Zakochałam się w nim część 11

Zakochałam się w nim część 11Dwa tygodnie po ponownej przeprowadzce Emily do Silver Lake, dziewczyna przypomniała sobie pewne zdarzenie z przeszłości, gdy chodziła jeszcze z Jakiem. Chłopak został wtedy mocno poturbowany...

#
- Jake? – zapytała zdumiona Emily, otwierając drzwi domu Bonnie i widząc swojego chłopaka mocno pokiereszowanego. – Co się stało?! – wykrzyknęła, dopadając do niego i pomagając wejść mu do środka. W coś ty się wpakował? – podejrzewała, że mógł wdać się w jakiś konflikt.
- Nic – odparł, ciężko opierając się na jej ramieniu.
- Właśnie widzę – odparła prychnięciem i pomogła wejść mu do środka, cały czas go podtrzymując. Będąc niższą od chłopaka, miała pewne problemy z dotaszczeniem osłabionego mężczyzny do najbliższego pokoju, gdzie natychmiast ułożyła go, nie bez trudu, na wąskim łóżku.
- Emily, ja... – zaczął, lecz przerwała mu, przykładając mu dłoń do ust.
- Wyglądasz, jakbyś nie spał porządnie od co najmniej dwóch tygodni – mruknęła, patrząc na niego z wyraźną troską. – Opowiesz mi wszystko, jak wstaniesz... Teraz śpij. – okryła go czule kocem i usiadła przy wezgłowiu łóżka, łagodnie gładząc go po zmierzwionych włosach. Wkrótce wyraźnie zmęczony chłopak zasnął snem sprawiedliwego. Emily ostrożnie przyjrzała się jego świeżym ranom i otarciom i doszła do wniosku, że na sto procent musiał wdać się w jakąś bójkę. Zmartwiło ją to, bo Jake pomimo cech buntownika, raczej nie był skory do robienia tego typu rzeczy. Podejrzewała, że musiało stać się coś naprawdę poważnego, skoro zdecydował się na taki krok. Jego zmęczenie wskazywało też na to, że czymś się najwyraźniej poważnie martwi i nie dosypia po nocach. Zaczęła sobie nawet wyrzucać, że nie zauważyła tego wcześniej...

Obudził się po jakichś pięciu godzinach, w których czasie dziewczyna zdążyła sprawę dogłębnie obgadać z równie zaniepokojona stanem chłopaka przyjaciółką, oraz ugotować pożywny rosół, który powinien dodać chłopakowi sił. Gdy lekko zdezorientowany swoim położeniem, otworzył oczy, Emily znów przy nim czuwała, ponownie delikatnie gładząc go po ciemnych włosach. Sapnął i szarpnął się gwałtownie, lecz widząc jej współczujący wzrok, natychmiast się uspokoił.
- Miałeś koszmary – zawiadomiła go. Przekręcił się na plecy i zapytał beznamiętnym tonem.
- Mówiłem coś przez sen?
- Mamrotałeś coś przez sen – wyjaśniła. – Nie mogłam zrozumieć słów, bo rzucałeś się przy tym na łóżku, a ono strasznie skrzypi i zagłuszało skutecznie twoje słowa.
- Aha – odparł, budząc się już całkowicie.
- Co się dzieje? – zapytała go po chwili, przykładając się uważnie jego nienaturalnie bladej twarzy.
- Mówisz o tym, jak wyglądam? – zaśmiał się, chcąc za wszelką cenę grać wielkiego twardziela. – Obroniłem jakiegoś chłopaszka. Wyglądał jak prosty turysta zaczepiany przez miejscowych.
- Czego od niego chcieli? – zaniepokoiła się.
- Nie wiem – wzruszył ramionami, wstając z łóżka. – Pewnie tego, gdzie wszędzie teraz – kasy i telefonu. Nie wyglądał na biednego. Poza tym był młody, to jeszcze niemal dziecko.
- I oczywiście ty musiałeś przyjść mu z pomocą, tak? Nie było tam nikogo innego? Ty musiałeś się narażać? – zapytała z lekką pretensją w głosie spowodowaną jego niepotrzebnym aż tak bohaterstwem...
- Wyobraź sobie, że akurat był sam – sarknął, obejmując ją mocno. – Nie martw się, nic mi nie jest. To tylko kilka stłuczeń i siniaków.
- Ale mogło być dużo gorzej – zauważyła przytomnie.
- Nie przesadzaj... Poza tym oni finalnie wyglądali gorzej ode mnie, pomimo tego, że ich była szóstka.
- Biłeś się z szóstką napastników?! – wykrzyknęła, zdumiona.
- Inaczej skatowaliby tego chłopaczka – odparł. – Zapomnijmy o tym, co? – zaproponował. – Nic mi nie jest, więc nie ma o co robić takiego krzyku.
- Jesteś strasznie uparty, wiesz? – powiedziała, z czułością gładząc go po policzku poznaczonym zakrzepłą krwią. – Powinieneś się umyć. Wyglądasz jak siedem nieszczęść...
- Dzięki za komplement! – wyszczerzył się, nie chcąc zasmucać jej informacją, że czuł się gorzej, niż faktycznie wyglądał. Co prawda sen trochę mu pomógł, ale i tak bolało go niemal całe ciało. Po prostu czuł się paskudnie i tyle... Zwłaszcza że okłamał swoją dziewczynę... Nie miał jednak zamiaru mówić jej o tym, co faktycznie się dzisiaj wydarzyło. Nie chciał, by znała całą prawdę o nim... Póki co, nie przejmował się konsekwencjami, jakie może przynieść w przyszłości to kłamstwo...
#

