Sunbird - cz. 6

Sunbird - cz. 6Dwa lata później.


Wstała wypoczęta, tuż przed południem.  

Wyjątkowo dobrze jej się spało tej nocy i wyspała się za wszystkie czasy. Za oknem jej mieszkanka na trzecim piętrze starej kamienicy, był kolejny słoneczny, letni dzień – znacznie przyjemniejszy niż większość angielskiej pogody, do której nie mogła się przyzwyczaić – choć, jak to w Anglii, lato było dość chłodne dla kogoś przyzwyczajonego do coraz większych upałów, jakie o tej porze roku nawiedzały środkową część kontynentalnej Europy. No ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. Tym bardziej, gdy żyje się "na kredyt" i dostało się szansę na spełnienie niektórych marzeń. Poza tym ostatnie upały, jakich doświadczyła przed wyjazdem z Polski, nie były czymś, za czym by tęskniła. O tych południowo-azjatyckich wolała w ogóle nawet nie myśleć. No ale Polak przecież musi mieć na co ponarzekać. To w końcu już od dawna narodowa tradycja, którą niektórzy potrafili podnieść wręcz do rangi sztuki.  

Za krajem zresztą też nie tęskniła. Nie zostawiła tam nikogo, nie miała zbyt wielu dobrych wspomnień ze swojego dawnego życia, a poza tym ciągle napotykała tu – w tym kraju, w którym zamieszkała – wielu Polaków. No i był też internet, dzięki któremu miała styczność z językiem oraz z tym, co się w Polsce działo. Z obcowania z językiem polskim nie rezygnowała - uwielbiała go od dziecka i był dla niej najlepszym na świecie. Z każdym dniem jednak coraz mniej ją obchodziło, co tam się działo. To już nie były jej sprawy ani jej problemy.

Dzień miała wolny, zbliżał się weekend, praca dopiero od poniedziałku... Żyć nie umierać. Po porannej toalecie zdecydowała się – przynajmniej na razie – nie robić makijażu, jedynie ubrać jakieś ubranie nadające się do noszenia jedynie po domu. Zapinana na małe guziki, nieco znoszone, żółta bluzeczka z krótkim rękawkiem i czarna mini w zupełności jej do tego wystarczały. Nie miała ochoty dziś ruszać się z domu dalej niż do pobliskiego supermarketu. Jutro to co innego... Jutro przyłoży się trochę do swojego wyglądu i znajdzie sobie jakieś relaksujące zajęcie poza domem.

Jak co dzień jednak, zeszła po schodach, żeby zajrzeć do skrzynki pocztowej. Wychodzący z budynku listonosz uśmiechnął się szeroko na jej widok. Gdyby wiedział, kogo widzi... Ale tak czy inaczej, tego rodzaju zachowania zawsze były przez nią mile widziane. Lubiła się podobać nawet bardziej niż "normalne" kobiety, choćby z tego powodu, że przecież przez tak długi czas na to czekała i o tym marzyła, nie mając na to żadnej nadziei. A teraz marzenie się spełniło. Trzeba więc było maksymalnie z tego korzystać, bo wiecznie ten stan rzeczy trwał nie będzie.  

A podobać się mogła, lekarze odwalili niezły kawał roboty.

Zrobili jej wszystko. Począwszy od kuracji hormonalnej, przez przeprowadzenie pełnego chirurgicznego zabiegu korekty płci, plastyczną feminizację twarzy, a skończywszy na chirurgicznej operacji podwyższenia głosu. Nawet zabieg zagęszczania, nieco przerzedzonych z wiekiem, włosów jej zafundowali i mogła wreszcie zapuścić własne długie włosy, a nie pierdzielić się z tandetnymi perukami... Po ponad półtora roku od pamiętnej rozmowy w Tajlandii, spod chirurgicznego skalpela wyszła kobieta z wyglądu tak nie różniąca się od tych, które naturalnie urodziły się kobietami, że nawet ginekolog by się nie połapał. I do tego całkiem atrakcyjna kobieta. 175 cm wzrostu, szczupłej budowy, o zgrabnych nogach i ciemnobrązowych, sięgających za ramiona, prostych włosach z grzywką, otaczających twarz, do której chirurg się przyłożył, mając zresztą trochę ułatwione zadanie, bo urodę na szczęście odziedziczyła po matce.

