Mięły dwa tygodnie. Nadal nie mogłam dojść do siebie po tym, co wydarzyło się na komisariacie. Jedyne pocieszenie, że zaczynałam normalnie sypiać.
Tamtego poranka, kiedy Wojtek odwiózł mnie pod dom, pierwszy raz w życiu przyszło mi do głowy, żeby ze sobą skończyć. Stałam pod prysznicem, zastanawiając się, w jaki sposób to robić. Woda spływała po moim ciele, zmywając ze mnie resztki moich oprawców, ale za nic nie chciała zmyć tego, co osiadło na mojej duszy.
Zabrakło mi odwagi. Nie mogłam tego zrobić moim najbliższym. Nie chciałam zachowywać się tak egoistycznie. Poza tym na pewno rozpoczęłoby się jakieś dochodzenie, grzebanie, szukanie przyczyn. Wtedy wszystko by się wydało, a tego nie chciałam. Nie chciałam, żeby po śmierci obcy ludzie myśleli o mnie jak o dziwce. Wystarczyło, że ja sama miałam takie zdanie o sobie za życia.
Gdyby okoliczności tego zajścia były inne, inaczej bym o tym myślała. Byłam tego pewna. Wybaczyłabym sobie, gdybym szła wieczorem w kusej sukience, została napadnięta i zgwałcona. To i tak nie byłaby moja ina, bo mogłabym iść nago i żaden facet nie ma prawa mnie nawet dotknąć. Mimo wszystko byłaby to inna sytuacja niż ta, kiedy pozwoliłam się zgwałcić policjantom w zamian za wypuszczenie Wojtka.
Winny był przede wszystkim on. Mój cholerny sponsor, który zrobił ze mnie dziwkę.
On? On zrobił ze mnie dziwkę?
Nie. Sama stałam się dziwką. On tylko stworzył mi taką możliwość. Był jak pierdolony szatan, który wodził na pokuszenie. A ja sprzedałam się za kilka tysięcy miesięcznie i parę drogich prezentów. No i za niesamowity seks.
Nawet sytuacja we Wrocławiu już mnie tak nie bolała, jak ta, kiedy będąc skutą kajdankami, byłam ostro penetrowana, przez pożal się Boże stróżów prawa. Prawa, które zabraniało wykorzystywać i gwałcić kobiety. A oni to zrobili! I to na komisariacie.
Wojtek dzwonił do mnie każdego dnia po kilka razy. Nie odbierałam. W końcu zrobiła to Monika, którą bądź co bądź musiałam wtajemniczyć w to, co się stało. Nie mogłam udawać przed nią, że wszystko jest w porządku. Za długo się znałyśmy, poza tym jako jedna z niewielu osób na świecie wiedziała, że mam sponsora. Sama mnie do tego namówiła. Przepłakałyśmy całą noc. Miała ogromne wyrzuty sumienia. Jej trafił się normalny koleś, z którym tylko sypia. Nie dostaje ekstra propozycji i zadań.
Chciałam go rzucić, nigdy więcej się z nim nie spotkać. Bałam się jednak tak postąpić. Wiedziałam, że łatwo nie odpuści i ma ogromne wyrzuty sumienia.
Podliczyłam pieniądze. Z tym, co zarobiłam we Wrocławiu, miałam niespełna trzydzieści tysięcy. Spory grosz, który spokojnie ustawiłby mnie na długi czas. Mogłam studiować i nie przejmować się kasą. Pewnie starczyłoby jeszcze na jakieś ekstra wakacje. Tylko co potem? Powrót na kasę do supermarketu? Powrót do sponsoringu z nadzieją, że tym razem trafie na normalnego gościa, który nie potraktuje mnie jak swoją kartę przetargową? Znałam odpowiedź na to pytanie. Kto raz posmakuje łatwej i szybkiej kasy, ten już zawsze będzie jej pragnął.
Życie toczy się dalej. Monika namawiała mnie na terapię, ale nie chciałam o tym słyszeć. Wywlekanie problemów przed obcym człowiekiem i opowiadanie o tym, co zaszło, nie wchodziło w grę. Poza tym istniało spore ryzyko, że powiadomi służby. Tajemnica lekarska w takich sytuacjach nie obowiązywała.
W końcu odebrałam połączenie od sponsora. Mimo licznych protestów Moniki umówiłam się z nim w naszym gniazdku. Z tego wszystkiego zapomniałam zapłacić za kolejny miesiąc. Właściciel na szczęście nie był tak natrętny i nie dzwonił do mnie w tej sprawie po kilkanaście razy dziennie.
— Nie ma mowy, żebyś poszła tam sama. Trzeba go było zaprosić tutaj! Przecież i tak wie, gdzie mieszkasz! - wydzierała się na mnie jak oszalała po całym mieszkaniu. Wolałam, jak mnie przytulała. Była bardziej znośna, ale potrzebowałam takiej przyjaciółki, która czasem mną potrząśnie.
