Wypowiedz życzenie - O włos!

ON
   Jej twarz przyciągała wzrok, ale ton odstraszał. Usiadłem na łóżku z kubkiem herbaty w dłoni, przypominając sobie jej wygląd. Pies leżał obok, lustrując mnie bystrym spojrzeniem.
   Pani Iks miała długie, czarne włosy – takie, jakie lubiłem. Trochę rozczochrane, ale cóż się dziwić, skoro przeciskała się przez zarośla. Złapałbym je, owijając wokół nadgarstka, aby się ułożyły i popieściły moją dłoń swoją prostotą.
   Miała czym oddychać, a nagła zmiana temperatury wywołała efekt, jakiego pragnęły moje oczy. Sutki przebijały się przez cienki materiał i koronkowy stanik. A nogi… Widziałem, jak mnie nimi oplata, a te jędrne pośladki… Gdy stąpała, kołysząc ponętnie biodrami, szorty naciągały się, delikatnie wciskając się pomiędzy nie. Ręce mnie świerzbiły, aby ich dotknąć i wsunąć palce pod materiał.
  Gdy siedziała, stękając z powodu obtartej pięty, mimowolnie moim oczom ukazał się strzępek białej bielizny. Musiałem szybko się zreflektować i odwrócić wzrok, bo wyobraźnia nakręcała nie tylko mózg. Moje dłonie sunące po szczupłych udach, ich drżenie w oczekiwaniu, aż dotrę do miejsca, gdzie jedynie stanowcze „nie” mogłoby powstrzymać mnie przed dawaniem rozkoszy.
   Czułem niedosyt… jakąś pustkę, gdy musieliśmy się rozstać. Pani Iks była zadziorna. Im więcej mówiła, tym bardziej pragnąłem przełożyć ją przez kolano i dać klapsa. Zdobywanie jej będzie wyzwaniem. Po raz pierwszy na mojej drodze stanęła kobieta tak umiejętnie skrywająca emocje. Nie umiałem jej odczytać. Strony księgi były zaciągnięte mgłą. Nie okazywała większego zainteresowania, jedynie zerkała, a to sprawiało, że wszystko się we mnie kotłowało, łaskocząc ego. Jej wielkie, piwne oczy prześlizgiwały się po moim torsie, zaglądając w głąb duszy, gdy nasze spojrzenia się krzyżowały.
   Jej fluidy przyciągały i odpychały. Gdy trzymałem ją w ramionach, taką kruchą… Wiatr raczył mnie jej zapachem, wprawiając serce w szybsze bicie. Bliskość zrobiła swoje – erekcja powstała natychmiastowo. Jej ciekawski wzrok pomiędzy moimi nogami nie ułatwiał mi relaksacji i zapanowania nad sobą.
   Poszedłem po niebieską bluzkę, którą zostawiłem w przedpokoju. W powietrzu unosiła się nutka piżma i wiosennych kwiatów. Zrobiło mi się gorąco, a ciałem wstrząsnął lekki dreszcz. Ułożyłem się wygodnie na łóżku, wtulając się w miękki, pobudzający zmysły materiał, marząc, że to ona.
   Uciekłem w głąb lasu, aby uspokoić skołatane nerwy i odpocząć psychicznie od codzienności. Myślałem, że samotność dobrze mi zrobi, a tu okazało się, że już pierwszego dnia los postawił na mojej drodze kobietę, która długo będzie zaprzątać moje myśli.
                                                                ***
   Moje oczy otworzyły się, a uszy wyłapały pianie koguta, który śpiewem budził wszystko do przywitania się z nowym dniem. Przetarłem powieki i zerknąłem w okno. Słońce nieśmiało wpuszczało promienie do pokoju, ptaki ćwierkały w koronach drzew, a Aro leżał na grzbiecie, marszcząc mordkę, jakby mu się coś śniło.
   Niechętnie wyswobodziłem ciało spod ciepłego koca i leniwym krokiem skierowałem się do łazienki.
   Chłodny prysznic szybko obudził zmysły i zmył pot po nocy burzliwych snów, których bohaterką była ona: zagubiona na rozstaju dróg piękna nieznajoma. Biegłem, aby wskazać jej drogę, lecz nie byłem w stanie do niej dotrzeć. Stałem w miejscu albo to ona się oddalała, obdarzając moje smutne oczy promiennym uśmiechem.
