Pani Dwóch Krajów cz. 22

LIV
     Przez kilka pozostałych dni żeglugi do Abydos nie miał już okazji ujrzeć Najjaśniejszej, nawet podczas codziennych kąpieli. Musiała jednak o nim pamiętać, owoce nadal dodawano bowiem do wieczornych posiłków wioślarzy. Nefer wyobrażał sobie kwaśną minę kapitana, zmuszonego wykonywać kolejny, ekstrawagancki rozkaz Władczyni. On sam błogosławił Ją jednak za ten akt życzliwości. Inni niewolnicy zrozumieli chyba, komu zawdzięczają urozmaicenie diety, ustały bowiem zdarzające się dotąd przypadki złośliwych szykan. Także strażnicy doszli zapewne do wniosku, iż los byłego faworyta nie jest jeszcze całkowicie przesądzony i kto wie, czy nie zdoła on odzyskać łaski Bogini. Ich bicze zaczęły odtąd omijać grzbiet kapłana, co nie znaczyło, rzecz jasna, iż mógł uchylać się od uczciwej pracy przy wiośle.
     „Ciekawe, czy i teraz zaprzeczy, że poleciła podawać te owoce...” - pomyślał, przyłapując się na odczuwaniu nadziei, iż nadarzy się okazja do zadania takiego pytania Pani Obydwu Krajów. - „Tak w ogóle, to mogłaby jeszcze raz przysłać maść gojącą rany.” - Rozpędzał się coraz bardziej w swoich życzeniach, nadal odczuwając ból wychłostanych pleców. Sam jednak rozumiał, że coś takiego byłoby już oczywistą przesadą w stosunku do niewolnych wioślarzy, wobec których uderzenia biczem stosowano jako codzienny środek motywujący do pracy. Musiał się więc zadowolić samoistnym, stopniowym ustępowaniem największych cierpień podczas trzech dni wiosłowania w górę Rzeki, ku coraz bliższemu Abydos. Tym, oraz świadomością, iż Bogini nie zapomniała o nim, że wspomina może czasem pewnego krnąbrnego niewolnika, pracującego w łańcuchach tuż pod Jej stopami, oddzielonego tylko deskami pokładu od luksusowego apartamentu, w którym Ona spędza tę podróż. Tylko i aż... Przynajmniej przeminął już chyba największy gniew Najjaśniejszej, przez niego samego zresztą sprowokowany. Z Jej własnych ust usłyszał, że i Ona żałuje ostatniej awantury, pozwoliła mu nawet ucałować dłoń... Tylko co miały znaczyć te dziwne słowa, iż teraz nie może go już uwolnić? Czyżby obawiała się utraty twarzy poprzez zbyt szybkie wybaczenie przewin niewolnika, który ośmielił się głośno kłócić z Królową? Jako Żywe Wcielenie Izydy stała ponad każdym z poddanych i mogła okazać taką łaskę wedle własnej woli. Wątpił zresztą, by tego rodzaju względy zachowania prestiżu miały większy wpływ na postępowanie Pani Dwóch Krajów.
     Tymczasem nadszedł dzień uroczystego przybycia do Abydos. Przebiegu ceremonii Nefer nie mógł zobaczyć, pozostawała jednak wyobraźnia oraz docierające pod pokład odgłosy komend, wojskowych bębnów i rogów, okrzyki rozentuzjazmowanego tłumu. Znał to miasto, jego budowle, ulice, świątynie i oczywiście przystań. Opuścił je przed kilkoma miesiącami, skuty łańcuchami i uwięziony pod pokładem strażniczej łodzi. Teraz wracał w identyczny niemal sposób, zdążył jednak doświadczyć niezwykłych przeżyć, podobnych fantazjom, które niegdyś snuł... Podobnych i różnych zarazem, bo ból prawdziwie ostro wysmaganych biczem pleców bywał jednak silniejszy niż mógł przypuszczać, no i nie fantazjował przecież o kłótniach z Boginią...
