Zakochałam się w nim część 13

Zakochałam się w nim część 13Jake przełknął nerwowo ślinę, starając się opanować tłukące mu się w piersi rozszalałe serce. Czuł, jak zimny pot nieprzyjemnie oblepia całe jego ciało, gdy podniósł się niemrawo ze swojego miejsca i ostrożnie wychynął na zewnątrz przez otwór dla strzelca. Cały czas słysząc karabinową kanonadę, chwycił uchwyt ciężkiego karabinu i rozejrzał się za nieprzyjacielem. Wypatrzył go już po chwili i starając się trzymać głowę jak najniżej, wycelował i stosunkowo spokojnie nacisnął spust. Huk wielkokalibrowego działa przywrócił go do jakiej takiej świadomości. Nie słyszał jednak w słuchawkach głosów dowódcy i kolegów, lecz nie był to wynik tymczasowej głuchoty, lecz zwykłego wyłączenia się na inne dźwięki.
Na moment ostrzał nieprzyjaciela mocno się załamał, gdy dwóch strzelców straciło życie w tym samym czasie, poszatkowanych potężnymi nabojami, które wyrwały również spore dziury w murze. Pozostali żołnierze rozbiegli się w popłochu, co dało najemnikom szansę na ucieczkę. Jake zachwiał się, gdy kierowca wrzucił wsteczny i ruszył, jak huragan, chcąc jak najszybciej wyrwać się z kordonu wrogów, który za chwilę znów mógł się niebezpiecznie zacieśnić i odciąć im drogę ucieczki. Brunet przez kilka krótkich chwil strzelał jeszcze do irackich żołnierzy. Zabił dwóch kolejnych i nie czuł się z tym wcale dobrze. Wiedział, że to, co robi, nie jest do końca złe, bo ratował siebie i kolegów przed straszliwą śmiercią w męczarniach, ale i tak miał wrażenie, że chyba zaraz zwymiotuje! Musiał jednak twardo się trzymać, bo Irakijczycy ruszyli za nimi w pościg, co prawda pieszy, ale pociski z ich broni i tak przelatywały niebezpiecznie blisko obok pędzącego Humvee.
Po dłuższej chwili poczuł, jak koledzy ciągną go za nogawki spodni. Zsunął się więc do środka pojazdu i rozejrzał przymulonym wzrokiem po kompanach. I z tego, co zauważył, tylko on był autentycznie przerażony przeszłą sytuacją. Pozostali byli spokojni, choć wyraźnie rozeźleni śmiercią jednego z nich oraz faktem, że nie dostali zawczasu informacji o planowanej zasadzce.
Nie bardzo zważając na kiepskiej jakości drogę, gnali przed siebie, by jak najszybciej oddalić się od niebezpiecznego dla nich terenu, kierując się na drugie lotnisko, skąd mieli zostać zabrani po akcji. W Humveem nikt się nie odzywał, więc doskonale słychać było rzężenie silnika i chrzęst drobnych kamyków na wyboistej drodze, którą coraz bardziej zbliżali się do docelowego lotniska. Na miejscu ujrzeli przyszykowany już dla nich samolot. Kierowca zaparkował nieopodal niego, hamując prawie w miejscu. Najemnicy wysypali się na płytę lotniska. Jake, gdy tylko stanął na betonie, zgiął się wpół i zwymiotował. "Speedy" klepnął go pocieszająco w ramię i rzekł głosem niemal wypranym z emocji:
- Gratuluję, właśnie przeszedłeś swój chrzest bojowy. Dalej będzie już tylko gorzej...
Green jęknął przeciągle, obtarł usta wierzchem dłoni i truchtem podążył do samolotu, który wkrótce zabrał ich z powrotem do Stanów...
#

Jake przerwał opowiadanie i sięgnął po szklankę z alkoholem. Wypił duszkiem zawartość i z lekkim westchnieniem odstawił ją z powrotem na stolik. Zerknął niepewnie na Emily.
- Broniłeś się — mruknęła cicho, starając się brzmieć naturalnie, choć miała świadomość tego, że może jej to nie wyjść...
- Wiem — odparł. - Ale i tak mi z tym źle.
- Więc dlaczego tam zostałeś?
- Bo byłem na tyle głupi, że zdusiłem w sobie wyrzuty sumienia. A ochrona cywilnej ludności dawała mi poczucie, że robię coś dobrego — wyjaśnił beznamiętnie.
- Bo robiłeś... Ilu zginęło z twojej ręki? - zaciekawiła się, choć czuła żołądek w gardle i nie bardzo wiedziała, czy aby na pewno chce znać odpowiedź.
- Z pięćdziesięciu... Byłem w tym nad wyraz dobry...

- Ilu?! - wydarła się zdumiona Bonnie, patrząc w szoku na przyjaciółkę. Emily skrzywiła się lekko, gdy ujrzała, że kilku ludzi spojrzało z zaciekawieniem stolik, przy którym siedziały.
- Mogłabyś nie wrzeszczeć? - ofuknęła. - Ludzie się na nas patrzą!
- Przepraszam... A-ale pięćdziesięciu? To przecież niemal tylu, ilu znajduje się tutaj w pubie!
- Też mnie to zszokowało!...

