MROCZNY AROMAT PERWERSJI

To nie jest romantyczna opowieść o miłości dla poszukujących wzruszeń czytaniem o cudzym szczęściu. To pełne wyuzdania opowiadanie dla szukających podniet poznawaniem granic seksualności i poszukiwaniem coraz to nowych doznań, przeżyć i emocji w ciemnych zaułkach perwersji i w mrocznym świecie fetyszy. Bohaterami są on – Juk, i ona – Maria, żyjący – poza jednym epizodem – zupełnie oddzielnie, ale połączeni zafascynowaniem bezpruderyjnym seksem i rozkoszą docierania do najgłębszych zakamarków duszy aktualnej kochanki czy kochanka, nie tylko wielbieniem ciała, ale także jego naturalnych wydzielin i zapachów i dla których orgazm jest tylko naturalnym zwieńczeniem długich chwil rozkoszowania się wzajemnym wielbieniem swych podnieconych i zwilżonych potem podniecenia ciał.

Rozdział I
Mieszkał w małej miejscowości, w której wszyscy się znali i wszystko o wszystkich wiedzieli. Nie wyróżniał się niczym szczególnym i jak wszyscy chłopcy w jego wieku spędzał po szkole czas na basenie i na kopaniu piłki, coraz częściej interesując się koleżankami i usiłując je przy różnych okazjach raczej nieudolnie podrywać. Tak się przynajmniej wydawało, bo jednak było w nim coś, co go wyróżniało i do czego nikomu się nie przyznawał. Nie rozmawiał o tym nigdy nawet z najlepszym kumplem, przed którym nie miał w zasadzie innych tajemnic. Ta była jednak starannie skrywana i miała taką pozostać na zawsze, bo to było coś szczególnie osobistego i wyjątkowego.  
Gdy zobaczył ją pierwszy raz na uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego w sali gimnastycznej poczuł, że widzi kobietę nie z tego świata. Piękniejszą nawet niż ekscytująca mulatka w skąpym żółtym bikini z okładki miesięcznika „Poznaj Świat”, która była dotychczas nieodłączną towarzyszką jego onanistycznych przyjemności w domowej łazience.  
Maria stała wraz z całym gronem nauczycielskim niedaleko od niego i jego VII klasy. Czarna sukienka do kolan wdzięcznie uwydatniała wszelkie zalety jej ciała, a spięte w duży kok ciemne włosy uroczo współgrały z pociągłą twarzą greckiej bogini, taką jaką widział w niedawno czytanej książce Parandowskiego. Omiatał ją zauroczonym wzrokiem w trakcie przydługiego i jak zwykle nudnego przemówienia kierownika szkoły, nie pomijając żadnego szczegółu. Studiował każdy rys jej twarzy, schodził po długiej szyi na wydatne piersi i próbował wyobrazić je sobie nagie. Nie pominął brzucha i bioder szukając miejsca, gdzie zaczynały się jej nogi, i wlepiał wzrok w odsłonięte kolana, łydki i stopy w czarnych czółenkach, starając się dostrzec, czy ma na sobie rajstopy lub pończochy. Odruchowo klaskał ze wszystkimi, podczas gdy w rzeczywistości był zajęty odgadywaniem kształtu i koloru jej biustonosza i majtek, próbując znaleźć jakikolwiek ślad ich przebicia przez sukienkę, dochodząc do słusznego zresztą wniosku, że musiały być czarne. Był tak zajęty studiowaniem jej ciała, że dopiero po chwili zorientował się, że jego członek naprężył się w spodniach chłopięcego garnituru i gdyby nie marynarka, zdradziłby jego przeżycia. Przysłonięty stojącą przed nim grubą koleżanką z klasy włożył rękę do lewej kieszeni spodni i głaskał genitalia, nie mogąc doczekać chwili, kiedy wróci do domu, by uwolnić penisa z majtek i spodni i namiętnie go pieścić jej widokiem, który tak wrył mu się w pamięć, że nie opuszczał go później przez wiele miesięcy.  