— Nic mi przecież nie zrobi. Nie on - skomentowałam lekko się uśmiechając.
— O w dupę! Zakochałaś się w nim?
— Nie..
— Co nie? Myślisz, że tego nie widać? Jaka ja byłam głupia, że wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Dopiero teraz. Boże! Jak można zrobić coś tak beznadziejnego, jak zakochanie się w starszym żonatym sponsorze! Przecież tłumaczyłam ci zasady sponsoringu na początku. W tym układzie nie ma miejsca na miłość. Jest tylko seks i kasa. Przyjaźń to już jest spore przegięcie.
— Przestań! - przerwałam jej słowotok. — Nie wmawiaj mi czegoś, co nie ma miejsca. Nie zakochałam się w Wojtku. To, że dobrze o nim myślę, nie znaczy, że tak łatwo zapominam, w co mnie wpakował - wyjasniłam.
Współlokatorka nie uwierzyła tak łatwo. Musiałam wysłuchać jej rad i obiecać, że będę natychmiast dzwonić, gdyby coś się stało. Musiałam złamać zasadę, jaką ustaliłam z Wojtkiem i podałam jej adres wynajmowanego na seks mieszkania. Bez tego nie wypuściłaby mnie z domu.
Na miejsce dotarłam spacerem. Czułam się, jakbym wyszła ze szpitala albo więzienia. Wszystko było takie obce, nowe. Ostatni raz miałam takie odczucia, kiedy przyjechałam pierwszy raz na rekrutację na studia. Wtedy też byłam pod wrażeniem dużego miasta.
Był przede mną. Przywitał mnie ciepłym uściskiem dłoni, a potem mimo lekkiego oporu pozwoliłam się przytulić. Zaskoczył mnie. Zachowywał się jak czuły i opiekuńczy starszy brat. Nie znałam go takiego. No cóż. W takich chwilach każdy potrafi udawać kogoś, kim nie jest.
— Przepraszam, że nie odbierałam i nie spotykałam się z tobą, ale chyba rozumiesz dlaczego.
— Oczywiście, daj spokój. Jak się czujesz?
— Jak wykorzystana i zgwałcona dziwka - wypaliłam całkiem szczerze patrząc mu prosto w oczy.
— Dominika.... - zaczął, ale chyba zabrakło mu odwagi.
Dopiero o chwili wyjaśnił mi jeszcze raz, jak ważne było dla niego uniknięcie odpowiedzialności. Sprawę z Konradem załatwili między sobą. Zapłacił mu odszkodowanie. Gdyby nie to, że przyjechała policja, sprawa byłaby znacznie prostsza.
— Więc to nie twoja wina, tylko ochroniarzy, że wezwali policję?
Nie odpowiedział. Zachowywał się jak prawnik, który broni samego siebie. Niewiele brakowało, a wszyscy byliby winni tej sytuacji tylko nie on. Ja, bo zatańczyłam z Konradem. Konrad, bo zaprosił mnie do tańca i na spacer. Ochroniarze, bo zareagowali i policjanci, bo go zatrzymali, a potem dali się namówić na łapówkę w formie zbliżeniowej. Tylko że płatność nie odbyła się kartą, a moim ciałem.
— Mam dla ciebie prezent - powiedzial po czym podał mi niewielką torebkę.
— Dziękuje, ale mam dosyć prezentów i twoich ekstra pomysłów. Umawialiśmy się na coś zupełnie innego, jeśli jeszcze pamiętasz.
— Pamiętam, ale to na przeprosiny. Poza tym na pewno ci się spodoba.
— Widzę, że nie rozumiesz co do ciebie mówie - skomentowałam, po czym dla świętego spokoju zajrzałam do torebki, którą chwile wcześniej odebrałam z jego rąk. W środku był kluczyk od samochodu.
— Nowy peugeot. Stoi pod blokiem, na pewno koło niego przechodziłaś.
Stałam jak wryta. Nie docierało do mnie, co mówił. Faktycznie pod domem stał nowy odpicowany samochód. Nawet spojrzałam na niego, bo zawsze mi się takie małe i zwinne autka podobały. Na początku naszej relacji liczyłam, że po roku będzie mnie stać na coś podobnego, bo na nowy model musiałabym pracować nieco dłużej.
— Mówisz poważnie? - zapytałam, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
Wojtek też się uśmiechnął, po czym poprowadził mnie za rękę do okna. Rolety były oczywiście zasłonięte, ale uchylił nieco jedną, abym mogła się upewnić, że to nie żart. Dla pewności nacisnęłam przycisk otwierania. Samochód zapiszczał, a kierunkowskazy na chwile się zapaliły. Ponownie nacisnęłam przycisk, a samochód zareagował identycznie.
