Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Narzeczony dla Księżniczki - rozdział 21

Minął ponad tydzień. Z zaplanowanego jednego specjalnego posiedzenia Rady zrobiły się trzy, król Harold w lepszej kondycji pojawił się na wszystkich, chaos trochę przycichł, a Arsen van Kasteel nadal pozostawał nieuchwytny. Jego najlepszy przyjaciel, książę-małżonek Orm de Ligne rzadko przebywał w pojedynkę. Od kiedy wrócili z krótkiego wyjazdu, Aleksandra nie była w nastroju ani na nocne eskapady, ani na hazard, ani na czułości, przejęła część obowiązków ojca i, mimo, że cały czas przypominała sobie, że nie powinna, denerwowała się. Jedynym pocieszeniem był Orestes robiący cały czas dobrą minę do złej gry, trwający przy niej niestrudzenie. Zabierała go ze sobą tam, gdzie pozwalała etykieta. Tam, gdzie nie pozwalała w zasadzie też. Ojciec starał się służyć radą i doświadczeniem, przez co po kilka godzin dziennie spędzała z nim i w ogrodzie, gdzie władca odpoczywał i powoli dochodził do siebie. Często dyskutowali we trójkę, co budziło pewne niechętne komentarze wśród dworzan, ale nie przejmowała się tym. Potrzebowała wsparcia tych dwóch głosów, jedynych, którym tak naprawdę ufała. Tylko dzięki nim potrafiła stać prosto.  
- I co? Tak będzie już zawsze? - spytała w końcu, kiedy znalazła się z mężem sam na sam, w sypialni, po długiej kąpieli przygotowanej przez Margo.  
Przysiadła na łożu ubrana tylko w jedwabny szlafrok, włosy miała zawinięte w muślinowy ręcznik.  
- Pamiętasz swoją pierwszą jazdę konną? Albo pierwszy strzał z kuszy? - Orestes odwrócił się w jej kierunku. Złoty blask zachodzącego słońca ślizgał się po jego twarzy, podkreślając ostre rysy.  
Od kiedy spełniał u jej boku książęce obowiązki definitywnie nie mógł już nosić się  po miejsku, z czym wyraźnie czuł się nieswojo, ale wyglądał pięknie. Szyte na polecenie Aleksandry ubrania doskonale na nim leżały, a czarne włosy wróciły do ładu. Po wieczornej kąpieli były jeszcze wilgotne, przez co jeszcze chętniej skręcały się w loki.  
- Jak przez mgłę.  
- Ale na pewno nie było to tak łatwe jak jest teraz, nie szło ci przez pierwsze tygodnie aż tak płynnie, prawda?  
- Prawda.  
- No właśnie.  
Księżniczka uśmiechnęła się i starała się rozluźnić wyprostowane plecy. On od razu to zauważył i podszedł do niej od tyłu, uklęknął na łożu i zaczął rozmasowywać jej barki. Wsunął dłonie pod szlafrok i opuścił go, odsłaniając łagodnie opadające ramiona i subtelnie zarysowany kark. Z zadowoleniem zauważył, że dziewczyna pod śliskim materiałem musi być zupełnie naga. Nie przerywając masażu, ustami przesunął po odkrytej przed chwilą skórze.  
- Nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałam - powiedziała cicho. - To był tak trudny czas. I nadal jest trudno. I będzie tylko trudniej. Bałam się, że pomyślisz, że cię odtrącam…  
W ostatnich dniach często kładła się znacznie później niż, jak sądziła, wszyscy inni na dworze, a na pewno później niż Orestes. Padała na łóżko zmęczona i odpływała w krótki sen, a rano na jego pocałunki odpowiadała bladymi usmiechami. Najbliżej byli wtedy, kiedy chodząc po zamkowych korytarzach chwytali się za ręce.  
- Wszystko rozumiem. Przez chwilę o nic się nie martw.  
