Pani Dwóch Krajów cz. 26

LVIII
     Nie okazał się ciężarem. Nie pozwolono mu na to. Zgodnie z planem wyruszyli o świcie. Jeszcze w ciemnościach nocy niewielka łódź szybko i dyskretnie przewiozła Amaktaris oraz kilka osób z Jej świty, w tym Nefera i Amara, na wschodni brzeg Nilu, gdzie czekały już gromadzone od poprzedniego dnia szwadrony rydwanów. Wylew osiągnął właśnie najwyższy poziom, wody toczyły się wolno i dostojnie, przypominając bardziej wydłużone jezioro niż rzekę. Miało to jeszcze potrwać jakiś czas, potem zaczną opadać i rolnicy przystąpią do siewów. Zanim nadejdzie czas zbierania plonów, losy buntu Księcia powinny być już dawno rozstrzygnięte. A przecież bezimienny kapłan Izydy z Nennesut twierdził, że ważne wydarzenia mają nastąpić dopiero przed żniwami... Czyżby Nektanebo rzeczywiście się pospieszył i działał bez porozumienia z domniemanymi sojusznikami? A może Meren miał na myśli coś zupełnie innego, niż zbrojne wystąpienie Kuzyna Królowej?
     Gwar i rozgardiasz obozowiska szykujących się do wymarszu oddziałów przerwał te rozmyślania Nefera. Królowa powierzyła mu zadanie dopilnowania, aby Jej osobisty bagaż umieszczono na kilku ciężkich, hetyckiego pochodzenia rydwanach. Były to zdobyczne wozy, pamiętające jeszcze czasy zwycięskich kampanii zmarłego Faraona. W odróżnieniu od rydwanów egipskich, oś ich kół umieszczono nie na tylnej krawędzi, lecz pod środkiem platformy wozu. Wyższe też były boczne osłony. Jak się dowiedział, bojową załogę takiego rydwanu stanowiło aż trzech wojowników, oprócz woźnicy i oszczepnika lub łucznika – jak w armii egipskiej – Hetyci mieli jeszcze osłaniającego obydwu tarczownika. Pojazdy były cięższe i solidniejsze, ich szarża musiała mieć olbrzymią siłę, za to szybkością i zwrotnością ustępowały egipskim. Obecnie wykorzystywano je jako wozy transportowe, zabierały tylko woźnicę oraz całkiem spory ładunek, który przed wypadnięciem chroniły rozbudowane osłony boczne oraz dodana celowo, tylna ścianka platformy. Wszystko to utrudniałoby woźnicy zeskoczenie z przewracającego się wozu, ale też nie spodziewano się, by pojazdy te brały udział w walce i były zmuszone do wykonywania gwałtownych manewrów. Bagaże Królowej wypełniły łącznie platformy czterech pojazdów, Najjaśniejsza nie wyruszała więc z zupełnie pustymi rękoma. Co prawda, zezwoliła, aby i Nefer umieścił wśród Jej rzeczy niewielkie zawiniątko z zapasową szatą i innymi przydatnymi drobiazgami oraz naszyjnikiem zabójcy lwów, na co szczególnie nalegała. Pozostałe wozy załadowano zapasami i wyposażeniem. Było ich razem piętnaście. Kapłan przypomniał sobie, że jednym z celów wypadu jest ewakuacja kruszcu wydobytego w kopalni złota, pojazdy transportowe miały więc być w przyszłości bardzo potrzebne, a tymczasem mogły przecież wieźć bagaże Bogini. No i mieli poruszać się po pustkowiach, należało więc zadbać o zapasy wody. W tym celu zabrano znaczną ilość skórzanych worków, w tej chwili w większości pustych. Nie zabrakło też miejsca dla dwóch klatek z pocztowymi gołębiami.
     Rydwanem Władczyni powozić miał Amar. Z pewnością Horkan i Harfan też mieli ochotę oraz umiejętności, aby dostąpić tego zaszczytu, Królowa przewidziała jednak dla nich zadania dowódców dwóch wydzielonych kolumn bojowych, każdej złożonej z trzech szwadronów, czyli trzydziestu pojazdów. Ona sama pozostawać miała przy kolumnie transportowej, osłanianej przez pozostałych dwadzieścia kilka lżejszych wozów. Tak jak obiecała, zamierzała unikać bezpośredniego udziału w walce. Pomogło to obydwu oficerom pogodzić się z zawodem, pojęli bowiem natychmiast, iż w obecnej sytuacji mają dużo większe szanse znaleźć się w ogniu bitwy. Nefera przydzielono do rydwanu Harfana, co przyjął z radością, ale i pewnym zdziwieniem.
