- Nic ci do tego! – ryknął wściekły Eric, starając się wyszarpnąć z żelaznego uścisku brata. – Czemu tak bardzo obchodzi cię to, że nie chcę zgodzić się na dzieciaka? Nigdy się na to nie pisałem!
- Ale też nigdy nie powiedziałeś Summer wprost, że nie chcesz mieć z nią dziecka! A ona cały czas żywiła nadzieję, że w końcu stworzycie prawdziwą rodzinę! I gdy to się wreszcie stało, ty zachowałeś się jak ostatni dupek! Jak mogłeś wyrzucić ciężarną kobietę z domu?! – wrzasnął rozjuszony Jake, potrząsając młodszym bratem.
- Powtarzam, Jake: to moja sprawa!
- Nie jest tylko twoja, bo Summer należy do naszej rodziny. A ani ja, ani ojciec, ani tym bardziej matka nie pozwolimy ci skrzywdzić Summer. Więc jeśli nadal tak chcesz ją traktować, to przygotuj się na to, że to ją wesprzemy w każdej sytuacji!
- Gówno mnie to obchodzi! Suka zaszła w ciążę, więc niech teraz zajmuje się głupim bachorem i nie zawraca mi głowy, bo nie mam ochoty na zabawę w przykładnego tatusia!
- Przesadziłeś, Eric – mruknął ponuro Jake i puścił brata, by w chwilę później wymierzyć mu silny cios w podbródek. Młodszy z Greenów zatoczył się w tył, oszołomiony ciosem, lecz ustał na nogach. Przybrał nawet postawę obronną, co tylko dodatkowo zdenerwowało Jake’a. Rzucił się bowiem w stronę rudzielca i zwalił go z nóg. Przekoziołkowali obaj, lecz to Jake podniósł się pierwszy i solidnie kopnął brata w brzuch. Tamten ze świstem wypuścił powietrze z płuc i zwinął się w kłębek na ziemi.
- Jeśli zjawisz się choćby w progu naszego domu, przysięgam, że oberwiesz sto razy mocniej, niż teraz – syknął w jego stronę Jake. – A jeśli zrobisz coś Summer lub sprawisz, że będzie cierpieć psychicznie, zabiję cię, Eric! – powiedziawszy to, ruszył w stronę domu, zostawiając powalonego brata na ziemi.
Na miejscu natychmiast wpadł w opiekuńcze ramiona ukochanej.
- Znalazłeś go? – zainteresowała się, prowadząc go do salonu, w którym przebywali również jej przyszli teściowie.
- Bez trudu. Wciąż siedział w barze… - wyjaśnił, siadając na sofie i biorąc od Emily butelkę piwa, które przyniosła mu z lodówki.
- I jak zareagował? – zapytała jego mama.
- Nie tak, jakbym tego chciał – przyznał brunet ponuro. – Nigdy nie sądziłem, że Eric okaże się takim kretynem. Zawsze sądziłem, że to on wyjdzie na ludzi i że ja jestem tą czarną owcą w rodzinie…
- Może chwilową nią byłeś, ale po twoim powrocie naprawdę dużo się zmieniło – przyznał jego ojciec z łagodnym uśmiechem. – Powiedz jednak, co zrobiłeś z Eric'iem?
- Dałem mu dobitnie do zrozumienia, co sądzę o jego decyzji… A co z Summer?
- Usnęła, bidulka – odparła Em. – Wcale jej się nie dziwię, bo musi być wykończona… Płakała przez całą drogę, odkąd ją dogoniłam…
- I jesteś na sto procent pewna, że śpi?
- Tak. Zajrzałam do niej tuż przed twoim powrotem.
- Na wszelki wypadek pójdę sprawdzić – mruknął i podniósł się z sofy. Na szczęście nic nie wskazywało na to, by dziewczyna miała zamiar zrobić sobie coś głupiego. Spała spokojnie i nigdzie przy jej łóżku Jake nie znalazł podejrzanych tabletek, które mogłaby zażyć.
Trzy miesiące później.
- Myślisz, że Eric wróci? – zapytała Em, leżąc z Jakiem w łóżku. – Wyjazd Eric’a był dość niespodziewany.
- Wiem i martwię się tym. Nie mam pojęcia, co kombinuje.
- Może nic? Może po prostu chciał od tego wszystkiego uciec? Przecież ludzie dalej traktują go dość paskudnie…
- Sam jest sobie winny, Em. Gdyby nie zostawił Summer, wciąż byłby poważany w naszej społeczności. Niestety, jak dobrze wiemy, okazał się łajdakiem i dobrze, że wyjechał – mruknął Jake, bawiąc się włosami narzeczonej.
- Wiem, Jake… Kochanie?
- Co, najmilsza?
- Możemy zmienić temat?
- Oczywiście! Na milszy?
- Niestety niekoniecznie – przyznała ponuro. Brunet spojrzał na nią zdumiony i podniósł się na łokciu, widząc, jak w jej oczach wzbierają łzy.