Kosztowało to wszystko brytyjskiego podatnika ładnych kilkadziesiąt tysięcy funtów, ale na biednego nie trafiło. Poza tym musiała to przecież odpracować.

Część szkolenia przeprowadzono podczas jej, skutkującej zaokrąglonymi biodrami, zanikiem znienawidzonego zarostu oraz kształtnymi piersiami, kuracji hormonalnej (jej nieco upierdliwym efektem ubocznym, była większa podatność na wahania nastroju, ale przyjęła to z dobrodziejstwem inwentarza i, nie mając wyboru, musiała się nauczyć z tym żyć). Resztą zajęto się już po tym, gdy już doszła do siebie po operacji i wszystko ładnie się wygoiło. Ostatnie trzy miesiące upłynęły jej na cieszeniu się upragnioną wolnością, ograniczoną tym zastrzeżeniem, że miała być absolutnie i bezwzględnie grzeczna. Aniołek po prostu – nie miała prawa dostać nawet przysłowiowego mandatu za złe parkowanie. Cały czas, systematycznie, szlifowała też swój angielski. No i musiała sobie znaleźć pracę w tej średniej wielkości mieścinie, jaką było Northampton, żeby się utrzymać.

Znalazła ją w prowadzonym przez Pakistańczyka barze, w którym pracowała na etacie kelnerki. Kokosów z tego nie było, ale starczało na wynajęcie niewielkiego mieszkanka i skromne związanie końca z końcem. A za lodzika na zapleczu, dostawała od szefa premię i dawno temu opuściły ją jakiekolwiek wyrzuty z tego powodu. W końcu raz się żyje, później się tylko straszy... A że udało się połączyć przyjemne z pożytecznym, to tym bardziej nie uważała, że ma się czym przejmować, zaś tłumaczyć się nie musiała przed nikim. Z kolei stałość kontaktów seksualnych z jedną osobą dawała pewien poziom bezpieczeństwa, co tym bardziej było jej na rękę, i obie strony były z tego zadowolone.  

Otworzyła drzwiczki skrzynki. Tym razem wewnątrz była koperta. Wyciągnęła ją i natychmiast otwarła. W kopercie znajdowała się jedynie kartka pocztowa. Wyjęła ją i szybko obejrzała z obu stron. Na jednej była fotografia małego kolorowego ptaka z długim zakrzywionym w dół dziobem i rozpostartymi skrzydłami. Druga strona była niezapisana. Zawierała jedynie typowy dla kartek nadruk wraz z umieszczoną w lewym górnym rogu nazwą ptaszka z fotografii: "Sunbird". Jej kryptonim.

"No to koniec wolności" – pomyślała. Przyszedł czas spłacania długów. Wróciła po schodach do domu. Zostawiła pocztówkę na stole – zawsze podobały jej się takie małe dzieła sztuki jak pocztówki, czy ładnie zrobione ulotki, plakaty, a nawet co niektóre opakowania, i szkoda jej było je wyrzucać – zniszczyła kopertę, wyrzucając ją do śmieci i skierowała się do łazienki. Po ogarnięciu się, umalowaniu i przebraniu w coś bardziej wyjściowego, wyszła z mieszkania, kierując się prosto na parking. W chwilę później czerwona, sportowa Toyota MR2 ruszyła z miejsca postoju, włączając się do ulicznego ruchu. Po przyjeździe do tego kraju, trochę jej zajęło przyzwyczajenie się do obowiązującego lewostronnego ruchu drogowego, ale obecnie nie stanowiło już dla niej problemów i kilkanaście minut później wjechała pod dystrybutor, mieszczącej się przy Gambrel Road, Sainsbury's Petrol Station. Zatankowała paliwo, po czym zjechała na parking pomiędzy stacją benzynową a należącym do tej samej sieci hipermarketem. Zaparkowała samochód i wysiadła z niego, kierując swe kroki do budynku sklepu a później prosto do mieszczącej się w nim toalety. Weszła do jednej z kabin. Sięgnęła ręką za spłuczkę i namacała przyczepione do zbiornika z wodą niewielkie pudełeczko, wielkości może połowy pudełka zapałek. Zabrała je. Postała jeszcze chwilę w kabinie po czym spuściła wodę i wyszła z toalety, po drodze myjąc ręce. Pokręciła się z koszykiem po hipermarkecie, wrzuciła do niego kilka produktów, i po zapłaceniu za nie w kasie, mogła wrócić do domu.  