     Okazję ujrzenia Abydos otrzymał wieczorem, podczas kąpieli. Tłumy zdążyły się rozproszyć. Najwspanialsza była, oczywiście, nieobecna. Prawdopodobnie składała ofiary w świątyniach – w tym z pewnością także w jego własnej świątyni Izydy. A raczej była to Jej świątynia, biorąc pod uwagę boski status Amaktaris Wspaniałej. Poczuł nagłą irytację na myśl o arcykapłanie Hethorze, witającym Najjaśniejszą i przyjmującym bogate,  niewątpliwie, dary. Ten stary chciwiec przynajmniej z tego będzie zadowolony. Jego entuzjazm wobec samej Osoby Żywego Wcielenia patronki świątyni mógł bowiem, zdaniem Nefera, budzić niejakie wątpliwości. No i gdzieś tam była Ana... Do tej chwili starał się o niej nie myśleć, teraz jednak nieproszone wspomnienia i obrazy zalały go nagłą falą. Co żona o nim wie? Czy spodziewa się może jego przybycia w orszaku Królowej, co swego czasu sugerował jej w liście? Czy oczekuje jego wizyty? I jak zamierza go ewentualnie przyjąć? Czy Władczyni dotrzymała obietnicy i przekazała szpitalowi oraz Anie zapowiedzianą darowiznę? W to ostatnie akurat nie wątpił. Pani Obydwu Krajów ceniła własne słowo i z pewnością nie cofnęła go tylko dlatego, że ten, któremu je dała, wzbudził następnie w innej sprawie Jej gniew. Z pewnym wysiłkiem nakierował myśli w stronę Myry. Matka  powitałaby go z radością, niezależnie od wszystkich jego szaleństw. Ze wstydem musiał jednak przyznać sam przed sobą, iż Myra stała się dla niego nieporównanie mniej istotna niż jego relacje z Amaktaris i Aną.
     Kolejny dzień upłynął spokojnie i przyniósł tak pożądane wytchnienie od pracy przy wiosłach. Postój powinien być długi, Abydos było przecież bardzo ważnym miastem i stanowiło  nadto końcowy punkt królewskiego objazdu. Z tego co wiedział, Królowa nie zamierzała tym razem wizytować okręgów położonych dalej w górze Rzeki. Brakowało na to czasu, a Jej nieobecność w Stolicy nie mogła trwać zbyt długo. Zapewne jednak zechce wezwać przed swoje Oblicze zarządców i dowódców z położonych najbliżej, południowych prowincji – co dodatkowo przedłuży pobyt. Tym większe było zdziwienie Nefera, ale też i innych wioślarzy, gdy trzeciego dnia postoju podano im przed południem dodatkowe racje wody, co stanowiło nieomylną oznakę rychłego podjęcia żeglugi. Początkowo myślał, że chodzi o jakieś ćwiczenia, rodzaj treningu, mającego utrzymać niewolników przy wiosłach w odpowiedniej formie. Gdy jednak jeden z służących przyniósł i rozłożył dywan u stóp tronu Królowej, a nieco później pojawił się uzbrojony w bicz Amar, wszyscy zrozumieli, że to Monarchini zamierza odbyć kolejną, szczególną przejażdżkę.
     „Jak znalazła na to czas? Powinna być zajęta sprawami państwowymi. Przecież zależało Jej na pośpiechu i unikała ostatnio rozrywek.” - To ostatnie twierdzenie nie było tak do końca prawdziwe. Mógł podać przykład kaprysu Królowej sprzed kilku zaledwie dni, kaprysu, po którym nadal odczuwał ustępujący już, na szczęście, ból pleców. Czy znowu zamierzała zabawić się w jakąś grę z osobistym niewolnikiem? Ale nawet wówczas, w Tynis, uczyniła to w trakcie normalnej żeglugi, nie naruszając planu wizyty. Komendy strażników, narastający rytm uderzeń bębna i konieczność chwycenia za wiosło przerwały te rozmyślania.