Teraz ona stała się królową jego masturbacji. Bezimienna mulatka z Karaibów odeszła w niepamięć, lecz było jej to zapewne zupełnie obojętne, tak jak obojętne jej były jego dotychczasowe wytryski ze wzrokiem utkwionym w plażowe majtki z wyraźnie zarysowaną pionową kreską na podbrzuszu.
Nie tylko to się zmieniło w jego życiu. Był dotychczas niezbyt pilnym i dość biernym uczniem, a chodzenie do szkoły było przykrą koniecznością. Przechodził z klasy do klasy bez żadnych problemów, ale dość daleko mu było do najlepszych w klasie. Ona zmieniła także i to, przynajmniej częściowo. Rwał się do szkoły każdego dnia, gdy miał mieć z nią lekcje. Uczyła historii i wychowania obywatelskiego i z tych przedmiotów coraz częściej dostawał czwórki i piątki i sam zgłaszał się do odpowiedzi, byle tylko zechciała na niego spojrzeć, a może nawet uśmiechnąć się. Polował na jej wzrok, pragnąc zwrócić na siebie uwagę. Siedział w trzeciej ławce pod oknem i miał doskonały widok na panią jego młodzieńczych seksualnych przeżyć. Bez skrępowania studiował pod nauczycielskim stołem jej długie nogi pokryte delikatnymi włoskami. Uważał dzień za mniej udany, gdy była w spodniach, natomiast kiedy przychodziła w sukience lub spódnicy, był wniebowzięty. Gdy wchodziła do klasy z odsłoniętymi od kolan w dół nogami zaczynał się dla niego fascynujący seans. Dotykał penisa pod ławką przez spodnie i nie pomijał żadnego jej ruchu, gdy siadała na krześle, rozchylając przy tym odrobinę kolana.  
Miał bujną wyobraźnię i onanizując się po lekcjach wyobrażał sobie, że jest tym krzesłem, a ona na nim siada i pieści mu twarz kształtnym tyłkiem. Założenie przez nią nogi na nogę, odsłaniające odrobinę ud i początek prowadzącej do magicznego trójkąta kobiecości szparki pod nimi w miejscu gdzie się stykają, każdorazowo wywoływało w nim falę podniecenia i wyraźnie odczuwalne przyjemne drgnięcie członka. Ale ponad wszystko podniecał go jej tyłek i falujący ruch wspaniałych pośladków, gdy pisała na tablicy. To była prawdziwa poezja. Gdyby nie wstyd przed koleżanką, z którą siedział, nie poprzestałby na niedostrzegalnym dla niej (tak przynajmniej wtedy sądził) delikatnym głaskaniu członka pod ławką przez spodnie, ale włożyłby rękę do rozporka i doprowadził się do wytrysku, mając podniecające pośladki swej bogini kilka metrów przed sobą. Nie mógł wręcz doczekać się, kiedy wróci do domu i przeżyje onanistyczną ucztę rozkoszy wyobrażając ją sobie nagą i pozwalającą na siebie patrzeć.  
*
Nie widział jeszcze nigdy krocza dorosłej kobiety i wyobraźnia podsuwała mu tylko obrazki sprzed kilku lat, zapamiętane z dziecięcych zabaw we troje, z dwiema mieszkającymi w sąsiedztwie bliźniaczkami z tej samej klasy II B. Po lekcjach bawili się wspólnie, najczęściej w chowanego, a gdy bieganie ich zmęczyło wchodzili do opuszczonej komórki by zabawić się w lekarza. Rozbierali się do naga i zaczynali zabawę. Najpierw z jedną sióstr „badał” tę drugą, potem one zamieniały się rolami, a na koniec obydwie dokładnie „badały” jego. Rzecz jasna, „badali” sobie przede wszystkim genitalia i tyłki, bo to było dla nich najciekawsze. Obydwie chętnie pozwalały mu oglądać i obmacywać swe małe i