     "Sam o to poprosiłem.” - Roześmiał się Harfan. - "Przy mnie może się czegoś nauczysz, no i muszę teraz na ciebie uważać, skoro mam cię kiedyś zabić! Nie licz więc na to, że będę cię woził jak worek ziarna! Słyszałem wprawdzie, że całkiem dobrze radzisz sobie z tą zabawką” - wskazał na przypiętą do pasa Nefera procę, na polecenie Królowej sierżant wydał mu bowiem kolejny egzemplarz tej broni - "potrzebuje tu jednak oszczepnika!” - Bez zwłoki przystąpił następnie do udzielania Neferowi poleceń oraz instrukcji.
     Posuwali się szybkim tempem w kierunku północno-wschodnim, omijając wysunięte najdalej na wschód i stanowiące kraniec Dolnego Kraju ramię rozgałęziającej się już Rzeki. Trzymali się w sporej odległości od osad ludzkich i zalanych teraz na ogół wodą pól uprawnych. Chcieli uniknąć wzbudzania niepotrzebnej ciekawości oraz alarmowania możliwych obserwatorów tumanami kurzu. Główną kolumnę osłaniały z obydwu stron oddziały zwiadowcze, prowadzone zazwyczaj przez Horkana, chociaż i Harfan oraz jego żołnierze – a przy tej okazji i Nefer – brali udział w tych patrolach. Kapłan miał wówczas okazję po raz pierwszy ujrzeć najbardziej śmiercionośną broń rydwanów – przymocowywane do obręczy kół, zaostrzone ostrza, długie jak ramię wojownika. Podczas parad, marszu czy polowań nie używano ich, umieszczano je jednak w specjalnych uchwytach, gdy wozy wyruszały w misję bojową. Widząc, jak wirują w szalonym tempie, migocząc przy tym w blasku słońca, czuł prawdziwą grozę na myśl, że ktoś mógłby się dostać w ten śmiertelny krąg. A była to przecież normalna taktyka ataku rydwanów podczas bitwy.
     Wieczorami pewna liczba wozów zbliżała się możliwie dyskretnie do takiego czy innego odgałęzienia Rzeki, aby nabrać wody i ewentualnie uzupełnić zapasy żywności. Zadanie to powierzano kolejno różnym szwadronom, tak, aby wszystkie oddziały miały okazję chociaż raz na jakiś czas solidnie napoić konie. Tylko Królowa nie mogła brać w nich udziału, gdyby Ją przypadkiem rozpoznano, utrzymanie wyprawy w tajemnicy byłoby, oczywiście, niemożliwe.
     Przypominając sobie wcześniejsze obawy, iż będzie ciężarem dla przemieszczającego się szybko oddziału, Nefer nie mógł powstrzymać się od bolesnego uśmiechu, przypominającego bardziej grymas. Harfan nie miał dla niego żadnych specjalnych względów, może tylko często pokazywał i tłumaczył jak wykonywać poszczególne czynności przy obsłudze rydwanu, jak utrzymywać równowagę na platformie, gdy wóz pędził z pełną szybkością, jak posługiwać się wówczas oszczepem. Używanie łuku uznał tymczasem za przekraczające możliwości Nefera, ale ćwiczeń z oszczepem mu nie szczędził. Podobnie zresztą, jak wprawiania się we wszystkich innych, nowo poznawanych umiejętnościach. Ganił nieudolność, chwalił osiągane postępy. To pierwsze starał się czynić na osobności, za co kapłan był mu szczerze wdzięczny, pochwał zaś raz czy drugi udzielił w obecności Bogini. Jej spojrzenie napełniło wówczas Nefera dumą i pozwoliło na jakiś czas zapomnieć o zmęczeniu, otarciach, siniakach, bolących stawach i mięśniach. Po całym dniu spędzonym w marszu Nefer miał jeszcze inne zadania podczas postoju. Nadzorował rozbijanie przeznaczonego dla Królowej namiotu. Była to całkiem sporych rozmiarów konstrukcja, w której można było stanąć swobodnie wyprostowanym. Na szczęście, do jej rozkładania i zwijania wyznaczano codziennie inna grupkę żołnierzy. Do Nefera należało natomiast rozpakowanie i rozmieszczenie sprzętów oraz przyborów, które Najjaśniejsza uznała za potrzebne zabrać ze sobą. Mata do spania, dwa kobierce, składana półka, kosmetyki, skórzane wiadro na wodę... Było tego całkiem sporo. Okazało się, że Amaktaris ma nawet szkatułkę z klejnotami. Ale czyż o tej słabostce Najwspanialszej nie wspominał już kiedyś Pachos? Wśród kosztowności znalazła się też przeznaczona dla Irias korona, zabrana ze skarbca Labiryntu. To akurat Nefer mógł zrozumieć. Musiał też jednak przyznać, iż cały ładunek jednego z przeznaczonych do dyspozycji Władczyni rydwanów stanowiły różnego