     Płynęli już dłuższą chwilę, gdy ktoś zszedł schodami z górnego pokładu. W panującym w pomieszczeniu wioślarzy przemieszaniu światła i cienia dostrzegł początkowo tylko sylwetkę. Sądząc po stroju, sposobie poruszania się i ogólnym wrażeniu, była to sylwetka kobieca. Tego zresztą wszyscy się spodziewali. Objawy ogólnego zdumienia wcześniej jeszcze niż świadectwo jego własnych oczu podpowiedziały mu jednak, że kobietą, która tym razem zstąpiła pod pokład królewskiej barki nie była Królowa, Oby Żyła i Władała Wiecznie. Inni mogli się tylko zdziwić, natomiast Nefer przeżył prawdziwy szok, gdy kobieca postać stanęła w smudze lepszego światła. Była to Ana we własnej osobie. Przez chwilę miał wrażenie, że śni albo Bogowie pomieszali mu wzrok. Ale przecież nie mógł się mylić. Jej twarz, niekiedy promienną, niekiedy gniewną, zawsze jednak żywą i pełną uczuć, z czarującymi dołeczkami na policzkach, z głęboko osadzonymi oczami poznałby zawsze i wszędzie. Podobnie jak falę długich, ciemnych włosów czy pobudzające nieodmiennie jego pożądanie krągłości piersi i bioder. Elegancka, choć nie przesadnie bogata szata nie ukrywała tych atutów. Ana nie miała na sobie biżuterii poza niewielkimi, złotymi kolczykami, które sam jej kiedyś kupił. Nigdy zresztą nie lubiła obwieszać się błyskotkami. Mówiła, że przeszkadzają jej w pracy uzdrowicielki, a nie ma cierpliwości, by ciągle je zdejmować i nakładać. O tak, cierpliwości zawsze nieco Anie brakowało. Chciała, aby jej prośby, polecenia czy sugestie wykonywano natychmiast. Potrafiła wtedy okazać gniew i niezadowolenie. W tej chwili na jej twarzy malował się bardziej wyraz zaciekawienia, gdy uważnym spojrzeniem obrzucała podpokładzie, skutych niewolników przy wiosłach, dzierżących bicze strażników oraz królewski tron. Nie ulegało wątpliwości, że sceneria ta jest dla niej nowa, ale bynajmniej jej nie deprymuje. Spokojnie ruszyła w stronę podestu i zajęła miejsce przeznaczone zazwyczaj dla Królowej, w sposób swobodny i pełen godności zarazem. Tak, jak gdyby czyniła to codziennie. Nefer mimo woli poczuł podziw dla opanowania żony. Pomimo niezwykłej przecież sytuacji nie ustępowała naturalną dumą Amaktaris, na której tronie teraz zasiadała.
     Okręt płynął dalej, wioślarze pracowali w rytm szybszych lub wolniejszych uderzeń bębna, poganiani biczami strażników. Ana przyglądała się temu, a Nefer rozpoznał bez trudu, że widowisko i na niej robi duże wrażenie. W odróżnieniu od Amaktaris nie próbowała wydawać bezpośrednich poleceń czy osobiście smagać niewolników.  Raz czy drugi przyłapała go na tym, iż szukał jej spojrzenia. Odpowiadała wzrokiem na pozór zimnym, przez który przebijały jednak gniew i swego rodzaju satysfakcja. Sytuacja Nefera bynajmniej nie wzbudzała jej współczucia, chociaż nie próbowała chwilowo w żaden sposób jej pogarszać. Poruszając machinalnie wiosłem gubił się w domysłach. Skąd Ana tutaj? Taka przejażdżka nie mogła odbywać się bez woli i wiedzy Królowej. Obecność Amara tylko to potwierdzała. Ale kiedy i w jaki sposób porozumiały się ze sobą? I jak mogły dojść do zgody? Powodem tego porozumienia