   Zakręciłem kurek, przepasałem się ręcznikiem i poszedłem do kuchni. Rzuciłem coś lekkiego na ząb, a po włożeniu odzienia postanowiłem wyjść z domu. Po pół godziny szwendania się po okolicy zapoznałem się ze wszystkimi atrakcjami tej niewielkiej osady. Mijając podstarzałe domki, zastanawiałem się, w którym z nich może mieszkać pani Iks. Wypatrywałem dwóch rozbrykanych piesków, lecz niestety. Ani żywej duszy, aby kogokolwiek spytać i dotrzeć do nieznajomej po opisie. Szybko zorientowałem się, że mało który budynek jest zamieszkały.
   Aro, zapragnął pobiegać po lesie, i to tam spędziłem resztę czasu, rzucając mu patyki.
   Zniechęcony żarem, który stawał się nie do wytrzymania, wróciłem, chociaż szum rzeki korcił, aby zanurzyć się w chłodnej wodzie i powalczyć z nurtem. Zdjąłem przepocone ubranie i, jak mnie Pan Bóg stworzył, opadłem bezwiednie na łóżko, pozwalając, aby rozgrzane ciało odprężyło się w kontakcie z zimną pościelą. Psu również nie było lekko. Ziajał, szukając kąta, aby uwalić cielsko. Przymknąłem ociężałe powieki.
   Zasnąłem.
   Zerwałem się, zbudzony głośnym szczekaniem. Byłem nagi, a jeśli ktoś ciekawski zapragnął podejrzeć nowego mieszkańca, natrafił na interesujący widok. Znów śniłem o pani Iks, a rozłożony parasol był efektem zbliżenia, które było tak realne, że aż mną zatrząsało.
   Zapadał zmrok. Słońce leniwie chowało się za drzewami, grzejąc ich wierzchołki. Włożyłem na szybko jakiś podkoszulek i przykryłem swoją opadającą męskość slipami, na które naciągnąłem luźne spodenki. Otworzyłem drzwi – nikogo – a pies czmychnął pomiędzy moimi nogami, kierując się w stronę pobliskich krzaków.
   – Do nogi! – zawołałem, ale nie posłuchał. – Aro!!!
   Machnąłem ręką, przeciągając się leniwie. Przejechałem dłonią po zarośniętej twarzy, decydując się na golenie. Po dłuższym czasie zacząłem się niepokoić, że pies długo nie wraca. Przeżuwając kanapkę, przypomniałem sobie wczorajszą sytuację z ratlerkami nieznajomej i uśmiechnąłem się na tę myśl. Byliśmy w nowym miejscu, a Aro należał do wyjątkowo ciekawskich bestii. Nie chciało mi się ruszać z wygodnego fotela, ale musiałem.
   – Aro, do nogi!!! – ryknąłem, opuszczając przytulne mieszkanie, a moje słowa odbijały się echem, wracając jak bumerang.
    „Tylko nie natraf na panią Iks, bo ta lękliwa istota zje mnie żywcem” – pomyślałem.
   Usłyszałem czyjś podniesiony głos i domyśliłem się, do kogo należał. Wyszedłem na otwartą przestrzeń, rozglądając się dookoła. Słyszeć, słyszałem, ale ze zlokalizowaniem było gorzej. Po chwili dostrzegłem smukłą postać – w niebie – machającą rękoma.
   – Ona jest szalona. – Uśmiechnąłem się, idąc w jej kierunku.
   – Zabierz to bydle! – zagrzmiała. – Zgłoszę to do strażnika! On chciał mnie zjeść!
   – Nie preferuje żylastego mięsa – rzuciłem, zamiast ugryźć się w język, i zacząłem wspinać się na niewysokie wzgórze.
   – Boczek się odezwał – prychnęła, próbując odepchnąć psa, który kręcił się obok jej zgrabnych nóg. – Zawołasz go, czy będziesz tak stał, szczerząc zęby?
   – Przesadzasz, ale niech ci będzie. Chodź, piesku, bo się zarazisz i zaczniesz gryźć.
   – Bardzo śmieszne, boki zrywać. Całą mnie obślinił.
   Pstryknąłem palcami, przywołując go, i pogłaskałem za uchem, kiedy usiadł grzecznie obok mojej łydki. Gdy na nią spojrzałem, spotkałem się z grymasem rozdrażnienia na jej twarzy i palcami wplecionymi we włosy.
   – Nie sięga tak wysoko – stwierdziłem zachrypniętym głosem, bo od tej gonitwy za psem zaschło mi w gardle.
   – Leżałam, a on się zakradł.
   – Dobry piesek…
   – Co?! – Nabrała powietrza do płuc i wypuściła je ze świstem.
   – Polubił cię, ale tak się zastanawiam: za co?