Teraz gdy po tylu latach Emily przypomniała sobie tamto wydarzenie, zaświtało jej w głowie, że ta bójka najpewniej miała inne podłoże, niż jej wtedy wmówiono, i najpewniej wiązała się z niezbyt chwalebną przeszłością Jake’a. Zerwała się z kanapy, na której siedziała i wybiegła z domu, kierując się do baru, gdzie, jak podejrzewała, mógł przebywać Jake razem ze Stanley’em. Wkrótce potem przekonała się, że nie myliła się, gdy ujrzała chłopaków przy barze, sączących powoli swoje drinki z czystej whisky.
- Możemy...porozmawiać? – zapytała, z trudem łapiąc oddech, zbyt mocno przyspieszony biegiem. Jake wytrzeszczył na nią oczy i kiwnął głową, odzywając się jednocześnie do przyjaciela:
- Pogadamy jutro, bo chyba ta rozmowa będzie trochę trwać...
- Spoko. – Stanley natychmiast uśmiechnął się do nich i nieznacznie puścił przyjacielowi oczko, co ten skwitował jedynie pogardliwym spojrzeniem.
- Gdzie życzysz sobie porozmawiać? – zapytał, gdy tylko opuścili pub, odprowadzani lekko zaskoczonym spojrzeniem Summer.
- U mnie – zdecydowała natychmiast. – Mam do ciebie kilka pytań.
- Zauważyłem... – przytaknął. – Inaczej nie biegłabyś po mnie... Stało się coś?
- Dobrze wiesz, że bardzo dużo – odparła lakonicznie. Chłopak natychmiast domyślił się, że Emily albo sobie coś o nim przypomniała, albo czegoś dowiedziała. Nie chciał już skrywać przed nią żadnych tajemnic. Domyślił się, że przyszedł czas na pytania i szczere odpowiedzi i bynajmniej nie miał zamiaru migać się od ujawniania przykrej prawdy. Wiedział, że najpewniej dziewczyna znów się od niego odwróci, tym razem może nawet już nieodwracalnie...
- Wchodź – zaprosiła go do środka. Wszedł do domu przed nią, bo nie chciała ustąpić miejsca.
- Co chcesz wiedzieć? – zapytał, stając niepewnie na środku salonu.
- Usiądź – poprosiła, wskazując mu sofę. – Potrafisz być ze mną szczery? – zapytała na początek.
- Wiesz dobrze, że już jakiś czas temu obiecałem ci szczerą rozmowę i nie mam zamiaru złamać tego przyrzeczenia – powiedział pewnie, patrząc na nią wyczekująco.
- Dobrze więc... Zaraz zadam ci konkretne pytania, tylko wcześniej czy chcesz czegoś do picia? – Jake zdziwił się tym pytaniem, bo sądził, że od razu będzie na niego wściekła!
- Masz whisky? – zapytał niewinnie. – Jeśli mam ci o tym wszystkim opowiedzieć, to wolałbym mieć przy sobie jakiś znieczulacz...
Westchnęła, zmierzając w stronę barku. Wzięła z niego dwie szklanki, lód i butelkę alkoholu.
- Kiedyś to Bonnie mnie rozpijała – zaśmiała się, dla rozluźnienia nieco napiętej atmosfery. – Teraz pewnie zrobisz to ty...
- Nie wykluczam takiego scenariusza – mruknął, również się śmiejąc. Nalała alkoholu do szklanek, w których grzechotał już przyjemnie lód i podała jedną z nich spiętemu wyraźnie chłopakowi. – Jakie to pytanie? – zapytał po upiciu solidnego łyka.
- Pamiętasz dzień, w którym przyszedłeś do mnie mocno poturbowany? – kiwnął głową, natychmiast przypominając sobie to zdarzenie. – Dlaczego mnie wtedy okłamałeś? – zapytała cicho, ale bynajmniej nie ze złością. Raczej z wyraźnym smutkiem.
- Bo byłem kretynem – odparł z rozbrajającą prostotą. – Sądziłem wtedy, że okłamując cię, oszczędzam ci bolesnej prawdy o mnie... Był to dla mnie wyjątkowo burzliwy okres, nie chciałem mieszać cię w moje problemy, poza tym byłem przekonany, że tak będzie lepiej.
- Dla kogo?
- Głównie dla mnie – przyznał. – Już wtedy zaczynałem wstydzić się tego, co zrobiłem niedługo wcześniej... Głupio mi było, gdy o tym myślałem, nie chciałem cię stracić. Ja cię naprawdę kochałem...
- I dlatego powiedziałeś, że wdałeś się w bójkę z miejscowymi rozrabiakami? – zapytała z wyraźnym niedowierzaniem.