- Emily, kochanie, co się stało? – zapytał. – Dlaczego płaczesz?
- Jake, czy ty jeszcze mnie kochasz? – załkała.
- Co? O czym ty mówisz? Dlaczego miałbym przestać? Oczywiście, że cię kocham… Skąd takie ponure myśli?
- Bo… Bo tak dawno nie rozmawialiśmy o dziecku… Myślałam, że…
- Że co, kochanie?
- Że już sobie odpuściłeś…
- Em, spójrz na mnie. No spójrz!... Em, nigdy, przenigdy nie odpuszczę szukania mordercy naszego dziecka, jeśli o tym mówisz. Nie, dopóki go nie zamkną lub ja go nie zabiję, rozumiesz? A jeśli jednak chodzi ci o nasze przyszłe dziecko… No cóż, myślałem, że porozmawiamy o tym po ślubie. Sądziłem, że nie chcesz się z tym spieszyć…
- Bo nie chciałam – przyznała, zagryzając wargę. – Ale…
- Ale co? No?...
- Po prostu znów czuję, że rodzi się we mnie instynkt macierzyński, Jake… Po tamtej stracie myślałam, że już nigdy nie zapragnę mieć dziecka, ale teraz to najwyraźniej się zmieniło, bo znów go chcę.
- Kochanie, obiecuję ci, że postaramy się o malucha przy najbliższej okazji. Może nawet do ołtarza pójdziesz już z brzuszkiem – powiedział, całując ją czule. – A co do tamtego dziecka… Jutro widzę się z komisarzem, który prowadził tę sprawę. Chciałbym dowiedzieć się jak najwięcej na temat dowodów, jakie wtedy zebrali. Być może wpadnę na coś, co oni przeoczyli…
- Dziękuję, skarbie – wyszeptała, wtulając się w jego objęcia. Po jej policzkach znów spłynęły obficiej łzy.
- Obiecuję ci, Em, że już nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć. Nie dopuszczę do tego i wynagrodzę ci wszystko, co zepsułem.
- Już i tak, tak wiele zrobiłeś, Jake… Odnalezienie tego, kto pozbawił mnie…nas dziecka, będzie już tylko szczytem szczęścia i pewnie wreszcie pozwoli mi spokojnie zasnąć – powiedziała, ocierając łzy.
Następnego dnia.
- Naprawdę nic więcej nie znaleźliście? – powiedział zawiedziony Jake, przeglądając zgromadzone w sprawie akta policyjne, do których dość szczęśliwie uzyskał pełen dostęp.
- Niestety, przykro mi, panie Green, ale pańska narzeczona niewiele zapamiętała z samego wypadku, o co przecież nie trudno ją winić. Była w wielkim stresie, bała się o swoje dziecko… Poza tym sprawca doskonale się zamaskował i wybrał takie miejsce oraz drogę dojazdu, by nie uchwyciły go żadne kamery – powiedział komisarz, patrząc współczująco na młodego mężczyznę.
- A czy przepytaliście innych świadków?
- Gdyby ci tylko byli, może mi pan wierzyć, że uczynilibyśmy to niezwłocznie.
- No, ale przecież ktoś musiał zawiadomić pogotowie o wypadku! – zauważył Jake przytomnie.
- Owszem, przechodzień…
- Cholera! – zdenerwował się brunet.
- Rozumiem, że zależy panu na dowiedzeniu się, kto tak brutalnie potraktował pana narzeczoną, ale niestety śledztwo utknęło w martwym punkcie i po roku byliśmy zmuszeni je zamknąć…
- Nie wydaje wam się, że coś przeoczyliście?
- Panie Green, zapewniam pana, że moi ludzie zrobili wszystko, co było możliwe, by znaleźć mordercę pana dziecka… Sprawdziliśmy każdy ewentualny trop, nie było takiego aspektu, którego nie sprawdzilibyśmy po kilka razy.
- Dziękuję w takim razie za poświęcony mi czas… Mam jednak pytanie, czy mógłbym dostać kopie tych akt do domu?
- Po co to panu? – zdumiał się policjant. – Nic więcej z nich pan nie wyczyta…
- Mimo wszystko chciałbym je dostać. – Jake nie dawał za wygraną.
- Jeśli pan chce…
Po powrocie do domu zastał w salonie zdenerwowaną Emily.
- Co się stało, kochanie? – zapytał, przytulając ją na powitanie.
- Summer wylądowała w szpitalu – wyjaśniła blondynka, leciutko łkając.
- Co? Dlaczego? – zdumiał się.
- Dostała papiery rozwodowe od Eric’a.
- I?
- Dostała przedwczesnych skurczy. W szpitalu zaczęła krwawić i…
- Em, skarbie, co z Summer? – Jake złapał ją za ramiona.
- Poroniła, Jake… Summer poroniła…
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Margo1990
Super coraz bardziej mnie wciąga. Czekam na kolejną część 😁
elenawest
@Margo1990 cieszę się, że się podoba :-D