Kontynuował całowanie smukłej szyi, dziewczyna niecierpliwie skrzyżowała nogi. Rozwiązał pasek podtrzymujący jedwab na jej ciele. Miał rację. Nie miała pod spodem nawet najbardziej skąpej bielizny, różowe sutki były twarde, a nieduże, idealne w kształcie piersi unosiły się i opadały w rytm przyśpieszającego oddechu. Wziął w dłoń jedną z nich i delikatnie potarł sutek między kciukiem a palcem wskazującym. Księżniczka jakby w odpowiedzi poruszyła biodrami, wyraźnie próbując otrzeć się o pościel.  
- Czy moja pani już tak bardzo mnie potrzebuje, czy tylko mi się wydaje? - zaczepił ją, nie przerywając pieszczot.  
- Nie wydaje ci się - odparła, jakby z zakłopotaniem.  
- Dotknij się dla mnie. Tak, jak robiłaś to sama.  
Zauważył rumieniec rozlewający się po szyi i dekolcie. Poczuł ciepło policzków. Przez moment się nie poruszała. Nastąpiła chwila zawahania. W końcu niepewnie rozsunęła nogi, wtuliła się mocniej w męża i zamknęła oczy. Na początku tylko przesunęła dwa palce między wargami lekko już wilgotnego sromu w kierunku łechtaczki i znów poruszyła biodrami. Pierwsze okrężne ruchy palców były nieśmiałe. Kolejne stawały się coraz pewniejsze i szybsze. Pieściła się dokładnie pod tym kątem, który lubiła najbardziej. Wydała z siebie cichy jęk, kiedy on wrócił do całowania szyi i karku, prawie całkowicie zdejmując z niej ubranie. Zwisało teraz luźno na przedramionach.  
- Uwielbiam na ciebie patrzeć - zamruczał.  
- A ja wolę czuć ciebie.  
- Czego sobie życzysz, Wasza Wysokość?  
Uśmiechnęła się, czerwieniąc się jeszcze mocniej. Wyjątkowo lubiła, kiedy ten silny, piękny mężczyzna ustawiał się dobrowolnie w nieco uległej roli. Otworzyła usta, ale się zawahała. Trochę dlatego, że nie wiedziała, czego właściwie sobie życzy, a trochę dlatego, że jeszcze wstydziła się nazywać niektóre rzeczy.  
- Zrobię dla ciebie wszystko, musisz tylko to powiedzieć.  
- Wyliż mnie.  
- Nie nudzi ci się to?  
- Nie znudzi mi się nigdy.  
- Tylko tyle?  
- Na początek.  
               Uklęknął przed nią i przyciągnął do siebie za krągłe pośladki, przez co ze śmiechem opadła na łokcie. Mimo pokusy nie złączyła nóg. Pocałunkami schodził coraz niżej, spomiędzy piersi, przez brzuch, nad którym pochylił się dłużej, prosto do kobiecości, którą już rozgrzała dla niego sama. Zboczył jednak ze ścieżki i zajął się nogami dziewczyny, jej udami, łydkami, kolanami, smukłymi stopami. Kiedy całował jej palce i kostki, poczuła, że staje się już niemiłosiernie mokra. Nie pospieszała go jednak, pozwalała mu przesuwać się wyżej, chociaż tempo powoli stawało się torturą. Podobało jej się uwielbienie, z jakim to robił.  
- Jak się czujesz? - Spojrzał jej pytająco w oczy, w końcu przytulając twarz do miękkiego uda.  
- Nie wiem… - Aleksandra smutno pokręciła głową. Dokładnie wiedziała, o co pytał i wyrwało ją to z powoli narastającego, rozkosznego napięcia. Liczyła na to, że od razu coś poczuje. Nawet matka kiedyś jej o tym wspominała, że w każdej ciąży, nawet w tych później utraconych, od razu coś czuła. Nic konkretnego, jedynie zmianę energii wewnątrz ciała. Ona nie miała czasu się nad tym zastanowić, w końcu od razu po przyjeździe do domu trafiła do centrum chaosu. Uczyła się bycia królową w trybie przyspieszonym, ze wzburzoną radą i chorym ojcem. Mogła tylko się domyślać i mieć nadzieję.  