rodzaju przybory uzdrowicielki oraz zapasy bandaży i leków. Przekonał się o tym, gdy ulitowała się nad nim drugiego wieczoru i użyczyła maści uśmierzającej ból jego poobijanej i poobcieranej skóry. Bogini nie rezygnowała też z cowieczornych kąpieli. Były one raczej skromne i sprowadzały się do skorzystania z wiadra wody, podgrzanej umieszczonymi uprzednio w ognisku kamieniami. Tym też zajmował się osobisty niewolnik. O świcie, gdy wyruszali, musiał - rzecz jasna - ponownie wszystko pakować i umieszczać w bagażach. Opiekował się ponadto gołębiami pocztowymi, to jednak nie wymagało zbyt wielkiego wysiłku, a przynajmniej nie wyznaczano mu obowiązków przy obsłudze koni i nie przydzielano nocnych wart.  
     O ile Najwspanialsza nie odmówiła sobie pewnych luksusów kwatery czy możliwości umycia się, o tyle jedzeniem zadowalała się najprostszym. Tymi samymi jęczmiennymi plackami oraz paskami suszonego mięsa, które otrzymywali żołnierze. Piła wyłącznie wodę. Przygotowywano tylko ograniczoną ilość potraw na ciepło, trudno było bowiem o opał. Każdy szwadron otrzymywał ciepły posiłek raz na kilka dni. Królowa nie przyznała tu sobie żadnych przywilejów i jadła wówczas, gdy przypadała kolej Jej oddziału. Żołnierze darzyli Ją za to prawdziwym szacunkiem. Jedzenie i picie było bowiem bardzo ważną sprawą dla każdego wojaka, podczas gdy zalety ciepłej wody do mycia, czy też wygodnej maty do spania były im raczej obojętne. Gdy pozwalały na to obowiązki, zapraszała do wspólnego spożycia posiłku Harfana, Horkana oraz innych oficerów. Potrafiła też jednak zjeść w kręgu zwykłych żołnierzy, gawędząc z nimi i żartując w dosadny niekiedy sposób. Nefer poznawał kolejne oblicze Pani Obydwu Krajów, oblicze Wojowniczki prowadzącej wyprawę wojenną.
     Przez pierwsze dni starał się obserwować uważnie Najjaśniejszą oraz Horkana, nie zauważył jednak żadnych oznak niestosownej poufałości. Królowa traktowała oficera życzliwie, wysłuchiwała jego opinii, chwaliła, gdy na to zasłużył, żartowała. Było to jednak wszystko. Co prawda, w identyczny sposób odnosiła się do samego Nefera, unikając bardziej osobistych akcentów, poza wypadkiem ofiarowania mu leczniczej maści. Sam zrozumiał, że to nie pałac czy pokład królewskiej barki i nie ma tu miejsca na wspólne spożywanie wytwornych posiłków, opowiadanie romantycznych historii czy też bardziej jeszcze intymne sytuacje. Sypiał na gołej ziemi, w pobliżu rydwanu Harfana.
     Czwartego dnia zbliżyli się do granic okręgu Awaris, siedziby Księcia. Pod samo miasto nie zamierzali podchodzić. Mieli na to zbyt małe siły i byłoby to zbyt ryzykowne. Wzmocnili jednak czujność i urządzili postój wśród wzgórz pustyni. Horkan ruszył na czele jednego ze swych szwadronów, by przeprowadzić zwiad i ewentualnie zdobyć jeńców, których można by przesłuchać. Dwa pozostałe wysłano celem zaczerpnięcia większej ilości wody. Mieli teraz wkroczyć na pustynne obszary Synaju. Zniecierpliwiony przedłużającym się oczekiwaniem, Harfan uprosił Królową, aby i on mógł rozpoznać przynajmniej najbliższą okolicę. Także wyruszył z dziesięcioma rydwanami, które podzielił na trzy zespoły i rozesłał w różnych kierunkach, samemu obejmując dowództwo nad jednym z nich. Nefer po raz pierwszy uczestniczył w prawdziwej akcji bojowej i bardzo mocno to przeżywał. Sam nie wiedział, czy bardziej obawia się napotkania jakichś wojowników Księcia czy też pragnie takiej okazji do wyróżnienia się. Harfan nie miał, oczywiście, żadnych wątpliwości w tej sprawie. I jego to właśnie życzenie niespodziewanie się spełniło.
