- Coś się stało? Jesteś jakaś spięta — powiedział kilka dni później Jake, patrząc poważnie na swoją ukochaną.
- Mam wrażenie, że Eric mnie nie akceptuje — wyznała szczerze.
- Nie przejmuj się tym kretynem. Pewnie nie bardzo wie, jak dokładnie ma się wobec ciebie zachowywać i to dlatego tak...
- Co nie zmienia faktu, że przecież nie musi mnie ignorować! - zauważyła nie bez racji.
- Eric cię ignoruje? - zdumiał się.
- No tak! Dzisiaj przy śniadaniu poprosiłam go, by podał mi sok, skoro i tak stoi przy lodówce, a on nie dość, że tego nie zrobił, to jeszcze wyszedł z kuchni, rzucając mi tekstem "Pozmywaj!"
- Kochanie, a pomyślałaś, że może cię nie usłyszał, a ten tekst to była po prostu zwykła prośba?
- Usłyszał, bo spojrzał na mnie z drwiną w oczach. I mógł dodać głupie "proszę", co bardzo nam ułatwiłoby koegzystencję! Oczywiście wszystko pozmywałam, bo i tak miałam taki zamiar, skoro ot tak sobie tu mieszkam, ale poczułam się jak służąca, Jake. I zastanawiam się, czy nie byłoby prościej, gdybym wróciła do siebie.
- Kochanie, nigdzie nie będziesz się wynosić — zaoponował natychmiast. - I nie martw się tym kretynem. Porozmawiam sobie z nim i uświadomię mu, że masz takie samo prawo tu mieszkać, jak on, ja, czy moi rodzice! - zdenerwował się.
Trzy godziny później zrealizował swój plan.
- Zgłupiałeś? - zapytał grzecznie brata, gdy ten akurat zjawił się w domu. Młodszy z Green'ów kompletnie zaskoczony stanął w drzwiach.
- A co, mam wejść oknem? - zapytał tamten, sądząc, że Jake pije do jego wejścia.
- Ja naprawdę czasami zastanawiam się, czy ty jesteś taki głupi sam z siebie, czy ci za to płacą! - prychnął poirytowany brunet. - Ostrzegam, zostaw Emily w spokoju!
- Nic jej nie robię, kretynie!
- Przez cały czas jesteś przeciwko niej! Dlaczego?
- Bo dziewczyna cię omotała, stary! Przez nią wpadłeś już w wystarczające kłopoty! Wydaje mi się, że pora wreszcie przejrzeć na oczy i zmądrzeć, Jake! - odciął się Eric.
- I może mam to zrobić w takim samym stylu jak ty, co? Zostając największym pantoflarzem na świecie?!
- Jesteś śmieszny! - prychnął Eric, starając się wyminąć brata. Ten jednak zagrodził mu drogę i mocno przyszpilił do ściany.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie, kretynie. Jeśli raz jeszcze dotrze do mnie, że w jakikolwiek sposób rzucasz Emily kłody pod nogi, zabiję po raz ostatni, rozumiesz?! - syknął, a w jego oczach zapłonęła prawdziwa złość. Brodacz zbladł gwałtownie.
Tydzień później.
Jake odłożył na stolik czytaną gazetę i zerknął z lekkim niepokojem na Emily, która zamyślona siedziała w fotelu przy kominku. Otwarta książka leżała jej na kolanach. Brunet właśnie przed chwilą doszedł do wniosku, że musi wypytać ją o szczegóły wypadku, aczkolwiek podejrzewał, że dziewczyna mogła wyprzeć je z pamięci.
- Emily kochanie — powiedział łagodnie, wyrywając ją z jej myśli. Spojrzała na niego tak, że uśmiech momentalnie wykwitł mu na twarzy, a w sercu rozlała się gorąca fala miłości. - Możemy porozmawiać?
- Oczywiście — przytaknęła. - O czym?
- Nie zrozum mnie źle, skarbie, bo nie chcę sprawiać ci żadnej przykrości, ale chciałbym dowiedzieć się od ciebie ze wszystkimi możliwymi szczegółami, jak z twojej perspektywy wyglądał ten cały wypadek. Co pamiętasz...
- Po co ci to? - zapytała cicho, natychmiast pochmurniejąc.
- Bo jak ci już kiedyś mówiłem, chciałbym znaleźć człowieka odpowiedzialnego za to wszystko — wyjaśnił, podchodząc do niej i obejmując ją czule ramieniem. - Dasz radę mi to opowiedzieć?
- Nie wiem — odparła. - Być może, ale nie zagwarantuję ci, że się nie rozpłaczę.
