Wiedza to połowa sukcesu

Ma­rek Za­mor­ski był zwy­kłym, czter­dzie­sto­let­nim miesz­kań­cem Po­zna­nia, jed­nym z kil­ku­set tysięcy. Od in­nych róż­ni­ło go tyl­ko to, że był mło­dym wdow­cem – jego żona ode­szła pół roku temu po dłu­giej i cięż­kiej wal­ce z ra­kiem wę­złów chłon­nych. Zo­sta­wi­ła mu nie­speł­nio­ną mi­łość i ich wspól­ny owoc – pra­wie szes­na­sto­let­nie­go już syna.

Zo­sta­wi­ła w sen­sie do­słow­nym, bo w za­sa­dzie zaj­mo­wa­ła się nim ona, z nią Kuba miał peł­ne porozu­mie­nie. On sam, jako oj­ciec nie­wie­le mie­szał się w wy­cho­wa­nie syna – od cza­su do cza­su po­ma­gał mu w ma­te­ma­ty­ce, za­bie­rał w so­bo­tę na mecz Le­cha albo w nie­dzie­lę na lody, któ­re Kuba po­że­rał w prze­my­sło­wych ilo­ściach. Ale nie było mie­dzy nimi tej wię­zi, któ­ra po­win­na ist­nieć mię­dzy oj­cem i sy­nem.

Nie było jej rów­nież i po śmier­ci Bo­że­ny. Po­cząt­ko­wo w za­sa­dzie nie za­uwa­ża­li sie­bie, Ma­rek dbał, aby ma­łe­mu ni­cze­go nie bra­ko­wa­ło – i brał nad­go­dzi­ny, zo­sta­wia­jąc syna wła­ści­wie samopas w domu. Nie mar­twił się zbyt­nio o nie­go, dzie­ciak – a w za­sa­dzie już mło­dzie­niec – był spo­koj­ny, nie spra­wiał kło­po­tów wy­cho­waw­czych. To usły­szał Ma­rek na pierw­szej w ży­ciu wy­wia­dów­ce, na któ­rej po­ja­wił się jako ro­dzic. Uznał więc, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku. Dobre dziecko to spokojne dziecko – pomyślał.  

W za­sa­dzie w domu tyl­ko jed­na rzecz ich dzie­li­ła i łą­czy­ła za­ra­zem – chęć do prze­sia­dy­wa­nia na in­ter­ne­cie. Je­śli w ogó­le za­mie­nia­li ze sobą wię­cej niż kil­ka zdań, to głów­nie na te­mat użyt­ko­wa­nia kom­pu­te­ra. Kuba chciał co praw­da lap­to­pa do po­ko­ju, ale Mar­ka nie było na to stać. Nie lap­top był mu w gło­wie – mu­siał my­śleć o ma­sie rze­czy, któ­re do­tąd były dla nie­go abs­trak­cją: obia­dach, ubra­niach... W za­sa­dzie przy­da­ła­by się mu nowa żona, choć wie­dział, że nie jest jesz­cze go­to­wy do ta­kiej de­cy­zji. To wszyst­ko było zbyt świe­że, zbyt głę­bo­kie.

Tam­te­go dnia Kuba już spał, gdy Ma­rek usiadł do kom­pu­te­ra. Był włą­czo­ny, Kuba nie za­dbał nawet o za­mknię­cie okien. Ma­rek ni­g­dy nie śle­dził po­czy­nań syna na sie­ci, tak mia­ło być i tym ra­zem. Jed­nak za­my­ka­jąc okno outlo­oka, rzu­cił mu się w oczy je­den list. Au­to­ma­tycz­nie za­czął go czy­tać...

Masz ta­kie faj­ne, brą­zo­we oczy... Jak w nie pa­trzę, czu­ję się tak ina­czej... To je­dy­ne mo­men­ty, kie­dy tak na­praw­dę mogę być szczę­śli­wy... – Ma­rek prze­bi­jał się przez ten pre­ten­sjo­nal­ny beł­kot. No tak, dzie­ciak już za­czy­na do­ra­stać... Bez­wied­nie czy­tał da­lej. – Mam na­dzie­ję, że nikt się nie do­wie. Uwiel­biam cię, Kac­per­ku. Twój Kuba...