     Gdy niezbyt szybko wjechali na grzbiet kolejnego, niskiego wzgórza, dostrzegli w pewnej odległości smugę kurzu wzniecaną przez dwa, podążające z umiarkowaną prędkością w kierunku wschodnim rydwany. Z pewnością nie mogły to być wozy wchodzące w skład ich wyprawy, a więc musiały należeć do oddziałów Księcia. Sprzyjało im szczęście, słońce stało już nisko i oślepiało przeciwników. W dodatku wrogowie chyba nie spodziewali się walki, ich pojazdy nie miały bowiem przy kołach ostrzy. Oni sami, zjeżdżając w dół zbocza, mogli nabrać pędu oraz zmniejszyć dystans, zanim tamci ich dostrzegli. Potem było już za późno, aby próba ucieczki mogła skończyć się powodzeniem. Walka była krótka i gwałtowna. Jeden z wrogich wozów w ostatniej chwili zawrócił i usiłował stawić im czoła. W pojedynkę nie miał jednak większych szans. Celny rzut oszczepem ugodził woźnicę i zaprzęg zwalił się na ziemię, wzniecając fontannę piasku. Skrzydłowy rydwan oddziału Harfana dopadł, usiłującego powstać, drugiego z wojowników i Nefer miał okazję ujrzeć w akcji groźne ostrza. Efekt ich działania był, doprawdy, przerażający. Pospiesznie odwrócił wzrok i skupił się na pozostałym pojeździe. Tu również walka wkrótce dobiegła końca, Harfan szybko zmniejszył bowiem dystans, mając nadto po lewej kolejny z wozów swojej grupy. Nefer zdołał ująć oszczep, tak jak uczył go przyjaciel, i gdy odległość była już niewielka cisnął nim, również celując w woźnicę. Był to i tak wielki postęp w porównaniu z pamiętnym polowaniem w Nennesut, gdy nie potrafił oderwać dłoni od osłony platformy, nie zmieniało to jednak faktu, iż chybił haniebnie. Libijczyk nie liczył jednak zapewne zbytnio na umiejętności swego towarzysza, głośnym okrzykiem rozkazał bowiem, aby zostawił drugi oszczep i uchwycił się właśnie krawędzi osłony. Okazało się, że zamierza bezpośrednio zaatakować uciekający pojazd, korzystając z braku ostrzy przy jego kołach oraz tego, iż drugi rydwan także przyciąga uwagę przeciwników. Zręcznym manewrem zbliżył się z boku do wrogiego zaprzęgu i, przeganiając go, zawadził krawędziami wirujących kos o nogi jednego z koni. Natychmiast odskoczył w bok, by uniknąć skutków tego okrutnego posunięcia. Przeciwnicy runęli na ziemię jeszcze szybciej i w jeszcze bardziej widowiskowy sposób, niż ich towarzysze. Rżenie rannych i umierających koni niosło się po okolicznym pustkowiu. Kapłan przypomniał sobie nagle wypowiedziane niegdyś słowa sierżanta o tym, że na wojnie nie ma wiele honoru i szukają go tam tylko głupcy... Widząc przebieg i skutki gwałtownego starcia, nie mógł odmówić im racji...
     Harfan i jego wojacy nie mieli jednak podobnych rozterek. Natychmiast opadli powalone zaprzęgi przeciwników. O dziwo, jeden z koni wyszedł z tego wszystkiego bez większych obrażeń. Libijczyk polecił uwolnić go z poplątanej uprzęży i przywiązać do któregoś z własnych rydwanów. Przyda się jako zapasowy luzak. Pozostałe konie miały połamane nogi, najgorzej cierpiało zwierzę zaatakowane przez samego Harfana. Żołnierze, nie czekając na rozkazy, skrócili ich męki. Spośród wrogich wojowników dwóch nie żyło, trzeci był nieprzytomny i krwawił z ust. Libijczyk spojrzał na niego krytycznym wzrokiem i poderżnął mu gardło. Ostatni z przeciwników, dowódca rydwanu powalonego przez Harfana, wyglądał na oficera, jego ekwipunek był bowiem bogatszy od pozostałych. Miał paskudnie złamaną nogę, z której sterczał odłamek kości. Wojownik upewnił się, że utrata krwi nie zagraża życiu rannego, polecił związać mu ręce i umieścić na jednym z rydwanów. Z braku miejsca jeniec musiał stać, przywiązany do osłony i podtrzymywany przez wolnego członka załogi. Na szczęście dla siebie, wkrótce także stracił przytomność. Zwłoki poległych obszukano i obrabowano ze wszystkiego, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Następnie zawleczono martwych żołnierzy, konie i resztki rozbitych rydwanów do zagłębienia u stóp wzgórza, w miejscu, gdzie można się było spodziewać, iż kolejne podmuchy wiatru przykryją je za dzień lub dwa piaskiem. Na nic innego nie było czasu. Podczas tych czynności Nefer oddalił się nieco pod pretekstem poszukiwania użytego w walce oszczepu i ukradkiem zwymiotował. Doprawdy, wojna wyglądała zupełnie inaczej, niż w rojeniach młodych chłopców i opowieściach werbowników. Harfan zarządził powrót do obozowiska.