   – No nie! Weź go wreszcie, nie widzisz, co robi?! Mój teleskop! Wiesz, ile czasu zajęło mi jego ustawienie?! – lamentowała, o mało nie wybuchając płaczem.
   – Już! Przestań się tak ciskać. Tyle wrzasku o kupę żelastwa – oznajmiłem stanowczym głosem, mrużąc powieki, bo oślepił mnie księżyc, który wyłonił się właśnie zza maleńkiej chmurki.
   Usiadła nagle, jakby zabrakło jej sił, i zamilkła, jakby nie miała mi już nic więcej do powiedzenia. Poczułem się dziwnie, patrząc na jej przygarbioną sylwetkę. Zapragnąłem ją objąć i przejąć jej smutki. Zrobiłem krok, wyciągnąłem rękę i… zawahałem się, nie chcąc dolewać oliwy do ognia.
   – Zaraz postawimy to coś na nogi – zaproponowałem, nie mając o tym zielonego pojęcia.
  Złapałem psa za pasek i odszedłem z nim kawałek. Kazałem warować i o dziwo mnie posłuchał. Uwalił się na trawie i oparł pysk o łapę.  
   – Zostaw i idź już sobie – rzuciła, powstrzymując łzy, gdy podszedłem i zacząłem podnosić statyw.
   Widziałem, jak tańczyły w kącikach jej oczu, gdy piorunowała mnie wzrokiem.
   – Przepraszam, Aro nie chciał. Przykro mi – powiedziałem, robiąc maślane oczy, ale pani Iks już na mnie nie patrzyła.
   – Nieważne – burknęła od niechcenia.
   Wstała, próbując ustawić teleskop na statywie. Zauważyłem, jak jej ręce drżały z nerwów i niemocy, co nie ułatwiało zadania.
   – Mógłbyś przestać się na mnie patrzeć. Nie prosiłam się o widownię – syknęła przez zaciśnięte zęby.
   – Nie patrzę na ciebie, tylko na to, co próbujesz zrobić.
   Zaryzykowałem i podszedłem bliżej, widząc, że nie poradzi sobie z tym sama. Podtrzymałem statyw z drugiej strony, odpinając zaczep, i podniosłem go, stawiając stabilnie. Pani Iks zajęła się teleskopem, który na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie. Po chwili było po kłopocie.
   – Dziękuję – wycedziła, klękając przed okularem i przybliżając do niego oko. – Wszystko jest do góry nogami, a widoczność marna.
   – Nic się nie uszkodziło?
   Zacisnąłem szczękę i wzniosłem wzrok ku rozgwieżdżonemu niebu, zagapiając się w rój meteorytów przelatujących nad moją głową z ogromną prędkością.
   – Nie, ale soczewki potrzebują ustawienia, a ja nie mam do tego siły – westchnęła.
   – Jak się je ustawia?
   – Tymi pokrętłami, ale to bardzo mozolna robota.
   – Mogę spróbować? Podpowiesz mi? – zapytałem, zerkając na nią.
   – Daj spokój, to nie ma sensu. Mógłbyś bardziej pilnować swojego zwierzaka. Zepsuł mi cały wieczór.  
   Wstała i zaczęła składać koc. Poczułem się tak, jakby niewidzialna siła pragnęła rozerwać mi pierś. Skrzyżowałem na niej dłonie i spojrzałem w niebo.
   – To chciałaś oglądać? – Wskazałem palcem na rozświetlone wstęgi, które znikały na różnych wysokościach.
   – Było, minęło – odparła, zabierając się do pakowania teleskopu.
   Zbliżyłem się i położyłem dłoń na jej. Nie byłem wstydliwy, ale ten – niby zwyczajny – kontakt sprawił, że zapłonąłem żywym ogniem. Zacząłem szybciej oddychać, a tlen zdawał się nie trafiać do płuc. Intensywnie czułem zapach jej skóry, chłonąłem go, mocno rozszerzając nozdrza. Gdy się nachyliła, sięgając dolnej śruby, objąłem ją w pasie, a w wyniku tego jej pośladki wsparły się na mojej męskości, która zaczęła reagować na kontakt.
   Ponętna, odbierająca logiczne myślenie nieznajoma nagle się wyprostowała, nie pozwalając mi nacieszyć się ciepłem, którym emanowała. Zwracając się twarzą do mnie, położyła mi dłoń na bicepsie – ciepłą, delikatną, co sprawiło, że moje serce zaczęło bić szybciej. Przeszedł mnie dreszcz, więc mocniej ścisnąłem ją w pasie. Spojrzała mi głęboko w oczy i uśmiechnęła się zalotnie, wędrując palcami w kierunku nadgarstka.