- Nie smuć się, nie to miałem na celu - szepnął, uspokajająco głaszcząc jej udo.  
- Powinnam czuć jakąś zmianę, prawda? - poczuła, łzy wypełniające oczy. Rozmazały pole widzenia. - Albo nie jestem w ciąży, albo nie będę dobrą matką…  
- Będziesz wspaniałą matką - zapewnił i znów pocałował jej brzuch. - Najlepszą.  
- A jeśli po prostu się nam nie udało?  
- To będziemy próbować do skutku. Chyba nie będziesz narzekać?  
Roześmiała się. To był dobry znak.  
- Tylko wtedy, kiedy nie będzie to trwać za długo.  
Uniosła się na moment, żeby pogłaskać męża po policzku, po czym znów ułożyła się wygodnie na łokciach, sugestywnie rozsunęła szerzej uda i przygryzła wargę. Palce stóp, jeszcze przed chwilą pieszczone z taką czułością, zacisnęły się, kiedy on w końcu przeszedł do rzeczy. Znów bardziej się z nią całował niż po prostu lizał. Nadal wszystko trochę odwlekał. Język na łechtaczce wykonywał bliźniacze ruchy do jej własnych palców, a po chwili zagłębiał się w wilgotnej cipce. Nie uronił ani jednej kropli kobiecego nektaru i miał wrażenie, może tylko wrażenie i nic więcej, że smakuje inaczej. Bardziej intensywnie, słodko, lepko, jakby zlizywał z niej miód o słonawych nutach. Zatracił się w tej czynności tak bardzo, że zauważył jej orgazm dopiero wtedy, kiedy poruszała biodrami już tak gwałtownie, że wręcz wciskała się w jego twarz.  
               Kiedy ochłonęła, postanowiła, że nie może pozostawić ukochanego bez opieki. Odrzuciła na bok szlafrok i rozkazała mężowi zdjąć wszystko, co miał na sobie. Zauważyła ledwo dostrzegalne drżenie nóg kiedy podnosił się z kolan. Rozebrał się sprawnie, a ona przywołała go do siebie prowokującym gestem. Ku jego zdziwieniu i zadowoleniu uklęknęła na łożu, ukryła twarz w pościeli, ale zgrabna pupa została uniesiona wysoko. Klepnął ją delikatnie, ale tym razem nie usłyszał protestu. Księżniczce najwyraźniej przypadła do gustu mało elegancka, mieszczańska miłość. Lśniąca w przygasającym świetle wieczoru wilgotna kobiecość miała w sobie coś z kuszącej, dojrzałej brzoskwini albo otwartego kwiatu. Mokre wnętrze zacisnęło się na twardym, pulsującym już z pragnienia penisie. Orestes znów usłyszał własne przeciągłe westchnienie. Mimo palącej potrzeby pozostawał ostrożny. Aleksandra, chociaż ciągle odkrywała siebie i w codziennym życiu wydawała się coraz twardsza, była cały czas tą samą kruchą kobietą, a poza tym od ponad tygodnia mogła nosić w sobie ich dziecko. To, że nie czuła w sobie żadnej zmiany nie oznaczało, że ich nie było. On mógłby przysiąc, że je widzi i czuje. Zauważał to w nowym blasku jej oczu, nieznanej wcześniej gładkości skóry. Miała inny smak, inaczej pachniał jej pot mieszający się z zapachem róż i cytrusów, jej sutki i cipka zdawały się mieć intensywniejszy kolor. Zmysły równie dobrze mogły z niego drwić i dawać mu fałszywą nadzieję, ale wolał mimo wszystko zachować delikatność. Wycofywał się i wchodził powoli, ale tak głęboko jak mógł. Wsłuchiwał się w jej głos. Jedną dłonią podtrzymywał biodro, drugą pieścił rozpustnie wypiętą pupę. Doszedł głęboko w żonie szybciej niż tego chciał, a później patrzył jak orgazm przetacza się przez jej ciało.  
