Zakochałam się w nim część 9

Zakochałam się w nim część 9Nazajutrz rano, gdy Emily szykowała się na spotkanie z szeryfem w sprawie kupna jego domu, z rozmyślań wyrwało ją stanowcze, chociaż łagodne pukanie do drzwi. Domyśliła się szybko, że to Jake. Jej poważną i zamyśloną jeszcze przed chwilą twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Cześć – przywitał się z nią, wchodząc do motelowego pokoju.
- Witaj – odparła, biorąc do ręki torebkę. – Jedziemy obejrzeć ten domek?
- Jasne. – uśmiechnął się do niej ciepło i ostrożnie ją objął. Nie chciał jej wystraszyć. – Zanim tu przyjechałem, rozmawiałem z Grahamem. Jest zgodny sprzedać ci ten domek po przystępnej cenie, którą w razie konieczności będziesz mogła spłacić mu w ratach.
- Jak udało ci się tego dokonać? – zapytała zaskoczona tą nieoczekiwaną nowiną, gdy wychodziła z chłopakiem na parking.
- Powiedzmy, że mam niezły dar przekonywania, poza tym facet wisiał mi niemałą przysługę... Poza tym powiedziałem mu, że to chodzi o ciebie. Nie wiem, czy wiesz, ale wiele osób nadal tu cię mile wspomina – odparł, siadając za kółkiem. Roześmiała się i pocałowała go szybko w policzek.
- Dziękuję za wszystko.
- Nie musisz...

Dziesięć minut później zaparkowali na obszernym podjeździe, na którym stał także samochód wspomnianego mężczyzny, który wyszedł z domu natychmiast, gdy tylko usłyszał, jak podjeżdżają.
- Miło słyszeć, że znów zawitałaś do naszego miasteczka – powiedział, witając się uprzejmie z Emily. – No i z tego, co widzę, chyba nieszybko masz zamiar stąd wyjeżdżać, co?
- Zobaczymy, jak życie mi się ułoży, ale szczerze powiedziawszy, jakoś w ogóle nie myślę o wyjeździe. Mam z Silver Lake miłe wspomnienia. – ukradkiem spojrzała na Jake’a, na którego ustach błąkał się jakiś zagadkowy uśmiech.
- To dobrze – odparł Graham. – Zapraszam wobec tego do środka... Słyszałem, że mój domek od zawsze ci się podobał.
- Ma pan dobre informacje – zaśmiała się uroczo. W tym momencie Jake zapragnął, by zawsze już się śmiała. – Jest to jeden z niewielu budynków w mieście, który szybko przykuł moją uwagę. Jest po prostu uroczy – wyjawiła swoje uczucia co do domku. Z uśmiechem i roziskrzonymi w podniecenia oczami spoglądała na gustownie urządzony hall, z którego bezpośrednio przechodziło się do otwartego salonu. – Idealnie! – powiedziała szczerze, wyglądając przez tarasowe drzwi na uroczy placyk za domem.
- Bardzo się cieszę, że będę mógł sprzedać go właśnie tobie – powiedział starszy mężczyzna. – Rozmawiałem już z Jakiem na ten temat i z grubsza wiem, jak obecnie wygląda twoja sytuacja, więc teraz pobiorę od ciebie tylko pewną kwotę, powiedzmy... jedną trzecią tego, co ogółem zapłacisz za dom, dobrze?
- A o jakiej kwocie mówimy? – zaniepokoiła się natychmiast Emily. Domek jej się naprawdę podobał, bo miał w sobie jakiś swoisty urok, ale bała się, że niestety nie będzie w stanie go kupić. – Bo Jake nie zdradził mi żadnych szczegółów odnośnie do tego aspektu...
- Sto pięćdziesiąt tysięcy – powiedział Graham, a widząc przerażenie w oczach młodej kobiety, natychmiast dodał. – To kwota całkowita. Teraz wpłacisz mi tylko pięćdziesiąt, resztę... powiedzmy... w ciągu pięciu lat. Pasuje?
Emily zamyśliła się na dłuższą chwilę. Prawda była taka, że na swoim koncie w banku posiadała jedynie trzydzieści tysięcy, które skrupulatnie odkładała na czarną godzinę, ewentualnie na swój ślub z Shanem.
- Niestety, ale mnie nie stać – pokręciła smutno głową. – Nie mam całej kwoty, o której mówimy. A muszę zostawić sobie też coś na życie do czasu, aż nie znajdę tutaj jakiejś prawy – wyjaśniła.
- Ile możesz wyłożyć na już? – zainteresował się natychmiast Jake, patrząc na nią poważnie.
- Dwadzieścia, dwadzieścia pięć tysięcy – odparła. – Czemu?
- Niech będzie dwadzieścia. Resztę ja pokryję – zadeklarował.
- Zwariowałeś?! - oburzyła się. – Nie mogę od ciebie przyjąć tej kwoty, bo wtedy będę miała wobec ciebie okropny dług, którego nie wiem, czy uda mi się spłacić...
- Nie będzie żadnego długu! – zdecydował. – W ten sposób, chociaż częściowo odkupię swoje winy. Nie chcę, żebyś cokolwiek mi oddawała!
- Ale, Jake! Przecież to masa kasy – zaprotestowała.
- Wiem, ale i tak nie odpuszczę – powiedział twardo. – Nie chcę się z tobą kłócić, Emily. Ty chcesz ten dom, a ja chcę spłacić swoje długi wobec ciebie i przy okazji zrobić coś szlachetnego.
- Wiesz, że to bardzo dziwnie brzmi z twoich ust? – zapytała, z trudem opanowując wzruszenie, które zupełnie irracjonalnie zaczęło brać nad nią górę.
- Wiem, dlatego proszę, nie każ mi tego powtarzać...
Cała trójka roześmiała się na jego słowa, po czym Graham przytomnie zaproponował spisanie odpowiedniej umowy. Półtorej godziny później, gdy było wszystko już gotowe, pieniądze, czy w przypadku Jake’a czek, wyłożone na stół, a rozradowana i jednocześnie roztrzęsiona Emily ściskała kurczowo w dłoni niewielki pęk kluczy, dwójka młodych poszła odprowadzić stróża prawa do drzwi. Zatrzymali się w progu. Wtedy też starszy mężczyzna powiedział coś, co ich oboje wielce zaskoczyło:
- Jake, nie spieprz swojej życiowej szansy na wspaniałe życie z cudowną kobietą.
- Nie zamierzam – odparł natychmiast tamten, delikatnie obejmując dziewczynę, która na te słowa uśmiechnęła się niepewnie. Graham tymczasem ukłonił się Emily, szarmancko ucałował jej dłoń i ruszył do swojego auta. Po chwili zniknął im za zakrętem drogi. Dopiero wtedy Emily ośmieliła się spojrzeć Jake’owi w oczy, w których czaiły się ogniki radości.
- Zadowolona? – zapytał jej, zanim jeszcze sama zdążyła się odezwać.
- Bardzo! – nieomal krzyknęła, zupełnie niespodziewanie rzucając mu się na szyję i tuląc go mocno.
- Bo mnie udusisz! – zaśmiał się, jednakowoż z lekkim trudem łapiąc oddech, gdy trochę za mocno ścisnęła go za szyję.
- Przepraszam – odparła, ciągle uśmiechając się szeroko. Zapatrzyła się w jego brązowe oczy, tonąc w głębi poważnego spojrzenia.
- Jesteś taka piękna – wyznał, gładząc ją delikatnie po policzku. – Skazujesz mnie na katusze, Emily!
- Dlaczego? – zapytała, przekrzywiając głowę, choć tak naprawdę dobrze znała odpowiedź.
- Bo nie mogę jeszcze liczyć na nic więcej niż ewentualny niewinny pocałunek.
Uśmiechnęła się blado.
- Kiedyś nie mieliśmy takich skrupułów – odparła, oddychając trochę głębiej, by nie zauważył, że ta chwila i na niej wywarła ogromne wrażenie.
- Kiedyś byliśmy głupimi szczeniakami, którzy nie doceniali wartości jaką niesie za sobą wzajemna szczerość w związku – powiedział, wciąż nie przestając jej dotykać. – Ja byłem głupi, a ty niestety mi zaufałaś... Nigdy chyba nie przestanę cię za to przepraszać...
- Być może kiedyś to się zmieni... Pojedziemy po moje rzeczy? – zaproponowała.
- Jasne! – chętnie przystał na zmianę tematu rozmowy, bo wyraźnie czuł, że robi mu się coraz goręcej. I ciaśniej... – Poprosić Stanley’a o pomoc? W końcu masz trochę tych swoich klamotów.
- A jest on naprawdę tak bardzo nam niezbędny? – zapytała cicho i lekko kokieteryjnie. Jake dawał jej wyraźne sygnały, że ma na nią ochotę, a ona... no cóż, nie oszukujmy się. Ją zawsze do niego ciągnęło!
- Nie, nie musi z nami tu być – rzekł Jake i pociągnął dziewczynę w stronę auta. – Sami też sobie poradzimy.
- To dobrze – mruknęła, uśmiechając się pod nosem.

I faktycznie, poradzili sobie, choć zajęło im to kilka dobrych godzin, pod których koniec oboje nie czuli rąk i nóg od noszenia ciężkich rzeczy. Bolały ich również karki i plecy od ciągłego schylania się, ale byli nad wyraz zadowoleni.
- Masz chęć na jakieś wino? – zaproponowała Emily, gdy siedzieli na kanapie w salonie, kompletnie wyzuci z sił.
- Z przyjemnością się z tobą napiję – powiedział Jake, z uśmiechem patrząc, jak Emily rusza do częściowo zapełnionej już lodówki, gdyż w międzyczasie udało im się nawet zrobić niewielkie zakupy. Dziewczyna bardzo przewidująco kupiła także trochę serów, które doskonale pasowały do wina, które miała zamiar podać. By było romantyczniej, Jake zapalił świeczki i usiedli przy stole. Emily rozlała wino do dwóch kieliszków.
- Pamiętasz ślub Eric’a? – zagadnęła go tuż po tym, jak wznieśli toast za początek nowego życia Emily w Silver Lake.
- Pamiętam – przytaknął. – Miałaś na sobie taką niebieską? Sukienkę.
- Zgadza się, niebieską – odparła rozbawiona, bo wiadomo, że faceci raczej nie zwracają uwagi na kolor ubrania swoich dam...
- I krótkie włosy. Jak ty to wtedy zrobiłaś, co? – zainteresował się. – Patrz, wtedy jakoś się o tym nie zgadało, a pamiętam, że potem już miałaś normalnej długości.
- Że też akurat to zapamiętałeś! – odezwała się z niejakim uznaniem, bo zaimponował jej tym, że zapamiętał akurat taki szczegół.
- Strasznie podobałaś mi się w takiej wersji – wyznał, nachylając się ku niej lekko. – Miałem na ciebie wtedy straszną ochotę!
- Ale jako świadek swojego brata nie bardzo mogłeś opuścić wesele, byśmy mogli się zabawić – roześmiała się otwarcie, bo jeden kieliszek wina już zrobił swoje i czuła się wyjątkowo rozluźniona.
- Niestety – przyznał markotnie. – Poza tym pewnie dobrze wiesz, że Eric poprosił mnie na swojego świadka tylko i wyłącznie pod wpływem naszej mamy, bo sam nie bardzo miał na to ochotę, o czym osobiście powiedział mi niemal tuż przed moją przemową...
- Podejrzewałam to, aczkolwiek nie miałam pewności. Myślałam po prostu, że to raczej ty nie chciałeś nim być...
- Było mi to obojętne – wyznał. – Poza tym nie zostanę już nikogo świadkiem...
- Dlaczego? – zainteresowała się szczerze zaciekawiona.
- Bo jakoś nie sądzę, by ktokolwiek poprosił mnie jeszcze, bym pełnił tę funkcję.
- A Stanley?
- To już prędzej ja się ożenię, niż on znajdzie sobie dziewczynę! – zaśmiał się Jake, a Emily niechętnie musiała przyznać u rację. – Za bardzo zajęty jest tą swoją kukurydzą, by dostrzec, że Mimi się koło niego kręci.
- A to kto? – zapytała, nalewając kolejne kieliszki.
- Może trochę przystopuj, co? Wino należy powoli sączyć, a nie pić hektolitrami – powiedział, przytrzymując jej dłoń, by nie nalała za dużo.
- Koneser się znalazł... – prychnęła. Roześmiali się. Atmosfera robiła się coraz luźniejsza. – Pytałam, kim jest Mimi...
- Dawną przyjaciółką Stanley’a. Znają się jeszcze z czasów dziecięcych. To naprawdę fajna dziewczyna, pomimo tego, że kilka lat starsza od Stana.
- Wiek tu chyba nie przeszkadza, prawda? – zauważyła przytomnie.
- Zgadza się... Wszyscy widzą to, że robi do niego maślane oczy, tylko nie ten półgłówek – odparł, beztrosko obgadując przyjaciela. – Kiedyś chyba palnę go w ten pusty łeb! Może wtedy przejrzy na oczy!
- Być może – zgodziła się, wolno popijając wyśmienite wino.
Zamilkli na chwilę, każde na swój sposób rozkoszując się chwilami, które ze sobą dzielili w danym momencie.
- Opowiesz mi, co takiego straciłaś po naszym rozstaniu? – zapytał Jake po kilku minutach ciszy.
- Jeszcze nie teraz – odparła, natychmiast poważniejąc.
- Dlaczego? – zapytał. – Obiecałaś...
- Wiem, ale muszę wewnętrznie dojrzeć do tej rozmowy – wyjaśniła spokojnie.
- To aż tak boli? – zdumiał się.
- Niestety – przytaknęła.
- I nic nie mogę zrobić, by ci ulżyć? – zapytał jeszcze.
- Chyba nie – zaprzeczyła.
- Dlaczego?
- Bo sama muszę sobie poradzić z tym, co przeżyłam. Jake, wie o tym tylko Bonnie, ale na szczęście obiecała mi, że nic ci nie powie.
- Czemu?
- Bo wiedziałam, że to nic nie da. I tak wtedy byś do mnie nie wrócił. To nie miałoby wtedy sensu. Musiałam sama to przeboleć, poradzić sobie z wewnętrznym bólem. Nie chciałam cię do siebie przyciągać na siłę, skoro dostatecznie mocno dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego!... poza tym to stało się dwa miesiące po tym, jak się rozstaliśmy i byłam już wtedy z tym pogodzona.
- Rozumiem motywację, ale i tak nie przepuszczę ci i kiedyś będziesz musiała wszystko mi opowiedzieć, Emily! – powiedział. – Najpierw ja jednak opowiem ci swoją historię.
- Ale nie dzisiaj, dobrze? – zapytała go łagodnie. Kiwnął głową na znak zgody. – Nie chciałabym psuć tak przyjemnego wieczoru – wyjaśniła jeszcze na wszelki wypadek.
- Zgadzam się. – obdarzył ją szerokim uśmiechem. – Kocham cię, Em.
- Wiem to – odparła, uśmiechając się delikatnie. – Widzę to w twoich oczach i wiesz co?
- Co takiego? – zainteresował się z nadzieją w głosie.
- Gdy to wymawiasz, masz zupełnie inny blask w oczach, niż wtedy – powiedziała, przyglądając mu się uważnie.
- Niż kiedy? – nie zrozumiał.
- Niż te siedem lat temu. Wydaje mi się, że teraz twoje uczucie jest bardziej szczere.
- Wtedy też było szczere – powiedział.
- Tak, ale teraz jest jakoś inaczej. Przepraszam, ale nie potrafię tego jednoznacznie określić.
- Dojrzalej? – podpowiedział cicho.
- Być może – zgodziła się po chwili zastanowienia.
- Gdy odeszłaś, zrozumiałem trochę za późno, jak wielki skarb utraciłem. Z czasem doszedłem do wniosku, że przecież istniały też inne metody na to, by cię ochronić... Byłem jednak zbyt wielkim tchórzem, by o ciebie ponownie walczyć. Podejrzewałem, że nie będziesz chciała słuchać moich popieprzonych wyjaśnień.
- Tak było – przyznała. – Przez naprawdę długi czas. Nie chciałam cię znać, a szalę goryczy dostarczyły mi wiadomości na twój temat w telewizji. Nawet nie wiesz, jak bardzo bolało mnie to, że zaufałam komuś takiemu, jak ty. Że cię szczerze pokochałam.
- Nie zawsze taki byłem – odparł, poważniejąc. – teraz też już nie jestem taki, jak w czasach, gdy byliśmy razem, Emily. Nie robię już tego i nie mam zamiaru do tego wracać. Gdyby jednak ktoś zagroził tobie, mojej rodzinie lub przyjaciołom, nie zawahałbym się ani sekundy, by stanąć w waszej obronie i użyłbym do tego wszystkich możliwych środków.
- Mam jednak nadzieję, że nigdy więcej już do czegoś takiego nie dojdzie, Jake. Zbyt wiele już masz na sumieniu... Nie warto chyba zaprzepaszczać sobie takiej szansy, jaką dostałeś od życia, co?
- Masz rację, nie warto, ale do tego też już sam doszedłem – rozpromienił się wyraźnie.
- Naprawdę? – u Emily pojawiła się naprawdę silna iskierka nadziei, że chłopak naprawdę się zmienił. Doszła do wniosku, że być może serce wcale nie jest takim złym doradcą, i że być może warto raz jeszcze zaryzykować...
- Naprawdę – przytaknął. – A wiesz, kiedy się to stało? – zapytał cicho, biorąc jej twarz w dłonie. Zaprzeczyła ruchem głowy, wpatrując się bez słowa w jego błyszczące oczy. – Kiedy ponownie zobaczyłem cię przed kilkoma dniami tu w mieście... Pomyślałem sobie, że nie warto marnować tak doskonałej okazji i postanowiłem do ciebie zagadać, choć boleśnie byłem świadom tego, że możesz być już z kim innym związana i że najpewniej mnie odrzucisz, nie poznawszy prawdy o mnie.
- Cieszę się, że wtedy mnie zatrzymałeś – wyszeptała, zagryzając wargę. – Nie przestałam cię chyba kochać...
- Słucham?! – zdumiał się wyraźnie. Wzruszyła tylko ramionami z niewinną miną i pocałowała go lekko.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2788 słów i 15903 znaków, zaktualizowała 9 kwi 2017.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik wikax

    dwa razy to samo napisałas

    9 kwi 2017

  • Użytkownik elenawest

    @wikax faktycznie, zaraz poprawię. Sorki, jakiś błąd komputera mi się musiał wkraść... :-(

    9 kwi 2017

  • Użytkownik zabka815

    Świetna część czekam na następną  :rotfl:

    8 kwi 2017

  • Użytkownik elenawest

    @zabka815 obiecałam dłuższą, więc taka właśnie jest ;-) dzięki :-D

    8 kwi 2017

  • Użytkownik Caryca

    Kolejna fantastyczna część,oby tak dalej

    8 kwi 2017

  • Użytkownik elenawest

    @Caryca dziękuję :-) przyznam szczerze, że na jej początku nie miałam za bardzo weny do pisania, więc może być trochę mdło :-P

    8 kwi 2017

  • Użytkownik Caryca

    @elenawest  nie żartuj piszesz rewelacyjnie ,a ukazane rozterki bohaterów perfekcyjnie

    9 kwi 2017

  • Użytkownik elenawest

    @Caryca dzięki :-D

    9 kwi 2017