   To było dziwne uczucie, jakby piórko ślizgało się po mojej dłoni, nie mogąc spaść. Traciłem nad sobą kontrolę i już nie walczyłem z tym, co rozpychało się w majtkach. Oblizałem wargi, gotowy posmakować jej jędrnych ust, gdy pani Iks wymknęła mi się z objęć i przykucnęła przy plecaku.  
   Testowała mnie i sprawdzała, jak daleko jestem w stanie się posunąć. Czuła moją żądzę... napawała się nią. Im mocniej napierałem na nią swoją męskością, tym jej oddech stawał się płytszy, drżący. Zerknąłem na jej zadarty nosek, pełną pierś, pośladki muskane przez trawę i zrobiłem krok. O jeden za dużo, bo gdy się uniosła, nasze ramiona się zderzyły.
   – Kopiesz – jęknąłem, łapiąc się odruchowo za ramię.
   – Ty też. Patrz na moje ręce. Włoski stanęły dęba. Jesteś nieźle naładowany energią.
   – Dziwisz się! Po wszystkim, co się tutaj wydarzyło, myślałem, że będę musiał wywalić krocie na naprawę tego cudeńka. W taki sposób się wyładowuję i wypuszczam frustrację. Miałeś pecha, dotykając elektrowni.
   – Jak będę chodziła z językiem na brodzie, to przyjdę po porcję energii.
  – Proszę bardzo. Gdy eksplodujesz, reklamacji nie przyjmuję.
   Przeciągnąłem dłonią po włosach, bo kosmyki pchały mi się do oczu, i zagarnąłem je do tyłu. Tak na mnie spojrzała… Zbierając na szybko myśli, doszedłem do wniosku, że pani Iks jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy odpalić zapalnik w tykającej od pierwszego spotkania bombie i...  
   – Jasne, panie Iks – rzuciła z przekąsem.
   – Adrian.. – Wyciągnąłem rękę.
   – Klaudia – Uścisnęła moją dłoń, patrząc na mnie zawadiacko spod czarnych rzęs.
   – Masz w tym plecaku coś więcej poza kocem?  
   – Ciasteczka i krakersy. Lubisz?
   – Tak.
   Wyjąłem wszystko i rozłożyłem, rozsiadając się wygodnie na kocu, który pomogła mi rozścielić na miękkiej trawie, po czym schyliła się po teleskop.
   Ślinka mi ciekła, gdy jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w przerwę pomiędzy jej nogami, a ona prężyła się, jakby była fotografem szukającym dobrego ujęcia. Zacząłem malować obraz jej kobiecości.
   „Wygolona, czy raczej z fryzurką? Wargi schowane czy wystające? Łechtaczka…?”  
   Z zadumy wyrwało mnie uderzenie w ramię i uśmiech tak powalający, że mnie zamurowało.
   – Nie śpij – zakomunikowała, odkładając spakowany sprzęt nieopodal.
  Zanim dotknął ziemi, nadbiegł Aro. Klaudia spanikowała i wylądowała na plecach, nieopodal mojego uda.
   – Nic ci nie jest?
   Teraz to dopiero miałem widok. Dwa olbrzymie pagórki uwypuklające się i falujące, jak miraż na pustyni. Pojawiły się również dwie małe flagi oznaczające, że szczyty zostały zdobyte.
   – Uderzyłam się w głowę, ale to nic. – Pomacała się po bolącym miejscu i machnęła ręką od niechcenia.
   – Pokaż – przechyliłem się w jej stronę.
   – Nie trzeba – prychnęła i wstała.
   – Jesteś: zadziorna, upierdliwa…
   – A ty: ekstrawagancki, uparty i głuchy.
    Przygryzła wargę i wyglądała, jakby miała mi coś jeszcze do powiedzenia, ale w ostatnim momencie się powstrzymała.
   – Marudna – dodałem, a ona ścisnęła mnie mocno za ramię.
   – Wystarczy – oznajmiła, obdarzając mnie lodowatym spojrzeniem.
   – Rozejm – zaproponowałem, wyciągając rękę w jej stronę.
   – Jasne, ale tylko wtedy, jeśli poskromisz swojego nieułożonego psa – oświadczyła, spoglądając w stronę Aro, który coś wywąchał i kopał w ziemi.