Jake odwrócił się w stronę swojej dziewczyny i jęknął w duchu, widząc jej strach.
- Przepraszam — wyszeptał, obejmując ją mocno, by nie miała szansy mu uciec. - Nie powinienem był ci tego wszystkiego opowiadać...
Dziewczyna trwała przez jakiś czas w totalnym osłupieniu, nie bardzo wiedząc, jak ma zareagować na tak niezwykłe wyzwanie!
- Nie...nie musisz przepraszać — wyszeptała, w końcu odzyskując zdolność mowy. - Sama się o to prosiłam. Muszę to jednak przetrawić...
- Zrozumiem, jeśli każesz mi teraz wyjść — powiedział cicho, podnosząc się z sofy z zamiarem ewidentnego opuszczenia dziewczyny.
- Nie bądź głupi! - ofuknęła go, pociągając za rękę, by opadł ponownie obok niej. Zrobił to z niemałym impetem, który również zachwiał szczupłą blondynką. Parsknęła krótkim śmiechem, co troszeczkę poprawiło atmosferę. - Dalszą część możesz opowiedzieć mi w skrócie — zaproponowała wspaniałomyślnie. - Ale to, czemu odszedłeś, musisz mi szczegółowo już wytłumaczyć.
- Jesteś tego pewna? - zapytał beznadziejnie.
- Tak — odparła spokojnie. - Jestem.
- Dobrze — skapitulował. - Po tamtej akcji tak, jak już wspomniałem, skutecznie uciszyłem wyrzuty sumienia, i choć stałem się niemal bezdusznym zabójcą, głęboko w sobie skrywałem ból, który narastał wraz z każdą akcją, w której kogoś musiałem zabić. Przez pięć lat służby w J&R pochowałem czwórkę kompanów i odbyłem taką liczbę misji, że nawet nie pamiętam, ile ich było. Wiem tylko, że w tamtym czasie zabiłem jeszcze nie więcej, niż dziesięciu ludzi... Szala goryczy, która się we mnie wzbierała, przeważyła, gdy za pomocą zdalnie naprowadzanych moździerzy obróciliśmy w proch punkt ewakuacji cywili, bo nasz wywiad przez przypadek lub specjalnie źle sklasyfikował ochraniających ich żołnierzy... Gdy dotarliśmy na miejsce pogorzeliska, niemal dostałem zawału, widząc zwęglone resztki kobiet, dzieci, starców. Matki wciąż chroniły swe dzieci przed pożogą, żołnierze starali się wyprowadzić ich z tej matni, lecz my, nie wiedząc, co tak naprawdę się tam dzieje i mając tam tylko niedokładne zdjęcia satelitarne, wywnioskowaliśmy, że wojsko chce nam uciec... - przerwał, nerwowo przeczesując palcami włosy. - Przeszukując zwłoki, byliśmy coraz bardziej zaskoczeni pomyłką, jaka nastąpiła. Znaleźliśmy nawet żywego jeszcze człowieka. Nigdy nie zapomnę tego strasznego widoku. Skóra zwęglona do tego stopnia, że nierównymi płatami odchodziła od zaróżowionego ciała, wytrzeszczone z bezsilności i strachu oczy, stopione resztki jego broni... Wątpię, bym pozbył się tego co, co noc nawiedza mnie w snach. - Jake załkał cicho, opierając głowę na ramieniu blondynki, która trzęsącymi się rękoma, objęła go niemrawo. Emily poczuła, jak chłopak zaczyna trząść się coraz bardziej, nie mogąc już powstrzymać gorzkiego płaczu. Wywnioskowała szybko, że najwyraźniej jeszcze nikomu o tym nie opowiadał, cały ból kumulując w swoim jestestwie.
- Już dobrze — wyszeptała. Chciała, by zabrzmiało to przekonywająco, lecz i jej zachciało się nagle płakać, gdy uświadomiła sobie ogrom tragedii, jakiej Jake był współwinny. Dzielnie powstrzymała jednak płacz, bo to ona teraz miała być dla niego oparciem! A gdyby i ona się rozkleiła, to brunet musiałby ją pocieszać, a w tej chwili dużo ważniejsze było, by to on wyrzucił z siebie wszystkie żale. Minęła niemal godzina, gdy w końcu zdołał się uspokoić i ogarnąć na tyle, by móc dalej opowiadać.
- Nie powinieneś! - zaoponowała natychmiast Emily.
- Muszę! Zrozum, Em. Jeśli dzisiaj ci tego nie opowiem za jednym zamachem, nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się na to zdobędę, a ja naprawdę chcę, byś wyrobiła sobie o mnie prawdziwe zdanie, niespaczone przekręconą wersją telewizji!
- Jake, wiem, że zrzucisz ze swych ramion ogromny ciężar, ale nie wiem, czy twoja psychika to wytrzyma!
- Wytrzymała już wystarczająco dużo — burknął, nalewając sobie kolejną szklankę whiskey. - Więc wydaje mi się, że powinna wytrzymać i to... Gdy wróciliśmy z tej akcji, brudni, zszokowani i wściekli, że nas oszukano, bo szybko się okazało, że żołnierze należeli do innej grupy J&R, o której nikt nie raczył nas poinformować, w naszej kwaterze stwierdzono, że takie błędy się zdarzają i mamy po prostu o tym zapomnieć!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1554 słów i 8902 znaków, zaktualizowała 2 maj 2017.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Zuzi

    Super piszesz, podoba mi się bardzo, czekam na więcej  :kiss:

    11 maj 2017

  • Caryca

    Część rewelacyjna ,wspaniale ujełaś emocje targające Jakem  z pola walki ,wspaniale:)

    2 maj 2017

  • elenawest

    @Caryca dziękuję ;-)

    2 maj 2017