Sponsor 18

Sponsor 18Wszystko, co dobre w końcu się kończy. W moim przypadku były to trzy miesiące. Dokładnie przez taki okres moje spotkania ze sponsorem miały czysto seksualny i dyskretny charakter. Podobało mi się to, ale z drugiej strony zdarzały mi się chwile, kiedy tęskniłam za szalonymi wypadami i seksem w dziwnych miejscach. Jedyne, z czym miałam problem to spotkanie we wrocławskim hotelu z dwoma innymi facetami. Mimo wszystko wspominałam je dobrze, ale miałam kaca moralnego i wrażenie, że po tym zdarzeniu Wojtek stał się wobec mnie trochę chłodniejszy. Choć może to i dobrze. Takie zachowanie zmniejszało ryzyko, że między nami wytworzy się coś więcej niż tylko układ.

     Wesele kolegi. Takimi słowami określił imprezę, na którą zostałam zaproszona. Początkowo byłam przekonana, że robi sobie ze mnie żarty. Nie rozumiałam, dlaczego nie zabiera żony. Nie mieściło mi się w głowie, jak mógł wpaść na pomysł, aby zaprosić mnie. Było dla mnie jasne, że na takiej imprezie będzie ogrom jego znajomych i nasz do tej pory dyskretny romans zmieni się w zupełnie inny. Na moje szczęście pan mecenas był łaskaw wyjawić mi szczegóły i oświecić co do swoich motywów.

     Cały problem polegał na tym, że żona mojego sponsora była najlepszą przyjaciółką byłej żony pana młodego. Po tym, jak doszło do spotkania byłej już żony z kochanką i wszystko się wydało, pani mecenasowa zerwała wszelkie kontakty z Gracjanem – bo tak miał na imię i próbowała wymusić takie zachowanie na swoim mężu. Kiedy tylko o tym usłyszałam, mimowolnie zaniosłam się śmiechem. Kto jak kto, ale ja doskonale wiedziałam, że zmuszenie, czy wymuszenie na moim sponsorze jakiegoś zachowania było praktycznie niemożliwe. Nie był może zbyt uparty, ale lubił pokazywać swoją władczość i terytorialność.

     Zastanawiałam się chwile, czy przez to, że tak się zachował, nie dał swojej żonie do myślenia. Być może w jej głowie pojawiła się myśl, że nie zrobił tego, bo sam ma kochankę. Jeśli podobne sygnały wysyłał już wcześniej, pani mecenasowa mogła coś podejrzewać. Być może już był śledzony przez agencję detektywistyczną. I ja razem z nim…

     W każdym razie wesele miało mieć kameralny charakter, większość gości to znajomi panny młodej, o ile tak można nazwać czterdziestolatkę. Nikt z kręgu znajomych Wojtka nie dostał na nie zaproszenia. Mimo wszystko stawiałam dosyć spory opór. Argumentowałam, że ktoś może zrobić nam zdjęcie, które trafi do jego żony. Przez chwilę na jego twarzy widziałam lekką panikę, ale naprędce wymyślił, że w razie co powie, iż poznał mnie na przyjęciu i świetnie się nam tańczyło.  

     Zgodziłam się, choć miałam złe przeczucie. Nie wiedziałam, czym było ono spowodowane, ale na samą myśl o tym weselu odczuwałam lekki niepokój. Miałam nadzieję, że po prostu jestem przewrażliwiona. Dostałam specjalny fundusz na zakup sukienki, butów, a za fryzjera zapłaciłam tyle, ile wydałam przez całe swoje życie. Miałam kupić sobie nową bieliznę, którą Wojtek chciał obejrzeć dopiero po weselu, w hoteliku, gdzie mieliśmy nocować.

     Imprezę zaplanowano w niewielkim domu weselnym pod Konstancinem. Ku mojemu zaskoczeniu nie zostaliśmy zaproszeni na ceremonie do urzędu, tylko na samo wesele. O ślubie kościelnym rzecz jasna nie mogło być mowy, choć podobno pan młody miał w planach podjąć starania o unieważnienie pierwszego małżeństwa. Wojtek oceniał je jako nikłe. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się zostać zaproszoną jedynie na wesele, ale wcale nie miałam pewności czy faktycznie tak było. Zaproszenia nie zobaczyłam, a Wojtek mógł specjalnie odmówić przyjścia na ceremonię do urzędu, aby zmniejszyć ryzyko wpadki. Poza tym nie byłam pewna czy miałam ochotę patrzeć na ludzi, którzy przysięgają sobie wierność i miłość, choć sama nie miałam na to w najbliższych kilku latach żadnych perspektyw.

