Mroczny zakątek I

Mroczny zakątek I-Kurwa Lil! Nie uciekaj! Zatrzymaj się! - Właśnie takie słowa usłyszałam kiedy mój już były chłopak zrobił coś po raz kolejny. Czemu to zawsze mi trafiają się tacy faceci? Pytanie retoryczne. Bo to ja Lilianna Spencer. I to właśnie ja trafiam zawsze na takich ^miłych^ mężczyzn. Tylko, że tym razem nie uciekam z płaczem. Może już nawet płakać nie potrafię, a może nie chcę? O nie tym razem jestem twardsza i nie pozwolę sobą tak łatwo pomiatać. Po tym co przeszłam mam dawać znowu bezkarnie się bić? Chociaż po takim chwilowym pomyśleniu można dojść do wniosku, że ja chyba jestem do tego, żeby mnie tylko bić i gwa... nie jednak nie umiem nawet o tym pomyśleć a co o tym komuś powiedzieć. Myliłam się, nie jestem twarda. Luke miał rację, jestem tylko jego głupią szmatą, której nigdy nie da spokoju. Nawet teraz kiedy miałam chłopaka to on musi mnie nachodzić. Boże czemu? Czuję pod powiekami słone łzy. Biegnę szybko, coraz szybciej. Przepycham się między ludźmi, duszę się wśród nich. Znowu zaczyna się moje piekło. Odwracam głowę do tyłu i chcę mi się krzyczeć. On mnie goni, a mówił, że kocha i nie zrobi tego co Luke. A jednak...uderzył. W pierwszej chwili nie byłam świadoma tego co się dzieje, dopiero kiedy moja głowa gwałtownie odchyliła się do tyłu, zrozumiałam, że moje piekło na ziemi zawsze będzie do mnie wracać. Moja intuicja mówiła dobrze, żebym już nie kochała. Ale czy ja go kocham? Ufać, mu nie ufałam bo nie potrafię, a to podobno na tym opiera się każdy dobry związek. To była tylko fascynacja, która zrodziła się po tym kiedy on jako jedyny zauważył, że coś nie gra z Lukiem. Jejku, jaka ja byłam wtedy głupia. Jak zawsze zresztą. Ale to wtedy pierwszy raz prawdziwie się zakochałam i dlatego wszystko potrafiłam mu wybaczyć. Ale tym razem nie kocham i nie wybaczę. Już nie. Teraz chcę definitywnie ze sobą skończyć. Ale najpierw coś załatwię. Znowu odwracam głowę do tyłu, tym razem nikt mnie nie goni i nie krzyczy mojego imienia. Cisza. Błoga cisza. Nikt mi nie przeszkadza. Nawet nie wiem kiedy moje nogi same zaprowadziły pod jeszcze 2 lata temu dom rodzinny. Nawet nie powinnam tak myśleć, nigdy nie czułam się tu jak w domu. Rodzice? Jeżeli tak można było mówić o kobiecie, którą mnie tylko urodziła i mężczyźnie, który nawet nie udawał, ze się cieszy, na trzecie dziecko? Nie wiem czemu mnie akurat nie kochali. Zasłużyłam na to jak mawiał Luke i matka. Tak długo mi to powtarzali, że w to uwierzyłam i nadal wierzę. Nie wiem co im takiego zrobiłam, że kiedy mając 3 lata chciałam się przytulić to mnie odtrącali. Mieli Davida i Esme. Siostra była z naszej trójki najstarsza, potem David i na końcu ja, ta niepotrzebna. Na samo wspomnienie o bracie łzy stają mi w oczach. Tylko on w tym domu mnie rozumiał i przytulał, kiedy tego potrzebowałam. A teraz go tu ze mną nie ma. Jakie to zabawne, że życie płata takie figle. Minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam ten dzień jak wczoraj. To on nauczył mnie wszystkiego co było tylko związane z motorami. Gdybyśmy się tylko wtedy nie wymkneli na ten cholerny wyścig, ale on jako dobry starszy brat musiał mi pokazać jak się ściga. To był mój pierwszy nielegal. Pierwsza adrenalina kiedy pomachał mi z linii startu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ostatni raz widzę go żywego. Nikt nie wiedział i nikt się nie pożegnał. Po śmierci Davida, z mojej winy, w domu było jeszcze gorzej. Czasami kiedy się kłóciliśmy towarzyszyło mi uczucie, że ojciec chce mnie zabić bo zabiłam ich syna i tak zaczęłam się czuć. Wtedy po raz pierwszy popełniłam samobójstwo. 15 lat, dobry wiek na śmierć. Powieszenie się. Jednak się nie udało, bo nie byłabym sobą jeśli coś poszłoby nie tak. Nawet się nie przejęli kiedy ze szpitala do nich dzwonili, że ledwo przeżyłam ale mojemu zdrowiu nic nie zagraża. Tylko sobie wyobrażałam, jak żałują, że jednak mi się nie udało. Byli wtedy za granicą. Praca, praca i jeszcze raz praca. Tylko to się liczyło, nic więcej. A po śmierci Davida w ogóle nie wracali do domu. Esme była dorosła, studiowała w innym mieście, byłam zdana tylko na siebie. Moje głębokie rozmyślania przerwała pewna staruszka:
-Nic panience nie jest? -zrobiło mi się miło na sercu, że ktoś jednak się o mnie martwi.
-Nie, dziękuję. Zamyśliłam się. Już odchodzę, niech sobie pani nie przeszkadza.- z takimi słowami na ustach oddaliłam się od staruszki. Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę. Mój motor już zdecydowanie za długo stoi w garażu. A przecież dopiero dwa tygodnie temu jeździłam na innym. To jak jesteście ciekawi jak dalej potoczyła się moja historia? Bo to dopiero początek, najgorsze miało niedługo nadejść.

autodestrukcja

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 928 słów i 4881 znaków.

1 komentarz

 
  • Misia

    Dopiero czytam to opowiadanie i jest naprawdę dobre.

    24 mar 2014