- Synku, o jakim dziecku mówisz? - zainteresowała się pani Green, wchodząc do salonu. Jake westchnął zrezygnowany i mruknął:
- O moim, mamo.
- Emily jest w ciąży?!
- Była — sprostował starszy mężczyzna. - Poroniła kilka lat temu w wyniku wypadku. Jake twierdzi, że ktoś specjalnie w nią wjechał.
- To straszne!
- Wiem, mamo... Nawet nie wiedziałem o tym dziecku. A Emily cały czas cierpi po tej stracie. Nieraz budzę się w nocy i uspokajam ją, gdy płacze przez sen. Jestem bezradny, mamo. Chyba po raz pierwszy w życiu! Nie wiem, co robić. Chciałbym znaleźć tego skurwysyna, który jej to zrobił, ale nie jest to proste.
- Wiem, Jake, wiem... Powiedz mi jednak, jakie masz plany wobec Emily? Zawsze lubiłam tę dziewczynę i naprawdę zawiodłam się, gdy się rozstaliście — powiedziała łagodnie Mary Green.
- Chciałbym się z nią ożenić, mamo. I założyć rodzinę. Wiem jednak, że ona nie jest jeszcze na to gotowa. Muszę poczekać, choć przez swoją głupotę straciłem już tak wiele — odparł, tarmosząc włosy. - Czemu musiałem być aż tak głupi? Co ze mną jest nie tak?! - wybuchnął nagle, zrywając się z miejsca. - Czemu niedane mi było poznać mojego dziecka, czemu ten ktoś musiał mi je odebrać?!
- Spokojnie, Jake. Nie działaj pod wpływem emocji, synu — próbowała go uspokoić matka. - Już raz cię straciliśmy. Nie chcę, by się to znów powtórzyło!
- Nie martw się. Nie powtórzy się. - Jake zacisnął pięści i zgrzytnął zębami, myśląc o ukochanej, o tym, jak cierpiała. Jak sam cierpiał, gdy poznał prawdę. - Ale jemu, kimkolwiek jest, nie popuszczę! - warknął i wyszedł z domu, nie zważając na miny swoich rodziców.
- Jake! - krzyknął jeszcze za nim Johnston, ale chłopak już tego nie słyszał. Wściekłość wzięła nad nim częściowo górę i musiał się wyładować! A do tego świetnie nadawała się jazda konna!
Wrócił cichaczem do domu po niemal dwóch godzinach. Było już naprawdę ciemno i jego rodzice poszli spać. Wspiął się po schodach do swego pokoju i już na korytarzu usłyszał płacz Emily. Westchnął zrezygnowany, bo wiedział, że kolejny raz oboje zarwią noc. Tyle że ona później zaśnie ze zmęczenia, a on będzie rozmyślać nad tym, jak ją uchronić przed owym bólem. Usiadł na łóżku i zamknął ją w uścisku ramion, by poczuła, że jest przy niej. Rozluźniła się wyraźnie i wkrótce otworzyła oczy, budząc się z kolejnego koszmaru.
- Przepraszam, Jake — chlipnęła, wycierając rękawem nos. - Nie potrafię się z tego otrząsnąć! Co noc widzę w snach twarzyczkę martwego dziecka, które ze mnie wyciągają!
- Ciii, Em, nie myśl o tym! - wyszeptał, wstrząśnięty jej snem, którego jeszcze nigdy mu nie opowiedziała. - Jestem przy tobie i nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? Tu jesteś bezpieczna!
- Wiem, Jake... - przyjrzała mu się dokładnie. - Nie spałeś?
- Nie, skarbie. Byłem na przejażdżce konnej. Musiałem pomyśleć... I wpadłem nawet na pewien pomysł, dlaczego to wszystko mogło się stać, ale o tym nie chcę na razie rozmawiać, póki nie mam pewnych dowodów — powiedział, gładząc ją po zburzonych włosach. - Już jestem spokojny i chciałbym, abyś i ty o tym dziś już nie myślała... Wiem, że tak wielkiej tragedii nie da się ot tak wymazać z pamięci, ale można nie poddawać się smutkowi. Zrobisz to dla mnie, Em?
- Postaram się, Jake — obdarzyła go niepewnym uśmiechem i przytuliła mocno. - Dziękuję, że ze mną jesteś.
- Jestem i nigdy cię nie opuszczę, Em...
Nazajutrz Jake otrzymał od szwagierki zaproszenie na kolację. Pod naporem Emily niechętnie przystał na propozycję.
- Po cholerę mam tam iść? - zirytował się po skończonej rozmowie z Summer.
- Bo to będzie bardzo dobry pomysł, by wreszcie poprawić wasze relacje z Eric'iem! - powiedziała, patrząc na niego poważnie.
- Skarbie, jakbyś nie pamiętała, to oboje jesteśmy z Eric'iem pokłóceni, a Summer to wariatka! Nie idę na żadną kolację i koniec!
- To, czemu się zgadzałeś?! - prychnęła.
- Bo mnie do tego zmusiłaś! - warknął, chodząc wzdłuż całej kuchni.
- Nie przesadzaj!... Poza tym mamy możliwość się z nim pogodzić, jeśli tylko będzie chciał.
