Ciszę nagle przeszył dzwonek.
- Otwarte!
Do środka weszła elegancka kobieta, której wygląd w tej scenerii wydawał się zupełnie nie na miejscu. Jej czarna sukienka do kolan, idealnie dopasowana do smukłej sylwetki, nadawała jej powagi i klasy. Lśniące kozaczki na wysokim obcasie wystukiwały cichy rytm na skrzypiącej, brudnej podłodze, ale nawet ten dźwięk wydawał się tu obcy, jakby pochodził z innego świata.
Była blondynką – jej jasne, starannie ułożone włosy sięgały ramion, a kilka pasm opadało na twarz, podkreślając delikatne, choć zdecydowane rysy. Nosiła okulary o cienkich, eleganckich oprawkach, które dodawały jej intelektualnego uroku. Za tymi szkłami skrywały się czujne, niebieskie oczy, które teraz przesuwały się po wnętrzu meliny z mieszaniną obrzydzenia i niedowierzania.
Na szyi miała ładny, subtelny naszyjnik – złoty łańcuszek z niewielką zawieszką, być może pamiątką lub prezentem. Błyszczał delikatnie w półmroku. Jej dłonie, o wypielęgnowanych paznokciach, zacisnęły się odruchowo na skórzanej torebce.
Kiedy stanęła w progu, jej nozdrza natychmiast wychwyciły ciężką, niemal namacalną woń wilgoci, potu i alkoholu. Twarz nauczycielki lekko się skrzywiła, ale nie cofnęła się ani o krok. Jej wysokie obcasy lekko zapadły się w coś lepkiego na podłodze, co sprawiło, że z trudem powstrzymała grymas obrzydzenia. Spojrzała na wnętrze meliny, a w jej oczach pojawiła się niechęć i coś jeszcze – nuta zdziwienia, jakby nie mogła uwierzyć, że ludzie naprawdę żyją w takich warunkach. Ściany, które kiedyś mogły być białe, teraz pokrywa żółtawy osad i ciemne plamy, ślady po brudnych dłoniach, wyciekach i zalaniach. W rogach piętrzą się pajęczyny, a po podłodze walają się śmieci – puste puszki, pogniecione paczki po fajkach, niedopałki wciśnięte w zakurzone szczeliny między deskami. Podrapane, rozpadające się meble wyglądają, jakby ktoś porzucił je tu dekady temu.
Na wytartej, brudnej kanapie siedział mężczyzna, który wyglądał, jakby dawno już przestał dbać o cokolwiek. Miał może sześćdziesiąt lat, ale jego twarz była tak poorana zmarszczkami i brudem, że mógłby mieć równie dobrze siedemdziesiąt. Przetłuszczone, siwe włosy opadały mu na czoło, a zarost – nierówny, poszarzały i miejscami przeżółkły od nikotyny – tylko dodawał mu odpychającego wyglądu. Jego oczy, wąskie i przekrwione, wbiły się w nauczycielkę w sposób, który od razu sprawił, że poczuła się nieswojo. Patrzył na nią tak, jakby chciał ją zjeść, jakby w tym miejscu była nie tylko kimś obcym, ale i rzadkim rarytasem, czymś, czego nie widział od lat. Tak, nie ukrywał tego, że ma na nią apetyt.
Na jego spodniach, luźnych, znoszonych i wygniecionych, były ślady, których lepiej było nie analizować.
Jego usta rozciągnęły się w czymś, co miało być uśmiechem, ale bardziej przypominało grymas – odsłonił przy tym kilka pożółkłych, nierównych zębów, z których niektóre były starte do samego dziąsła. Podparł się łokciem o podłokietnik kanapy, na którym ktoś kiedyś wylał coś tłustego, i powoli przejechał dłonią po niechlujnie rozpiętej koszuli, jakby próbował się poprawić, ale równie dobrze mógł to robić dla efektu – żeby pokazać, że czuje się w tym miejscu panem sytuacji.
A jednak patrzył na nauczycielkę z takim zainteresowaniem, jakby przed chwilą ktoś postawił przed nim coś, czego nie widział od bardzo dawna – kobietę, czystą, pachnącą, elegancką.
Przeciągnął językiem po spękanych wargach i zamrugał powoli, nie odrywając wzroku od jej zgrabnych nóg w czarnych kozaczkach. Zastanawiał się czy ma na sobie rajstopy, a może taka elegantka nosi jakieś wyszukane i seksowne pończochy?