- Zostań na chwilę - poprosiła zduszonym szeptem. Czuł skurcze na mięknącej powoli męskości, jakby chciała wyssać go do ostatniej kropli.  
Kiedy tylko się z niej wysunął, część nasienia spłynęło po nogach księżniczki.  
- Tyle jeszcze chyba tego nie było - roześmiała się i roztarła je na skórze, gdy już leżeli wtuleni w siebie.  
- Bo rzadko robimy sobie jakiekolwiek przerwy - odparł. Nie, żeby kiedykolwiek na to narzekał.  
- Nie powinniśmy, odpoczniemy, kiedy będziemy pewni…
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość - z uśmiechem pocałował ją w czoło.  
               Nagle zauważył, że spoważniała. Bloga mina ustąpiła miejsca wyraźnie rysującemu się zmartwieniu.  
- Nie mieliśmy też czasu porozmawiać o jednej rzeczy. Ale musimy to zrobić.  
- Naprawdę? Teraz?  
- W zasadzie powinniśmy odbyć tę rozmowę zanim zaczęliśmy starać się o dziecko. Albo przynajmniej wtedy, kiedy już wszyscy zaczęli przypuszczać, że mój ojciec… - urwała, jakby niewypowiedzenie słowa „umrze” miało oddalić znacząco tę perspektywę.  
Dziwnie odbywało się tego typu rozmowy w sytuacjach takich jak ta.  
- Aleksandra… poczekajmy z tym do rana.  
- Nie. Jeśli jest okazja, to porozmawiajmy o tym teraz. Nie ma sensu tego odkładać.  
Orestes poddał się.  
- Jeśli urodzę i coś mi się stanie chwilę po tym, będziesz musiał zrobić wszystko, żeby utrzymać władzę w imieniu dziecka i przekazać mu ją w odpowiednim momencie. Jeśli to będzie dziewczynka, masz tak zmienić prawo, żeby od pełnoletności mogła rządzić samodzielnie albo wspólnie z tobą.  
- Rozumiem.
- Nie mów mi, że rozumiesz, musisz mi to obiecać.  
- Obiecuję - powiedział równie cicho, co ona. Jej szept był konspiracyjny.  
- Sama zajmę się zmianą tego prawa, jeśli tylko wejdę na tron, ale jeśli coś pójdzie nie tak, musisz to zrobić. Gorzej będzie, jak coś mi się stanie i nie będziemy mieli dziecka. Wtedy musisz coś zrobić, cokolwiek, żeby mój szwagier nie został królem.  
W reakcji na to akurat dość ochoczo skinął głową i ledwo powstrzymał uśmiech. Liczył na to, że Aleksandra zaraz nie będzie musiała mieć takich obaw. Jej szwagier miał nie dożyć objęcia przez nią władzy.  

                                 ———

               Finnley Jakobsen po ciężkich dziesięciu dniach kierował się do burdelu Madame Bradbury. Trochę się porobiło - najpierw sojusznicy wysłali ten list gończy, król prawie zmarł, a teraz na oczach całego dworu następowało paniczne przekazywanie rządów Aleksandrze i wszyscy zaangażowani starali się to nieudolnie zatuszować. Harold IV udawał przed wszystkimi, że wcale nie wybiera się do lepszego świata, czy, jak bliżej było światopoglądowi Jakobsena, po prostu do piachu. On sam pracował za to na tyle etatów, że ciężko było zliczyć - wypełniał zwyczajowe obowiązki, zajmował się sprawą van Kasteela, nadal uczestniczył w spisku, już głównie dlatego, żeby pomóc Orestesowi van Enkemannowi, dla którego też prowadził pewne śledztwo. Te dwie ostatnie sprawy najbardziej burzyły jego spokój. Jeśli zdradzi się wśród spiskowców - zginie, jeśli książę dowie się o jego udziale w spisku - bogowie raczyli wiedzieć, co zrobi. I ta niepewność była chyba gorsza od otwartej groźby ze strony de Ligne i reszty grupy. Obiecał sobie, że jeśli przeżyje, już nigdy nie da się wmanewrować w bycie podwójnym agentem.  