     Miejsce zrobiło na mnie wrażenie. Bardziej przypominało ogromną willę niż dom weselny. Lwią cześć posiadłości stanowił ogród, który wydawał się nie mieć końca. Na środku umiejscowiono ogromne oczko wodne, było kilka fontann i wiele ławeczek. Wszystko odgradzały tuje i wysokie żywopłoty, które znacznie uniemożliwiały dostrzeżenie z zewnątrz, co dzieje się w środku. Widziałam także kilku ochroniarzy, którzy w eleganckich garniturach raz na jakiś czas przechadzali się po posesji.

     Początkowo atmosfera była raczej grobowa. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy tak rzadko ze sobą rozmawiają. Przez moment wpadłam nawet w histerię, że to przeze mnie. Byłam dla nich wszystkich obcą, przyprowadzoną przez Wojtka kobietą. Pewnie zastanawiali się, kim jestem, choć na pewno pierwsze co im przyszło to głowy, w niczym nie odbiegało od prawdy. Dopiero po jakimś czasie nastąpiło pewnego rodzaju rozluźnienie. Zaraz po tym, jak podano alkohol.

     W zasadzie nigdy nie mieliśmy okazji, żeby ze sobą potańczyć. Z lekką obawą wyszłam na parkiet. Miałam nadzieje, że w tym zakresie będziemy dogadywać się tak dobrze, jak w łóżku. Miałam przykre doświadczenia ze studniówki, na której mój ówczesny chłopak nadepnął mi kilka razy na palce. Nie pozostałam mu dłużna, stając na jego śródstopiu moim obcasem tak, że zawył na całą salę. Miałam nadzieje, że tym razem zabawa skończy się inaczej. Co z tego, że ja byłam po kilku kursach i radziłam sobie całkiem nieźle, kiedy mój partner mógł być totalnym drewnem z kołkiem w dupie.

     Wojtek po raz kolejny udowodnił, że potrafi zaskoczyć. Nie był co prawda tak dobry, jak ja, ale ogarniał na tyle, że nie deptał i wiedział, że to on ma prowadzić w tańcu. To akurat ze względu na jego charakter wcale mnie nie zdziwiło. Wadą było jedynie to, że znał tylko podstawowe kroki walca angielskiego i dicsofoxa. O rumbie, sambie, czy cha chy mogłam zapomnieć. Zawsze tak jest, że jak kapela gra dobrze i idealnie pod nogę to nie ma się z kim wyszaleć. Przynajmniej tak mi się do jakiegoś momentu wydawało.

     Przedstawił się jako Konrad i był w moim wieku. Poprosił mnie do tańca w momencie, kiedy Wojtek był zajęty rozmową z panem młodym. Zgodziłam się, choć gdzieś w głębi czułam, że sponsor nie będzie zachwycony. No, ale przecież wyszłabym na idiotkę, albo niewolnicę, gdybym pytała go o zgodę. Poza tym mógł się zajmować mną, a nie pogaduszkami na jak się domyślałam tematy zawodowe. Prawnicy zawsze rozmawiają tylko o robocie, przynajmniej takie miałam wrażenie po kilku miesiącach przebywania w towarzystwie mojego pana mecenasa.

     Konrad tańczył doskonale. Miałam wrażenie, jakbyśmy robili to przez całe życie i rozumieli się bez słów. Nie tyle poruszaliśmy się, ile pływaliśmy po parkiecie. Po jakimś czasie większość gości zaczęła obserwować z zazdrością nasze poczynania. Był wśród nich Wojtek, który także był zazdrosny, ale troszkę winnym wymiarze. Na jego nieszczęście kapela zaserwowała kilka utworów z rzędu.

     Kiedy schodziłam z parkietu, byłam zlana potem, szczęśliwa i uśmiechnięta.

     - Mam nadzieje, że jeszcze to powtórzymy – rzucił mi na ucho Konrad, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko.

     - Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej – odpowiedziałam z równie czarującym uśmiechem.

     Wróciwszy do stolika, odebrałam kilka komplementów od innych biesiadników. Nie doczekałam się go od Wojtka, a jego mina świadczyła, iż nie jest zadowolony z moich poczynań. Nie zamierzałam się tym martwić. Uznałam to za rekompensatę za te wszystkie zmartwienia i niedogodności, na jakie napotkałam, godząc się na pomysł towarzyszenia mu w tej imprezie.

