Zakochałam się w nim - rozdział 18

Zakochałam się w nim - rozdział 18- Coś się stało? Jesteś jakaś spięta — powiedział kilka dni później Jake, patrząc poważnie na swoją ukochaną.
- Mam wrażenie, że Eric mnie nie akceptuje — wyznała szczerze.
- Nie przejmuj się tym kretynem. Pewnie nie bardzo wie, jak dokładnie ma się wobec ciebie zachowywać i to dlatego tak...
- Co nie zmienia faktu, że przecież nie musi mnie ignorować! - zauważyła nie bez racji.
- Eric cię ignoruje? - zdumiał się.
- No tak! Dzisiaj przy śniadaniu poprosiłam go, by podał mi sok, skoro i tak stoi przy lodówce, a on nie dość, że tego nie zrobił, to jeszcze wyszedł z kuchni, rzucając mi tekstem "Pozmywaj!"
- Kochanie, a pomyślałaś, że może cię nie usłyszał, a ten tekst to była po prostu zwykła prośba?
- Usłyszał, bo spojrzał na mnie z drwiną w oczach. I mógł dodać głupie "proszę", co bardzo nam ułatwiłoby koegzystencję! Oczywiście wszystko pozmywałam, bo i tak miałam taki zamiar, skoro ot tak sobie tu mieszkam, ale poczułam się jak służąca, Jake. I zastanawiam się, czy nie byłoby prościej, gdybym wróciła do siebie.
- Kochanie, nigdzie nie będziesz się wynosić — zaoponował natychmiast. - I nie martw się tym kretynem. Porozmawiam sobie z nim i uświadomię mu, że masz takie samo prawo tu mieszkać, jak on, ja, czy moi rodzice! - zdenerwował się.
Trzy godziny później zrealizował swój plan.
- Zgłupiałeś? - zapytał grzecznie brata, gdy ten akurat zjawił się w domu. Młodszy z Green'ów kompletnie zaskoczony stanął w drzwiach.
- A co, mam wejść oknem? - zapytał tamten, sądząc, że Jake pije do jego wejścia.
- Ja naprawdę czasami zastanawiam się, czy ty jesteś taki głupi sam z siebie, czy ci za to płacą! - prychnął poirytowany brunet. - Ostrzegam, zostaw Emily w spokoju!
- Nic jej nie robię, kretynie!
- Przez cały czas jesteś przeciwko niej! Dlaczego?
- Bo dziewczyna cię omotała, stary! Przez nią wpadłeś już w wystarczające kłopoty! Wydaje mi się, że pora wreszcie przejrzeć na oczy i zmądrzeć, Jake! - odciął się Eric.
- I może mam to zrobić w takim samym stylu jak ty, co? Zostając największym pantoflarzem na świecie?!
- Jesteś śmieszny! - prychnął Eric, starając się wyminąć brata. Ten jednak zagrodził mu drogę i mocno przyszpilił do ściany.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie, kretynie. Jeśli raz jeszcze dotrze do mnie, że w jakikolwiek sposób rzucasz Emily kłody pod nogi, zabiję po raz ostatni, rozumiesz?! - syknął, a w jego oczach zapłonęła prawdziwa złość. Brodacz zbladł gwałtownie.