- Uwierz mi, Em, nie będzie chciał.
- Być może Summer jakoś go do tego przekona? - mruknęła niezbyt pewnie.
- I widzisz? Ty też w to nie wierzysz! Nie idę tam i już!
- Aleś ty uparty, Jake! - zirytowała się.
- Dopiero teraz to zauważyłaś?
- Nie, ale miałam nadzieję, że kiedyś ci to minie — warknęła zgryźliwie.
- To nie katar, tego nie da się wyleczyć! - odparł nie mniej uprzejmie.
Pokręciła tylko głową i przypuściła na bruneta kolejny atak:
- No weź! Co ci szkodzi?
- A to, że doskonale wiem, jak ta wizyta będzie wyglądać!... Eric pewnie nie powstrzyma się od złośliwych komentarzy i jakoś ci dosra, przez co ja nie pozostanę mu dłużny, wywiąże się potężna kłótnia, może nawet bójka i tyle z miłego wieczoru!
- Nie wiesz tego na sto procent! - zauważyła przytomnie i wstała energicznie z krzesła. Podeszła do bruneta i dźgając go palcem w pierś, powiedziała powoli. - Dzisiaj wieczorem założysz koszulę i razem ze mną pójdziesz na tę kolację do Summer i Erica, czy tego chcesz, czy nie!... I będziesz miły dla brata albo ostrzegam, nie wpuszczę cię dzisiaj do łóżka i będziesz spać w salonie!
Jake zaskoczony jej nagłą stanowczością tylko otworzył usta, niezdolny, by zaoponować. Dopiero po chwili zreflektował się i uśmiechając się przebiegle, powiedział:
- Wygonisz mnie z mojego własnego łóżka?
- Tak, jeśli będziesz wredny i popsujesz mi wieczór! A co?
- A nic — odparł, całując ją namiętnie i przyszpilając do kuchennego blatu. - Pociąga mnie to!
Stając wieczorem przed drzwiami domu swego brata, znów wyglądał, jakby nie miał zamiaru wchodzić do środka.
- I po co to wszystko? - wyszeptał do Emily, gdy ta zapukała. - Pozabijamy się tam z Eric'iem!
- Będzie dobrze... Po prostu mi zaufaj — odparła równie cicho, ściskając jego dłoń.
Faktycznie, wieczór okazał się całkiem udany. Eric nie dokuczał Emily, przez co Jake nie musiał się na niego złościć i nawet dał się namówić na browara. Wszystko, co dobre skończyło się jednak, gdy usiedli w salonie i Summer zdecydowała się wreszcie wyjawić im główny cel tego spotkania.
- Miło, gdy rodzina w komplecie — powiedziała, przytulając się do ramienia męża i uśmiechając łagodnie do Emily.
- A mnie miło, że zaliczasz mnie do swej rodziny — odparła blindynka, trochę niepewnie odwzajemniając uśmiech.
- Jesteś z Jakiem, więc jesteś niemal moją szwagierką... Ale skoro już tak tutaj siedzimy, to chciałabym wam coś powiedzieć...
- Eric wreszcie zmądrzał? - wyrwało się Jakowi, za co dostał po łapie od Em.
- Nieee, choć czasami by się przydało. - Summer prychnęła śmiechem, nie zważając na minę męża. - Nie, to coś innego, równie ważnego... Jestem w ciąży!
- Jesteś co?! - Eric wyglądał, jakby ktoś walnął go gumowym młotkiem w łeb. Jake spojrzał na niego szybko, znając postawę brata w sprawie zakładania rodziny i zauważył, jak ten zaciska pięści. - Czemu to zrobiłaś?
- Niby co? - zdumiała się kobieta, której uśmiech natychmiast zamarł na ustach, gdy usłyszała jego ton. - Eric, o co ci chodzi? Nie cieszysz się, że zostaniesz ojcem?
- Nie! - ryknął i rąbnął trzymaną w dłoni butelką piwa. Emily podskoczyła przestraszona, a Jake natychmiast się spiął, gotów, by interweniować. - Nie, nie cieszę się, jestem wściekły!!! Podjęłaś tę decyzję beze mnie! Mówiłem ci, że nie chcę mieć dzieci!
- Jak mogłam podjąć ją bez ciebie?! Co, wzięłam twoją spermę i wsadziłam ją sobie? - wydarła się Summer, a w jej oczach pojawiły się łzy, które wkrótce spłynęły po zarumienionych policzkach. - Ty też miałeś w tym swój wkład i nie wmawiaj mi, że było inaczej! Przecież w końcu musiało do tego dojść, skoro się nie zabezpieczaliśmy!
- Ty idiotko, ale o pigułce po to nie pomyślałaś?!
- Eric, uspokój się! - upomniał go Jake, podnosząc się z miejsca, bo brat wyglądał, jakby miał zamiar zaraz uderzyć żonę.
- Spierdalaj! Oboje spierdalajcie! Ale już! - huknął na niego brodacz. - Wynoście się z mojego domu.
- Ostrzegam cię, jeśli jutro zobaczę u Summer choćby najmniejsze zadrapanie lub dowiem się, że zdecydowała się na aborcję, będą cię zmazywać ze ścian!... Em, idziemy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.