Ma­rek nie od razu zro­zu­miał sens tych słów. Do­tar­ły do nie­go do­pie­ro, gdy już trzy­mał kur­so­ra na krzy­ży­ku. Za­raz, to zna­czy... Prze­ra­żo­ny swym od­kry­ciem, przez pierw­sze trzy mi­nu­ty siedział nie­ru­cho­mo przy ekra­nie. Po­tem, wbrew swym za­sa­dom, za­pa­lił w po­ko­ju pa­pie­ro­sa. A więc ma syna pe­de­ra­stę. Chciał na­tych­miast po­biec do Kuby, wy­cią­gnąć tego zbo­czeń­ca z łóż­ka, i za­żą­dać wy­ja­śnień. Za­wsze był prze­ciw­ny bi­ciu dzie­ci, choć te­raz naj­chęt­niej sprał­by szczenia­ka na kwa­śne jabł­ko. Amo­rów się za­chcie­wa temu zbo­czeń­co­wi... Mało tego nie zro­bił. Ale co to da? Pod­szedł do bar­ku i na­lał so­bie set­kę wód­ki, któ­rą wy­chy­lił jed­nym hau­stem. Alkohol po­wo­li roz­le­wał się po ca­łym cie­le da­jąc cie­pło, któ­re­go tak pra­gnął.

Za­sta­na­wiał się, co zro­bić w tej sy­tu­acji. Oczy­wi­ście skie­ro­wać go na le­cze­nie, to oczy­wi­ste. Póki nie jest jesz­cze za póź­no. To się w koń­cu musi dać ja­koś wy­le­czyć... cią­gle otu­ma­nio­ny, wkle­pał do go­ogli "ho­mo­sek­su­alizm le­cze­nie". Go­ogle wy­plu­ły mu spo­ro stron, w więk­szo­ści katolic­kich, któ­re od­pu­ścił od razu. Nie, żeby był nie­wie­rzą­cy. Nie lu­bił po pro­stu mie­sza­nia Boga w spra­wy na­uki, jeszcze nic dobrego z tego nie wyszło. Za­trzy­mał się nad rze­czo­wo napisanym ar­ty­ku­łem z Wi­ki­pe­dii. Była to dla nie­go te­ma­ty­ka zu­peł­nie obca. Prze­czy­taw­szy  trudny tekst, pełen nieznanych dla niego pojęć, zreflek­to­wał się nie­co. No tak, le­cze­nie nie przy­nie­sie żad­ne­go re­zul­ta­tu... Bo w za­sa­dzie nikt się nie po­dej­mie. Kur­wa mać... Na­lał so­bie jesz­cze pięć­dzie­siąt­kę i po­szedł do łóż­ka.

Na­stęp­ne­go dnia zmu­sił się, aby zjeść wspól­ne śnia­da­nie z sy­nem. Jak zwy­kle, pra­wie się do siebie nie od­zy­wa­li. Ma­rek zresz­tą nie bar­dzo wie­dział, co ma po­wie­dzieć, jak się ode­zwać. Zdecy­do­wał, ze na ra­zie po­wstrzy­ma się od ja­kich­kol­wiek roz­mów na ten te­mat. Do­szedł do wniosku, ze tak na­praw­dę ten Kuba, któ­re­mu dziś wszyst­ko spa­da z ka­nap­ki i roz­le­wa ka­kao po sto­le, ni­czym nie róż­ni się od tego Kuby, z któ­rym był w nie­dzie­lę na lo­dach. Tyl­ko on wie więcej. A prze­cież nie wy­wa­li chło­pa­ka z domu. Bo­że­na jed­nak za­wa­li­ła spra­wę – z nie­chę­cią pomy­ślał o żo­nie. A może to bierze się z braku mężczyzny w domu? On był ale tylko ciałem. Można by powiedzieć, że też winny...  

