Sponsor 19

Sponsor 19Nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy dostrzegłam, jak Wojtek wyskakuje zza moich pleców i rzuca się na Konrada. Zaskoczył go. Jestem pewna, że inaczej nie byłby w stanie go tak szybko powalić na ziemię. Potem było już tylko gorzej. Najpierw jedno uderzenie, potem drugie. Tyle wystarczyło, by z nosa Konrada wypłynęła krew.

     - Odpierdoliło ci? – wydusił z siebie oszołomiony, nie do końca ogarniając, co się stało.  

`     - Mówiłem ci, że masz się trzymać od mojej kobiety z daleka!

     Takiego Wojtka nie znałam. Był władczy, terytorialny, uwielbiał, kiedy jego było na wierzchu, ale nigdy nie widziałam w jego oczach takiej złości i agresji. Zachowywał się jak lwica, która broni młodych.

     Głos uwiązł mi w gardle. Chciałam coś powiedzieć, wytłumaczyć, że tylko rozmawialiśmy, ale nie byłam w stanie. Bałam się, że tylko zaognię konflikt. Dostałam wyraźne polecenie, że mam się trzymać od Konrada z daleka i olałam je. Czułam się winna sprowokowania tej bójki.

     - No wstawaj, na co czekasz?

     Wojtek najwyraźniej chciał jeszcze poprawić swoje dzieło. Był pewny siebie, ale Konrad był dużo lepiej zbudowany niż on, i zdawałam sobie sprawę, że jego męska duma nie pozwoli mu na pozostawienie tego, co się stało bez odpowiedzi. Chciałam ich rozdzielić, choć byłam świadoma, że nie mam najmniejszych szans.

     - Dajcie spokój – wyszeptałam.  

     To wszystko, na co było mnie w tamtej chwili stać.  

     Żaden na mnie nie spojrzał. Nie wiedziałam nawet, czy usłyszeli to, co powiedziałam. Obaj szykowali się do kolejnego starcia.

     Kurwa! Dwóch facetów pobiło się o mnie. Powinnam być chyba zadowolona, a moje ego szybować w niebiosa. Tymczasem ja zastanawiałam się, co by tu zrobić, żeby przerwać to widowisko.

     Los w końcu się do mnie uśmiechnął. Trzech ochroniarzy bez słowa podbiegło do jednego i drugiego, całkowicie ostudzając ich zapędy do dalszej potyczki. Odetchnęłam z ulgą.

     - Nic się pani nie stało?  

     To było miłe, że pierwszą osobą, która o to zapytali, byłam ja, a nie Konrad, którego koszula  powoli stawała się czerwona.

     - Nie – wyszeptałam, po czym odetchnęłam z ulgą, że ten cyrk już się skończył.

     - Policja jest w drodze.

     - Po co policja? Załatwimy to sami – zadeklarował Konrad, ale jego propozycja została zignorowana.

     Kilka minut później w trakcie których padło jeszcze kilka inwektyw i obietnic dokończenia walki na teren wjechał radiowóz. Z nieoznakowanej toyoty, która przyjechała bez żadnych sygnałów, wysiadło dwóch nieumundurowanych funkcjonariuszy. Jeden miał około pięćdziesiątki, drugi był znacznie młodszy i trzymał w ręku radiostacje.

     Ochroniarze zrelacjonowali przebieg wydarzeń. Okazało się, że wszystko widzieli na monitoringu. Zaskoczyła mnie ta informacja, bo kamer nigdzie nie dostrzegłam.

     - Dokumenty – poprosił, a właściwie oznajmił starszy policjant. Ani Wojtek, ani Konrad nie mieli przy sobie dowodu. Prośba dotyczyła także mnie, bo zostałam zakwalifikowana, jako uczestniczka tego zdarzenia, a w najlepszym wypadku świadek. Także nie miałam przy sobie dokumentów. Zostawiłam je podobnie jak Wojtek w jego merolu.

     Policjanci ustalili, że Konrad pojedzie do szpitala. Nos ewidentnie był złamany, krwawienie nie ustępowało. Chłopak nie zgodził się na wezwanie karetki. Jeden z ochroniarzy zadeklarował odwiezienie go służbowym autem na SOR.

     - Nie ma pan dokumentów i według relacji świadków pobił pan inną osobę. Musimy pana zatrzymać – oznajmił młodszy funkcjonariusz, który co chwila zerkał na starszego kolegę, jakby szukał potwierdzenia, że to, co mówi, jest tym, czego tamten oczekiwał.

     - Na jakiej kurwa podstawie? Zaraz przyniosę dokumenty, spiszecie mnie i tyle. Jestem przekonany, że tamten lamus nie wniesie oskarżenia. Załatwmy to między sobą.