– No, no… – wymamrotał, głosem chropowatym, zachrypniętym od papierosów i alkoholu. – A kogóż my tu mamy?
Nauczycielka zacisnęła palce na pasku swojej torebki, ale nie cofnęła się. Wzięła głęboki oddech i powoli przeniosła wzrok na niego, nie pozwalając sobie na okazanie lęku, choć każdy instynkt krzyczał, że powinna natychmiast odwrócić się i wyjść.
– Pani Marta? Nauczycielka Michała? A ten tam to mój kolega Andrzej – mruknął, wskazując na mężczyznę, który właśnie podniósł się z fotela.
Nauczycielka kątem oka dostrzegła, że w drugim kącie pomieszczenia rzeczywiście siedział inny mężczyzna, dotąd pogrążony we śnie. Teraz przeciągnął się leniwie, przecierając oczy i zerkając na nią, jakby nie do końca wierzył, że to, co widzi, jest prawdziwe.
– No, no… – powiedział gospodarz, o którym historyczka wiedziała, że ma na imię Krzysztof, rozsiadając się wygodniej. – Obaj się cieszymy, żeś paniusiu do nas zawitała. Niech pani podejdzie.
Nauczycielka wyprostowała się, ale wciąż czuła, jak ich spojrzenia przeszywają ją na wskroś. Była świadoma, że patrzyli na nią z czymś więcej niż tylko zwykłym zainteresowaniem. Bardziej pożądaniem dwóch samców, widzących łatwy i bardzo atrakcyjny dla nich łup.
Uniosła podbródek i zrobiła kilka kroków naprzód, z gracją, której zupełnie nie pasowało do tego miejsca. Jej obcasy uderzały cicho o brudną podłogę, lecz nie zwracała na to uwagi. Poruszała się z pełną kontrolą, świadoma swojego wyglądu, świadoma kontrastu między nią a tym miejscem. Czerń sukienki opinała jej smukłe ciało w idealnych proporcjach, a długie kozaczki nadawały jej sylwetce jeszcze więcej elegancji.
– Przyszłam do pańskiego wnuka, Michała – powiedziała stanowczo, choć w głębi serca czuła, że atmosfera staje się coraz cięższa. – Ma pewne problemy z nauką…
Krzysztof uśmiechnął się szerzej, podnosząc brew. Wciąż patrzył na nią z tym samym, dziwnym wyrazem twarzy. Kiedy podeszła bliżej, zmrużył oczy, jakby coś w niej analizował. W nozdrza uderzył go subtelny zapach jej perfum – drogie, delikatne, kobiece, kontrastujące z kwaśnym smrodem alkoholu i papierosów, którym przesiąknięta była cała melina.
Przekrzywił głowę i zaśmiał się cicho, jakby właśnie usłyszał świetny dowcip.
– Zdaje się, że pani zostawiała go po lekcjach? – zapytał przeciągle. - I że pani go lubi. I to chyba bardzo. A on panią chyba jeszcze bardziej. Paniusia taka dystyngowana… – powiedział przeciągle, przechylając głowę na bok. – Ale może by tak usiadła, no nie? Po co tak stać, zmęczy się pani…
Nauczycielka przełknęła ślinę. Nie podobał jej się ton, jakim to powiedział.
– Tak, miał zaległości. Chciałam mu pomóc – odpowiedziała krótko.
Andrzej zaśmiał się cicho i wziął łyk alkoholu prosto z butelki.
– A my też mamy braki w nauce – powiedział z udawanym rozbawieniem. – Może pani nauczycielka i nam pomoże? No niech pani siądzie obok mnie. A jak kanapa za brudna, to niech siada na moich kolanach.
Krzysztof spojrzał na nią z jeszcze większą kpiną w oczach.
Nauczycielka poczuła, jak napięcie ściska jej gardło. Czuła się osaczona, ich spojrzenia wbijały się w nią jak szpilki. Czuła, jak jej nogi zaczynają się lekko uginać, jakby napięcie, które ją ogarniało, stawało się zbyt silne, by je utrzymać. Miała wrażenie, że serce bije jej zbyt szybko, że coś w niej pulsuje, coś, czego nie umiała do końca zrozumieć. Umysł wciąż krzyczał, że powinna wyjść, że powinna natychmiast się wycofać, ale ciało nie reagowało tak, jak powinno.
