Zakochałam się w nim - rozdział 17

Zakochałam się w nim - rozdział 17- Ale nie dali ci spokoju, prawda? - domyśliła się Emily, wpatrując się w napięciu w widok za oknem.
- Nie — przyznał ponuro brunet. - Nie dali mi spokoju, choć nie przewidzieli mojego kolejnego ruchu... Ale o tym już wiesz, prawda? Z wiadomości...
- Tak... I choć zdaję sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy postąpiłeś słusznie, to nadal nie mogę uwierzyć, że coś takiego zrobiłeś — odparła spokojnie. Spojrzała mu w oczy i dojrzała w nich tylko pustkę.
- Działałem wtedy jak automat. Naciskałem spust raz za razem, nie myśląc nad tym, ilu zabiję... Zlikwidowałem dwa oddziały...
- W pojedynkę? Jak?!
- Mówiłem ci kiedyś, że jestem pilotem... Udało mi się wtedy wykraść niewielki, ale bardzo zwrotny i nieźle uzbrojony myśliwiec. Te działka mają dużą moc, więc nie miałem większego problemu. Niestety już po wszystkim przechwyciło mnie lotnictwo Stanów i musiałem się poddać... Stanąłem przed sądem. Złożyłem tak wyczerpujące zeznania, że rząd zdecydował zająć się w trybie natychmiastowym pozostałościami po J&R. Nawet oni byli wstrząśnięci metodami swojej organizacji i z tego, co wiem, przyznali się, że popełnili błąd tak bardzo ufając J&R... Poleciało wtedy wiele głów odpowiedzialnych za te operacje i sam projekt. Mnie... Mnie wypuszczono, choć wstrzymali mi paszport na dziesięć lat i gdybym chciał wyjechać poza stan, musiałbym prosić o zgodę policję i sąd... Dla mnie jednak największą karą było to, że straciłem ciebie... Em, nie jestem i nigdy nie byłem dumny z tego, co zrobiłem, służąc w Ravenwood i za swoje grzechy będę pokutować do końca życia...
Przez długie minuty Emily tylko wpatrywała się w jeden punkt, przyswajając sobie to, co powiedział brunet. W końcu jednak spojrzała na niego załzawionymi oczami i zdecydowała się przemówić, choć mocno ściskało ją w gardle.
- Chciałabym wreszcie uwierzyć ci w to, że naprawdę mnie kochasz, ale po tym wszystkim, co między nami się wydarzyło, nie jest to wcale takie łatwe... Skrzywdziłeś mnie, Jake i to mocniej, niż mógłbyś przypuszczać. Chciałam być tylko z tobą, zostać twoją żoną, urodzić ci dzieci, być kobietą twojego życia. Otworzyłam się przy tobie, byłam gotowa poświęcić swoje plany związane ze studiami, a ty to wszystko spuściłeś do ścieku... Pokazałeś, że w twoich oczach jestem nikim. Nie zaufałeś mi, lecz oszukałeś. Złamałeś serce i odszedłeś. Została mi odebrana nadzieja, że jeszcze kiedykolwiek będzie w moim życiu dobrze. Shane był tylko twoją marną namiastką, teraz potrafię się do tego otwarcie przyznać... Długo zbierałam się po tym wszystkim, a gdy ponownie zjawiłeś się w moim życiu, głupia sądziłam, że być może będzie jeszcze dobrze... Ale to wszystkie jest takie trudne! Jake, ja wciąż co noc płaczę za tym dzieckiem, choć minęło już sporo czasu, odkąd poroniłam. Nie potrafię pogodzić się z tą stratą i wątpię, by kiedyś się to zmieniło... Kiedyś naprawdę cię kochałam, teraz... Teraz jestem po prostu skołowana. Gdy tu przyjechałam, przypuszczałam, że prędzej czy później w końcu się na ciebie gdzieś natknę, ale nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę od ciebie, że nadal mnie kochasz... Moje serce wyrwało wtedy do ciebie niepomne tego, jak bardzo cierpiało. Omamiłeś mnie tym wyznaniem, lecz nie było ono nieprzyjemne...