W mieszkaniu otwarła zabrane z toalety hipermarketu pudełeczko i wyciągnęła małą karteczkę z krótkim tekstem zapisanym szyfrem. Po deszyfracji, odczytała wiadomość: "Chi's, Wootton Hope Dr, 21:00".  

O wyznaczonej porze wjechała na niewielki parking w dzielnicy domków jednorodzinnych. Po zaparkowaniu samochodu, po swojej lewej stronie miała niewielki parterowy budynek, w którego środkowej części, nad witryną, umieszczone na żółtym polu czerwone litery szyldu głosiły: "Chi's" a po bokach tego napisu widniało jeszcze: "Quality Fish&Chips" i "Chinese Take-Away".  Była we właściwym miejscu.

Natychmiast po tym, jak zatrzymała samochód, ktoś podszedł do niego. Naciśnięciem guzika otworzyła szybę i nieznajoma osoba podała jej opakowanie z płytą DVD, po czym natychmiast, bez słowa, odeszła. Trzeba było się zbierać z powrotem. Nic tu po niej. Wycofała z parkingu i zapalając światła samochodu, pojechała do domu.

Odpaliła niepodłączony do internetu komputer, siadając za biurkiem z kubkiem herbaty i kanapką. Włożyła płytę i posilając się zapoznała z zawartymi na DVD informacjami o oczekującym ją zadaniu. Zaczynała już od jutra.

Było tuż przed dziesiątą rano, gdy odstawiona na bóstwo, wjechała na parking przed Asda Kingsthorpe Supermarket - niskim, parterowym budynkiem z charakterystycznym wielospadowym dachem stojącym przy Harborough Road. Już wtedy zauważyła stojącego na parkingu Vauxhalla Astrę w kolorze ciemnozielony metalic. Zaparkowała tuż obok. Teraz pozostało trochę poczekać. Po kilkunastu minutach zauważyła go. Wysoki, muskularnie zbudowany, niemal kwadratowy facet, ostrzyżony na krótko, w wojskowym stylu. Właśnie wychodził z supermarketu, gdy wysiadła z samochodu i skierowała w jego stronę swe kroki. Była mniej więcej w połowie drogi, pomiędzy parkingiem a sklepem, gdy nagle poczuła zderzenie z kimś.  

- O... przepraszam – powiedział czarnoskóry mężczyzna, z którym się zderzyła.
- Jak łazisz, idioto! – krzyknęła odskakując od niego.
- Naprawdę bardzo przepraszam. Nic się pani nie stało?  
- Na szczęście. Zjeżdżaj! – warknęła tylko w odpowiedzi. – Pieprzony czarnuch. Nawet na plantację by się pewnie nie nadawał... – dodała, ruszając w stronę drzwi supermarketu i mijając po drodze kwadratowego faceta, którego widziała w drzwiach, zanim wysiadła z samochodu. A który teraz obejrzał się za nią z zaciekawieniem.

Zakupy zrobiła szybko. Wprost nie mogła się doczekać wyjścia z tego sklepu. Wrzuciła pierwsze z brzegu produkty wzięte z półki, postała kilka minut w kolejce do kasy i znów była na zewnątrz na parkingu przed sklepem. Tak jak miała nadzieję, zielony Vauxhall stał nadal na parkingu, a wielki facet opierał się o niego, najwyraźniej na coś czekając. I nawet domyślała się na co, ale choć wewnątrz spięta, nie dała po sobie tego poznać, nawet cieniem uśmieszku. Podeszła do swojej Toyoty i właśnie otwierała jej drzwi, gdy usłyszała jego głos.