               Początkowo planował podrzucać Orestesowi drobne wskazówki, okruszki prowadzące do poszczególnych zamieszanych, wyłączając siebie, jednak rozgrzebanie sprawy śmierci pierwszej żony obecnego księcia-małżonka Orma de Ligne okazało się istną drogą w przepaść. I to najeżoną pułapkami. Przeczesywał źródła, wypuścił swoich ludzi, żeby prowadzili rozpytania w rodzinnych stronach podejrzanego, a jednocześnie nie mógł dać się złapać. Mimo ciężkiej pracy, otrzymywał tylko strzępki informacji, jakieś nędzne plotki i niedomówienia. W końcu jednak jego upór dał rezultat. Pewnego dnia, już bez resztek nadziei, kartkował jakieś akta i spisy sprzed kilkudziesięciu lat. W końcu jego wzrok przyciągnęła nazwa przedsiębiorstwa, spółki pionierów hutnictwa na tak szeroką skalę - Fromm-de Ligne. Według danych założycielami byli D. Fromm herbu Żelazny Dzwon i A. de Ligne herbu Kołowrotek. Przedsiębiorstwo przeszło w wyłączność tego drugiego rodu wraz ze śmiercią D. Fromma, jego żony i nieletniego syna. Drążył temat przez cały czas nieobecności Aleksandry i Orestesa i dokopał się do całkiem wiarygodnych faktów. Musiał się nimi podzielić ze swoim nowym sojusznikiem.  
               Nie wiedział nawet kiedy najnowszy członek rodziny królewskiej urósł w jego oczach do tej rangi. Nadal męczyła go ta bezcelowa zawiść, która chwytała go za każdym razem kiedy widział splecione dłonie małżonków, ich drobne spojrzenia i niezauważalne dla większości gesty. Nie umknęło mu też to, jak przy ostatniej gorącej dyskusji na zebraniu Rady, przy której Aleksandra poderwała się z fotela, Orestes objął ją ramieniem, palcami zaledwie musnął jej brzuch i szeptem przypomniał, że musi na siebie uważać. Wtedy zazdrość uderzyła ze zdwojoną siłą, ale lata szkolenia sprawiły, że nawet najsilniejsze uczucia nigdy nie wychodziły na powierzchnię. Poza tym, mimo wszelkich sprzecznych emocji, podświadomie wybrał stronę, po której ostatecznie chciał być.  
- Jutro, po zmroku, tam, gdzie zawsze - rzucił do księcia, patrząc w przestrzeń.
Kątem oka zauważył, jak tamten jedynie subtelnie przytakuje.  
               Tamto jutro wypadło wczoraj. Spotkali się na dziedzińcu, chronieni przez ciemność przed niechcianymi spojrzeniami. Nadal zachowywali bezpieczną odległość.  
- Co masz? - zapytał Orestes bez ogródek.  
- A masz czym zapłacić?  
- Nie wiem niczego ciekawego… - zaczął, ale Finnley od razu przerwał. Chciał wiedzieć jedno, i to tylko z egoistycznych pobudek.  
- Jej Wysokość Księżniczka Aleksandra jest w ciąży, prawda?  
Zapadła cisza. W końcu przerwało ją westchnienie.  
- Jeszcze nie wiem tego na pewno, ale…
- Ale taki jest cel?  
- Nie powtarzaj tego dalej.  
Finnley skinął głową. Ta informacja była tylko dla niego samego. Musieli przyspieszyć, zewrzeć szyki. Trzeba było chronić i przyszłą królową, i jej dziecko. Nieważne jak zazdrosny by nie był.  