     - Być może tak będzie, ale na razie jedzie pan z nami. Nikt nikogo nie będzie na mojej zmianie bił po mordzie – rzucił starszy stopniem.

     Wojtek spojrzał na mnie  poszukiwaniu ratunku. Nie miałam pojęcia, czego oczekiwał. Z naszej dwójki to on był prawnikiem i powinien wiedzieć, jakie jest jego położenie i jak uniknąć wizyty na komisariacie.

     W jego oczach zobaczyłam rezygnację, ale mimo to nie odpuszczał. Pochwalił się wykonywanym zawodem i kilkoma znajomościami, Miałam ważenie jakby informacja o tym, że jest prawnikiem, tylko mu zaszkodziła, a nie pomogła. Nie dziwiło mnie to. Adwokaci nie raz i nie dwa niszczyli wiele miesięcy pracy stróżów prawa, szukając dziury w całym i przywalając się do najmniejszych dziur i błędów śledczych. Jedni nie lubi drugich i wzajemnie.

     - Pańskie koneksje nie robią na nas najmniejszego wrażenia. Zapraszam do radiowozu – oznajmił młodszy policjant. Najwyraźniej nie był tylko strachliwym nowicjuszem.

     - Spierdalaj – burknął Wojtek, po czym odwrócił się do mnie. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.

     Policjanci kilkoma ruchami położyli go na ziemi i unieruchomili. Młodszy wyjął kajdanki i skuł nimi mojego sponsora.

     - Zajebie was! Już możecie sobie szukać nowej roboty. Wylądujecie jako ochroniarze na budowach.

     Panowie nic sobie nie robili z jego słów. Po chwili wsadzili go do radiowozu. Patrzyłam na to z lubością. Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć, jak ktoś pokonuje mojego sponsora. To on zawsze rządził i rozdawał karty w takich sytuacjach. Teraz było inaczej. Byłam wściekła na niego za to, co zrobił Konradowi. Przecież tylko rozmawialiśmy. Czułam niemałą satysfakcję, widząc teraz jego oprawcę bezsilnego, bezbronnego, skutego kajdankami w radiowozie.

     Ustaliłam ze starszym policjantem, że dojadę na lokalny komisariat. Miałam przywieść dokumenty Wojtka i złożyć zeznania. Nie wiedziałam, co z tego wyniknie, ale miałam to gdzieś. Nawet jeśli tej nocy nasz układ się zakończy to trudno. Nie chciałam być z facetem, który bije innych tylko dlatego, że rozmawiają z dziewczyną, z którą ktoś inny przyszedł na wesele. To było dla mnie niepojęte.

     Ochroniarze poprosili, abym nie informowała pozostałych gości o tym zdarzeniu. Zależało im na opinii domu weselnego, co było dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Zresztą czym miałabym się chwalić. Tym, że mój facet, którym de facto nie był pobił brata pana młodego tylko dlatego, że zatańczył ze mną kilka razy i zamieniliśmy kilka zdań?

     Zniknęłam po angielsku. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie byłam zdenerwowana. Ostrożnie opuściłam parking, mając świadomość, że samochód, który prowadzę i inne, które stoją obok, są razem warte kilka milionów złotych.

     Na szczęście nawigacja nie spłatała mi figla i od razu trafiłam na miejsce. Przed komisariatem stał nieoznakowany radiowóz, który widziałam pół godziny wcześniej.

     W środku znajdowali się tylko dwaj funkcjonariusze, których miałam już okazje poznać i Wojtek. Mój sponsor siedział spokojnie, nie był skuty. Pił kawę razem z policjantami.

     Zdziwił mnie ten widok, ale cieszyłam się, że agresja już z niego zeszła. Starszy policjant, widząc moją konsternację, wyjaśnił mi, że Wojtek nie zostanie zatrzymany i nie będzie miał, jak to określi smrodu w papierach, który mógłby zniszczyć jego karierę. Ucieszyłam się, bo mimo wszystko nie chciałam dla niego źle. Byłam wściekła za to, co rozbił, ale nie można było przez jeden głupi wybryk przekreślać kilku lat bycia porządnym i praworządnym obywatelem.

     Chwile potem usłyszałam warunek, jaki był podstawą do tego, aby wszystko rozeszło się po kościach. Byłam jego kluczowym elementem. Tym razem to ja chciałam uderzyć Wojtka, ale stałam jak wryta. Nie wierzyłam, że po raz kolejny chciał mi to zrobić. Wiedziałam też, że jeśli się nie zgodzę, straci wszystko. Byłam mu to winna.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • eksperymentujacy

    Taaaa, trochę odjechałeś  ;)

    17 czerwca