- Nic innego nie przyszło mi do głowy – przyznał szczerze. – Poza tym historyjka była dość prawdopodobna. Uwierzyłaś mi przecież – zauważył.
- Jestem blondynką, Jake...
Spojrzał na nią, jak na kompletną kretynkę i odparł pobłażliwie:
- Dobrze wiesz, że to nie ma nic do rzeczy. Jesteś inteligentną kobietą, kochanie. Wtedy po prostu zastosowałem wobec ciebie sztuczkę, którą nauczyli mnie tam, gdzie byłem – wyjaśnił.
- Nadal nie mogę pojąć tego, jak mogłeś to wszystko zrobić z tak zimną krwią – powiedziała po dłuższej chwili uporczywego milczenia.
- Nie wszystko robiłem z uśmiechem na twarzy – odparł, krzywiąc się mocno. – Byłem jednak zbuntowanym chłopakiem, w dupie miałem to, co powiedzą o mnie inni...
- Dlaczego więc z tego zrezygnowałeś? – zainteresowała się. – Przecież, kiedy wróciłeś do Silver Lake, nie należałeś już raczej do Ravenwood...
- To też o mnie wiesz? – jęknął, chowając twarz w dłoniach. – Myślałem, że sam ci to wytłumaczę...
- Jeszcze masz szansę. Nie wszystko wciąż o tobie wiem...
Podniósł głowę i spojrzał na nią z bólem w oczach.
- Widzisz, Em... Kiedy stąd wyjechałem, byłem tuż po szkole średniej, pożarłem się z ojcem i bratem niedługo po piętnastych urodzinach Eric’a. Wróciłem po pięciu latach piekła, w które sam się wpakowałem przez swoją głupotę i dumę. Nie chciałem pogodzić się z ojcem i dlatego zrobiłem to, co zrobiłem. Nie jestem z tego dumny, Em... Wciąż jeszcze budzę się z koszmarami po tym, co zafundowaliśmy tamtym mieszkańcom. Tamtym niewinnym ofiarom wojny, jaką J&R* prowadziło z innymi prywatnymi przedsiębiorstwami.
- To okropne – mruknęła, przypominając sobie o tym ze starych wydań wiadomości.
- Zgadza się. I ja jestem za to winny – odparł, a w jego oczach zaszkliły się łzy. – Mam trzydzieści trzy lata i odkąd odszedłem z Ravenwood, nie było takiego dnia, bym nie żałował, że tam wstąpiłem...
- To dlatego tak wtedy mamrotałeś przez sen po tamtej bójce! – domyśliła się natychmiast Emily. – Dręczyły cię koszmary tego, co wtedy zrobiłeś!
- Niestety – przyznał jej rację. – Emily, kocham cię i dlatego nie będę już ukrywał prawdy o tym, kim tam byłem, więc jeśli chcesz poznać jeszcze jakieś szczegóły z mojej niechlubnej przeszłości, to pytaj... Nie zdziwię się natomiast, jeśli po skończonej rozmowie dostanę od ciebie w pysk i już nigdy więcej cię nie ujrzę...
- Jake... To nie jest takie proste – westchnęła, dosiadając się bliżej i opierając głowę o jego ramię. – Kocham cię i wiem już sporo na twój temat. Wiem, co zrobiłeś po naszym rozstaniu. Przebolałam to. Doszłam jednak do wniosku, że postąpiłeś słusznie... Takich ludzi nie należy oszczędzać. Dobrze, że to zrobiłeś.
- Naprawdę?! – wykrzyknął zdumiony. Przytaknęła ruchem głowy. W przypływie chwili odstawił szklankę z resztką alkoholu na pobliski stoliczek i gwałtownie przyciągnął dziewczynę do siebie. – Opowiem ci wszystko, przyrzekam, ale teraz idziemy do łóżka! Nie przepuszczę takiej okazji!

*zaleca się czytanie w angielskojęzycznej wersji (fon:dżej and ar ;p)

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2070 słów i 11977 znaków, zaktualizowała 17 kwi 2017.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • zabka815

    Świetna część zresztą jak zawsze  :bravo:  Czekam z niecierpliwością na następną :)

    18 kwi 2017

  • elenawest

    @zabka815 miło mi ;-)

    18 kwi 2017

  • Caryca

    Rewelacja, to mnie się podoba troszkę namieszalas między bohaterami ale z umiarem. Pozdrawiam serdecznie i z uśmiechem  ;)

    18 kwi 2017

  • elenawest

    @Caryca :-D to namieszanie to zabieg celowy ;-)

    18 kwi 2017