Mroczny aromat perwersji - rozdział 3

Maria wyjechała z tej ciasnej mieściny, aby uciec od osaczających ją z wszystkich stron i nasilających się plotek, w dużej mierze prawdziwych. Miała dość gęstej i coraz bardziej duszącej atmosfery, dość morderczego wzroku zazdrosnych o swych mężów i jej urodę kobiet i dość miejscowych kochanków, którzy prześcigali się za plecami żon w prymitywnych próbach ponownego dostania się swymi kutasami między jej nogi lub do ust, choć to akurat najmniej jej przeszkadzało, a nawet w jakiś sposób schlebiało.
Ale przede wszystkim obawiała się samej siebie i tego, że noc z młodocianym kochankiem mogłaby się powtórzyć, jeśli nie z tamtym, to z którymś z jego kolegów, bo było zbyt ciekawie, intrygująco i podniecająco, by nie spróbować jeszcze raz pozwolić takiemu napalonemu do granic możliwości prawiczkowi na zachwycanie się jej nagością, na wylizywanie pizdy i tyłka, a zwłaszcza na zachłanne picie jej moczu, gdy z lubością szcza mu na twarz. Przeradzające się w zachwyt zdumienie na twarzy jej byłego ucznia na widok tryskającej moczem pizdy i namiętność, z jaką wlizywał się w jej odbyt, do tej pory mile łaskotały jej damskie ego. Tyle tylko, że była już zbyt doświadczona, by nie wiedzieć, że tym razem taki szczeniak mógłby się potem chełpić przed kolegami, że „zerżnął historycę i obciągnęła mu chuja”, a to byłby dla niej zawodowy koniec nie tylko w tej szkole. Zresztą jej zawodowe i seksualne pragnienia znacznie przerastały to, co mogła jej ofiarować ta dziura, w której trzy lata temu zaczęła swą nauczycielską karierę.
Duże miasto, oprócz większej anonimowości, gwarantowało też większy wybór mężczyzn, wyższe zarobki i możliwość kontynuowania nauki. Dwuletnie, pomaturalne studium nauczycielskie, które nie tak dawno ukończyła, już jej nie wystarczało i chciała rozpocząć studia wieczorowe na anglistyce.  
Wyjechała nagle, jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, z poczuciem ulgi i dwiema niewielkimi walizkami, które mieściły cały jej dobytek składający się tylko z odzieży, osobistych zdjęć i dokumentów. Bez trudu dostała pracę w śródmiejskiej szkole i zamieszkała w małej, nader skromnie umeblowanej kawalerce w centrum miasta. Miała wszystko, czego potrzebowała – pracę dającą możliwość utrzymania w czasie studiów, niekrępujące lokum z osobnym wejściem pozwalające na przyjmowanie gości i praktycznie nieograniczone możliwości podboju świata.
Zupełny przypadek sprawił, że rozpoczęła studia na filologii fińskiej, ale nigdy potem tego nie żałowała. Przypadek, bo jedyną książką w kawalerce był znaleziony pod tapczanem, lekko przybrudzony egzemplarz fińskiego eposu narodowego Kalewala, przetłumaczonego na polski ze szwedzkiego wydania i opracowanego dla młodzieży przez Porazińską. To z pewnością nie było najlepsze polskie tłumaczenie tego dzieła, ale na tyle dobre, by wciągnąć ją w tajemniczy mroczny świat karelskich legend i opowieści, przekazywanych przez pokolenia z ust do ust i spisanych ponad półtora wieku temu przez Eliasa Lönnrota.
Bez żadnego problemu załatwiła przeniesienie z filologii angielskiej, na którą była wcześniej zapisana, na niezbyt obleganą filologię fińską, na którą trafiali głównie ci, którzy nie dostali się na inne kierunki. Pierwszy rok w mieście minął bez większych niespodzianek. Lekcje w podstawówce z dziećmi o wiele bardziej rozbrykanymi niż w tamtej mieścinie i popołudniowe zajęcia na uczelni, do których pilnie się przykładała, zgłębiając tajniki tego dziwnie i obco brzmiącego dla Słowian uralskiego języka, wypełniały jej cały czas.  
W kawalerce w zasadzie nikt jej nie odwiedzał, jeśli nie liczyć nocnych wizyt mężczyzn poznawanych na dancingach w śródmiejskiej „Stylowej”. Te kończące się zwykle seksem dancingi, mniej więcej dwa razy w miesiącu, to była w zasadzie jedyna jej rozrywka, jeśli nie brać pod uwagę wizyt w miejscowym teatrze, którego repertuar nie bardzo jej jednak odpowiadał. O ile w życiu nie unikała nowych wyzwań i przygód, a w łóżku szukała coraz bardziej wyrafinowanych przeżyć, to w teatrze zdecydowanie preferowała klasykę i drażniły ją wszelkie, coraz bardziej modne udziwnienia.