Tak mi­nę­ło kil­ka ty­go­dni. Ma­rek bu­szo­wał po in­ter­ne­cie, na­tu­ral­nie gdy syn już spał – i do­cierał do co­raz to no­wych in­for­ma­cji o ho­mo­sek­su­ali­zmie. Już wie­dział, że ob­wi­nia­nie kogokolwiek o to, co się sta­ło z Kubą jest bez­sen­sow­ne, na­wet naj­więk­sze me­dycz­ne au­to­ry­te­ty nie mo­gły dojść do po­ro­zu­mie­nia co do etio­lo­gii. Zmu­sił się na­wet, aby obej­rzeć kil­ka gejowskich stron. Ze zdu­mie­niem od­krył, ze nie pa­trzy na zdję­cia na­gich fa­ce­tów ze wstrę­tem. Tak na­praw­dę kil­ku go­łych chło­pów wi­dział w woj­sku, i ni­g­dy go to ja­koś spe­cjal­nie nie zniesmacza­ło. Tak oto po­ja­wi­ła się ko­lej­na wa­riac­ka myśl – po­znać ja­kie­goś geja. Zo­ba­czy­my, co on ma do po­wie­dze­nia...

Ma­rek jed­nak wie­dział, że ma małe szan­se. Męż­czyź­ni ze zdjęć byli szczu­pli, mło­dzi, wy­spor­to­wa­ni, on ze swą syl­wet­ką niedź­wie­dzia i stu trzy­dzie­sto­ma ki­lo­gra­ma­mi ży­wej wagi mógł co najwyżej wzbu­dzić obrzy­dze­nie. Już Bo­że­na mu su­ge­ro­wa­ła, że mógł­by zro­bić coś ze swo­ją tu­szą, jak bra­ła z nim ślub, wa­żył tyl­ko dzie­więć­dzie­siąt­kę. Z cie­ka­wo­ści wpi­sał w go­ogle "sta­ry gruby fa­cet gej". Ze zdzi­wie­niem za­uwa­żył, że wy­szu­ki­war­ka od­po­wie­dzia­ła masą lin­ków z tym jednym, do stro­ny dla misiów. Z cie­ka­wo­ścią za­czął czy­tać. A więc jed­nak... Jest masa chłopów, któ­rzy są prze­raź­li­wie sa­mot­ni, a tu­sza prze­szka­dza im zna­leźć ko­goś do po­ko­cha­nia. Ze zdzi­wie­niem za­uwa­żył jed­nak, że i ama­to­rów na ta­kie mę­skie krą­gło­ści nie bra­ko­wa­ło... Faceci z ga­le­rii już nie byli tacy nie­osią­gal­ni, Ma­rek chy­ba po raz pierw­szy po­pa­trzył na siebie bez kom­plek­sów. Od­po­wie­dział na pierw­sze z brze­gu ogło­sze­nie – czter­dzie­sto­let­ni fa­cet szu­kał ko­goś gru­be­go. Miesz­kał w Pusz­czy­ko­wie, nie­da­le­ko.

Mail przy­szedł nie­spo­dzie­wa­nie szyb­ko. Po jego sty­lu Ma­rek prze­ko­nał się, że nie ma do czynienia z kimś prze­cięt­nym – fa­cet try­skał hu­mo­rem i elo­kwen­cją. To go nie­co prze­ko­na­ło. Nie wy­słał jed­nak swe­go zdję­cia, bał się po pro­stu, że ten fa­cet się go prze­ra­zi. Od­pi­sał neutral­nie, bez wy­ja­śnia­nia przy­czyn, dla­cze­go szu­ka geja i dla­cze­go nie przy­sy­ła zdję­cia. Po­sta­no­wił po pro­stu się umó­wić.

