będą dla niego wsparciem? Może wśród kolegów znajdzie się chłopiec o takiej samej orientacji? Czas pokaże.

    7 mar 2023

  • iiswkornaa

    mnie się podoba

    7 mar 2023