Uwielbiała tańczyć i jeśli na dancingu trafił się partner, który potrafił dobrze prowadzić, to nawet jeśli nie był zbyt przystojny, trafiał po dancingu do jej łóżka. Jego wiek nie miał większego znaczenia, zdarzali się i panowie po sześćdziesiątce i znacznie od niej młodsi. Traktowała taniec jako grę wstępną i już w tańcu pozwalała mężczyźnie na bardzo wiele, umiejętnie rozniecając przy tym jego pożądanie tak, że przed końcem dancingu, mniej lub bardziej podpity, wręcz błagał, by móc spędzić z nią resztę wieczoru, nawet jeśli przyszedł z żoną lub inną kobietą.  
Z udanym oburzeniem odrzucała słowne zaloty, co jeszcze bardziej napalało faceta, który już w tańcu dobrze poznał krągłość jej pośladków i wielkość pocierających jego tors jędrnych piersi, ale zgadzała się wspaniałomyślnie, by odprowadził ją do domu. Przed wejściem na klatkę schodową rozgrywała się zawsze mniej więcej taka sama scenka. Ona uprzejmie, ale chłodno, dziękowała za odprowadzenie, a bardzo napalony na jej wdzięki partner perswadował, że musi odprowadzić ją aż do drzwi mieszkania. Ulegała więc, pozornie niechętnie, ale wchodząc po ciasnych schodach ruchami pośladków doprowadzała idącego za nią mężczyznę do takiego stanu, że już na jej piętrze rzucał się na nią, nie potrafiąc albo nie chcąc opanować pożądania.
Dalej wszystko toczyło się bardzo szybko według utartego i w zasadzie niezmiennego scenariusza. Nie wyrywając się z objęć mężczyzny przyciskającego się torsem do jej pleców i biodrami do tyłka, tak że wyraźnie czuła twardość jego chuja, otwierała drzwi kluczem wyjętym z torebki jeszcze na schodach, po czym stanowczym głosem polecała facetowi, by usiadł na tapczanie, a sama znikała na chwilę w łazience. Nie po to, żeby wziąć prysznic, choć po kilku godzinach tańca w dusznej sali była przecież spocona, lecz by zrzucić z siebie całe ubranie. Już naga siadała na sedesie, szczała wdychając z zadowoleniem woń napalonej i spoconej pizdy, a gdy skończyła wcierała dłonią krople moczu w krocze, by ostrą woń potu wzbogacić jeszcze kwaśną wonią moczu, po czym wkładała tylko krótką i mocno prześwitującą turkusową mini-koszulkę.  
Wrażenie, jakie sprawiała na mężczyźnie, gdy taka prawie naga wychodziła z toalety, dawało jej możliwość całkowitego zapanowania nad sytuacją. Podchodziła powoli do tapczanu z niewinnym uśmiechem na ustach i stawała tuż przed facetem, przytulając jego głowę przez koszulkę do brzucha. Powtarzalność rytuału, który teraz następował, już dawno przestała ją dziwić. W końcu tak niewielu jest prawdziwych kochanków, którzy wiedzą, że im bardziej są odkrywczy i śmiali w poznawaniu całego bogactwa uroków, kształtów i zapachów kobiecego ciała, im mocniej przekonają kobietę, jak bardzo jest wspaniała i wyjątkowa, im bardziej potrafią pieścić, nie tylko jej ciało, ale i duszę, tym więcej od niej otrzymają.
Prawie zawsze taki dancingowy kochanek jedną dłonią obmacywał pod koszulką jej pośladki, a drugą unosił koszulkę z przodu, by odsłonić jej pizdę, na co chętnie przystawała. Na widok porośniętego niezbyt gęstymi ciemnymi loczkami trójkąta łonowego pchał tam zwykle rękę, próbując jednocześnie położyć ją na tapczanie. Pozwalała na to, kładąc się sama i bezpruderyjnie podkurczając i rozszerzając nogi, by jeszcze bardziej podniecić delikwenta, podczas gdy ten spuszczał szybko spodnie i majtki, zwykle tylko do kolan, pragnąc bez większych ceregieli jak najszybciej wbić się w nią napalonym do granic możliwości chujem.  
Przyglądała się chciwie wyłaniającym się z majtek mniejszym lub większym, ale zawsze naprężonym na widok jej nagości kutasom. Nie słyszała nigdy pojęcia fallofilia, ale widok męskich genitaliów zawsze ją podniecał, szczególnie, gdy chuj był w stanie wzwodu, a jeszcze bardziej podniecało ją pieszczenie takiego chuja dłońmi i ustami. Wręcz uwielbiała to robić. Zdecydowana większość kobiet liże i ssie członki swych partnerów bardzo chętnie, nawet jeśli oni nie chcą lizać im pizdy, ale głównie po to, by ich podniecić i doprowadzić jak najszybciej do orgazmu. Ona robiła to jednak przede wszystkim dla siebie, pieszcząc umiejętnie językiem, wargami i śliną każdy milimetr tego męskiego narządu, a podniecało ją to jeszcze bardziej wtedy, gdy mężczyzna wykonywał biodrami ruchy, jakby jebał ją w usta.