oraz przybycia Any mógł być, oczywiście, tylko on sam. Po raz kolejny wspomniał uwagę Amaktaris, iż nie może go uwolnić... Czyżby dlatego, że już wówczas obiecała Anie ukazać męża w łańcuchach, przy wiośle? Jeżeli tak, to od kiedy były właściwie w kontakcie? Może od samego początku tej historii? Czy Najjaśniejsza ukrywała coś także w tej sprawie? Widok Any korzystającej z tajemnych atrakcji królewskiej barki czynił możliwymi najbardziej nawet nieprawdopodobne przypuszczenia .
     Zajęty tymi rozmyślaniami zapomniał o właściwym przykładaniu się do wiosła i strażnik smagnął go biczem. Ana uniosła dłoń i powstrzymała prawdopodobne dalsze uderzenia. Jej rozkazu usłuchano bez sprzeciwu. Skinęła na Amara i powiedziała coś cicho. Było to zapewne życzenie zawrócenia do przystani, taką komendę gwardzista przekazał bowiem krzykiem marynarzowi czuwającemu przy schodni. Drogę powrotną odbyli bardzo ostrym tempem. Chociaż nie była długa, dla Nefera i innych wioślarzy okazała się wyczerpująca. Z ulgą przyjęli rozkaz wciągnięcia wioseł. To znaczy ulgę odczuli wszyscy poza Neferem. Obserwując gniewną i ożywioną twarz żony nie spodziewał się, by był to już koniec, przynajmniej nie dla niego. Ana wydała kolejne polecenie Amarowi i wkrótce pod pokładem pojawili się żołnierze, uwalniając niewolników od wioseł oraz popędzając ich ku schodni. Było jeszcze za wcześnie na codzienną kąpiel, ale zaraz okazało się, że nie jest to jedyne odstępstwo od rutyny. Na górny pokład i przypuszczalnie do Rzeki wyprowadzono bowiem wszystkich wioślarzy jednocześnie, zamiast – jak zwykle – czynić to partiami. Zrobiono jednak pewien wyjątek, Nefera pozostawiono w łańcuchach na jego miejscu. Prawdę mówiąc, tego się właśnie spodziewał. Gdy ostatni żołnierze, strażnicy i więźniowie opuścili pomieszczenie, Ana skinęła głową gwardziście. Murzyn skłonił się lekko, podał jej bicz i także wyszedł, już ze schodni obrzucając jeszcze długim spojrzeniem siedzącą na tronie kobietę oraz przykutego do wiosła mężczyznę. Najwidoczniej otrzymał jednak od Pani Obydwu Krajów bardzo ścisłe instrukcje, które teraz bez słowa wykonywał. Zostali sami.
     Ana przypatrywała się przez dłuższą chwilę Neferowi, wstała z fotela i podeszła do jego ławy. W dłoni trzymała bicz, jakże różny od zabawki, której używali niegdyś podczas swych miłosnych igraszek.
     „Muszę przyznać, że twoja bogini potrafi się bawić w prawdziwie królewskim stylu...” - W jej ustach określenie Najjaśniejszej zabrzmiało w sposób całkowicie pozbawiony szacunku. Nie skomentował tej uwagi.
     „I cóż powiesz, mężu? Znalazłeś to, czego szukałeś?”
     Ponownie nie odpowiedział, bo i cóż miał odpowiedzieć? Milczenie nie było jednak najlepszym sposobem na ułagodzenie rozdrażnionej Any. Smagnęła go przez plecy.
     „Odpowiadaj, gdy chcę z tobą porozmawiać! Wiesz dobrze, że swoim milczeniem tylko pobudzasz mój gniew. A teraz w żaden sposób tej rozmowy nie unikniesz!”
     „Niczego nie szukałem, powinnaś o tym wiedzieć. Dawałaś mi wszystko, czego pragnąłem.”
     „Czyżby? Nawet teraz próbujesz kłamać?”
     Po raz drugi uderzyła biczem. Wyszarpnęła z fałd szaty i rozwinęła niewielki rulon papirusu.