   Przybiliśmy sobie sztamę na dobry początek. Z nią naprawdę było coś nie tak, bo znów kopnął mnie prąd. Odruchowo wyrwałem rękę i zauważyłem, jak Klaudia chwieje się, lądując głową na moim torsie.
   – Ała!!! – wykrzyknęła, łapiąc się w okolice skroni.
   – Miałem właśnie wstać i tak jakoś napiąłem mięśnie. Zauważyłem, że straciłaś równowagę…
   – Rozumiem.  
   Odsunąłem jej dłoń od twarzy i przyjrzałem się miejscu, które zakrywała. Po chwili oznajmiłem: – Będzie siniak, a nie mamy nic, żeby to schłodzić.
   – Podaj kamień – zasugerowała, krzywiąc się z bólu.
  Musiałem się mocno wychylić, żeby cokolwiek namacać. Kawałek jej ciała, który przygniatał moje, nie ułatwiał mi zadania. Zrobiłem, co chciała, i przyłożyłem sporych rozmiarów kamień w okolice jej skroni, czując pod palcami, jak szybko pulsuje.
   – Jaka ulga.
   – Mogłabyś przesunąć się trochę, bo krążenie mi spowolniło. – Oblizałem wargi, gdy jej wzrok przesunął się na moje krocze.
   – Jasne. – Zwlekła piersi i brzuch, pozwalając mi rozruszać zesztywniałą nogę, a sama usiadła obok.
  Gdyby nie mrowienie w nodze, nigdy nie zasugerowałbym, żeby zmieniła pozycję. Była mięciutka, a od niej samej biło coś... Podnieciłem się, ale nie ma się czemu dziwić, skoro wspierały się na mnie dwa ponętne arbuzy.
   – Aro, uciekaj! – Zazdrosny pies wcisnął się pomiędzy nas.
   – Odejdę, bo dziwnie na mnie patrzy.  
   Widziałem, jak się wzdryga i mruży wybałuszone oczy.
   – Nie zaczynaj, proszę. Masz obsesję na jego punkcie. – Pokiwałem głową.
   – Boję się dużych psów. Patrz. – Pokazała blizny na łydce, po czym wbiła wzrok w niebo.
   Wstałem i zaprowadziłem go kawałek dalej, nakazując mu leżenie.
   – Teraz rozumiem twoją reakcję na jego widok. – Zrobiłem skruszoną minę i usiadłem na kolorowym kocu.
   – Kiedy miałam piętnaście lat, zaatakował mnie bezpański pies, gdy wracałam ze szkoły. – Boję się...
   – Na przyszłość będę pamiętał, żeby zainwestować w smycz – wtrąciłem, nie chcąc, by czar prysł.
   – Dzięki. Podasz mi bluzkę? Jest w plecaku.
   – Jasne. – Wyjąłem i zacząłem przekładać ją przez jej głowę, chcąc pomóc, bo nadal trzymała przy skroni kamień.
   Ciągnąc w dół, dotknąłem jej piersi – były takie jędrne. Tym razem obyło się bez zwarcia, co pozwoliło mi lepiej poczuć to, co mocno grzało. Delikatnie przesunąłem rękę dalej, nie tracąc bliskości. Sutki od razu zasygnalizowały, że o tym właśnie marzyły. Pocierałem o nie grzbietem dłoni, nie potrafiąc jej cofnąć.
   – Dlaczego kupujesz takie ciasne stroje? – zapytałem ściszonym głosem, naciągając dalej.
   – Głupoty mówisz. Wcale nie jest. Jakbyś nie skupiał się na moich piersiach, już dawno byś sobie z tym poradził. Daj, sama to zrobię. Boli mnie głowa, nie ręce.
   Odpuściłem, bo jeszcze chwila, a wezmę ją tu i teraz.
   – Co się tak rozmarzyłeś? Wyglądasz, jakbyś zaniemógł i nie potrafił sterować własnym ciałem. – Uderzyła się w ramię, na którym siedział komar.
   – Właśnie na odwrót. Toczę wewnętrzną walkę z mózgiem, który podsuwa mi niemoralne propozycje. – wydukałem.
   – Jakie?
   – Na przykład to. – Dotknąłem palcem jej dolnej wargi i rozmasowałem ją.
   Klaudia się uśmiechnęła, a jej oczy… To było to. Przyzwolenie.
   – Albo to. – Przejechałem paznokciem po jej smukłej szyi.
   Jej reakcja na ten gest sprawiła, że sam zadrżałem.
   – Jest, i to. – Dłonie spoczęły na piersiach, delikatnie je ściskając.
   Westchnęła.