Gdy po obnażeniu chuja facet usiłował się na nią położyć, powstrzymywała go zdecydowanym ruchem ręki i unosząc się na łokciu łapała drugą ręką chuja. Przybliżała do niego powoli usta czując odór potu niemytych od wielu godzin pachwin, który oklejał także chuja i owłosione jaja. Chciwie wciągała tę kwaśną woń nozdrzami, bo podniecała ją nie mniej niż widok nabrzmiałego chuja. To była czysta perwersja. Myśl, że taki śmierdzący chuj obcego w zasadzie faceta będzie ją jebał w usta, jak jakąś uliczną dziwkę, doprowadzała ją do takiego psychicznego i fizycznego podniecenia, że czuła jak śluz spływa jej z pizdy na odbyt. Drżąca z podniecenia łapała faceta za pośladki i miętoląc je wylizywała facetowi pachwiny i jaja, po czym ze smakiem gęstego potu w ustach zaczynała z nabytą przez wiele lat wprawą obciągać. Trwało to krótko, bo chciała tylko poczuć ten męski odór i mieć w ustach smak potu. Pozwalała mężczyźnie, by chwilę jebał ją w usta, ale gdy wyczuła, że za chwilę się spuści, przerywała tę podniecającą, także dla niej, czynność, kładła się na wznak pociągając faceta na siebie. Obejmowała go udami, wchłaniała chuja w gotową do jebania pizdę, i umiejętnymi ruchami bioder i skurczami pochwy doprowadzała do jak najszybszego wytrysku. Nie zależało jej, by osiągnąć orgazm z takim nieciekawym osobnikiem. Chciała mieć tylko w sobie jego spermę, a gdy już wytrysnął z jękiem rozkoszy, nie pozwalała mu na żadne czułości, lecz umiejętnie pozbywała się go i gdy tylko facet zatrzasnął za sobą drzwi sięgała do szafki nocnej po imitujący chuja duży i gruby czarny wibrator.  
Dopiero teraz następowała prawdziwa seksualna uczta, do której jej kochanek nie dorósł i był w niej zbędny. Wkładała głęboko cały wibrator uruchamiając go na wolnych obrotach i chwilę cieszyła się tym, że tak bardzo wypełnia ją swym drżeniem, po czym powoli wyjmowała go patrząc z pożądaniem jak klei się i ocieka spermą zmieszaną z jej śluzem i z coraz bardziej rosnącym podnieceniem lubieżnie go oblizywała. Lubiła smak spermy, nawet jeśli był cierpki i na pozór nieprzyjemny. Wyobrażała sobie, że ma teraz w ustach esencję pożądania swego partnera wywołanego jej kobiecymi wdziękami i sprawiało jej to jakąś dziwną perwersyjną przyjemność. Bawiła się spermą w ustach mieszając ją ze śliną, po czym pozwalała, by spływała z ust na piersi, rozcierając ją na nich lewą dłonią, a prawą wkładając wylizany do czysta wibrator z powrotem do pizdy.
Bawiła się nim tak dłużej lub krócej, w zależności od nastroju i stopnia podniecenia, zwiększając stopniowo jego obroty, aż wybuchała silnym orgazmem, wijąc się na łóżku z wibratorem w pochwie. Gdy po orgazmie zaczynała powoli dochodzić do siebie, zmniejszała obroty, wyjmowała wibrator i chwilę pieściła nim jeszcze łechtaczkę. Potem wstawała, by umyć zęby i wypłukać usta z piekących resztek spermy, i wracała do łóżka wkładając wibrator między uda, by dotykał pizdy. Zadowolona, rozleniwiona i spełniona szybko zasypiała jak mała niewinna dziewczynka po udanej zabawie, pozostawiając prysznic na rano.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Historyczka

    Doskonałe. Podoba mi się odmowienie mężczyźnie podczas tańca, ale poproszenie o odprowadzenie się do domu...

    2 dni temu

  • Użytkownik WersPer

    Taka już jest tamta Historyczka. Boi się chodzić sama wieczorem po mieście...

    2 dni temu

  • Użytkownik WersPer

    Poza tym, ona nie prosiła o to, lecz łaskawie się zgadzała na propozycję faceta, licząc oczywiście na to, że po odprowadzeniu zapozna się z jego chujem i pozna smak spermy.

    2 dni temu

  • Użytkownik Historyczka

    @WersPer  

    Ja pewnie bym poprosiła, epatując tym, jak bardzo jestem strachliwa...

    2 dni temu