— Nie wierze - skomentowałam. Tylko co miałam na myśli? O jakim braku wiary myślałam? Braku wiary w szczęście, jakie mnie spotkało. No nie czarujmy się, nie każda dziewczyna w moim wieku dostaje auto na przeprosiny. A może chodziło mi o brak wiary w to, że tym cackiem chce mi zatkać usta i przekupić.
Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Chciałam przyjąć prezent, ale nie mogłam tego zrobić.
— Jest piękny, ale nie mogę. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nic poza umówioną kwotą o ciebie nie wezmę, o ile w ogóle jeszcze będziesz chciał się ze mną spotykać.
— Dominika, daj spokój.Co ty pleciesz dziewczyno? Oczywiście, że chce - zapewnił, o czym po raz kolejny przytulił mnie do siebie.
— W takim razie uszanuj moją decyzję i zwróć samochód.
— Jest kradziony, nie muszę go zwracać. Broniłem gang złodziei i dali mi w rozliczeniu.
Powiedział to tak poważnym tonem, że przez chwile mu uwierzyłam. Dopiero rozbrajający uśmiech na jego twarzy na widok mojej miny uświadomił mi, że żartuje.
— Bardzo śmieszne - skomentowałam z lekkim uśmiechem.
Staliśmy tak przez chwile, przytulając się do siebie. Czułam się przy nim bezpieczna, choć doskonale pamiętałam, że był tam ze mną i tylko biernie patrzył, jak mnie gwałcą. Nie zrobił nic. Jego kariera była ważniejsza ode mnie.
— Przyjmij te samochód. Umówmy się, że to ostatni prezent i od tej pory będziemy się spotykać tylko tutaj. żadnych dodatkowych atrakcji. Masz moje słowo.
— Problem w tym, że już po Wrocławiu to deklarowałeś, a potem i tak zaciągnąłeś mnie na to cholerne wesele.
— Zaprosiłem cię, a ty się zgodziłaś.
— Serio? - zapytałam, nie wierząc w to, co docierało do moich uszu. — Przecież oboje wiemy, że nie dopuszczałeś do siebie innej możliwości. Tak jak w przypadku tego samochodu.
— Może masz racje. Faktycznie z tym weselem trochę cię przymusiłem. Przepraszam Dominika.
No to już był hit.Sponsor, który przeprasza. W życiu bym się tego nie spodziewała.
— Weź ten samochód. Nie bądź taka - szepnal mi żartobliwie do ucha.
— Nie - odfuknęlam nieco teatralnie, patrząc mu w oczy. Doskonale wiedział, że się z nim droczę.
Po chwili wszystko było jasne. Zgodziłam się przyjąć samochód. Przekazał mi dokumenty i wyjaśnił, że formalnie pojazd należy do jego kancelarii. Dostałam dodatkowo kartę paliwową i namiar na ASO, gdyby coś się stało.
— Jeszcze raz dziękuje.
— A ja jeszcze raz przepraszam - odpowiedzial po czym spuścił głowę w dół. Wyglądał jak zbity pies, ale jeśli liczył, że powiem, iż nie ma za co i że to była też moja wina, to się grubo pomylił. Doskonale wiedział, że było inaczej i nie zamierzałam dla jego lepszego samopoczucia zakłamywać rzeczywistości.
Pocałował mnie.
Delikatnie i czule, z wyczuciem i delikatnością. Nigdy nie był zbyt brutalny, ale przyzwyczaił mnie do nieco ostrzejszego traktowania. Nie uprawialiśmy waniliowego seksu ani specjalnie hardcorowego. Zawsze było to coś pomiędzy, co satysfakcjonowało i mnie i jego. Skąd nagle pomysł na taką delikatność? Bał się, że po tym, co się stało, będę miała uraz? To było jedyne rozsądne wytłumaczenie.
— Wybacz, ale dziś nie mam ochoty na seks. Wiem, że dostałam kasę za miesiąc z góry, ale..
— Daj spokój. Nie ma sprawy. Nie mówmy o pieniądzach.
Siedzieliśmy, patrząc na siebie niepewnie. Chciał mi jeszcze coś powiedzieć, ale ewidentnie się bał. A może chciał zakończyć układ, a ten samochód tak naprawdę był na pożegnanie?
— Wiem, że to może być teraz dla ciebie trudne - zaczął wymownie spoglądając na łóżko.
— Po prostu dziś nie chce. Umówimy się za kilka dni.
Pokiwał głową, dając znak, że rozumie.
— Gdybyś po tym, co się stało, bała się mężczyzn, albo miała jakiś uraz do mnie, to...
— To co? - zapytałam z lekką obawą o to, co usłyszę. Znałam ten ton. Wiedziałam, że coś szykuje. Zachowywał się tak za każdym razem, kiedy chciał mnie na coś namówić, albo urobić.
— Nie będę miał nic przeciwko, jeśli przyjdziesz na spotkanie z jakąś koleżanką.
Zatkało mnie totalnie.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.