- Mam kilka niepotwierdzonych faktów. Ród de Ligne to truciciele. Od pokoleń. Prowadzą przedsiębiorstwo samodzielnie tylko dlatego, że główny założyciel i cała jego rodzina zmarli w swoich łóżkach po przyjęciu u wspólników. Ta wersja utrzymuje się w ich rodzinnych stronach do tej pory. Jeśli podejrzewasz próbę otrucia, wiesz już, kto za tym stał.  
Sam doskonale to wiedział od dawna, ale chciał dać księciu ostateczny argument. Poza tym był trochę przerażony tym, jak daleko sięgała ta rodowa tradycja.  
- Czyli…
- Czyli twoja żona jest teraz wyjątkowo narażona na tego typu atak. To kwestia paru tygodni, że wstąpi na tron.  
Finnley patrzył, jak książę przyjmuje wszystko zaskakująco spokojnie. Jakby miał już w głowie plan.  
               Po tym jak rozeszli się w swoje strony, Jakobsen poczuł, że potrzebuje relaksu. Miał ochotę na męskie objęcia. Przez moment zamarzył o Almie przywodzącej na myśl lustrzane odbicie Aleksandry, tylko obdarzonej krąglejszymi kształtami i bardziej pospolitymi, trochę wulgarnymi rysami, ale zrezygnował. Ile by się nie starał, myśl o księżniczce i jej ciąży wiązała mu wnętrzności w supeł. Wybór Emilia był w tej sytuacji dość prosty. Niestety, nie potrafił całkiem się zapomnieć i oddać cielesnym rozkoszom. Głową, jak to zwykle bywało, tkwił w polityce i spisku. Emilio w związku z tym potwornie się irytował, bo nie znosił nie być w centrum uwagi.  
- Nie lubię, jak jesteś nieobecny… - narzekał - Chyba całkowicie straciłeś mną zainteresowanie.
Mówiąc to, miał przy twarzy półtwardego kutasa, więc można było założyć, że miał przynajmniej połowiczną uwagę klienta.  
- To nie tak. Nie przerywaj - upomniał go Finnley, pchając przy tym jego głowę w dół.  
- O czym znowu myślisz? Nie przychodzisz do mnie, żeby się od tego wszystkiego oderwać?  
- Nie uwierzyłbyś… Poza tym nie powinienem mówić takich rzeczy.
- Jakby brakowało ci dowodów na to, że jestem dyskretny.  
Szpieg uśmiechnął się. To prawda. Był pewny dyskrecji Almy i Emilia, między innymi dlatego tak długo pozostawał z nich zadowolony i w pewnym sensie im wierny. Wiedział, że jest dla nich chłodny, ale chyba nie potrafił inaczej. Emilio zrobił się przez to ostatnio nieznośny, jakby nie był kurwą do wynajęcia, a jego prawdziwym partnerem. Coś ostatnio się zmieniło. Bardziej zabiegał o uwagę, zostawał dłużej niż musiał. Alma od początku tak się zachowywała, ale zakładał, że ona taka po prostu jest. Chłopak był egoistyczny, zapatrzony w siebie, swoje piękno i lubił czerpać przyjemność ze swojej pracy, ale nigdy nie zabiegał desperacko o atencję i nie był aż tak humorzasty. Teraz wstał z łoża i narzucił na siebie purpurowy szlafrok wyszywany złotą nicią i demonstracyjnie skrzyżował ręce na piersi z urażoną miną. Finnley dopiero teraz zauważył, że oczy ma podkreślone delikatnym makijażem, co nadawało mu nieco egzotycznego uroku.  
- Powiedz mi, o co chodzi, a później się w końcu mną zajmij - rzucił obrażony.  
- Bo? - Jakobsen był tym żądaniem lekko rozbawiony.  
- Bo zacznę ci odmawiać, a nie ma drugiego takiego. Ani Alma, ani nikt inny nie da ci tego, co ja.  
Na chwilę zapadło milczenie. Spojrzenie jasnych oczu wyraźnie stresowało chłopaka, ale nadal nie zrywał kontaktu wzrokowego.  
- To musi pozostać między nami - zaczął Finnley, a Emilio z zainteresowaniem przysiadł na łóżku. Zgodził się bez zawahania. - Muszę się pozbyć pewnej osoby, kilku osób. Dość sprawnie.  
