Najmocniej Was przepraszam za tę haniebną przerwę, ale miałam taki zastój pisarski, że aż szok! Mam nadzieję, że ten rozdział chociaż trochę Wam to wszystko zrekompensuje ;-) miłego czytania :-*
Emily przebudziła się gwałtownie z nieprzyjemnego snu. Znów śniła o swoim zmarłym dziecku, a każda kolejna mara była gorsza od poprzedniej. Przetarła mocno zaspane oczy, chcąc przegonić pozostałości przykrych obrazów i zerknęła w okno. Na zewnątrz było już całkiem jasno. Wstała więc stosunkowo raźnie i ruszyła do łazienki, by wziąć otrzeźwiający prysznic. Gdy tylko poczuła na swym ciele pierwsze zimne krople wody, przypomniała sobie, jak brała kiedyś podobny, by również się otrząsnąć. Przypomniała sobie dzień, w którym oglądając wiadomości, dowiedziała się, co zrobił Jake i kim faktycznie jest. Wtedy jej świat runął po raz drugi. I nie ostatni...
***
- "Wczoraj w godzinach nocnych został zatrzymany mężczyzna rasy białej odpowiedzialny za zamach na siedzibę organizacji J&R oraz na obóz Ravenwood. Policja udostępniła jego zdjęcie wykonane tuż po przesłuchaniu oraz dane personalne." - Emily podniosła głowę znad czytanej książki, zaciekawiona i zdrętwiała. Z telewizora patrzyła bowiem na nią podobizna Jake'a! Że to jest on, nie miała żadnych wątpliwości, lecz nie był to taki Jake, jakiego miała szczęście, czy też nieszczęście poznać. Ten Jake miał inną fryzurę, był chudszy i przede wszystkim bardziej bezwzględne spojrzenie! To nie był chłopak, w którym się zakochała...
Prezenterka kontynuowała po krótkiej chwili przerwaną wiadomość:
- "Doszły nas jednak słuchy, że mężczyźnie nie grozi więzienie, gdyż pomimo brutalnych metod działania, jego akt sam w sobie przyniósł amerykańskiemu rządowi pozytywne skutki. J&R oraz Ravenwood odpowiedzialne bowiem były za bestialskie zamachy w Afganistanie i eksterminację cywilnej ludności, która niepowiązana była nawet z bojownikami... Jake Green, bo tak nosi na imię zatrzymany człowiek, jak dowiedzieliśmy się, również powiązany był z obydwiema organizacjami. Jak możemy w tej chwili tylko spekulować, prawdopodobnie wymówił swoją wierność Ravenwood... A teraz dalsza część..."
Więcej już dziewczyna nie słuchała, ściszyła telewizor i znieruchomiała. Kompletnie nie wiedziała, co o tym wszystkim powinna sądzić! Zawsze uważała chłopaka za uczciwego obywatela, być może nie anioła, ale nigdy nie przypuszczałaby, że jest on w stanie posunąć się do czegoś takiego!
- Nie! - pokręciła przecząco głową. - Nigdy nie byłeś tym, za kogo cię uważałam... Cieszę się teraz, że to tak się skończyło!
Objęła się dłońmi za lekko zaokrąglony brzuszek i westchnęła ciężko, zastanawiając się, jak dalej potoczy się jej życie... Cieszyła się, że przynajmniej rodzice się od niej nie odwrócili, a i Bonnie nadal przy niej jest... No właśnie, Bonnie... Gdy tylko pomyślała o przyjaciółce, telefon na stoliczku rozdzwonił się, jak wściekły.
- "Widziałaś wiadomości?" - usłyszała głos rozeźlonej brunetki.
- Widziałam — przytaknęła niechętnie.
- "A to skurwiel! Em, nawet nie wiesz, jak mi przykro! To również przeze mnie zaczęłaś się z nim umawiać... Wybacz!"
- Bonnie, nie mam czego ci wybaczać, bo to przecież nie twoja wina! Przecież nie mogłaś wiedzieć, jaka jest prawda! - odparła blondynka szczerze. - Green oszukał nas obydwie...
- "Powinien za to zapłacić!" - wzburzyła się jeszcze mocniej dziewczyna po drugiej stronie łącza. - " A teraz nawet nie pójdzie siedzieć, bo rządowi to całkiem na rękę, że zlikwidował tych skurczysynów!"
- Dziwisz się? Za to, co zrobili w sumie dobrze, że gryzą glebę!
- "Zaczynam się ciebie bać, Em!" - prychnęła Bonnie. - "A tak na serio, to pomijając wiadomość o Jake'u, to jak się czujesz?"
- Całkiem dobrze!
***
Emily otrząsnęła się ze wspomnień i ustawiła cieplejszy strumień wody. Niemal od razu się rozgrzała i nabrała lepszego humoru, który jeszcze bardziej poprawił się jej, gdy zrobiła sobie swoje ulubione śniadanie. Taki stan nie trwał jednak długo, bowiem przed swym domem dojrzała Jake'a wpatrującego się zawzięcie w okna jej kuchni.
Warknęła coś niezrozumiałego pod nosem i ruszyła energicznie do okna, które otwarła jeszcze gwałtowniej. Wychyliła się przez nie do połowy i wrzasnęła do chłopaka:
- Nie chcę cię widzieć nigdzie w pobliżu mojego domu! Zjeżdżaj stąd albo naślę na ciebie policję!
- Emily, błagam, musisz dać mi szansę przynajmniej na wytłumaczenie wszystkiego! Jeśli po tym nie będziesz nadal chciała mnie znać, to to zrozumiem, ale daj mi opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Taką, jaka była naprawdę, niespaczona przez media!