- Tego od ciebie nie wymagam — zapewnił ją. - Po prostu zależy mi na tym, byś to opowiedziała, bo być może uda mi się wychwycić jakiś szczegół, który pominęła policja.
Kiwnęła głową, ewidentnie zbierając się w sobie.
- To był już piąty miesiąc ciąży i od niedługiego czasu czułam już ruchy dziecka — wyznała, uśmiechając się smutno. - Wybrałam się wtedy na zwykły spacer, pomimo tego, że była już późna jesień i aura aż tak nie sprzyjała tego rodzaju eskapadom... Zatrzymałam się w pobliżu niewielkiego przystanku autobusowego, za sobą miałam witryny sklepowe. - zamyśliła się na moment, starając sobie przypomnieć niemiłe wspomnienia. Jake patrzył na nią w napięciu z mieszaniną żalu i rozdrażnienia, że spotkało to akurat ją. - Wiesz, teraz jak tak sobie o tym myślę, to wydaje mi się, że tego dnia widziałam już kilka razy ten samochód. A może nawet i wcześniej, ale tego nie jestem na sto procent pewna.
- Pamiętasz może, co to był za model? - zapytał.
- Nie — pokręciła głową. - Tylko tyle, że był duży, chyba jakiś SUV, ciemny, ale niekoniecznie czarny i miał przyciemnione mocno szyby... I tego dnia na sto procent nie było ślisko na drodze.
- A to ma coś do rzeczy? - zdumiał się Green.
- Wiesz, policja powiedziała, że prawdopodobnie mógł wpaść w poślizg i dlatego we mnie wjechał. Ale wiesz...- znów zamilkła. - Ja...ja tak teraz myślę... Wiesz, gdzieś w pamięci tli mi się takie niewyraźne wspomnienie, że przed uderzeniem, słyszałam pisk opon, gdy samochód gwałtownie ruszył.
- Powiedziałaś to policji?
- Nie, Jake. Wtedy zupełnie o tym nie pamiętałam. Oni i tak mieli wielkie problemy z wyciągnięciem ze mnie jakichś zeznań, byłam niedługo po operacji... Poza tym lekarz właściwie dopiero co powiedział mi, że straciłam to dziecko, byłam zdruzgotana i nie mogłam skupić się na niczym innym — wyznała, ukrywając twarz w dłoniach. Musiała odetchnąć głębiej, by się uspokoić. - Potem policjanci powiedzieli mi jeszcze, że ten wypadek nastąpił niestety w miejscu, gdzie wyjątkowo nie było żadnych kamer, a sprawca uciekł zbyt szybko, by ktokolwiek zauważył jego rejestrację... Raczej zajęli się mną, bo z tego, co wiem, traciłam krew.
Jake jęknął, zdając sobie nagle sprawę, jak Emily była blisko śmierci!
- Tak mi przykro — wyszeptał, gładząc ją czule po włosach. - Gdybym mógł, zabiłbym tego skurwysyna, który ci...wam to zrobił. Nigdy nie wybaczę ani jemu, ani tym bardziej sobie, że to dziecko zmarło, Em.
- Nic już z tym nie zrobisz.
- Znajdę go, obiecuję. I sprawię, że stanie za to przed sądem. Nie wierzę w wersję policji, to musiało być zamierzone działanie. Jestem tylko bardzo ciekaw, kto aż tak bardzo cię nienawidzi. I raczej wątpię, by tutaj chodziło o zabicie cię. Raczej o sprawienie, że się załamiesz.
- Nie wiem, Jake. Przecież nikomu nigdy nie weszłam w paradę... A Ravenwood już wtedy zniszczyłeś.
- No właśnie, więc pośredni atak we mnie też nie mógł być, skoro nie utrzymywaliśmy już kontaktów i nie miałem bladego pojęcia o tym, że jesteś ze mną w ciąży — powiedział, martwiąc się wyraźnie. - Muszę to sobie wszystko spokojnie poukładać... Wybaczysz mi, jeśli teraz cię opuszczę? Chciałbym się przejść i pomyśleć.
- Oczywiście, Jake, idź. Ja pójdę na górę, nie chciałabym tu natknąć się na twojego brata.
- Eric jest zwykłym kutasem i zapewniam cię, że już nigdy cię w żaden sposób nie obrazi!
- Mimo wszystko...
- Idź, jeśli tak chcesz — wzruszył tylko ramionami i pocałowawszy ją czule, wyszedł z domu.