   – Podoba mi się to. – Namierzyłem sutki, sprawiając, że stanęły i stwardniały. – Najbardziej lubię – mruknąłem pod nosem.
   – Co? – jej głos był cichy, ponętny i zupełnie inny niż dotychczas.
   Odchyliłem jej włosy i zacząłem jeździć wargami po szyi. Pokonywałem lekkie pagórki wywołane przez mój ciepły oddech. Przerwałem na moment, widząc w jej spojrzeniu niedosyt, i usiadłem za nią, obejmując w pasie.
   – Mógłbym to robić godzinami – wyszeptałem jej do ucha i uszczypnąłem małżowinę zębami, wypuszczając głośno powietrze.
    – Najbardziej podniecający rewir – jęknęła, opierając ręce na moich długich nogach, zaciskając na nich palce.
   – Wiesz, mi nie trzeba dwa razy powtarzać – przyznałem, wdmuchując powietrze w wilgotną szyję.
   Robiłem to delikatnie, jakbym miał przed sobą mydlaną bańkę. Klaudia odpływała. Wtuliła się we mnie, jakby chciała się ukryć przed najgorszym złem. Moje ręce co rusz sięgały do jej piersi, nie pozwalając sutkom opaść. Stawałem się coraz śmielszy i próbowałem je wślizgnąć pod materiał, ale obcisła bluza to utrudniała.
   Przechyliłem głowę i skosztowałem smaku szyi z drugiej strony. Pod wpływem pieszczot, stała się elastyczna, jak rozgrzane szkło, a mój język sprawnie ją studził. Udało mi się przekopać przez oporny materiał. Teraz ręce od piersi dzielił cienki biustonosz, który sprytnie ominąłem, wciskając opuszki palców przez maleńkie otworki.
   – Masz idealne piersi. Mogę go rozpiąć?  
   Męskość szalała w majtkach, a najmniejsza reakcja Klaudii na moje zabiegi potęgowała erekcję. Wyłem z bólu i pragnąłem poznać jej zakamarki, aby na koniec skosztować wisienki na torcie.
   – Nie! – wypaliła.
  Jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę, od razu wróciłem na ziemię.
   – Zaczekaj, nie tak szybko. Jest miło, ale…
   – Za szybko? – głos mi drżał.  
   – Tak.
   – Masz rację. Moje ciało to prawdziwa petarda. Kręcisz mnie tak mocno, że właśnie odpaliłaś lont.
   – Ty mnie też, ale ochłońmy.
   Wygramoliła się z moich objęć, poprawiając ubranie. Odsunąłem się i usiadłem obok.
   – Masz gładką i zadbaną skórę. Nie pracujesz fizycznie, prawda? – zagadnęła.
   – Nie. Tworzę gry komputerowe i dopracowuję istniejące wersje demo.
   Klaudia zrobiła skwaszoną minę, jakby to, co robię, było najnudniejszym zawodem na świecie.
   – Ty na pewno możesz się pochwalić czymś ciekawszym, nieprawdaż?
   – Jestem laborantką i wykonuję analizy krwi. Jak na razie nie mogę powiedzieć, że to, co robię, mnie nudzi.
  – Zatrzymałem się u dziadka. Podupadł na zdrowiu, a że pracuję zdalnie, z ochotą zgodziłem się dotrzymać mu towarzystwa przez jakiś czas. Wojniak, zapewne znasz.
   – Tak. Uroczy człowiek. – Obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, patrząc prosto w oczy.
   – Uciekłem od zgiełku, chcąc odpocząć i zakosztować innego życia. Tutaj jest tak spokojnie, że gdy rano wstaję, moja dusza śpiewa, a ciało ochoczo współpracuje, dziękując za dotlenienie i zrzucenie krat.
   – Kobieta? – rzuciła, jakby potrafiła czytać w myślach.
   – Tak. Demon w ludzkiej postaci. Wyssała ze mnie wszystkie soki. A ty? Domniemam, że jesteś samotna.
   – Tak, ale nie z wyboru… – Urwała i spojrzała na swoje dłonie, które skuliła w pięści, dodając z innej beczki: – Będziesz miał adoratorek na pęczki. Jak rozniesie się, że zawitałeś do tej dziury, nie będziesz mógł się od nich odgonić. Jest parę takich, które na pewno przykują twoją uwagę.
   Ewidentnie coś ją gryzło, ale nie dopytywałem. Znałem ją krótko i nie chciałem, aby wzięła mnie za natręta.
   – Nie wiesz tego, bo nie powiedziałem, jakie lubię.
   Sięgnęła do plecaka i wyjęła telefon.