     - Masz ochotę wyjść na zewnątrz? – zapytał, w taki sposób, abym nie miała wątpliwości, że tak naprawdę było to zwykłe polecenie. Niezbyt zadowolona na nieco miękkich nogach, ale z uśmiechem na twarzy podążyłam za nim.

     Usiedliśmy na jednej z ławeczek, a ja czekałam na to, co za chwilę się wydarzy.

     - Cieszę się, że dobrze się bawisz, ale jest coś, co powinnaś wiedzieć.

     Może nie był genialnym tancerzem, ale nadrabiał umiejętnością budowania napięcia.

     - Ten chłopak, z którym tańczyłaś, to brat pana młodego. Nie przepuści żadnej. Potrafi zaliczać panienki hurtowo. Najwyraźniej teraz ty wpadłaś mu w oko.

     Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, Byłam w lekkim szoku po tym, co usłyszałam. Konrad wydawał się miły, uprzejmy i szarmancki, ale nigdy nie powiedziałabym o nim, że jest specjalistą – ruchaczem, jak to się zwykło mawiać u mnie na wydziale wśród studentek.

     - Dzięki za ostrzeżenie, nie wiedziałam.

     - Wiem, że nie wiedziałaś i nie mówię ci tego tylko dla twojej czystej informacji, ale po to, że nie życzę sobie, abyś jeszcze z nim tańczyła. Nie chce potem słuchać plotek i domysłów, że kobieta, którą przyprowadziłem na wesele, wyszła z niego z kimś innym.

     Zabolało. Nawet bardzo. Poczułam się jak gówno. Już sam fakt, że zakwalifikował mnie jako dziewczynę, która pójdzie do łóżka z facetem po kilku godzinach znajomości, był bolesny. Tylko cholera on miał do tego prawo. Nasz pierwszy seks miał miejsce tego samego dnia, kiedy się spotkaliśmy, i nie minęły od momentu poznania nawet dwie godziny. To były inne okoliczności, w pewnym sensie zostałam przymuszona, aby pokazać, co potrafię, ale fakty były takie, że mógł sobie wyrobić na mój temat takie zdanie.

     - Nie bój się. Nie mam zamiaru wdawać się z nim w romans, ale nie zapominaj, że nie jestem twoją własnością.

     Zaraz po tych słowach wstałam i wróciłam na salę, zostawiając go w szoku po tym, co usłyszał. Sama byłam w podobnym stanie. Nigdy tak otwarcie mu się nie postawiłam i nie miałam pojęcia, jaka będzie jego reakcja. Na szczęście nie było tak źle, jak mogłabym przypuszczać. Wrócił chwile po mnie i poprosił do tańca. Pokręciliśmy się trochę po parkiecie, a potem podano jedną z gorących kolacji.

     Było już w okolicach północy, a Wojtek miał za sobą kilka głębszych. Nie był pijany, ale jego stan określiłabym jako mocno wstawiony. Nie nadawał się już do tańca, więc musiałam korzystać z propozycji innych mężczyzn. Na moje nieszczęście po raz kolejny zostałam poproszona przez Konrada. Zgodziłam się po chwili zawahania. Nie widziałam w tym nic złego, zwłaszcza że chłopak nawet nie odzywał się do mnie zbyt często. Poza tym nie byłam niewolnicą i nawet gdyby chciał spróbować mnie uwieść, nie stawiałabym zbytniego oporu. Flirt jeszcze nikomu nie zawadził, a od tego do łóżka, jeszcze daleka droga. Nie bez znaczenia był fakt, że Wojtek wyszedł się przewietrzyć i nie miał świadomości, co robię. Nawiasem mówiąc, nie świadczyło to o nim za dobrze, ale przecież byłam tylko sponsorowaną studentką.

     Konrad najwyraźniej także nie wylewał za kołnierz, bo kilka razy nogi niebezpiecznie mu się zaplątały. Mimo to spędziłam z nim kilka naprawdę miłych chwil.

     - Może masz ochotę na mały spacer?- zapytał, kiedy odprowadzał mnie do stolika. Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Gdzieś w głębi mnie tliła się ogromna ochota na to, aby poznać go bliżej. Z drugiej strony miałam niepokojące uczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Nie mogłam wahać się w nieskończoność i delikatnym uśmiechem zakomunikowałam, że nie widzę przeszkód.

     Opuściliśmy salę bankietową dyskretnie, udając się do parku, choć i tak czułam na sobie wzrok kilku wścibskich kobiet.

     - Wybacz, ale w tańcu chyba nie dosłyszałem, jak masz na imię.

