Pęknięcia mojego serca - rozdział osiemnasty

- …i przez jakiś czas chodziliśmy oboje z Olivią na karate i było w sumie całkiem fajnie, ale w końcu zaczęło nas to nudzić i ja zrobiłem kurs samoobrony, a Olivia zapisała się na tańce i chodzi tam do teraz.
- Fajnie – stwierdził Max. – Ja tu to nic nie mogę zrobić… zazdroszczę wam mieszkania w mieście. Ja do szkoły muszę codziennie dojeżdżać, a po zajęciach od razu wracać do domu, bo mam mało autobusów na mojej trasie. Kiepsko trochę.
Chłopaki dalej gadali jak najęci, a ja jak zwykle byłam wyłączona. Przed oczami przemykało mi dzieciństwo. Nie wiem, jak mogłam nie pamiętać Maxa, tego drobnego chłopca z czarnymi włosami. Teraz już drobny nie był – przewyższał mnie o ponad głowę, chociaż był o rok młodszy. Siedzieliśmy na bujanej ławce przed jego domem i „nadrabialiśmy zaległości”, choć ja mówiłam niewiele. Myślałam o zdjęciu, które wysłał mi Nate i jednocześnie zastanawiałam się, ile jeszcze czasu będą mnie prześladowały myśli o nim. To było męczące. Raz po raz zerkałam na telefon, mimo że mogło się to wydać dosyć niegrzeczne, ale ciągle miałam nadzieję, że Nate się do mnie odezwie.
- Do kiedy zostajecie?
- Dokładnie nie wiemy. Wstępnie do wtorku.
- No to szybko się zwijacie. Kiedyś bywaliście tu na kilka tygodni.
- Wiesz, stary, jak to jest… cały czas szkoła i na nic nie ma czasu.
- Robimy coś dzisiaj? – Max nagle się ożywił. – Hej, dziś podobno ma być jakiś festyn.
- Festyn, tu? – spytałam ze zdziwieniem.
- Mimo że to wieś, to nie taka totalna – Max pokazał mi język. – Tak, zdaje się, że tu, o szóstej wieczorem. Oczywiście trzeba kawałek przejść, bo jest niedaleko marketu, na głównym placu.
- I co na przykład jest na takich festynach? – dopytywałam się. Peter dziwnie się na mnie spojrzał, ale Max od razu pospieszył z odpowiedzią:
- Zdaje się, że to, co na większości takich imprez… przyjeżdżają zespoły, budki z jedzeniem, rozstawiają te wszystkie atrakcje… serio, chodźcie ze mną. Ja i tak muszę tam iść z Rickiem – nieco się skrzywił. – A jak będę sam, to się wynudzę.
Rick był młodszym bratem Maxa i miał teraz już chyba dziewięć lat.
- Ja pójdę – zapewnił solidarnie Peter.
- A ty, Olivia?
Wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.
- No, chodź – zachęcał mnie Max. – Kupię ci watę cukrową.
Parsknęłam śmiechem. Wciąż się wahałam, ale Peter nagle szturchnął mnie łokciem. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale nawet na mnie nie patrzył.
- No, dobra – zadecydowałam po chwili. – To jesteśmy umówieni.
  
- O co ci chodziło? – spytałam Petera, gdy wracaliśmy do domu.
- Z czym?
- Z tym wcześniejszym szturchnięciem. A jeśli nie mam ochoty iść?
- Powinnaś iść – powiedział, wciąż na mnie nie patrząc.
- A to czemu?
Nie odpowiedział, tylko przyspieszył kroku.
- Halo! – podniosłam głos, doganiając go. – Mówię do ciebie. O co ci chodzi?
Zatrzymał się i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- O to mi chodzi, że straciłem siostrę – oznajmił nagle. – Przez jednego faceta kompletnie się zmieniłaś. Już nie jesteś taka, jak kiedyś, widzisz to w ogóle? Teraz jesteś ciągle smutna, zdenerwowana, milcząca, nieobecna. Wiem, że o nim myślisz. Dlatego pomyślałem, że dobrze ci zrobi wyjście z nami. Może to nic wielkiego, ale lepsze, niż pozostanie w domu. Nie chcę, żebyś tam samotnie siedziała. Pamiętasz jeszcze, jaka byłaś jeszcze niedawno? Wiecznie roześmiana, towarzyska, bez przerwy nawijałaś, tak, że aż człowiek miał ochotę wyskoczyć przez okno. A teraz? Spójrz na siebie. Bo ja już cię nie poznaję.
Ruszył dalej, a ja zostałam tam, gdzie stałam, powoli przetrawiając jego wypowiedź. Nie sądziłam, że aż tak zaboli. Miał rację. Przez jednego faceta traciłam grunt pod nogami. Westchnęłam w duchu i już wiedziałam, że pójdę na ten festyn. Może niekoniecznie dla Maxa, niekoniecznie dla siebie, ale chociaż dla mojego brata.
  