   – Racja. Zrobiło się późno. Pomożesz mi się spakować? – Odłożyła komórkę i spuściła wzrok, zachowując się tak, jakby chciała ode mnie uciec.
   – Jasne. – Wzniosłem się z koca i zabrałem do pakowania.
   – Weź go stąd! – Podskoczyła, gdy Aro znalazł się obok mnie.
   – Spokojnie. Nie zwracaj na niego uwagi. Nie ugryzie cię, zaufaj mi.
   – Łatwo mówić – burknęła.
   – Co tam marudzisz? – Podszedłem blisko, zagłębiając się w jej oczach, a pomiędzy nami przepłynęło mnóstwo emocji. – Podważasz moje zdanie?
   Nasze twarze dzieliły centymetry, a ja nie potrafiłem przestać zerkać na jej nabrzmiałe usta. Wargi miała lekko rozchylone, jakby szykowała się do słownego ataku, a jej przyspieszony oddech sugerował, że bliskość zabiera jej tlen. Wytrzymywała jednak moje nachalne spojrzenie, odwzajemniając je.
   – Nie marudzę. – Przerwała ten błogostan.
   – Twoje perfumy to poezja dla mojego nosa.
   Już pochylałem się i sięgałem dłońmi do pasa, kiedy Aro wcisnął się pomiędzy nas swoim tłustym ciałem.
   – Odejdź!!! – krzyknąłem, widząc, jak twarz Klaudii staje się coraz bledsza.
   – Ten pies to zawał gwarantowany. Mam dość!
   Jej klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko. Rowek pomiędzy piersiami zapadał się i powracał do poprzedniej pozycji, wprawiając wszystko w obłędny wir. Trzęsła się delikatnie.
   – Znowu się na nich zawiesiłeś – parsknęła, widząc, że jej piersi korcą mnie jak pięciogwiazdkowy koniak.
   – Podsunęłaś mi je pod nos, to korzystam z okazji. – Wtłoczyłem do płuc dawkę świeżego powietrza.
   – Bierz się do roboty, a nie… – zasugerowała z łagodnością, unikając mojego wzroku, jakby bała się, że rzucę się na nią i posiądę przy blasku księżyca na zimnym i twardym podłożu.
   – Co?
   – Wiem, że są dosadne, ale to nie powód, abyś się do nich ślinił.
   – Następnym razem włóż bluzkę bez tak dużego dekoltu, to będę patrzył w niebo.
   – Nie będziesz mi mówił, co mam nosić, a czego nie! – zirytowała się, robiąc dwa kroki w tył.
   – Daj te graty, pomogę ci je zanieść pod dom.
   – Dziękuję, ale dam sobie radę – jej ton był ostry.
   – Zawsze jesteś taka uparta? – Ponownie skoczyło mi ciśnienie. – Współczuję twojemu przyszłemu chłopakowi, że trafił na taki skomplikowany, wszystko umiejący i wiedzący egzemplarz.
   – Diabełek poucza diabełka. Z tobą jakoś też żadna nie wytrzymuje. Ciekawe dlaczego?
   – Jak znajdę odpowiedź na to pytanie, niezwłocznie udzielę ci wyczerpującej odpowiedzi.
   Na chwilę obecną byliśmy jak „Flip i Flap”: niedopasowani, zgryźliwi i komiczni. Wokół wisiało wilgotne, zjełczałe powietrze. Przy każdym oddechu zagęszczało się jeszcze bardziej, nie dopuszczając świeżości i lekkości, niemniej pragnąłem jej towarzystwa.
   – Ja wezmę żelastwo, a ty resztę – burknąłem, przepuszczając ją przodem.
   – To niedaleko, więc…
   – Zamilknij na chwilę, proszę. – Wyrzuciłem ręce w powietrze, bo zaczynałem tracić nad sobą panowanie.
   Byłem tak nabuzowany, że najchętniej zamknąłbym jej usta pocałunkiem i długo nie pozwalał mówić. Ruszyliśmy wolnym krokiem w dół, pozostawiając to, co zaszło pomiędzy nami, na pastwę wiatru. Zabrał ze sobą wszystko, pozostawiając niedosyt.
   – Jesteśmy – oznajmiła jakieś pięć minut później, stając pod płotem. – Połóż to tutaj i dziękuję za miły wieczór. Do zobaczenia. – Pożegnała mnie buziakiem w policzek i otworzyła furtkę.
   Wystarczyło.
   Pochwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem brutalnie, zamykając rozdziawione usta namiętnym pocałunkiem, a talię uściskiem.