     Przybyli na miejsce wkrótce przed zmierzchem. Horkan także już wrócił, nie miał szczęścia i nie napotkał przeciwnika. Czy też raczej należało to uznać za wydarzenie pomyślne. Swoje zadanie wykonały też bez przeszkód wozy wysłane po wodę, dysponowali teraz znacznymi jej zapasami. W zapadających ciemnościach uwaga Najjaśniejszej i grupki oficerów skupiła się na jedynym jeńcu, nadal nieprzytomnym. Był to niemłody mężczyzna, pokryty licznymi bliznami. Wyglądał na weterana.
     "Znaleźliście przy nim coś ciekawego?” - Spytała Królowa.
     "Tylko to.” - Harfan podał Jej odznakę zerwaną uprzednio z szyi przeciwnika. Była to niewielka, wykonana jednak ze złota plakietka ze stylizowanym wizerunkiem Horusa-Sokoła, opiekuńczego Boga Władców Egiptu.
     Monarchini zważyła ją w dłoni.
     "To odznaczenie za odwagę na polu bitwy. Przyznawał je Mój Ojciec. I to niezbyt często...”
     Zażądała światła, pochyliła się nad nieprzytomnym, nadal związanym jeńcem i zbadała złamaną nogę. Może niezbyt delikatnie, ale fachowo. Podróż rydwanem z pewnością nie poprawiła stanu kontuzjowanej kończyny. Królowa pokręciła głową.
     "Wielka Pani, to nie ma sensu.” - Powiedział cicho Harfan. - "Trzeba go tylko ocucić i przepytać. Jeśli pozwolisz, sam się tym zajmę.”
     "Nie. To Moje zadanie. Ale na początek spróbuję zrobić to po swojemu. Tymczasem możesz przygotować to, czego będziesz potrzebował, jeżeli Mnie się nie uda. On wygląda jednak na twardego wojownika i nawet tobie może być trudno zmusić go do mówienia.”
     "Ogień rozwiąże język każdemu.” - Zauważył bezlitośnie Libijczyk.
     "Może i tak. Tylko wtedy opowie ci wszystko, co będziesz chciał usłyszeć, a niekoniecznie wszystko to, co usłyszeć powinieneś. Zasługuje zresztą na lepszy koniec. Mimo wszystko, był żołnierzem Mojego Ojca.”
     "Podniósł broń przeciwko swojej Królowej, przeciwko Bogini. Zasługuje na śmierć tak ciała, jak i duszy!” - Harfan odszedł, by zająć się swymi okrutnymi przygotowaniami.
     "Neferze, znajdź skrzynkę z klejnotami. Ja idę po przybory uzdrowicielki.”
     Namiot Królowej był już rozbity, okazało się, że pod nieobecność Nefera ktoś inny rozpakował też bagaże. Nieprzyzwyczajony do sposobu ich rozstawienia, przez dłuższą chwilę poszukiwał stosownego kuferka. Gdy Amaktaris wróciła z jednym ze swych koszyków z lekami, był już jednak na szczęście gotowy. Miał teraz okazję asystować z lampą w dłoni przy szybkich zabiegach kosmetycznych Władczyni. Oczywiście, przy ograniczonych możliwościach, osiągniętego efektu nie dało się porównać z tym, który Bogini uzyskiwała w normalnych warunkach. Z koroną na głowie, bogatą biżuterią oraz insygniami władzy w dłoniach wywierała jednak silne wrażenie, zwłaszcza w pełgającym świetle niewielkiego ogniska, które rozpalono w zagłębieniu terenu i do którego przyciągnięto tymczasem jeńca. Harfan zdążył już rozżarzyć w nim do czerwoności ostrza kilku długich noży.
     "Jestem gotowy, Pani.” - Zauważył.
     "Ja także, Harfanie.”
     Pochyliła się nad rannym i usiłowała przywrócić go do przytomności, podsuwając mu pod nos tampony nasączone jakimiś wydzielającymi silne wonie substancjami oraz wlewając następnie w usta równie mocno i nieprzyjemnie pachnące mikstury. Po dłuższej chwili Jej starania przyniosły rezultaty. Więzień zakrztusił się, otworzył oczy i spojrzał przytomnie. Królowa ujęła tymczasem w dłonie bicz oraz pasterską laskę i wzrok jego padł wprost na dumną postać Pani Obydwu Krajów, spoglądającą nań surowo i władczo.
     "Gdzie ja... Co to...”
     "Jak się nazywasz, żołnierzu?”
     "Wahose. Jestem... Byłem setnikiem w pułku Seta z Awaris.”
     "Czy wiesz, kim Ja jestem?”
     "Jesteś Boginią? Trafiłem do Kraju Na Zachodzie? Czekam na sąd Ozyrysa?”