Było w tym coś magnetycznego, coś, co nie pozwalało jej oderwać się od tej chwili. To, jak patrzyli na nią, jak oceniają ją spojrzeniami, jak powoli napawają się jej obecnością – wszystko to działało na nią w sposób, który ją samą przerażał. Czuła, jak pod sukienką napinają się mięśnie, jak materiał lekko ociera się o jej skórę przy każdym delikatnym ruchu. Czuła gorąco, które rozchodziło się od brzucha i sunęło niżej, powoli, nieuchronnie, jak płomień, którego nie dało się ugasić.
Starszy nie spuszczał z niej wzroku, czekał. Był jak drapieżnik, który widzi, że jego ofiara się waha, że gdzieś w jej oczach jest błysk wątpliwości – może nie takiej, jakiej się spodziewała, ale jednak.
– No i co? – mruknął, klepiąc się jeszcze raz po udzie. – Boisz się, że się zabrudzisz, złotko?
Ich wzrok pieścił ją, choć nie było w tym czułości – było coś pierwotnego, dominującego, męskiego. Obaj mężczyźni nie spuszczali z niej oczu, w milczeniu chłonęli każdy jej ruch, jakby czekali, co zrobi dalej.
Przez chwilę wydawało jej się, że ma jeszcze wybór. Że może się odwrócić i po prostu wyjść. Ale zanim zdążyła zareagować, poczuła silne, szorstkie dłonie zaciskające się na jej nadgarstkach. Zanim w ogóle zdążyła pomyśleć o ucieczce, on już ją miał.
– No chodź, paniusiu – warknął, a potem, jednym zdecydowanym ruchem, pociągnął ją w dół.
Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Nagle usiadła na jego udach, a on objął ją ramieniem, przytrzymując ją pewnie, jakby była jego własnością. Była tak blisko, że czuła jego oddech, ciepły i pachnący alkoholem. Jej serce waliło jak oszalałe.
– Nie, nie! Proszę mnie zostawić! – krzyknęła, choć jej głos drżał w sposób, który ją samą zaskoczył.
Próbowała się wyrwać, ale jego uścisk był stanowczy, jakby doskonale wiedział, że nie pozwoli jej uciec.
Była przerażona.
Ale w tym przerażeniu było coś jeszcze.
Coś, czego nie potrafiła nazwać, coś, co nie powinno tu być.
Czuła, jak przez jej ciało przechodzi dreszcz – nie tylko strachu, ale też czegoś zupełnie innego, czegoś, co sprawiało, że jej skóra stała się nadwrażliwa, a oddech coraz bardziej urywany. Nie powinna tak się czuć. To było złe. A jednak…
Jej ciało było ciepłe. Jej ciało reagowało, choć umysł wciąż próbował ją przekonać, że powinna czuć tylko panikę.
Andrzej obserwował to z boku, uśmiechając się pod nosem.
– No i co, paniusiu? – Krzysztof pochylił się do jej ucha, szepcząc chrapliwie. – Wcale nie chcesz, żebym cię zostawił, prawda?
Starszy mężczyzna przysunął się bliżej, nachylając się tak, że nauczycielka poczuła na szyi jego ciepły, szorstki oddech. Zaciągnął się powietrzem, jakby chciał wchłonąć zapach jej skóry, i uśmiechnął się krzywo.
– Ale ładnie pani pachnie – mruknął niskim, chrapliwym głosem.
Jego ton był powolny, niemal leniwy, ale w spojrzeniu czaiło się coś więcej – coś, co sprawiało, że dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa.
Nauczycielka zacisnęła palce na materiale swojej sukienki, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo ten komentarz – ta cała sytuacja – wprawiała ją w wewnętrzne rozedrganie. Nie chciała, żeby to zauważyli. A może… już zauważyli?
Starszy mężczyzna uśmiechnął się drwiąco, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. Wciąż trzymał ją mocno, pewnie, nie pozwalając na najmniejszy ruch, jakby chciał pokazać, kto tu rządzi. Marta próbowała się podnieść, ale zbyt słabo. Po tej próbie gospodarz jeszcze mocniej poczuł, że ma ją w garści.
– Wygodnie paniusi na moich kolanach? – zapytał przeciągle, a jego głos był przesycony kpiną i czymś jeszcze – czymś, co sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej osaczona.
Nauczycielka poczuła, jak serce wali jej coraz mocniej. Każda komórka jej ciała mówiła, że powinna natychmiast wstać, odepchnąć go, ale… coś ją zatrzymywało.
Jej usta lekko się rozchyliły, jakby chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili zabrakło jej głosu. Cała sytuacja wydawała się tak absurdalna, tak nierzeczywista… a jednak siedziała tu, w tej melinie, na kolanach mężczyzny, który patrzył na nią jak drapieżnik na swoją zdobycz.