- Bardzo wojownicza z ciebie osóbka.
- A bo co? – popatrzyła w jego stronę. – Nie podoba się?
- Podoba – zlustrował ją od stóp do głów, co jak się domyślała, pewnie zdążył już zrobić przynajmniej kilka razy przez ten czas, od kiedy minęli się, gdy zmierzała do sklepu.  
- Nie lubisz czarnych? – zapytał, podchodząc do niej.  
- Czarnych – odparła zadzierając nieco w górę głowę, żeby spojrzeć mu w niebieskie oczy. – I tych wszystkich kolorowych – zamachała lekceważąco ręką na wysokości swojej głowy.
- To mamy ze sobą coś wspólnego. Jestem Ian. – wyciągnął rękę.
- Marta – podała mu swoją.
- Nie jesteś Brytyjką?
- Nie. Polką. Przeszkadza ci to? W końcu zabieramy wam pracę...
- Nie – zaprzeczył. A widząc jej wątpiące spojrzenie, szybko dodał – A przynajmniej nie, jeśli wyglądają tak jak ty.

Uśmiechnęła się, starając się, by to wyszło jak najbardziej naturalnie. Od dwóch lat to ćwiczyła przy każdej nadarzającej się okazji, ale nadal w takich sytuacjach miała wrażenie, że zachowuje się nienaturalnie. Pomimo zmian, jakich dokonała w swoim wyglądzie, świadomość tego, kim była, na zawsze już została jej gdzieś z tyłu głowy.

- Słuchaj – znów się odezwał. –Jeśli chcesz, to mogę poznać cię z ludźmi, którzy myślą podobnie jak my... Jutro wieczorem? Masz czas?

Musiała odczekać mała chwilkę, udając, że się waha, ale w końcu skinęła głową.

- Mam.
- Więc daj mi swój adres i podjadę po ciebie o wpół do ósmej.

Podyktowała mu go, uśmiechnęła się ładnie i wsiadła do auta. Załączyła silnik, spojrzała jeszcze raz na niego przez boczną szybę i ruszyła z parkingu. Poszło jak z płatka, połknął przynętę. Wręcz podniecona mieszanką niepewności i zadowolenia pognała do domu. Gdzie zapuściła sobie płytę z jakąś cichą relaksacyjną muzyką, którą znalazła kiedyś, grzebiąc po internecie, zrzuciła z siebie ubranie i położywszy się na łóżku, zaczęła się zaspokajać, rozładowując cały nagromadzony stres.  

Z braku odpowiedniej ilości zakończeń nerwowych, może nie było to dokładnie takie samo odczucie, jak w przypadku, gdy masturbowała się biologiczna kobieta, ale na bezrybiu i rak ryba. Musiała pogodzić się z ograniczeniami nie do przeskoczenia dla współczesnej medycyny. Zresztą, miała tych zakończeń na tyle dużo, by w połączeniu ze zmianami, jakich dokonywały w jej biochemii, cały czas przyjmowane żeńskie hormony, wystarczało to do odczuwania pewnej przyjemności z grzeszenia w ten sposób. I to coraz większej, w miarę jak regularnie praktykowała te autopieszczoty, właściwie na nowo poznając swoje ciało. W końcu, wbrew pozorom, facet ma też całkiem sporo miejsc erogennych na swoim ciele, tylko w kulturze niestety utarło się powszechnie, że ma głównie jedną. Odkąd mogła żyć jako kobieta, odkryła, że nie tylko je posiada w ilości większej niż wcześniej przypuszczała, ale też dzięki zmianom, jakie zaszły w jej organizmie, są one zaskakująco wrażliwe. Zwłaszcza jej – nowe w sumie – piersi i ich okolice. Nie zdecydowała się na powiększenie ich implantami, uznając, że lepsze to, co naturalne i w kwestii ich wzrostu, zdając się jedynie na efekty kuracji hormonalnej. Teraz jej ręce błądziły po nich i po całej klatce piersiowej oraz brzuchu, gdy z zamkniętymi oczami, słuchając sączącej się z głośników muzyki, oddychała coraz bardziej głęboko.