     "Owszem, jestem Boginią. Żywym Obrazem Izydy na Ziemi, Panią Obydwu Krajów, twoją prawowitą Królową. Nie trafiłeś jednak przed sąd Ozyrysa, Mego Brata i Małżonka. Jeszcze nie. I powinieneś być z tego powodu szczęśliwy, bo w tej chwili z pewnością szala twoich przewin jest tak ciężka, jak gdyby była wypełniona sztabami ołowiu. Wystąpiłeś przeciwko swojej Królowej i Bogini, zguba twojej duszy jest pewna!”
     "Pani, ja...”
     "Mówisz, że służyłeś w pułku z Awaris. Pamiętam żołnierzy Seta w bitwie pod Ugarit w Syrii, podczas ostatniej kampanii Mojego Ojca. Walczyli tak dzielnie, że Wielki Faraon wymienił ich oddział w swojej proklamacji. Czy tam to zdobyłeś?” - Pokazała jeńcowi złotą plakietkę.
     "Tak, Pani. Wręczył mi ją osobiście Twój Boski Ojciec.”
     "To odznaczenie mogłoby przeważyć na szali Ozyrysa wszystkie twoje zwykłe przewinienia. Ale nie teraz, nie wówczas, gdy nosiłeś je walcząc przeciwko Córce Wielkiego Faraona. Zhańbiłeś ten znak i dlatego odbieram ci go, abyś nie przyniósł wstydu Mojemu Ojcu, gdy ujrzy, jak twoja dusza będzie potępiona i skazana na pożarcie!”
     "Pani, błagam...” - Słowa więźnia zabrzmiały jednak niepewnie, tak, jak gdyby sam zrozumiał bezsens swojego rozpaczliwego wezwania.
     "Dlaczego przystąpiłeś do buntu? Dlaczego podniosłeś broń przeciwko prawowitej Pani Obydwu Krajów, której przysięgałeś wierność i posłuszeństwo?”
     "O Wielka, byłem słaby i głupi... Cały pułk się zbuntował... Książę Nektanebo przemawiał pięknymi słowy, rozdawał złoto i srebro, więcej jeszcze obiecywał. Tych kilku, którzy się sprzeciwiali, rozkazał zabić... Mam żonę i dzieci...”
     "A więc znaleźli się tacy, którzy dochowali wierności. Ale ciebie wśród nich nie było. I z powodu tej słabości albo głupoty, skazałeś się na potępienie oraz zagładę duszy. Wiesz, że wkrótce staniesz przed sądem Ozyrysa. Mój Brat i Małżonek nie okazuje litości takim jak ty.”
     "Wiem, o Pani... Jestem zgubiony... Czułem to od początku, ale nastąpi to szybciej, niż myślałem...”
     "To, że tak się stało, daje ci jednak szansę złagodzenia twoich zbrodni. Wyznaj Izydzie wszystko, co wiesz istotnego, a wtedy poproszę może Mojego Brata i Małżonka o rzucenie tego na szalę twoich zasług.”
     "Co chcesz wiedzieć, o Pani?
     "Ilu wojowników ma Książę? Ile rydwanów? Gdzie są rozlokowane i jakie ma plany?”
     "Książę zebrał w Awaris około dziesięciu tysięcy zbrojnych. Ale nie wszyscy to dobrzy wojownicy. Jest wśród nich wielu nowych rekrutów, chłopów oderwanych od radła. Ma też niewiele rydwanów, około setki. Teraz już o dwa mniej...”
     Wahose, raz zdecydowawszy się mówić, czynił to z gorączkowym pośpiechem, jak gdyby chciał usypać z własnych słów prawdziwą stertę sztabek złota na szali zasług wagi Ozyrysa. Podawał różne szczegóły dotyczące wojsk Księcia, ich rozmieszczenia, wartości bojowej, nastrojów. Mniej wiedział, niestety, o szerszych planach kampanii, ale to było przecież zrozumiałe. Przesłuchanie przejęli teraz Horkan i Harfan, ale Królowa była nadal obecna. W końcu więzień mówił tylko dla Niej. Gdy jego głos ucichł do szeptu, własną dłonią podsunęła do spierzchniętych warg kubek z wodą. Wypił chciwie, ale z widocznym trudem. Amaktaris położyła mu dłoń na czole i ledwie dostrzegalnie skinęła głową Harfanowi. Stan jeńca się pogarszał, czas było kończyć. Nefer zdawał sobie, oczywiście, sprawę, że nie mają żadnych możliwości, aby leczyć rannego czy zabrać go ze sobą, nawet, gdyby ktoś powziął taki zamiar. Sam Wahose też musiał być zresztą tego świadomy. Teraz chodziło już tylko o to, w jaki sposób zakończy się jego ziemski żywot i jak stanie przed obliczem Sędziego.
     "Wystarczy... Wiem już to, co chciałam wiedzieć.”
     "Pani, czy...” - Ranny nie ośmielił się spytać wprost, ale pytanie to płonęło w jego rozpalonych gorączką oczach.
     "Tak, setniku Wahose z pułku Seta, Bogini ci wybacza.” - Ostrożnie zawiesiła na szyi żołnierza odznaczenie nadane niegdyś przez Jej Ojca. - "Noś to z dumą i niech zaważy na szali Ozyrysa. Mówiłeś, ze masz rodzinę?”