Starszy mężczyzna wciąż trzymał ją w pasie, patrząc na nią z tym samym drwiącym uśmiechem. Jego dłonie opierały się na jej biodrach, jakby badał jej reakcję, jakby chciał sprawdzić, jak bardzo jest spięta.
– To teraz niech pani nauczycielka nam powie – mruknął, przeciągając słowa – jakie to problemy są z moim wnuczkiem?
Andrzej parsknął śmiechem i sięgnął po butelkę, bawiąc się nią leniwie, jakby cała ta sytuacja była dla niego rozrywką.
Nauczycielka przełknęła ślinę. Czuła, jak napięcie ściska jej gardło, jak absurd całej tej chwili przygniata ją coraz bardziej.
Tymczasem Krzysztof macał jej talię, jej biodra. Marta znów próbowała się uwolnić, ale nadaremno. Mogła tylko przyglądać się, jak jego dłoń zsuwa się na dół na jej uda, a potem wędruje do góry. Na jej biust. Nagle sięgnął do jej szyi i ujął wisiorek w dłoń. Obrócił go w palcach, przyglądając się mu uważnie.
– Ma pani piękny wisiorek – mruknął. – Cała jesteś piękna.
Po czym wsunął rękę w dekolt jej sukienki i schwycił jej piersi. Kiedy nauczycielka zaczęła się poważnie szamotać, w sukurs gospodarzowi domu przyszedł jego kompan i jedną dłonią chwycił Martę za ramię, a drugą sięgnął również do jej cycków.
– Ale ty masz suczko cyce! Stworzone do macania!
Gdy Andrzej objął kobietę od tyłu za dorodne cycki, Krzysztof wsunął dłonie pod sukienkę obmacując uda. Próbowała mu w tym przeszkadzać, ale on podsuwał dłonie coraz wyżej.
– Ależ panowie... puśćcie mnie!
"Dlaczego, do cholery, to mnie tak podnieca... To chyba kwestia czasu, kiedy będę leżała z zadartą spódnicą i z rozłożonymi nogami... chyba nie tak długiego czasu..."
Marta byla skonsternowana, ale jeszcze mocniej podniecona. Cała drżała.
- Ach, panowie... co wy robicie...
Zachowywałaś się jak cnotliwa panienka usiłując się bronić, ale nie tak mocno, by przeszkodzić im w obmacywaniu.
- Rozbierzesz się sama suko, czy mamy zedrzeć z ciebie te szmatki?
Nauczycielka udawała, że się wzbrania, starała się odpychać dłonie mężczyzn, ale czyniła to nader nieudolnie.
- Panowie... jak możecie tak do mnie mówić... Ach... - Sprawiała wrażenie zrozpaczonej.
- Mówimy jak chcemy bo wiemy że to lubisz suko! Rozbieraj się!!! Najpierw majtki!!!
Ociągała się, więc kompan puścił cycki, złapał mocno za ręce, a Krzych rozerwał wilgotne n majtki i wąchał je z taką rozkoszą, że drżał z podniecenia.
- Nie... nie... prosze... chyba nie zamierzacie mnie wziąć...
Marta czuła jak nogi uginają się pod nią.
- Zamierzamy! Zerżniemy Cię lepiej niż ten młodzik. Ale najpierw kucnij, wyliż jaja i obciągnij mi chuja!
- Ach nie.. ach nie... nigdy nie robiłam podobnych rzeczy...
- Wiemy, że obciągałaś Michasiowi, a mój niemyty chuj na pewno będzie bardziej smakował.
Zrezygnowana elegancka damulka uklękła. Była skrajnie podniecona, choć udawała obolałą, przymuszoną do klęknięcia.
- Ach… nie… ach, jaki on żylasty...
- Żylasty i gruby. Wyliż go całego - i chwycił Martę za głowę, żeby jej nie odsuwała. A kolega ściągnął swoje spodnie i majtki nie pierwszej świeżości.
Choć tego zupełnie nie rozumiała, Marta poczuła niepohamowaną chęć wzięcia go do ust. Choć jej mina wyrażała wstręt.
- Liż suko! Umyj chuja zanim wepcham Ci go w pizdę albo w dupę!!!
Wyciągnął przez rozporek śmierdzące potem jaja. Kolega z tyłu pocierał członem o szyję kobiety...
- Poczułem na jajach i chuju twój ciepły, wilgotny język! - Gdy na twarzy miałem ciągle rozdarte majtki. Upajał się ich wonią...