Dziewczyna westchnęła i bez słowa zatrzasnęła okna i wróciła do sypialni. Ledwo zakopała się pod pierzynę, gdy od strony drzwi wejściowych dobiegło ją łomotanie, a po chwili również gniewne okrzyki młodzieńca. Przez kilka minut starała się ignorować jego głos, lecz kiedy usłyszała, jak wyznaje jej miłość, coś w niej pękło! Odrzuciła kołdrę i żwawym krokiem ruszyła do wyjścia. Otworzyła drzwi i zanim chłopak zdążył zorientować się, co się dzieje, otrzymał siarczysty cios w policzek! Cofnął się o krok zaskoczony zajadłością dziewczyny i spojrzał na nią przepraszająco.
- Wiem, że zawaliłem, Emily, ale błagam, wybacz mi!
- Nie! - syknęła, patrząc na niego spod mocno przymrużonych powiek. - Wynoś się z mojego życia, Green!
- Zbyt mocno cię kocham, by móc to zrobić — odparł.
- Nigdy nie waż się więcej wypowiadać do mnie tych słów! - ostrzegła. - Nie waż się mówić mi, że mnie kochasz!
- Nie mogę, Em! Kocham cię i taka jest prawda!
- Nigdy mnie nie kochałeś...
- Em, to nie tak. Przecież wiesz, co do ciebie czułem... Chciałem cię tylko chronić, nie miałem pojęcia, że jesteś ze mną w ciąży! Przecież wiesz, że gdybym tylko poznał prawdę, nigdy bym cię nie zostawił! - powiedział, klękając niespodziewanie przed zdumioną kobietą. - Tu oto, na progu twego domu, padam przed tobą na kolana i błagam cię w obecności Boga o twe wybaczenie!
Przez kilka niemiłosiernie dłużących się sekund Emily wpatrywała się tępo w oczy młodego mężczyzny, widząc w nich prawdziwy żal.
- Wejdź — powiedziała w końcu cicho, cofając się do domu. Jake wstał natychmiast z kolan i wkroczył za nią, zamykając delikatnie drzwi. - Masz godzinę. Jeśli w tym czasie zdołasz mnie przekonać, że to wszystko zrobiłeś po to, by, jak mówisz, mnie chronić, być może ci uwierzę i nawet wybaczę. Nie wiem jednak, czy zdołasz odzyskać moje serce.
Brunet kiwnął jej nieśmiało głową i ruszył za nią do kuchni. Usiadł na wysokim stołku przy wyspie, dokładnie naprzeciw spiętej dziewczyny i zamyślił się na chwilę.
- Gdy z tobą zerwałem, wpadłem w cug alkoholowy, z którego z trudem wyciągnął mnie ojciec — zaczął opowiadać beznamiętnym tonem. - Udało mi się jakoś pozbierać. Kiedy piłem, nie bardzo zwracałem uwagę na to, co robi Ravenwood. Dopiero po ostatecznym wytrzeźwieniu dotarło do mnie, że chcą mnie zabić. Przyszykowali na mnie zasadzkę, która niemal im się udała. Z walki wyszedłem z ciężkimi obrażeniami. Wtedy dotarło do mnie, że ich nic nie powstrzyma, a gdy w wiadomościach podali informację, że w Iraku znów ucierpieli niewinni cywile, coś we mnie pękło. Wtedy to ja przygotowałem zasadzkę.
***
Jake nachylił się nisko nad asfaltem, by słońce nie raziło go w oczy i po raz ostatni sprawdzić kable. Wszystko wydawało się jak dobrze przygotowane, a pomimo to ręce trzęsły mu się i pociły niemiłosiernie. Wiedział, że ten blef musi wypalić. Dzięki niemu skutecznie zamydli Ravenwood oczy i sam wyjdzie z tego cało. W innym przypadku właściwie już teraz mógł pożegnać się z życiem!
Podniósł nadajnik akurat w momencie, gdy za swoimi plecami usłyszał nadjeżdżający samochód. Wstał, odwracając się na pięcie i w jednej sekundzie znalazł się oko w oko ze swym byłym dowódcą.
- Green! - przywitał go chłodno tamten. - Tak głupio się nam wystawiasz?
- Być może! - odparł, unosząc do góry ręce, gdy najemnicy towarzyszący dowódcy wycelowali w jego stronę lufy swych karabinów. - Ale mam zabezpieczenie! - rozprostował trzy palce, ukazując im nadajnik. - Stoicie na zaminowanej drodze. W każdej chwili mogę się was pozbyć! - ostrzegł zimno, bez cienia strachu patrząc w pozbawione wyrazu oczy byłego dowódcy. Ten zaśmiał się nieprzyjemnie, zimno, bez humoru.
- Przeceniasz sam siebie, Green. Nie jesteś nam w stanie niczym zagrozić!
- Dlaczego? - zdumiał się brunet, pogardliwie patrząc na mężczyznę. Ten uniósł do góry lewą dłoń.
- Spójrz na swoją pierś, Green. Możemy szybko cię wyeliminować...
Jake skłonił lekko głowę, patrząc na swój jasny podkoszulek, na którym krwistą czerwienią odbił się laser celownika snajperskiego! Jake'a przeszedł dreszcz trwogi! Wiedział, że teraz już raczej nie ma przebacz!
***
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Caryca
Cudowna część ,pozdrawiam,i czekam na następną
elenawest
@Caryca dziękuję ;-) mam nadzieję, że teraz dodam już coś szybciej :-D