Zapomniałam już, jak bardzo Max był gadatliwy. Buzia mu się nie zamykała, tak że ledwo mogłam coś wtrącić. Właściwie było mi to nawet na rękę, bo mój nastrój pogarszał się coraz bardziej.
Mieliśmy kawałek do przejścia, ale w końcu usłyszeliśmy dudniącą muzykę. Zobaczyłam pulsujące światła. Przy wejściu kupiliśmy Rickowi watę cukrową, którą po chwili - mimo starań - cały się ulepił. Po chwili, zgodnie z obietnicą, Max kupił drugą watę dla mnie. Mijaliśmy karuzele, zjeżdżalnie, budki z jedzeniem, klaunów, krążyliśmy tak bez celu. Patrzyłam na to wszystko bez entuzjazmu, choć starałam się wykrzesać z siebie choć trochę empatii, ponieważ czułam na sobie wzrok Petera, a nie chciałam sprawić mu przykrości. No cóż, właściwie nie powinnam się dziwić wcześniejszej rozmowie. W końcu był moim bratem. Martwił się o mnie. Zawsze to robił.
Max przysunął się do mnie i zagaił swobodnym tonem:
- I jak się bawisz?
- Super – pospiesznie się uśmiechnęłam i uniosłam do góry wysunięte kciuki.
Beznadzieja. Kariery aktorki to ja bym nie zrobiła. Ale Max chyba nie zauważył mojej nieszczerości, bo dalej wesoło trajkotał. Starałam się co jakiś czas przytakiwać, by nie czuł się ignorowany, choć właściwie nie miałam pojęcia, o czym mówił. Poczułam nagle wibracje w kieszeni. Moje serce - jak zwykle - zapłonęło niedorzeczną i naiwną nadzieją… ale na wyświetlaczu pojawił się napis „mama”.
- Halo? – odebrałam.
- Cześć, Olivia, przepraszam, że wam przerywam, ale o której wracacie?
- Zależy od jakości zabawy – odparłam, bo nie planowaliśmy jeszcze godziny powrotu.
- Pewnie Max wam nie powiedział, ale jego rodzice zaprosili nas dziś na kolację o ósmej.
Choć naprawdę rzadko to robiłam, przeklęłam cicho. To była ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę.
- Dobrze, postaramy się wyrobić.
- Ok – mama rozłączyła się.
Fuknęłam ze złością i zaczęłam z impetem kopać kamień. Chciałam tylko wrócić do łóżka i się wypłakać, dać wreszcie upust mojej tęsknocie za Nate’m, a tu jak zwykle niespodzianka. Nie minęło pięć minut, a ponownie poczułam wibrujący telefon.
- Tak? – odebrałam, już lekko zirytowana.
- Olivia, czy Peter ma ze sobą telefon? Nie mogę się do niego dodzwonić.
- Ma. Widocznie jest poza zasięgiem. Czemu do niego dzwonisz? Przecież ja mogłabym mu to przekazać.
- Och, wiem, ale może jesteście rozdzieleni, może zapomnisz… lepiej ja mu powiem. No dobrze, to będę dalej do niego dzwonić.
Rozłączyłam się i pokręciłam głową. Nasza mama była czasami naprawdę dziwna. Max znów próbował wciągnąć mnie w rozmowę, ale musiałam go przeprosić, już czerwona ze złości i niemal krzyknęłam do telefonu:
- O rany, mamo, co znowu?!
Po drugiej stronie na chwilę zapadła głucha cisza, po czym usłyszałam cichy śmiech.
- Oj, chyba pomyliłem numery.
Zamarłam, bo byłam prawie stuprocentowo pewna, że ten głos należy do Nate’a.
- Nate? – spytałam, czując się jak idiotka. W moim głosie było słychać zdecydowanie za dużo nadziei.
- Tak mi się zdaje. Liczyłaś na kogoś lepszego? – nawet przez telefon potrafił się ze mnie nabijać…
- Nie, ale… - w tym momencie mój mózg cudem podłączył się na powrót do zasilania. – Zaraz. Nie przypominam sobie, żebym dawała ci mój numer.
- Ja również sobie czegoś takiego nie przypominam… ale twoja przyjaciółka Tiffany potrafi dać naprawdę wiele, jeśli się ją wystarczająco ładnie poprosi.
Ta, coś czułam, że biorąc pod uwagę fakt, jak mocno Nate działał na Tiff, to nie naprosił się jej za dużo.
- Po co ci mój numer?
- Chciałem spytać, jak się bawisz w swoich rodzinnych okolicach. Dom po pradziadkach, tak? Interesujące.
A to małpa. Wszystko mu wygadała. Ciekawe, czy po powrocie mi się oberwie za to nagłe zainteresowanie Nate’a moją osobą.
- Owszem. Nie tracę czasu.
- Słyszę. Jesteś na imprezie? To trochę dziwne…
- Oczywiście, że nie – parsknęłam. – Jestem na zwykłym festynie. Ja nie zmieniam zdania z dnia na dzień, jak niektórzy.
- Ja lubię imprezy cały czas.
- Bardziej chodziło mi na przykład o kontakty międzyludzkie i relacje między nimi.
Wyczuł sarkastyczną aluzję w moim głosie i roześmiał się.
- Oj, Olivia, Olivia…
Nienawidziłam się za przyjemne łaskotanie w brzuchu, które czułam za każdym razem, kiedy wymawiał moje imię. Miałam naiwne wrażenie, że wtedy w jego głosie kryła się jakaś skrywana czułość. Ale to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Dalszych jego słów nie usłyszałam, bo Max zaczął mnie wołać:
- Hej, Olivia! Wracasz do nas?
- Kto to? – zapytał nagle Nate, przybierając ostrzejszy ton głosu. Może mi się tylko wydawało, ale spodobało mi się to.
- Kolega – oznajmiłam.
- Olivia! – Max był coraz bliżej.
- Widzę, że naprawdę nie tracisz czasu – powiedział Nate takim… chłodnym tonem. – No cóż, to do zobaczenia w szkole. O ile masz jeszcze po co wracać. Miłego pobytu.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączył się.
Gapiłam się na telefon z rozdziawioną buzią, próbując ogarnąć umysłem to, co się właśnie stało. Po co on właściwie do mnie zadzwonił? Czy to przed chwilą to była zazdrość o Maxa?
Ale przecież ja chciałam wrócić. Chciałam do Nate’a.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1745 słów i 9553 znaków.