   Zaskoczyłem ją, ale się odwzajemniła, zatracając się w tańcu, mając za partnera mój zwinny język. Całowała bosko i wiedziałem, że to samo myśli o mnie, bo nogi się pod nią ugięły. Nie pozwoliłem się jej obniżyć, potęgując uścisk w pasie i wciskając ją wręcz w swoje rozpalone ciało.
   Przerywałem pocałunek, jeżdżąc językiem po jej soczystych wargach.
   – Chcesz jeszcze? – zapytałem cicho.
   Jej przymknięte i mętne oczy dały odpowiedź, zanim otworzyła usta, gdyż na powrót nimi zawładnąłem.
   Zarzuciła mi ręce na szyję i drażniła palcami spięty kark. Złapałem Klaudię za pośladki i przyciągnąłem. Nadziała się na moją nabrzmiałą męskość, która szalała jak wygłodniałe zwierzę czające się na ofiarę.
   – Zaprosisz mnie? – spytałem, unosząc kąciki ust.
   – Nie mieszkam sama, poza tym muszę złapać trochę snu, bo jutro czeka mnie sporo pracy.
   – Ja też. – Zrobiłem głupią minę do złej gry.
   Niezręczną ciszę przerwał dzwonek telefonu wydobywający się z kieszeni moich spodenek. Niechętnie zdjąłem dłonie z talii Klaudii i odebrałem, słuchając co trzeciego słowa, bo nieustannie myślałem o jej wymijającej odpowiedzi. Odniosłem wrażenie, że na mnie leci. Była spragniona, ślepy by to zauważył i nagle klops.
   – Rozumiem. Trudno, poza tym i tak muszę lecieć, chociaż wolałbym zostać i jeszcze jakiś czas cieszyć się twoją bliskością. Podaj mi swój numer.
   Podyktowała, zapisałem i puściłem sygnał. Jej komórka zabuczała w plecaku, który leżał pod płotem.
   – Widzimy się jutro? – Obdarzyłem ją krótkim, ale intensywnym pocałunkiem, po czym klepnąłem w pośladek i ruszyłem w kierunku domku.
   – Pewnie, zgramy się – rzuciła, wchodząc na podwórko.
   – Pa. – Pomachałem i zniknąłem za zakrętem.
   Byłem rozczarowany, że akurat w takim momencie dziadek musiał wyjść na spacer i pójść do sąsiadki. Było grubo po północy, a on zbudził ją, zażyczył sobie kawy i zebrało mu się na plotki. Miał lekki kłopot z czasem i niekiedy mieszał mu się dzień z nocą, zwłaszcza gdy było widno, jak dziś, bo pełnia tuż, tuż.
                                                                                                                           ...

Szalona1

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użyła 5033 słów i 28448 znaków, zaktualizowała 31 maj o 23:54.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Jedrekmast1973

    Pochłaniałem każde słowo. Bardzo fajnie się to czyta. Jest tak... Zmysłowo. Pięknie.

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Szalona1

    @Jedrekmast1973, dzięki za komentarz. Pozdrawiam. :)

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Sapphire77

    Napisane w Twoim stylu, czyli super. Dość sugestywnie opisujesz grę hormonów,  w tym odcinku u Adriana. Klaudia pewnie będzie sobie wyrzucać: Zapraszasz? W sumie czysty erotyzm w tym odcinku. Drapanie karku, dmuchanie w szyje, subtelny, aczkolwiek w pewnym sensie zamierzony dotyk piersi. To jest erotyzm! Nie ostre....i tak dalej. No ale i to czasem trzeba, bo coś mi się zdaje , że Klaudia to wulkan, o którym Adrian nawet nie śnił. Mam rację? Super część. Dziękuję  :smile:  <3

    2 dni temu

  • Użytkownik Szalona1

    @Sapphire77, dzięki za komentarz. Tym razem będzie subtelnie i romantycznie. "Co się odwlecze, to nie uciecze". Czy Klaudia będzie sobie wyrzucać? Wątpię. Dawkuje Adrianowi siebie, a im mocniej zaczynają na siebie działać, tym owocniejszy będzie finał. Klaudia wulkanem - zobaczymy. Pozdrawiam. ;)

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Sapphire77

    @Szalona1 Tak mi się pomyślało. Tak co się boi dużego psa, zwykle się nie boi innych mniejszych rzeczy. Swoją drogą Adrian ma cierpliwość. Ja bym pogonił taką marudę. No może teraz nie. Byłem młody i głupi. :D

    Przedwczoraj