Tydzień później.
Jake odłożył na stolik czytaną gazetę i zerknął z lekkim niepokojem na Emily, która zamyślona siedziała w fotelu przy kominku. Otwarta książka leżała jej na kolanach. Brunet właśnie przed chwilą doszedł do wniosku, że musi wypytać ją o szczegóły wypadku, aczkolwiek podejrzewał, że dziewczyna mogła wyprzeć je z pamięci.
- Emily kochanie — powiedział łagodnie, wyrywając ją z jej myśli. Spojrzała na niego tak, że uśmiech momentalnie wykwitł mu na twarzy, a w sercu rozlała się gorąca fala miłości. - Możemy porozmawiać?
- Oczywiście — przytaknęła. - O czym?
- Nie zrozum mnie źle, skarbie, bo nie chcę sprawiać ci żadnej przykrości, ale chciałbym dowiedzieć się od ciebie ze wszystkimi możliwymi szczegółami, jak z twojej perspektywy wyglądał ten cały wypadek. Co pamiętasz...
- Po co ci to? - zapytała cicho, natychmiast pochmurniejąc.
- Bo jak ci już kiedyś mówiłem, chciałbym znaleźć człowieka odpowiedzialnego za to wszystko — wyjaśnił, podchodząc do niej i obejmując ją czule ramieniem. - Dasz radę mi to opowiedzieć?
- Nie wiem — odparła. - Być może, ale nie zagwarantuję ci, że się nie rozpłaczę.
- Tego od ciebie nie wymagam — zapewnił ją. - Po prostu zależy mi na tym, byś to opowiedziała, bo być może uda mi się wychwycić jakiś szczegół, który pominęła policja.
Kiwnęła głową, ewidentnie zbierając się w sobie.
- To był już piąty miesiąc ciąży i od niedługiego czasu czułam już ruchy dziecka — wyznała, uśmiechając się smutno. - Wybrałam się wtedy na zwykły spacer, pomimo tego, że była już późna jesień i aura aż tak nie sprzyjała tego rodzaju eskapadom... Zatrzymałam się w pobliżu niewielkiego przystanku autobusowego, za sobą miałam witryny sklepowe. - zamyśliła się na moment, starając sobie przypomnieć niemiłe wspomnienia. Jake patrzył na nią w napięciu z mieszaniną żalu i rozdrażnienia, że spotkało to akurat ją. - Wiesz, teraz jak tak sobie o tym myślę, to wydaje mi się, że tego dnia widziałam już kilka razy ten samochód. A może nawet i wcześniej, ale tego nie jestem na sto procent pewna.
- Pamiętasz może, co to był za model? - zapytał.
- Nie — pokręciła głową. - Tylko tyle, że był duży, chyba jakiś SUV, ciemny, ale niekoniecznie czarny i miał przyciemnione mocno szyby... I tego dnia na sto procent nie było ślisko na drodze.
- A to ma coś do rzeczy? - zdumiał się Green.
- Wiesz, policja powiedziała, że prawdopodobnie mógł wpaść w poślizg i dlatego we mnie wjechał. Ale wiesz...- znów zamilkła. - Ja...ja tak teraz myślę... Wiesz, gdzieś w pamięci tli mi się takie niewyraźne wspomnienie, że przed uderzeniem, słyszałam pisk opon, gdy samochód gwałtownie ruszył.
- Powiedziałaś to policji?
- Nie, Jake. Wtedy zupełnie o tym nie pamiętałam. Oni i tak mieli wielkie problemy z wyciągnięciem ze mnie jakichś zeznań, byłam niedługo po operacji... Poza tym lekarz właściwie dopiero co powiedział mi, że straciłam to dziecko, byłam zdruzgotana i nie mogłam skupić się na niczym innym — wyznała, ukrywając twarz w dłoniach. Musiała odetchnąć głębiej, by się uspokoić. - Potem policjanci powiedzieli mi jeszcze, że ten wypadek nastąpił niestety w miejscu, gdzie wyjątkowo nie było żadnych kamer, a sprawca uciekł zbyt szybko, by ktokolwiek zauważył jego rejestrację... Raczej zajęli się mną, bo z tego, co wiem, traciłam krew.
Jake jęknął, zdając sobie nagle sprawę, jak Emily była blisko śmierci!
- Tak mi przykro — wyszeptał, gładząc ją czule po włosach. - Gdybym mógł, zabiłbym tego skurwysyna, który ci...wam to zrobił. Nigdy nie wybaczę ani jemu, ani tym bardziej sobie, że to dziecko zmarło, Em.
- Nic już z tym nie zrobisz.
- Znajdę go, obiecuję. I sprawię, że stanie za to przed sądem. Nie wierzę w wersję policji, to musiało być zamierzone działanie. Jestem tylko bardzo ciekaw, kto aż tak bardzo cię nienawidzi. I raczej wątpię, by tutaj chodziło o zabicie cię. Raczej o sprawienie, że się załamiesz.
- Nie wiem, Jake. Przecież nikomu nigdy nie weszłam w paradę... A Ravenwood już wtedy zniszczyłeś.
- No właśnie, więc pośredni atak we mnie też nie mógł być, skoro nie utrzymywaliśmy już kontaktów i nie miałem bladego pojęcia o tym, że jesteś ze mną w ciąży — powiedział, martwiąc się wyraźnie. - Muszę to sobie wszystko spokojnie poukładać... Wybaczysz mi, jeśli teraz cię opuszczę? Chciałbym się przejść i pomyśleć.