Kolega dawno nie był z kobietą, więc tak szybko i mocno się podniecił pocieraniem szyi, że spuścił się i oblał nauczycielce spermą włosy...
Marta lizała bardzo delikatnie. Ale do góry do dołu.
- A co z jajami? Wyliż je z potu...
Marta czuła perwersyjną przyjemność. Obejmowała jądra ustami, a potem lizała je.
- No! Wystarczy, nie zasłużyłaś sobie jeszcze suko, żeby dłużej mi lizać. Usiądź teraz dupą na moich kolanach i wyliż skurczonego chuja kolegi ze spermy. Liż, aż mu znowu stanie, żebyśmy mogli cię obaj jebać.
- No już! Nie ociągaj się!!!
Martę szalenie pociągało to, że ci dwaj mężczyźni chcą ją tak potraktować. Chciała tego. Chciała tak właśnie zostać "wyjebana". Powoli, poprawiając spódnicę, usiadła na kolanach.
- Jesteście tacy bezceremonialni...
- Patrzcie jaka paniusia! Nie tak suko!!! Nabij się pizdą albo dupą na chuja i obciągaj koledze, zliż mu spermę z chuja...
Mimo, że jeszcze miała na sobie sukienkę, wszystko w niej niesamowicie ich podniecało. Nawet kapiąca z włosów na sukienkę sperma.
- Chciałem cię rżnąć, jebać, tak mocno, żebyś wyła z rozkoszy...
Marta nie usłuchała polecenia co do nabicia się na pal mężczyzny. Ale za to objęła ustami członek jego kolegi.
Krzysztof złapał dłonią za jej cipkę. Była mokra, śliska i wonna...Potarłem ją i oblizał rękę.
Smak i woń śluzu tak go podnieciły, że zacisnął dłonie na jej biodrach, uniosłem je nieco i dotknąłem główką penisa jej pupy...
Poczuła, jak całe jej ciało sztywnieje, zamarła na sekundę, w głowie przetaczały się myśli – mogła wyjść, mogła zaprotestować, ale coś w jego tonie sprawiło, że nie uciekała...
W powietrzu unosił się zapach alkoholu, tanich papierosów i czegoś jeszcze – czegoś męskiego, surowego, czego dawno nie czuła tak blisko.
Czuła ciepło jego ciała przez cienki materiał spódnicy.
Gdy poczuł jak jego chuj cały zanurza się w doskonałej cipce tej pięknej kobiety, tak ciasnej jak u jakiejś małolaty, ale mokrej i otulającej śliskimi ściankami jego starego grubego kutasa, poczuł, że rozkosz rozpływa się po nim i w nim, od krocza aż do mózgu. Niemal odruchowo wepchał ręce od spodu pod uniesioną do bioder sukienkę i objął jej dorodne i jędrne cyce. Nie miała biustonosza! "A to dziwka" - pomyślał z podziwem - "No tak, przecież przyszła do syna się kurwić i czarować go tymi cycami" – ze zrozumieniem wyjaśnił sam sobie. Jej początkowo wolne ruchy na chuju i dotyk lekko wilgotnych od potu piersi i nabrzmiałych sterczących brodawek, które zaczął lekko szczypać palcami ugniatając jednocześnie jej wspaniałe kule, spowodował, że zaczął cały drżeć. Chyba jeszcze nigdy nie był tak podniecony. A w dodatku w lustrze stojącej obok szafy widział, jak ta delikatna i promieniująca inteligencją ładna buzia obciąga z wprawą zawodowej kurwy niemytego i oblepionego spermą chuja jego kolegi. Z zazdrością zauważył że sflaczały początkowo kutas kolegi zaczyna pieszczony ustami błyskawicznie rosnąć i jest gruby tak jak jego, ale znacznie dłuższy. Kolega już nie poprzestał na tym, że to ona pieściła językiem, lecz sam zaczął ją ostro jebać w otwarte usta, tak że wpychał się jej aż do gardła, a jej najwyraźniej sprawiało to przyjemność, bo wypełniona chujem pochwa ciekła śluzem coraz obficiej wonnym śluzem. Był w drodze do raju. Delikatne zapachy kosmetyków tej wydawałoby się niedostępnej dla niego kobiety zmieszane z ostrą wonią jej podnieconej cipy doprowadzały jego zmysły do rozkosznego szału.