- Kogo?  
- Paru ważnych ludzi. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, przynajmniej nie tu… Nie na służbie u króla… Tu zawsze tylko obserwowałem i zbierałem informacje.  
- Kogo? - powtórzył Emilio, a w jego ciemnych oczach zatańczyły iskierki.  
- Do odstrzału jest kilku doradców króla, ważny duchowny.  
- Który duchowny? Biskup z otoczenia korony?  
- Łatwo się domyślić, prawda?  
- Nie o to chodzi. Ja coś po prostu o nim wiem, czego ty możesz nie wiedzieć…
Jakobsen poczuł się wręcz urażony uwagą, że może jednak o czymś nie wiedzieć.  
- On… lubi młodych chłopców i dziewczyny. Korzysta z usług kilku tutaj.  
- Możesz powiedzieć z czyich?  
- Nie powinienem… Ale mogę po prostu ci pomóc - zaoferował chłopak, po czym niespodziewanie pocałował Finnleya w usta. To było coś nowego. Alma często go całowała, Emilio raczej tego unikał, co nie było dziwne, a raczej nawet całkowicie naturalne wśród prostytutek.  
Szpieg zastanawiał się przez moment jakim cudem plotki o biskupie nie dotarły do niego, skoro dziwki stanowiły ogromny odsetek jego informatorów i informatorek. Odpowiedź była bardzo prosta - nie wpuścił ich do burdelu Madame Bradbury. Był to ekskluzywny, drogi dom publiczny, kurwy starannie tu dobierano, a każda osoba obsługująca gości szczyciła się dyskrecją na najwyższym poziomie. Sam wybrał to miejsce między innymi dlatego, że pracownicy nie rozsiewali plotek, a ściany były wygłuszone. Warto było zapłacić więcej za taki komfort.  
- Co chcesz w zamian?  
- Porozmawiamy o tym, jak uda mi się coś zdziałać.  
Chłopak dosiadł klienta i wychylił się po buteleczkę olejku. Wylał go sobie na dłonie i roztarł dokładnie, lekko go rozgrzewając. Zapach drzewa sandałowego i piżma wypełnił wąską przestrzeń między nimi. Chwycił ich lekko wzwiedzione penisy i zaczął delikatnie ocierać je o siebie, a po chwili poruszać na nich dłońmi w górę i w dół. Z satysfakcją patrzył jak jego kochanek twardnieje i jego wyraz twarzy staje się coraz mniej chłodny. Zaryzykował kolejny pocałunek, który został zaskakująco dobrze przyjęty. Ich języki przez moment ocierały się o siebie w chaotycznym tańcu. Zatracił się, ale za chwilę został z tego dość brutalnie wyrwany.  
- Dosyć, chcę cię zerżnąć.  
Emilio przewrócił oczami, ale przerwał i uklęknął na łożu, po drodze zrzucając i tak dawno już niepotrzebny szlafrok. Finnley rozchylił jego pośladki i cmoknął z zadowoleniem na widok pozłacanego, wysadzanego drogimi kamieniami korka tkwiącego w dziurce chłopaka. Był jak rozpieszczony książę wśród dziwek, co było nawet całkiem zmysłowe. Mimo miłego widoku, wyciągnął z niego wymyślną zabawkę i zastąpił swoim twardym, śliskim od olejku penisem. Brał go mocno, głęboko, w stałym rytmie, słuchając wulgarnych dźwięków uderzenia ciała o ciało i nieco teatralnych jęków.  