Jake spojrzał na nią z bólem w oczach i powiedział cicho:
- Jestem wstrząśnięty, Em... Wstrząśnięty tym, że nawet o tym nie wiedząc, byłem ojcem, któremu tak brutalnie odebrano dziecko... Oraz przerażony, że tak łatwo dałem się zmanipulować. Gardzę sobą, wiedząc, czego dokonałem, służąc w Ravenwood. Na moich rękach jest krew zbyt wielu ludzi, by o tym, ot tak, zapomnieć... Wiem, że za te grzechy nigdy nie odpokutuję, lecz proszę, daj mi szansę naprawić błędy naszego związku... Ja nie odejdę, Em, choćbyś nie wiem, jak mnie odganiała.
- Jake, zniszczyłeś moją opokę bezpieczeństwa - miauknęła płaczliwie, pociągając nosem. Trzydziestolatek spuścił głowę i umilkł. Nie miał pojęcia, ile faktycznie kiedyś znaczył dla tej drobnej blondynki.
- Nie wiem, jak cię przepraszać — powtórzył po raz n-ty. - Tak wiele spraw zawaliłem, Emily, ale jakiś czas temu zmądrzałem na tyle, by je dostrzec i chcieć, choć częściowo, naprawić! Pragnę twojego wybaczenia i akceptacji, Em. Twojej miłości i oddania. Chcę pojąć cię za żonę i mieć z tobą dzieci, najmilsza. Pozwól mi na to, błagam, a obiecuję ci, że wszelkie złe wspomnienia pójdą w niepamięć. Stworzymy wspólną, szczęśliwą przyszłość!
Blondynka znów odwróciła twarz, a po jej policzkach intensywnie spłynęły łzy. Ale młody mężczyzna nie dał bynajmniej za wygraną. Wstał gwałtownie z wysokiego taboretu przy wyspie kuchennej i podszedł prędko do zasmuconej dziewczyny i zanim ta zdążyła zareagować, zamknął ją w silnym uścisku swych ramion.
- Wiem, jak bardzo cierpiałaś... Teraz czuję to samo — powiedział cicho, nie pozwalając się jej uwolnić. - Rozumiem twoje rozterki, bo pewnie reagowałbym podobnie. Proszę cię jednak, byś pozwoliła mi wrócić. Obiecuję, że nie będzie już więcej żadnych tajemnic i sekretów, dam ci wszystko, czego zapragniesz. Zostaniesz jedyną kobietą mojego życia i zapewniam cię, że nic tego nigdy nie zmieni! Pozwól mi tylko się tobą zaopiekować.
Jego łagodny, a jednocześnie stanowczy ton głosu sprawił, że młoda kobieta rozpłakała się na całego w jego ramionach. Lekko zmusił ją, by przeszła na wygodniejszą sofę i objął ją jeszcze mocniej, uspokajająco gładząc po lśniących włosach. Minęło kilka minut nim w końcu przestała tak histerycznie płakać. Chlipnęła kilka razy i niespodziewanie przytuliła się do Green'a. Faktem jest, że zawsze była dość chwiejna emocjonalnie, a ostatnie dwa lata rozbiły ją jeszcze mocniej i obecnie sama nie bardzo wiedziała, czego tak naprawdę chce. A prawda była przecież taka, że przyjechała do Silver Lake, bo to właśnie tutaj pochowała wszystkie swoje marzenia o szczęśliwej przyszłości z ukochanym mężczyzną. I po prostu serce ją ciągnęło do tego niewielkiego miasteczka. I cóż tu ukrywać, po raz ostatni chciała spojrzeć Jake'owi w oczy i dojrzeć w nich żal, że ją zostawił. I teraz właśnie to dojrzała... Choć jej serce zostało kiedyś rozdarte na milion kawałeczków, najwyraźniej to tylko przy nim zaczynało na nowo się regenerować. Westchnęła, wierzchem dłoni ścierając ślady łez z policzków i powiedziała drżącym od emocji i niedawnego płaczu głosem:
- Naprawdę nadal mnie kochasz?
- Tak, Emily. I nigdy tak naprawdę nie przestałem, tylko byłem najnormalniejszym w świecie kretynem — odparł poważnie.
Parsknęła śmiechem, bo nie da się ukryć, że ją rozśmieszył.
- Więc zostań — powiedziała cichutko.
- Mogę?...
- Tak.
- I już się nie załamiesz? Nie odtrącisz mnie?
- Nie, Jake. Nie zrobię tego. Obiecuję.
Brunet uśmiechnął się szczerze i kładąc dłonie na jej policzkach, ostrożnie zbliżył twarz do jej twarzy. Ich usta znów się połączyły w delikatnym pocałunku. Tę noc spędzili w rodzinnym domu Jake'a, do którego przenieśli się po pół godzinie pertraktacji, bowiem blondynka wcale nie była pewna słuszności tej decyzji.
Kiedy obudziła się nazajutrz rano, Jake już wstał i szykował dla niej śniadanie w kuchni, do której zeszła natychmiast po porannym prysznicu.
- Mmm, pięknie pachnie — zachwyciła się, czując intensywny zapach czarnej kawy połączonej z jajkiem sadzonym.
- Mocna kawa, a do tego jajka na bekonie, tosty z serem i sałatka z pomidora, rzodkiewki i sałaty — oznajmił Jake, całując ją na powitanie w policzek.
- Niemal królewskie śniadanie! - zaśmiała się, nalewając sobie kawy, bez której nie uznawała śniadań.
- Dla ciebie wszystko, kochanie... Jedz spokojnie, a ja tymczasem wezmę szybki prysznic, bo wcześniej nie chciałem cię budzić szumem wody. Tak słodko spałaś...
Pocałował ją jeszcze w czoło i niemal wbiegł po schodach na górę. Wkrótce Emily usłyszała lejącą się w łazience wodę i z uśmiechem zajęła się jedzeniem. Niedługo potem do kuchni zawitał młodszy brat Jake'a — Eric. Gdy spojrzała na niego, śniadanie stanęło jej momentalnie w gardle. Jeszcze nie widziała, by ktoś wpatrywał się w nią z taką nienawiścią, aczkolwiek ich kontakt wzrokowy trwał może ledwie kilka sekund, bo mężczyzna zaraz opuścił pomieszczenie, jakby nie mógł znieść przebywania z nią w jednym pomieszczeniu. Po plecach blondynki przebiegł zimny dreszcz...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1580 słów i 8876 znaków, zaktualizowała 30 maj 2018.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Almach99

    Opowiadanie inne Niz wszystkie. Swietny pomysl z ta retrospekcja, wracaniem do wspomnien, rozdrapywaniem starych ran. Kilka bledow sie znajdzie. Chocby w tym odcinku, kiedy Jake przygowal kolacje z samego rana 😃 szybko sie pogodzili, ale cos czuje, ze to nie koniec problemow

    30 maj 2018

  • elenawest

    @Almach99 fakt, jest to błąd o którego poprawie notorycznie zapominam :-P już się za to biorę, dzięki za wychwycenie go ;-)

    30 maj 2018

  • zabka815

    Wow świetna część  :bravo: mam nadzieję kochana autorko, że dodasz coś szybciutko  :)

    9 sie 2017

  • elenawest

    @zabka815 postaram się i dziękuję ;-)

    9 sie 2017

  • Caryca

    Witam,śledzę to opowiadanie ,jestem pod wrażeniem  każda kolejna część jest jeszcze lepsza pozdrawiam:)

    9 sie 2017