                    Gdy wdzięcznie stąpa w księżycowym blasku,
                    gdy hołdy Jej składam, z czołem przy ziemi,
                    Bogini niebiańską obdarza mnie łaską,
                    miast stóp usta podając, pełne czerwieni.

     Nefer ze zdumieniem rozpoznał początkową strofę wiersza, otwierającego ostatni, zaginiony zwój jego fantazji na temat Boskiej Izydy. Fantazji najśmielszych i najbardziej kompromitujących zarazem.
     „Nie wątpię, że miałeś okazję całować zarówno jej stopy jak i usta, ale jest tam więcej, dużo więcej...” - Zmięła papirus w dłoni i rzuciła go mężowi w twarz. Następnie smagnęła dwukrotnie plecy kapłana. - „Mów! Mów, skoro chcę jeszcze wysłuchać twoich słów!”
     „To prawda, całowałem Jej stopy i usta...”
     „Ciekawe, co jeszcze?” - Zaliczył kolejne uderzenie.
     „Tajemny kwiat rozkoszy także, jeśli o to ci chodzi... I na całowaniu się nie skończyło, ale pewnie sama już o tym wiesz...”
     Spodziewał się kolejnych razów bicza, te jednak, o dziwo nie nastąpiły. W jakiś przedziwny sposób Ana wydawała się usatysfakcjonowana jego odpowiedzią.
     „Czego ci brakowało? I dlaczego pisałeś te wiersze w tajemnicy? Dlaczego nie pisałeś ich dla mnie? Bo jestem zwykłą uzdrowicielką i mogłam tylko udawać Boską Królową?”
     „Ano, to nie tak...”
     „ A jak? Czy do niej także zwracałeś się po imieniu?” - Zainteresowała się niespodziewanie.
     „Bardzo rzadko, Ano. Najczęściej nazywałem Panią.”
     „W takim razie Mnie też tak nazywaj!” - Znowu smagnięcie. - „Gdybym wprowadziła taki zwyczaj i częściej używała bicza – co ona czyni chyba codziennie, sądząc po twoich plecach - to może Ja byłabym twoją Królową i Boginią... Chciałam nią być...”
     „Ano... Pani... wybacz mi... może kiedyś zdołasz to uczynić...”
     „Nie wiem... To trudne po tym wszystkim, po tym, gdy w tajemnicy wielbiłeś inną!”
     „Tylko wielbiłem, jako odległą, nieosiągalną Boginię.”
     „No tak, ja byłam na miejscu, taka zwyczajna, zawsze dostępna! I gdy pojawiła się okazja, natychmiast skorzystałeś, by wkraść się w jej łaski.”
     „Okazja? Doniesiono na mnie, zostałem aresztowany, wywieziony do Stolicy, sądzony za obrazę Majestatu i sprzedany w niewolę!”
     „Sam sobie jesteś winien. Potem jednak trafiłeś w jakiś sposób na jej dwór, uczyniła cię swoim osobistym niewolnikiem i kimś więcej nawet. Plotki o nowym faworycie dawno już dotarły  do naszego prowincjonalnego Abydos... Przyznaj się zresztą, myśl, że ona czytała te wiersze nie była ci przykra. Pisałeś je z nadzieją, że kiedyś może to nastąpi, w jakiś nieprawdopodobny sposób, ale nastąpi. Ten, kto na ciebie doniósł, spełnił twoje tajemne pragnienia...”
     „Ano...”
     Przerwało mu smagniecie bicza.
     „Miałeś nazywać Mnie swoją Panią! Już o tym zapomniałeś?” - Kolejne uderzenie. - „Jeżeli wobec niej okazywałeś podobną krnąbrność, to nic dziwnego, że zastaję cię przy wiośle, skutego łańcuchami, z mnóstwem śladów po batach!” - Gniew Any powrócił i rozpalał się coraz bardziej. - „Wiedziałam, że wielbisz dumne, władcze kobiety i dlatego starałam się być taką dla ciebie, gdy tylko tego chciałeś. Ale widocznie zbyt marnie udawałam Królową i Boginię!”
     „Nie udawałaś, Ano... Pani. Taka jest Twoja natura i za to też cię kocham...”
     „Ja także cię pokochałam i nie potrafiłam, po prostu nie potrafiłam okazywać wystarczającej dumy oraz okrucieństwa... Poszukałeś więc tego gdzie indziej. Ale teraz potrafię, sam się przekonasz!”
     Ustawiła się tak, by wygodnie operować biczem i zaczęła bez opamiętania chłostać Nefera. Początkowo próbował prosić o łaskę, nazywał Panią i Władczynią. Zwykle reagowała na takie słowa podczas ich dawnych zabaw, teraz jednak zdawały się tylko zwiększać Jej gniew. Przez narastającą mgłę bólu zrozumiał wreszcie, że budzą w niej skojarzenia z Panią Obydwu Krajów. Zaprzestał więc błagań, skulił się i usiłował milczeć, ale wkrótce zaczął po prostu krzyczeć z powodu cierpień, jakich doznawał. Ana nie miała może siły wojownika, ale za to doskonale wiedziała, gdzie i w jaki sposób uderzyć, by sprawić najdotkliwszy ból. Korzystała z tej wiedzy z entuzjazmem oraz brakiem jakiejkolwiek litości. Łaska nadeszła z zupełnie innej strony. Przed jego oczyma pojawiły się czerwone kręgi, ból zaczął się oddalać, stawał się nierzeczywisty, podobnie zresztą jak całe otoczenie... Potem, po wszystkim, nie był w stanie stwierdzić, czy najpierw stracił przytomność i reszta była już tylko majaczeniem oraz wytworem jego wyobraźni, czy też Ana rzeczywiście odrzuciła w pewnej chwili bicz, usiadła na wioślarskiej ławie i -  nie bacząc na to, że brudzi krwią swoją białą szatę - objęła go ramionami. W Jej oczach rozbłysły łzy. Tak czy inaczej, ogarnęła go przynosząca ukojenie ciemność.