Męż­czy­zna przy­szedł punk­tu­al­nie. Ma­rek ob­ser­wo­wał go w na­pię­ciu. Bał się, że zo­ba­czy ja­kąś prze­gię­tą cio­tę, ty­po­wy ob­raz ho­mo­sek­su­ali­sty, jaki po­ku­tu­je w spo­łe­czeń­stwie. Tym­cza­sem nic z tych rze­czy. Męż­czy­zna był jak naj­zwy­klej­szy, nie zdra­dzał żad­ne­go zma­nie­ro­wa­nia, wręcz przeciw­nie, Ma­rek był prze­ko­na­ny, że tego fa­ce­ta wi­dział już wcze­śniej i na­wet nie pomyślałby...

Gdy się przed­sta­wia­li, pa­dło na­zwi­sko, któ­re Ma­rek znał już wcze­śniej. Ależ oczy­wi­ście, to ten zło­śli­wy i py­ska­ty dzien­ni­karz z Ga­ze­ty Po­znań­skiej. Ma­rek lu­bił go czy­tać.
– Miło mi – po­wie­dział. – To pan ostat­nio tak zje­chał radę miej­ską?
– A co mia­łem zro­bić? – od­parł dzien­ni­karz. Aż się pro­si­li... A to jeszcze nie koniec.Niedługo kroi się wesoła zabawa...  
Roz­ma­wia­jąc o po­li­ty­ce po­wo­li po­zby­wa­li się pierw­szych lę­ków. Ma­rek po­my­ślał, że na­wet nie­źle się ro­zu­mie­ją. A za­raz póź­niej – że gdy­by jego syn miał taką kla­sę, to na­wet wy­ba­czył­by mu to, że jest ge­jem...

Gdy już od­cze­pi­li się od rady miej­skiej, Ma­rek bez wstę­pów wy­łusz­czył po­wód spo­tka­nia. Tam­ten na­wet się nie zdzi­wił, cóż, dzien­ni­karz. Nie krył jed­nak lek­kie­go roz­cza­ro­wa­nia.
– A już my­śla­łem, że los się do mnie uśmiech­nął... – po­wie­dział smut­no.
Ma­rek był lek­ko wstrzą­śnię­ty. – No niech pan nie mówi, ze zro­bi­łem na panu ja­kieś wra­że­nie –  
da­lej nie chciał uży­wać zbyt bez­po­śred­niej for­my.

– Zdzi­wi się pan. Jest w panu ja­kaś mą­drość, opa­no­wa­nie, po­go­da. No i oczy­wi­ście świet­ne opa­ko­wa­nie. Pan był­by świet­nym na­stęp­cą Ry­sia...
– Kto to jest Ry­siek?
– Jest... a ra­czej był – dzien­ni­karz mie­nił się nie­co na twa­rzy, po­smut­niał. – Mi­łość, któ­ra trwa­ła dzie­sięć lat. Naj­wspa­nial­szy czło­wiek świa­ta... Wy­koń­czy­li go w pra­cy, gdy do­wie­dzie­li się, kim jest na­praw­dę. Za­wał.

Ma­rek słu­chał wstrzą­śnię­ty opo­wie­ści o nie­zwy­kłej przy­jaź­ni. Po­wo­li znaj­do­wał ele­men­ty łą­czą­ce ży­cie tego dzien­ni­ka­rza, Ro­ma­na, ze swo­im. Wiel­ka mi­łość, póź­niej dra­mat. To nic, że nie­co inny. Po­że­gna­li się bez żad­nych pla­nów na przy­szłość. Ma­rek osią­gnął w za­sa­dzie swój cel, Ro­man nie miał już więk­szych złu­dzeń. Przez pierw­szy ty­dzień pa­no­wa­ła ci­sza. Nie była to jed­nak ci­sza w gło­wie... Ma­rek sły­szał sło­wa Ro­ma­na cały czas, biły wręcz o jego czasz­kę. Zła­pał się na­wet na my­śli, że przy­tu­lił­by go ja­koś, po­cie­szył... W pew­nym mo­men­cie wy­obra­ził so­bie, jak Ro­man się roz­bie­ra, bie­rze prysz­nic... Zdzi­wił się wła­snym my­ślom. To nie było strasz­ne, a wręcz prze­ciw­nie, bar­dzo po­cią­ga­ją­ce... Ten fa­cet, mimo ze czter­dzie­sto­let­ni, miał du­szę mło­dzia­ka. No i nie wy­glą­dał naj­go­rzej. Na­lał so­bie dużą wód­kę, otwo­rzył outlo­oka i wy­stu­kał maila.