10 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • KAROLAS

    :bravo:

    27 sie 2016

  • okano

    Bardzo fajne :kiss:

    26 sie 2016

  • candy

    @okano dzięki :*

    26 sie 2016

  • Xsara94

    Będzie coś między nimi w końcu ?!:P

    26 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 maybe... :D

    26 sie 2016

  • Happiness

    Prosze dodaj jeszcze jedną :*

    26 sie 2016

  • candy

    @Happiness ok :*

    26 sie 2016

  • Natusik

    Kochanie czytam to i no nieee. Lubię tą serie jak cholera zwłaszcza z jednego powodu. Powinnaś się domyślić jakiego. :3 Czekam i nie mogę się doczekać. <3

    26 sie 2016

  • candy

    @Natusik domyślam się :D <3

    26 sie 2016

  • Misiaa14

    Niech to się wyjaśni :/ cudowne :3

    26 sie 2016

  • candy

    @Misiaa14 <3

    26 sie 2016

  • kaay~

    :kiss:

    26 sie 2016

  • Czarodziejka

    Boskie <3 Dzis jeszcze jedna? <3

    26 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka za chwilę <3

    26 sie 2016

  • jaaa

    Ja chcę jeszcze jedna część dziś<3

    26 sie 2016

  • candy

    @jaaa ok :*

    26 sie 2016

  • kaay~

    Suuuper!!!:D

    26 sie 2016

  • candy

    @kaay~ <3

    26 sie 2016