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3164 słów i 18421 znaków.

8 komentarzy

 
  • AnonimS

    Zemsta Kobiety, która wie że ma rywalkę

    7 maj 2021

  • nefer

    @AnonimS Poniosly ja troche emocje. Nefer wie, ze zasluzyl i w sumie odczuje swego rodzaju ulge.

    7 maj 2021

  • nienasycona

    Dobry wieczór. Po pierwsze, mam focha- doskonale wiesz dlaczego. Po drugie, "nieprzesadnie" piszemy łącznie. Po trzecie, tekst znakomity, jak zawsze. Po czwarte, nie rozumiem poruszenia i oburzenia zachowaniem Any. Wzgardził nią, poniżył, upokorzył, upodlił. Ma szczęście, że ona tak bardzo go kocha...

    7 sie 2015

  • wielbicielka_nefera

    Kiedy następny rozdział?

    6 sie 2015

  • nefer

    Jak zawsze dziękuję za Wasze zainteresowanie i opinie. Każdy piszący tu autor powie, jak ważne są dla niego opinie Czytelników i jak zachęcają do dalszej pracy. Nie jestem wyjątkiem. Moim zdaniem kobiety potrafią być bardziej okrutne od mężczyzn, może dlatego, że silniej przeżywają emocje. Ana nie jest głupią gąską ani mdłą panienką. To pełnokrwista, dumna i obdarzona temperamentem kobieta. Nefer ją zranił i co? Miała go przycisnąć do piersi i powiedzieć, że nic się nie stało? Potraktowała go tak, jak potraktowała, dlatego właśnie, że nadal go kocha i nie jest jej obojętny. Nefer ma szczęście przyciągać uwagę niezwykłych kobiet (sam zresztą takie admiruje) i ponosi tego konsekwencje.  :blackeye:  Inna sprawa, że żadna z trzech głównych postaci nie ma w tej historii całkowicie czystego sumienia, co powinno być już powoli widoczne. Byłem ostatnio na urlopie, o czym wspominałem, a ponieważ nie piszę "na kolanie" stąd przerwa. Pozdrawiam.

    6 sie 2015

  • Funkykoval1972

    I znów mnie zaciekawiłeś na nowo (a myślałem że więcej się nie da :-). Ale nie każ nam czekać tak długo. A swoja droga Ana okazała się wredna.

    6 sie 2015

  • Szarik

    Po prostu rewelacja, gratuluję.

    6 sie 2015

  • gabi

    Jestem zszokowana zachowaniem An  rozumiem  zranione uczucia i  dumę . Rozumiem wyniosłość i chłód chęć  zranienia ale aż  takie okrucieństwo do człowieka którego podobno się kocha nie  mogę  i nie chce zrozumieć. Mistrzu witam i dziękuję .

    6 sie 2015

  • Ramol

    Spodziewałem się spotkania małżonków, podczas którego Ana będzie dominować... Nie sądziłem jednak, aby to była aż taka dominacja i takie zacietrzewienie zranionej kobiety. Bardzo dobry rozdział Neferze, jak zwykle podziwiam i gratuluję kolejnego wspaniałego opowiadania!    :faint:    :bravo:

    6 sie 2015