Marta nie pamiętała, czy aby kiedykolwiek zaznała równie wspaniałej rozkoszy. Oto pierwszy raz w życiu oddawała się dwóm mężczyznom na raz. Człon jednego czuła w sobie, czuła jak ją rozpycha brutalnie, a drugiego pieściła ustami. Niesamowitym bodźcem było zaznawanie smaku jego nasienia, które wcześniej wydzielił. Nie mogła się sama sobie nadziwić, że tego typu sytuacja będzie ją podniecać. A podniecała ją jak cholera. Ekscytowało ją także to, jak traktowali ją ci mężczyźni. A traktowali jak jakąś kurewkę... Sama miała świadomość, że przyszła tu odstawiona, jak prawdziwa dama. Zarówno elegancka kiecka, jak i to jaki miała makijaż świadczyły o tym dobitnie. Tymczasem już samo otoczenie silnie kontrastowało z jej wyglądem.
Nieustannie uderzał ciężki, duszący zapach stęchlizny, potu i taniego alkoholu. Powietrze jest gęste, przesiąknięte odorem wilgoci, starych papierosów i czegoś, co przypomina pleśń. Ściany, które kiedyś mogły być białe, teraz pokrywa żółtawy osad i ciemne plamy, ślady po brudnych dłoniach, wyciekach i zalaniach. W rogach piętrzą się pajęczyny, a po podłodze walają się śmieci – puste puszki, pogniecione paczki po fajkach, niedopałki wciśnięte w zakurzone szczeliny między deskami.
To wszystko powodowało, że jeszcze silniej czuła się pożądaną damulką... paniusią, którą ci dwaj chcą przerżnąć do bólu... Do cna... Wykorzystać jak swoją własność.
Wyobrażała sobie, że gdyby ktoś kręcił film, kamera przejechałaby się po ścianach... i co byłoby widać? Podrapane, rozpadające się meble wyglądają, jakby ktoś porzucił je tu dekady temu. Kanapa jest poprzecierana, jej materiał wydaje się lepić do skóry, a w jej zakamarkach można dostrzec resztki jedzenia, rozsypane pety i coś, co wygląda jak używane strzykawki. Stolik w rogu jest pokryty tłustymi plamami, a na jego blacie wala się niedokończona butelka wódki i kilka brudnych szklanek, w których pływają resztki alkoholu wymieszanego z popiołem. A w ostatnim kadrze tego objazdu, kamera najechałaby na nią - damę dosiadającą jednego i obciągającą drugiemu...
Jednak najgorsze dla niej było to, gdy dotarła do niej świadomość, że podnieca ją ta rola… że tak dobrze jej w skórze taniej dziwki… Która po prostu daje dupu dwom starym zbokom.
A dzieje się to na materacu, bez prześcieradła, na kocu, który bardziej przypomina cuchnącą szmatę, wygnieciony, wilgotny, a spod niego wystaje poduszka, na której zostały plamy, których lepiej nie analizować.
Podskakiwała na tym starym bolcu, wydając z siebie ciche jęki, w rytm nabijania się na twardy pal. - Aaaaa… aaaa… Ach!
Widziała jak to podnieca zarówno tego, którego ma pod sobą, jak i jego kolegę.
A wszystko to w takim otoczeniu. Nastrój wręcz wzmaga jej odczucia. Światło w pokoju jest przytłumione, bo jedyne okno zasłania brudna firanka, na której piętrzy się warstwa kurzu i sadzy. Przez uchylone drzwi do łazienki dochodzi smród z niedrożnej kanalizacji. Gdzieś w kącie słychać ciche skrobanie – pewnie karaluchy, które zadomowiły się tu na dobre.
W duchu mówiła sobie - “W takim miejscu dają tylko tanie kurewki… Które puszczają się za butelkę wcale nie wykwintnego wina. I pozwalają takim oto typom na wszystko. Dosłownie wszystko… To oczywiste, że na koniec spuszczą się w nią, bo jasne, że nie używają zabezpieczenia.”
Marta w myślach prześledziła drogę, jak tu trafiła. Wcześniej pieściła tego ucznia na wycieczce. Potem w szkole, na zapleczu pracowni rozpięła mu rozporek i zrobiła mu dobrze ustami. Wreszcie wpuściła go w siebie wtedy w parku… Teraz miało się to stać tutaj.
Tymczasem przybrało to taki obrót…
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Mardoniusz999
Marta w melinie
Cipka zalana - świat nie zginie
Historyczka
@Mardoniusz999

Gdy dotarłam do meliny...
wydarzenie dla... waginy
WersPer
Wspaniale!!!