Skierował się ku spokojnemu o tej porze dnia centrum miasteczka. Nie mógł pogodzić się z tym, co bezwiednie utracił na zawsze przez czyjąś bezmyślną głupotę, czy — jak coraz mocniej podejrzewał — celowe działanie. Nie rozumiał, dlaczego ktoś w ogóle chciałby skrzywdzić taką osobę, jaką była Emily! Młodą kobietę, która nikomu nigdy niczym nie zawiniła! Bił się z myślami, chodząc po rynku, aż w końcu zawędrował do pubu, w którym ujrzał swego brata. Westchnął i już chciał wyjść, kiedy Eric go spostrzegł i zawołał. Chcąc nie chcąc, Jake został niejako zmuszony do przyłączenia się do brata.
- Co chcesz? - zagadnął go Eric.
- A ty co masz?
- Czystą whisky.
- Polej mi też. - Jake zwrócił się do zaprzyjaźnionej barmanki. Po chwili upił łyk alkoholu i odetchnął głębiej, gdy napój zapiekł go w gardło. - Co tu tak siedzisz?
- Bo pokłóciłem się z Summer.
- O co? - zdumiał się brunet dość szczerze.
- Ona chce mieć dzieci — wyznał Eric, popijając bursztynowy napój.
- I?...
- I się przy tym upiera, a ja wcale nie czuję się na siłach, by zostać ojcem w tak młodym wieku.
- Masz przecież dwadzieścia osiem lat — zauważył Jake. - To chyba dobry czas, by zostać ojcem...
- Nie dla mnie — mruknął Eric. - Nie przepadam za dziećmi. Denerwują mnie — wyznał szczerze.
- Zaskoczyłeś mnie tym — przyznał jego brat, na co brodacz tylko wzruszył nieznacznie ramionami, nie odpowiadając już nijak. Wkrótce potem alkohol jednak zrobił swoje i mężczyźni zapomnieli o niedawnej sprzeczce i zaczęli wspominać co bardziej zwariowane wyczyny ze swego dzieciństwa, kiedy to jeszcze się dogadywali. Dopiero kiedy zegar wybił jedenastą wieczorem, Eric rzekł:
- Cóż, chyba powiem, byśmy zostawili już to picie i wracali do domu.
Jake spojrzał na niego krótko i szybko uregulował rachunek. Zgodnie ruszyli do rodzinnego domu. W połowie drogi Eric skręcił w stronę swojego i wkrótce zniknął bratu z oczu. Jake samotnie dotarł więc do domu. W salonie dołączył do swego ojca, który siedział przy rozpalonym kominku.
- Jakie masz plany wobec tej dziewczyny? Nie mam nic przeciwko jej mieszkaniu tutaj, ale chciałbym wiedzieć — zagadnął go natychmiast starszy mężczyzna.
- Chcę się z nią ożenić. Jeszcze nie wiem kiedy, ale chcę. I chcę założyć z nią rodzinę — wyjaśnił chłopak.
- Wybacz, że o to spytam, lecz przez zupełny przypadek słyszałem, jak rozmawialiście o jakimś dziecku... Jak mówiłeś, że bardzo żałujesz, że wtedy nie wiedziałeś, że jest z tobą w ciąży. Czy... Czy ja mam wnuka?
- Miałeś, tato. Ktoś go naumyślnie zabił, kiedy jeszcze była w ciąży i mam zamiar dowiedzieć się kto i dlaczego! - warknął, zaciskając dłonie w pięści.
- To przykre, Jake, tylko błagam, nie wpakuj się w jakieś bagno znowuż tak jak z Ravenwood, dobrze? Nie chciałbym znowu cię stracić...
- Nie bój się, nie stracisz. Ani ty, ani mama, ani Emily. Zmądrzałem od czasu J&R. Widzisz... Kiedy wyjeżdżałem z domu, byłem zdeterminowany, by udowodnić ci, że się mylisz, ale... Ale prawda jest taka, że to ja byłem w błędzie i oberwałem od życia mocniej i boleśniej, niż chciałbym. Straciłem wiele i teraz nie dopuszczę już do tego, by to się powtórzyło.
- Cieszę się, Jake, że sam doszedłeś do takiego, a nie innego wniosku. - ojciec uśmiechnął się do niego wyrozumiale.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto
Caryca
Witam ,kolejna rewelacyjna część ,naprawdę masz niesamowity talent opisywania ludzkich emocji ,jedyny mankament to to że kolejne części pojawiają się tak rzadko ale rozumiem , pozdrawiam.......
elenawest
@Caryca wiem, wybacz, postaram się, by były szybciej ;-)