Cześć Rom­ku

Pew­nie mnie jesz­cze pa­mię­tasz. Ja też ja­koś nie mogę za­po­mnieć tego spo­tka­nia, choć bar­dzo bym chciał. Chy­ba za­czy­nam ro­zu­mieć co­raz wię­cej. Czy nie miał­byś ocho­ty zo­ba­czyć się ze mną jesz­cze raz? Nie mam się do kogo ode­zwać, a Ty mnie ja­koś ro­zu­miesz bar­dziej niż inni... Przepra­szam Cię za ten beł­kot, wy­pi­łem tro­chę. Ma­rek

Od­po­wiedź przy­szła nad­spo­dzie­wa­nie szyb­ko. Za­wie­ra­ła trzy sło­wa: No pew­nie! Kie­dy?

Jesz­cze chwi­la, Ma­rek czuł, że nad­cho­dzi coś na­praw­dę wiel­kie­go, jesz­cze tyl­ko kil­ka do­tknięć, mu­śnięć... Po­tęż­ne prze­ży­cie wstrzą­snę­ło ca­łym jego cia­łem. Sły­szał każ­dy jego od­dech, czuł każ­de jego ude­rze­nie ser­ca. Po czym przy­gar­nął go moc­no do sie­bie i za­stygł na dłu­go, po­wo­li ro­zu­mie­jąc, co się sta­ło.

Wy­cho­dzi­li – on do pra­cy, Kuba do szko­ły. Jak zwy­kle pół za­spa­ny, nie­przy­tom­ny... Ma­rek ob­ser­wo­wał go z pew­nym roz­ba­wie­niem. Za­sta­na­wiał się czy jego chło­pak też do­strze­ga to spe­cy­ficz­ne pięk­no jego syna.
– Kuba – po­wie­dział z wa­ha­niem. Te­raz albo ni­g­dy.
– Streszczaj się tata., Już jestem spóźniony...
– Ja­kie masz pla­ny na so­bo­tę?
– Będę po po­łu­dniu u ko­le­gi a dla­cze­go?
– Bo mógł­byś za­pro­sić raz Kac­pra do nas.
Kuba sta­nął jak wry­ty. Po­wo­li do­cie­ra­ło do nie­go, co usły­szał.
– To ty już wiesz? – za­py­tał ci­cho.
– Wiem – uśmiech­nął się Ma­rek.
– I? I co?
– I nic. Leć, bo podobno już jesteś spóźniony...
------------------
To ostatnie moje opowiadanie, które pokazuję w tym miejscu, zresztą bardzo stare, na 15 lat. Tu jednak wolicie opowiadania, których akurat pisać nie potrafię, poza tym tro nie jest dobre miejsce na LGBT.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użył 3053 słów i 14104 znaków. Tagi: #ojciec #syn #miłość #dojrzewanie

3 komentarze

 
  • Obi1

    Szkoda, bo brakuje w necie ciekawych opowiadań o takiej tematyce. Nie zrażaj się małą ilością czytających lub komentarzy. Publikuj dla tych nielicznych,  którzy miło spędzają czas, ciesząc się kolejnym, nietuzinkowym opowiadaniem. I nie bardzo mogą znaleźć takie na innych portalach. I chrzań Radka.

    18 cze 2023

  • Xe

    Jak ostatnie jak mieliśmy obiecane kontynuację historii

    16 cze 2023

  • Czytelnik3

    Szkoda że ostatnie.

    15 cze 2023