spocone bieganiem podczas gry w chowanego cipki i pośladki, a potem z jeszcze większą ochotą bawiły się jego małym siusiakiem, jądrami i tyłkiem. Z czasem ta prawie codzienna zabawa stawała się coraz bardziej urozmaicona. To one wymyśliły zabawę w wąchanie tyłków i licytowanie się, czyj bardziej śmierdzi. Przegrany, czyli ten kto miał tyłek najmniej śmierdzący, musiał pocałować dwoje pozostałych między wypięte pośladki albo cipkę bądź członka. Obmacywanie, studiowanie wzrokiem i węchem oraz całowanie ich małych cipek i tyłków sprawiało mu dziwną przyjemność, choć – rzecz jasna – nie było wtedy mowy o podnieceniu. Szczerze mówiąc wolał sam je tak całować niż być całowanym. Trwało do aż do IV klasy, gdy ktoś zauważył ich w pobliskim zagajniku i doniósł rodzicom, że zupełnie nadzy tańczyli we troje, sikając sobie nawzajem po nogach i kąpiąc się potem w niezbyt czystej sadzawce. Dopiero wiele lat później doszedł do wniosku, że chyba już wtedy zrodziła się w nim ekscytacja kobiecym potem i moczem i wonią tyłka.
*
Wyobrażał sobie, że jego pani od historii leży przed nim na podłodze goła z rozchylonymi nogami, z lśniącym potem kroczem bez jednego włoska i z kreską szparki pośrodku, bo na widok tajemnic podnieconego kobiecego łona, z jego wargami i łechtaczką, musiał jeszcze zaczekać. Spuszczał wtedy spodnie i majtki, obejmował małego jeszcze członka dłonią i delikatnie go pieścił patrząc z zadowoleniem jak rośnie. Wyobraźnia podsuwała mu początkowo ten sam obraz. Ona leżała bez ruchu i patrzyła jak stojąc nad nią się onanizuje, a on starał się trafić spermą na jej piersi. Nawet w podnieconej masturbacją do czerwoności wyobraźni nie śmiał marzyć o czymś więcej.
I tak minęły dwa lata VII i VIII klasy, przerywane feriami i wakacjami, podczas których jej miejsce w trakcie onanistycznych seansów zajmowały chwilowo różne koleżanki, które zapewne w tym samym czasie ekscytowały się zupełnie innymi i starszymi od nich chłopakami. W ciągu tych dwóch lat zmieniały się tylko jej fryzury i stroje, w których przychodziła do szkoły, i kolory jej majtek, które nauczył się umiejętnie podglądać, wyczuwając prawie bezbłędnie, kiedy zmieni założone jedna na drugą nogi. Fantazjował, że robi to dla niego, że pokazuje mu swe uda, bo wie, że jest dla niego boginią.
Nie obchodziły go zasłyszane plotki, że zostawił ją mężczyzna, którego kochała, że szukała pocieszenia w ramionach ojców szanowanych miejscowych rodzin, ku oburzeniu pań i tych mężczyzn, z którymi jeszcze nie spała. Im więcej na jej temat plotkowano, tym bardziej się nią podniecał i tym bardziej – w swych młodzieńczych pojęciach – ją kochał, coraz śmielej wyobrażając ją sobie trzymając drżącego z podniecenia penisa w dłoni. Nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, że już niedługo rzeczywistość przelicytuje nawet najśmielsze z jego onanistycznych fantazji.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Historyczka

    Oczywiście mój paluszek przyjął postawę - do góry, a głos został oddany na tak... :)

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    Piszesz doskonale. Wprowadzenie mistrzowskie. Fantastycznie rozbudzasz apetyt - co będzie dalej? :)

    Przedwczoraj

  • Użytkownik WersPer

    @Historyczka Będzie ciekawie. Już dzisiaj...

    Przedwczoraj