     "Tak, o Wielka. Czterech synów i żonę. Wszyscy też chcą być żołnierzami. Na szczęście są zbyt mali, aby teraz ich zwerbowano i nie będą walczyć przeciwko Tobie. Unikną winy własnego ojca i może będą mogli kiedyś służyć swojej Królowej.”
     "Jeśli zdołam, po wszystkim zaopiekuję się twoją rodziną, setniku.”
     Ostatnie słowa Władczyni zdumiały obecnych, z wyjątkiem Nefera, który wiedział, iż Bogini zdolna jest do podobnych uczynków i, co więcej, naprawdę zamierza dotrzymać obietnicy. Wywołały też niespodziewaną reakcję jeńca.
     "Pani, wybaczyłaś mi, chociaż nie jestem tego godzien... Chcesz ocalić moją duszę i pomóc moim bliskim... Jest jeszcze coś... Coś o czym nie powiedziałem...” - Mówił urywanymi zdaniami, z widocznym wysiłkiem.
     "Co takiego?”
     "Tu, na pustyni, nie byliśmy na zwykłym patrolu. Książę zawarł jakiś układ z Hapiru, spodziewa się ich pomocy. Mają nadejść przez pustkowia Synaju, aby ominąć posterunki w Syrii i zaskoczyć Twoje wojska. Mieliśmy ich wypatrywać i zawiadomić Księcia.”
     "Ilu ich jest? Kiedy i skąd nadejdą? Mów!” - Królowa zadała te pytania zdecydowanym głosem.
     "Książę nie powiedział mi wszystkiego. Ale ma ich być wielu, podobno sprzymierzyło się kilka plemion. Spodziewa się ich lada dzień, mają iść przez Tamadah. Twój Kuzyn, o Pani, obiecał im złoto i miedź, które tam znajdą, jako pierwszą część zapłaty za pomoc.”
     "Dzicy Hapiru to okrutni barbarzyńcy z pustyni. Będą palić i rabować wszystko, co znajdą w Kraju nad Rzeką. Będą też mordować tych, których dopadną. Nigdy nikogo nie szczędzą. Podobno tak rozkazuje im ich Bóg. Od lat nasze wojska strzegą przed nimi granicy. A teraz Książę chce ich sprowadzić do Egiptu jako najeźdźców, tylko po to, by zaspokoić swoje ambicje?” - Monarchini nie potrafiła opanować wzburzenia. - "I ty, Wahose, służyłeś takiemu panu? Uczestniczyłeś w tym planie!”
     "Pani, nie uczyniłem tego z własnej woli... Prosiłem, by Książę zwolnił mnie z tej misji. Odmówił, bo znam trochę ich język. Niektórzy osiedlili się w Awaris. To nawet niekiedy porządni ludzie. Ale ich pobratymcy z pustyni są dzicy i okrutni. To prawda i dobrze o tym wiem. Nie chcę, aby najechali Kraj... Dlatego jechałem niechętnie i dlatego o tym teraz mówię, chociaż nie pytałaś, o Wielka Bogini... Nie mogłem udać się z tą winą przed oblicze Ozyrysa, bo wtedy nie pomogłoby nawet Twoje wybaczenie... Błagam o nie ponownie... Wybacz mi, o Boska Izydo, jeśli zdołasz...”
     Ranny mówił ostatkiem sił. Królowa opanowała z trudem wzburzenie. Sięgnęła do koszyka z przyborami uzdrowicielskimi i do wody w kubku domieszała jakiś proszek. Ponownie zbliżyła naczynie do ust więźnia.
     "Pij, setniku. Bogini wybacza ci raz jeszcze i dziękuje za to, że ujawniłeś plany Księcia. Nie cofam Moich obietnic. Śpij spokojnie.”
     Jeniec powoli wypił zawartość naczynia, które Najjaśniejsza cierpliwie trzymała przy jego wargach. Zamknął oczy. Jego oddech uspokoił się i wyrównał. Po dłuższej chwili, którą wszyscy spędzili w milczeniu, pierś przestała się unosić.
     "Oby Ozyrys był mu przychylny. Harfanie, pogrzebcie go u stóp wzgórza, tak, by hieny i sępy go nie znalazły. Może Bogowie zachowają ciało, jak to się niekiedy zdarza, i dusza dostąpi łaski Wielkiego Sędziego. Dopilnuj, aby nikt nie zabrał jego odznaczenia. Taka jest Moja wola!”
     "Pani, on nie zasługuje na takie względy! To zdrajca i buntownik, a nawet gorzej!”
     "Taka jest moja wola!” - Powtórzyła Amaktaris. - "Boska Izyda wybaczyła mu i mam nadzieję, że Sędzia weźmie to pod uwagę. Był narzędziem Księcia i przed śmiercią starał się odkupić swoje winy. Mojemu Kuzynowi z pewnością nie wybaczę, nie tego, co uczynił. Teraz jednak czeka nas długa droga, zanim Królowa będzie miała sposobność okazać mu swój gniew!”