     - Dominika – odpowiedziałam. Dopiero o chwili zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Ustaliliśmy z Wojtkiem, że nie powinnam przedstawiać się prawdziwym imieniem, podobnie jak w willi gangsterów w Warszawie. Totalnie o tym zapomniałam. Zadziałałam odruchowo. Nie mogłam już nic zrobić, bo wyszłabym na totalną idiotkę, która nie zna swojego imienia.

     - Muszę ci powiedzieć, że świetnie tańczysz – kontynuował.

     -Dziękuje. Ty też radzisz sobie całkiem nieźle.

     - Miło mi to słyszeć, ale twoim umiejętnościom nigdy nie dorównam.

     - Naprawdę tak uważasz, czy po prostu chcesz się przymilić, potem mnie uwieść i zaciągnąć do łóżka?

     Nie wierzyłam, że to powiedziałam, ale stało się. Najgorsze było to, że wcale tego nie żałowałam. To nie była wiązanka, jaka wyrwała mi się z ust przypadkiem pod wpływem emocji. Doskonale wiedziałam, co mówię i miałam świadomość, że mocno przeginam. Dlaczego to zrobiłam? Bo mogłam. Konrad był miły, a ja nie liczyłam na nic więcej z jego strony jak tylko dobry taniec i ewentualnie miłą rozmowę. Poza tym od razu chciałam jasno postawić sprawę i jeśli liczył, że mnie przeleci od razu zabić jego nadzieje. Lubiłam jasne sytuacje i zawsze źle oceniałam koleżanki, które zwodziły i dawały nadzieje, a w konsekwencji raniły. Nie chciałam być taka. Wystarczy, że tkwiłam w układzie, który będzie się ciągnął za mną latami, a może na zawsze. Co prawda miałam z niego ogrom korzyści, nie tylko finansowych, ale także osobistych. Zmieniłam się przez ostatnie kilka miesięcy. Przecież pół roku temu nigdy nie wyjechałabym do kogoś z takim tekstem jak chwilę wcześniej. Byłam odważniejsza i pewniejsza siebie.

     - Naprawdę tak uważam – powiedział po chwili lekko speszony. — Widzę, że moja sława mnie wyprzedza — dodał pod nosem, lekko się uśmiechając, czym tylko potwierdził, że to, co usłyszałam na jego temat, było prawdą.

     Jego słowa mnie trochę uspokoiły. Bałam się, że jeśli Wojtek mnie okłamał to nie dość, że wyszłabym na idiotkę, to jeszcze spaliłabym się wstydu.

     - Najwyraźniej tak, ale nie ma się czym przejmować. Powiem ci w tajemnicy, że my kobiety wcale nie gardzimy takimi facetami jak ty. Wręcz przeciwnie, w ostatnich latach wobec coraz bardziej zniewieściałych i mamusiowatych chłopców zyskujecie na wartości. Ktoś przecież musi nadrabiać i zaspokajać nasze potrzeby. Z tym że z góry uprzedzam, iż nie mam z tym problemów i raczej nie będę zainteresowana sprawdzeniem, czy to, co mówią to prawda.

     Nie spodziewał się takiego wywodu. Prawdę posiedziawszy ja też nie. Nie zapamiętałam marki wina, jakie podano, ale najwyraźniej dwie lampki, jakie wypiłam, wystarczyły, aby mój język całkowicie się rozluźnił.

     - Raczej nie… To daje pewne nadzieje.

     Spojrzałam mu głęboko w oczy i delikatnie się uśmiechnęłam. Zareagował dokładnie tak, jak chciałam. Do jego mózgu dotarł sygnał, że być może tylko się z nim bawię i tak naprawdę, jak u większości kobiet to, co mówię, nie koniecznie idzie w parze z tym, co myśli.

     - Flirtujesz ze mną, to dobry znak.

     - Tylko ci się wydaje Konradzie.

     Znaleźliśmy się na skraju rezydencji. Za wielkim murem słychać było przejeżdżające samochody. W pobliżu nie było innych gości, a dźwięki muzyki z parkietu stawały się coraz cichsze.

     Stanęliśmy naprzeciwko siebie, a Konrad położył dłoń na moim policzku. Poczułam, jak robi mi się przyjemnie. Rezolutność i stanowczość sprzed kilku minut odeszły w niepamięć. Pragnęłam takiego delikatnego dotyku. Chciałam być dotykana i pieszczona przez faceta.  

     - Zostaw ją sukinsynu! – usłyszałam za plecami.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto