Pęknięcia mojego serca - rozdział trzydziesty pierwszy

Wciąż wahałam się między zrobieniem Nate’owi afery a czekaniem, aż sam do mnie napisze.
Wyglądało jednak na to, że mogłam czekać do czasu, aż osiwieję, a on i tak się do mnie pierwszy nie odezwie. Żyłam w rozdwojeniu. Ja nie chciałam pisać pierwsza. W mojej opinii nie pasowało to do dziewczyny. Uważałam, że to chłopak powinien pisać pierwszy, zwłaszcza, jeśli on też zawinił. Ciężko było określić, po czyjej stronie leżało więcej winy.
Próbowałam zrobić jakieś podsumowanie.
Nie planowałam wychodzić z domu, ale powiedziałam mu przecież, że przyjeżdżają goście. Nie było przecież moją winą, że wyszłam z bratem i kolegą na miasto, a Max usiadł, jak usiadł.
Natomiast Nate miał wyjść tylko z kolegą. Nic nie wspominał o koleżance. A już na pewno nie wspominał o tym, że jeśli się takowa pojawi, to będzie ją obejmował. Raczej wątpiłam, by to ta dziewczyna kazała mu zarzucić swoją rękę na jej nagie ramiona.
Czułam się jak naiwna, porzucona zabawka.
Było mi tym bardziej przykro, że kalendarz biegł do przodu i była już połowa maja. Co z tym szło - dziewiętnastego maja Peter i ja mieliśmy świętować nasze osiemnaste urodziny. No i Amy. Wszyscy troje wchodziliśmy tego dnia w pełnoletnie życie.
Nawet nie wiedziałam, czy Nate wiedział o moich urodzinach, ale zawsze byłoby milej, gdyby się do mnie odzywał. Mogłabym mu o nich powiedzieć, zaprosić go do domu na przyjęcie, które mama zaczynała już namiętnie szykować. Chciałam świętować ten dzień z nim, a on uparcie się do mnie nie odzywał. Nie wiedziałam, co robić. W szkole unikał mnie jak ognia. Czasem łapałam go na tym, że na mnie spoglądał, ale zaraz odwracał wzrok z gniewem w oczach. W moich pojawiały się wtedy łzy, ale usiłowałam być twarda.
O ile Mark widział, że jest coś nie tak, widział również, że nie chcę o tym rozmawiać i nie naciskał. Za to Tiffany okazała się subtelna inaczej. Bez przerwy wierciła mi dziurę w brzuchu:
- Co się stało, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością? Nate się pokłócił z tobą, czy ty z nim? Kryzys? Zerwanie? No, mów. Mi nie powiesz?
Im dłużej jej słuchałam, tym bardziej chciałam zamknąć się w swoim pokoju i głośno wyć.
- Tiff, odpuść.
- Jak chcesz! – wkurzyła się w końcu. – Chciałam pomóc! Ale ty, zamiast to docenić, jeszcze strzelasz jakieś fochy.
Rany, co się stało z naszą przyjaźnią? Zupełnie nie poznawałam mojej przyjaciółki. Jeszcze niedawno była taka, jak przez całe lata znajomości - współczująca, do rany przyłóż, ale teraz coś jej kompletnie odbijało. Zachowywała się złośliwie, niekiedy sama kompletnie mnie ignorowała, a zrzucała winę na mnie. Miałam tego już po cebulki włosów.
- Tiffany, dość – odezwał się w końcu Mark i zrugał ją spojrzeniem. – Chyba widać, że Olivia nie chce o tym rozmawiać. Musisz ją jeszcze dobijać?
- Daruj sobie takie umoralniające gadki! – zawołała Tiffany, a gdyby jej oczy mogły zabijać, Mark leżałby już z mieczem w klatce piersiowej. Chyba nigdy się nie polubią. – Prosił cię ktoś?
- A ciebie ktoś prosił, żebyś przeprowadzała z Olivią spowiedź? – wysyczał Mark przez zaciśnięte zęby. – Dobrym dyplomatą to ty nie jesteś, więc oszczędź jej swoich pytań.
Burknęła coś tylko w odpowiedzi i demonstracyjnie odeszła od naszego stolika. Westchnęłam głęboko i ukryłam twarz w dłoniach.
- Hej – poczułam, jak Mark odrywa moje ręce od twarzy. – Nie załamuj się. Nie warto. To on powinien się załamywać - wskazał głową na Nate’a, który siedział tyłem do nas. – Że jest taki głupi i nie widzi, co traci. Pójdziemy po szkole na siłownię?
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Jasne.
  
I wreszcie nadszedł ten dzień. Obudziłam się dziewiętnastego maja z wielką kluchą w gardle. Nie czułam żadnej radości, chociaż za drzwiami słyszałam już przygotowania do rodzinnego przyjęcia i podziękowania Petera. Pewnie rodzice złożyli mu już życzenia. Ja jednak nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka. Jedyne, co zrobiłam, to napisałam Amy długą wiadomość z życzeniami, starając się, by brzmiały optymistycznie, po czym nakryłam głowę kołdrą. Pozwoliłam sobie na kilka łez i nie otarłam ich. Łaskotały mnie lekko, spływając po moich policzkach, a potem po szyi. Po chwili wyschły zupełnie. Zastanawiałam się, co teraz będzie. To miał być mój najszczęśliwszy dzień. Wyobrażałam sobie, że Nate będzie stał u mojego boku, gdy będę kroiła tort razem z Peterem, że będzie obejmował mnie w talii i patrzył na mnie z uwielbieniem, jak na zakochanego chłopaka przystało. Chociaż, zastanowiłam się teraz, czy on w ogóle był zakochany? Ta myśl okazała się tak bolesna, że aż cicho jęknęłam. Nie mówiłam mu jeszcze, że ja jestem w nim zakochana, bo uważałam, że było za wcześnie. Nic jednak nie mogło zaprzeczyć moim uczuciom - kochałam go. I dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak mnie to męczyło. Oczywiście byłoby całkiem inaczej, gdybym kochała go z wzajemnością. Gdyby nie było takich idiotycznych kłótni, cichych dni i obrażania się na siebie. Byliśmy dorośli. Powinniśmy się tak zachowywać albo przynajmniej próbować. Powinniśmy się wspierać i być przy sobie. A gdzie był teraz Nate? W tym najważniejszym dniu, w moje urodziny… gdzie on był?
Usłyszałam ciche pukanie i do mojego pokoju wszedł Peter z uśmiechem na twarzy.
- Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko – podszedł do mojego łóżka i pogładził mnie po głowie.
- Wszystkiego najlepszego, braciszku – odwzajemniłam uśmiech z trudem. – Wreszcie się doczekaliśmy. Cieszysz się?
- Ja tak, ale widzę, że ty nie – powiedział łagodnie, a moje oczy znów zaszły łzami. – Pokłóciłaś się z Nate’m?
Nie odpowiedziałam, ale widocznie wyczytał odpowiedź w moich oczach. Westchnął głęboko, postawił mnie siłą do pozycji siedzącej i mocno przytulił. Wtuliłam się w brata i poczułam intensywny zapach jego perfum.
- Pogodzicie się. Będzie dobrze. On wie, że masz dziś urodziny?
- Raczej nie – mruknęłam, odsuwając się. – Tak więc, spędzę je bez niego.
W oczach Petera widziałam współczucie, ale nie chciałam go, więc przykleiłam na twarz sztuczny uśmiech i wyszłam z łóżka.
- No cóż, czas się szykować. Zrobisz mi fryzurę?
Brat zrobił przerażoną minę.
- Ja? Ale…
- Nauczysz się – zapewniłam go.
Już nic nie powiedział, ale minę miał nieciekawą.
  
Nie bez bólu, założyłam tę samą sukienkę, w której byłam z Nate’m na imprezie. Jasnoróżowa, z serduszkiem z tyłu. Peter sprawdził się w nowej roli - mojego fryzjera - i najpierw zakręcił mi włosy lokówką, po czym pieczołowicie zebrał je w wysokiego kucyka i związał gumką. Dla lepszego efektu wyciągnął jedno delikatne pasemko włosów i obwiązał nim gumkę tak, by nie było jej widać. Zrobiłam delikatny makijaż, założyłam moje złote sandałki na płaskim obcasie i czekaliśmy razem z Peterem na gości. Mama oczywiście od razu wręczyła mi moje prezenty, bez taty, który był akurat w łazience. Dostałam przepiękny delikatny złoty naszyjnik z listkiem, ogromny bukiet tulipanów, nowego iPoda i inne rzeczy, których nawet nie rozpakowałam, bo mój nastrój prysnął jak bańka mydlana. Szybko jednak zjawili się goście i musiałam z powrotem przywołać uśmiech na twarz. Każdy mnie wyściskał i wycałował, a później zasiedliśmy do stołu. Peter i rodzice zabawiali wszystkich rozmową. Co jakiś czas padały różne pytania czy komplementy skierowane w moją stronę, a ja odpowiadałam na tyle, na ile byłam duchem razem z rodziną. Cały czas jednak czułam ból związany z nieobecnością Nate’a. Aż tu nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyłam. Mama chciała otworzyć, ale uprzedziłam ją i prawie jak na skrzydłach poleciałam otworzyć. Mój mózg zdążył już wytworzyć kompletnie absurdalną, ale mimo wszystko przyjemną wizję: Nate na progu, w eleganckim garniturze, stojący z bukietem kwiatów, swoim sercem na wierzchu i ze słowem „przepraszam” na ustach. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Tak… to był Nate… i tylko to sprawdziło się z mojej wizji.
Miał na sobie zwykłe dżinsy i koszulę, ręce głęboko wciśnięte w kieszenie. Nigdzie nie było widać żadnego bukietu, ani niczego innego. Spojrzałam na jego twarz. Miał nachmurzoną minę, roztrzepane włosy i patrzył na mnie z wyraźnym zniecierpliwieniem.
- Cześć. Chyba musimy pogadać – oznajmił i bezceremonialnie wyciągnął mnie z domu, zanim zdążyłam się odezwać. Drzwi trzasnęły, a ja spojrzałam na niego w osłupieniu.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1623 słów i 8869 znaków.

8 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik okano1

    Super <3  :)

    30 sie 2016

  • Użytkownik Xsara94

    <3

    30 sie 2016

  • Użytkownik Czarodziejka

    Mega *-*

    29 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Czarodziejka dziękuję :*

    29 sie 2016

  • Użytkownik Olaa

    Super! <3

    29 sie 2016

  • Użytkownik :)

    Suuuper!!! Dodasz jeszcz dziś??? :D

    29 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @:) tak :)

    29 sie 2016

  • Użytkownik Hutqoi

    Nie będę się powtarzać-wiesz że zarąbiście piszesz :-) Dasz dziś jeszcze jedna?  Jutro z rana mam egzamin praktyczny na prawko... Dzięki twoim opowiadaniom zapominam o tym, i się nie stresuje :-p. A więc bardzo proszę!

    29 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Hutqoi Oooo... ja mam za tydzień, więc doskonale Cię rozumiem. Zaraz dodam! I powodzenia jutro!!! <3 <3 <3

    29 sie 2016

  • Użytkownik Hutqoi

    @candy Dziękuję dziękuję dziękuję!!!! <3

    29 sie 2016

  • Użytkownik black

    <3

    29 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @black <3

    29 sie 2016

  • Użytkownik ????

    Będzie dziś jeszcze jedna ? :)

    29 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @???? tak :)

    29 sie 2016