- Oczywiście, Jake, idź. Ja pójdę na górę, nie chciałabym tu natknąć się na twojego brata.
- Eric jest zwykłym kutasem i zapewniam cię, że już nigdy cię w żaden sposób nie obrazi!
- Mimo wszystko...
- Idź, jeśli tak chcesz — wzruszył tylko ramionami i pocałowawszy ją czule, wyszedł z domu.
Skierował się ku spokojnemu o tej porze dnia centrum miasteczka. Nie mógł pogodzić się z tym, co bezwiednie utracił na zawsze przez czyjąś bezmyślną głupotę, czy — jak coraz mocniej podejrzewał — celowe działanie. Nie rozumiał, dlaczego ktoś w ogóle chciałby skrzywdzić taką osobę, jaką była Emily! Młodą kobietę, która nikomu nigdy niczym nie zawiniła! Bił się z myślami, chodząc po rynku, aż w końcu zawędrował do pubu, w którym ujrzał swego brata. Westchnął i już chciał wyjść, kiedy Eric go spostrzegł i zawołał. Chcąc nie chcąc, Jake został niejako zmuszony do przyłączenia się do brata.
- Co chcesz? - zagadnął go Eric.
- A ty co masz?
- Czystą whisky.
- Polej mi też. - Jake zwrócił się do zaprzyjaźnionej barmanki. Po chwili upił łyk alkoholu i odetchnął głębiej, gdy napój zapiekł go w gardło. - Co tu tak siedzisz?
- Bo pokłóciłem się z Summer.
- O co? - zdumiał się brunet dość szczerze.
- Ona chce mieć dzieci — wyznał Eric, popijając bursztynowy napój.
- I?...
- I się przy tym upiera, a ja wcale nie czuję się na siłach, by zostać ojcem w tak młodym wieku.
- Masz przecież dwadzieścia osiem lat — zauważył Jake. - To chyba dobry czas, by zostać ojcem...
- Nie dla mnie — mruknął Eric. - Nie przepadam za dziećmi. Denerwują mnie — wyznał szczerze.
- Zaskoczyłeś mnie tym — przyznał jego brat, na co brodacz tylko wzruszył nieznacznie ramionami, nie odpowiadając już nijak. Wkrótce potem alkohol jednak zrobił swoje i mężczyźni zapomnieli o niedawnej sprzeczce i zaczęli wspominać co bardziej zwariowane wyczyny ze swego dzieciństwa, kiedy to jeszcze się dogadywali. Dopiero kiedy zegar wybił jedenastą wieczorem, Eric rzekł:
- Cóż, chyba powiem, byśmy zostawili już to picie i wracali do domu.
Jake spojrzał na niego krótko i szybko uregulował rachunek. Zgodnie ruszyli do rodzinnego domu. W połowie drogi Eric skręcił w stronę swojego i wkrótce zniknął bratu z oczu. Jake samotnie dotarł więc do domu. W salonie dołączył do swego ojca, który siedział przy rozpalonym kominku.
- Jakie masz plany wobec tej dziewczyny? Nie mam nic przeciwko jej mieszkaniu tutaj, ale chciałbym wiedzieć — zagadnął go natychmiast starszy mężczyzna.
- Chcę się z nią ożenić. Jeszcze nie wiem kiedy, ale chcę. I chcę założyć z nią rodzinę — wyjaśnił chłopak.
- Wybacz, że o to spytam, lecz przez zupełny przypadek słyszałem, jak rozmawialiście o jakimś dziecku... Jak mówiłeś, że bardzo żałujesz, że wtedy nie wiedziałeś, że jest z tobą w ciąży. Czy... Czy ja mam wnuka?
- Miałeś, tato. Ktoś go naumyślnie zabił, kiedy jeszcze była w ciąży i mam zamiar dowiedzieć się kto i dlaczego! - warknął, zaciskając dłonie w pięści.
- To przykre, Jake, tylko błagam, nie wpakuj się w jakieś bagno znowuż tak jak z Ravenwood, dobrze? Nie chciałbym znowu cię stracić...
- Nie bój się, nie stracisz. Ani ty, ani mama, ani Emily. Zmądrzałem od czasu J&R. Widzisz... Kiedy wyjeżdżałem z domu, byłem zdeterminowany, by udowodnić ci, że się mylisz, ale... Ale prawda jest taka, że to ja byłem w błędzie i oberwałem od życia mocniej i boleśniej, niż chciałbym. Straciłem wiele i teraz nie dopuszczę już do tego, by to się powtórzyło.
- Cieszę się, Jake, że sam doszedłeś do takiego, a nie innego wniosku. - ojciec uśmiechnął się do niego wyrozumiale.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2021 słów i 11021 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Caryca

    Witam ,kolejna rewelacyjna część  ,naprawdę masz niesamowity talent opisywania ludzkich emocji  ,jedyny mankament to to że kolejne części pojawiają się tak rzadko ale rozumiem , pozdrawiam.......:)

    29 sie 2017

  • elenawest

    @Caryca wiem, wybacz, postaram się, by były szybciej ;-)

    29 sie 2017