W końcu prawa dłoń zjechała niżej, prosto w stronę jej przysłoniętego białymi majteczkami krocza, po którym,  poprzez cieniutki materiał, kilkakrotnie nią potarła powolnymi ruchami, zanim wycofała ją w stronę brzucha, by z kolejnym muśnięciem od pępka w dół, dłoń mogła trafić prosto pod materiał jej bielizny a palce, całą swą długością, dotknąć jej sromu, prostymi ruchami przesuwając się po nim, delikatnie miętosząc go i koniuszkami zaglądając w wejście pochwy. Lewa dłoń gładziła w tym czasie jej sterczące piersi. Przez chwilę bawiła się w ten sposób, aż wreszcie uznała, że czas się pozbyć krępujących jej ruchy majtek. Przerwała na moment zabawę. Ściągnęła je z siebie szybciutko, a zaraz potem obróciła się plecami do góry, ręce umieszczając pod sobą, tak by jedna z dłoni miała dostęp do tego strategicznego miejsca pomiędzy jej rozchylonymi nogami. Dwa najdłuższe palce naciskały na krocze, przemieszczając się po nim tam i z powrotem, takimi samymi jak wcześniej, powolnymi, prostymi ruchami, jej oddech nieco przyspieszył. Pomimo tych wszystkich jej braków w unerwieniu, to było naprawdę przyjemne. Wrażenia potęgowała coraz bardziej nastrojowa muzyka – "Lotus Path" Jamesa Ashera nadawał się do tego idealnie, ułatwiając wejście niemal w stan transu, gdy zapomniała o wszystkim innym poza sprawianiem sobie przyjemności.

Ponownie zmieniła pozycję, kładąc się znów na plecach, ale tym razem podkładając wcześniej pod nie i pod głowę wysoką, puchową poduchę. W ten sposób dostęp do cipki stał się łatwiejszy i mogła zająć się coraz intensywniejszym jej masażem przy mniejszym wkładanym w to wysiłku. Ruchy stały się koliste, z leniwych, płynnie przeszły coraz szybsze i mocniejsze, druga dłoń ponownie masowała piersi i brzuch, z ust wydobyły się pierwsze westchnienia a pochwa zaczynała wilgotnieć, produkując tyle nawilżenia, ile była w jej wypadku w stanie. Nie otwierając oczu ani na moment, uniosła dłoń z krocza do ust i pośliniła lekko palce, zanim zaczęła dotykać nimi, stworzonej z żołędzi jej dawnego penisa, łechtaczki. Tu także unerwienie było znacznie uboższe niż w biologicznym pierwowzorze tego narządu kobiecej rozkoszy, ale lekarze ocalili, co mogli, a hormony i regularne dotykanie się nieco wzmogły jeszcze jej wrażliwość w tym miejscu. Jej westchnienia były coraz częstsze aż przeszły w muzykę cichutkich pomruków i pojękiwań, gdy przyspieszyła koliste ruchy palców, co jakiś czas je dodatkowo nawilżając. Wreszcie nie przerywając dalszego dotyku, po omacku sięgnęła drugą dłonią do stojącej przy łóżku szafki, zabierając z niej pluszową maskotkę, która w mig wylądowała między jej rozłożonymi i zgiętymi w kolanach nogami. Początkowe delikatne pocieranie pluszem, w jednej chwili stało się mocne i intensywne. Coraz szybsze i szybsze...

MEM

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i kryminalne, użyła 3110 słów i 17480 znaków. Tagi: #erotyczne #kryminalne #szpiegowskie #wywiad #trans

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Czytam dalej.

    6 lip 2020

  • MEM

    @AnonimS "Czytam dalej."

    :)

    6 lip 2020