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 4994 słów i 29017 znaków, zaktualizował 16 wrz 2015.

7 komentarzy

 
  • Użytkownik AnonimS

    Ciekawe są te opisy kampanii.

    7 maj 2021

  • Użytkownik nefer

    Jak zawsze dziękuję za Wasze komentarze i opinie.
    Ramol: W zanadrzu mam jeszcze kilka niespodzianek (mam nadzieję) dla Czytelników. Zwrotów akcji wiec nie zabraknie.
    Nienasycona: Twoje komentarze to perełki sztuki recenzowania - przekazują nie tylko twoja opinie o tekście ale też odczucia jakie w Tobie wzbudza. Co prawda nie lubisz batalistyki, a trochę jej teraz będzie (w końcu mamy wojnę) ale mam nadzieję, że to Cię nie zniechęci. O innych wątkach, w tym erotycznym nie zapominam.
    Marschal: Ja też chętnie ujrzałbym to na ekranie, tak jak teraz mam przed oczyma. Ponieważ jednak staram się pisać z rozmachem, musiałby być to kosztowny "gigant historyczny". Tymczasem pozostaje więc wyobraźnia.
    Szarik i Gabi: Zapraszam wkrótce do lektury kolejnego rozdziału.

    22 wrz 2015

  • Użytkownik marschal

    Już pierwsza część przekonała mnie, że chciałbym kiedyś zobaczyć ekranizacje Twojego dzieła i nie chodzi mi tylko o wątki erotyczne, lecz o całą fabułę. Moim skromnym zdaniem  nadaje się to opowiadanie do jakiejś większej publikacji. Z niecierpliwością czekam na następne części :)

    21 wrz 2015

  • Użytkownik gabi

    Bardzo dobra cześć  nie mogę  doczekać  się  kolejnych.

    16 wrz 2015

  • Użytkownik nienasycona

    Zazwyczaj nudzą  mnie wszelkie wojenne motywy, pomijam je podczas czytania. Tutaj nie uroniłam żadnego  słowa; był  uśmiech  (pakowanie  się  kobiet na wojaże), żal przeokropny (biedne koniki), było wzdraganie się na opis złamania, był  wreszcie  podziw dla Królowej... dzięki Ci, o Neferze, za tę  ucztę :)

    16 wrz 2015

  • Użytkownik Szarik

    Pięknie, dynamicznie i mocno. Kolejna świetna część. I już niecierpliwie czekam kolejnej.

    15 wrz 2015

  • Użytkownik Ramol

    Czytam z niesłabnącym zainteresowaniem. Podziwiam fabułę i zwroty akcji, różnorodność charakterów. Główni bohaterowie (dlatego są głównymi) pokazują skomplikowane swe charaktery z zaskakującymi zwrotami swego postępowania... Gratuluję Ci kolejnego świetnego odcinka tej opowieści!

    15 wrz 2015