               Zawsze robili to w ten sam sposób, mimo, że Emilio zawsze próbował coś urozmaicić i zmienić. Wydało mu się, że dziś był na to dobry moment. Wiele rzeczy ostatnio działo się inaczej. Przerwał na chwilę i przewrócił smukłe ciało na łoże. Młodzieniec spojrzał na niego zaskoczony, instynktownie rozkładając nogi i unosząc biodra, na co odpowiedział tylko lekkim uśmiechem. Z powrotem się w niego wbił, chwilę później biorąc do ręki jego niedużego, za to całkiem przyjemnego i zgrabnego fiuta. Poruszał dłonią w takt pchnięć. Jęki nie były już aż tak bardzo wystudiowane, plecy rozkosznie się wyginały, makijaż zdążył się rozmyć. Jakobsen nie był absolutnie przygotowany na nagłe objęcia i pocałunki, ale okazały się one całkiem przyjemne, choć niespodziewane. A on niespodzianek nie lubił.  
               Chwilę po tym jak doszli niemal jednocześnie, Emilio między ich złączonymi ściśle ciałami, a Finnley w jego wnętrzu, chłopak leżał z głową na udach klienta i powoli pieścił opadniętego już penisa ustami, znów próbując obudzić go do życia. Szpieg delikatnie przeczesywał palcami jego długie włosy, zakładając je za ucho.  
- Czy jeśli ci pomogę, będę mógł poprosić o wszystko?  
- Będziesz. Ja najwyżej odmówię.  

                                ———

               Wieczór był ciepły i nazajutrz czekał ich jedyny wolny dzień w tygodniu dla każdego obywatela kraju. Księżniczka Aleksandra po kolacji i kąpieli dyskretnie ubrała się w spodnie do jazdy konnej i lnianą koszulę. Potrzebowała wyjść. Wczoraj jeszcze myślała, że nie pragnie niczego innego niż zostania w komnacie, ale teraz miała wrażenie, że zaraz się w niej udusi. Było jej trochę głupio tak się wymykać. Naprawdę nie chciała odsuwać się od męża, ale potrzebowała samotności jak powietrza. Wszystkiego było za dużo. Ojciec, audiencje, poddani, Rada, dziecko, list gończy za van Kasteelem, który akurat jak na jej gust mógł gnić w więzieniu… Musiała pojechać nad swoje ukochane jezioro, wskoczyć nago do chłodnej wody, nie słyszeć niczego ani nikogo oprócz śpiewu ptaków i szumu lasu przynajmniej przez pół godziny. Na szczęście Orestes nie zrobił ani na sekundę zasmuconej miny. Trochę się zdziwiła, że nie zaproponował jej swojego towarzystwa.  
- To co będziesz robił?
- Poczytam. - Wzruszył ramionami.  
Pocałowała go, szepnęła, że go kocha i wymknęła się przez okno do stajni. Słońce chyliło się ku zachodowi, zbierało się na letni deszcz. Odetchnęła. Kochała mieć chociaż iluzję wolności.  
               Orestes przeciwnie - poczuł na piersi ciężar, ale to musiało stać się dziś wieczorem. Lepszej okazji nie było. Kiedy pukał do gabinetu Orma de Ligne, z którego sączyło się słabe światło, buteleczka w wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjątkowo mu ciążyła. Drugi książę-małżonek siedział zgarbiony nad rachunkami, ale widząc go, szybko się wyprostował.  
- Orestes! - wykrzyknął ze sztucznym uśmiechem, tak nienaturalnym na szczurzej twarzy - Czemu zawdzięczam twoją wizytę?  
- Jest sposób na to, żeby pomóc twojemu przyjacielowi - skłamał, bez mrugnięcia okiem.  
- No proszę… po tych trzech spotkaniach Rady w końcu coś przyszło ci do głowy? Podziel się swoim pomysłem.  
- To będzie ciężka przeprawa, więc proszę, nie na trzeźwo - roześmiał się, z udawaną lekkością.  
- W porządku. Może masz rację… - spojrzenie Orma mogło być lekko podejrzliwe przez chwilę, ale później zaczęło przez niego przemawiać zaciekawienie. Wstał, żeby podejść do szafki, w której trzymał mocne alkohole właśnie na takie okazje.  
- Siedź. Ja nam naleję. Chyba mam bliżej - Orestes uśmiechnął się lekko. Jego towarzysz usiadł i odpowiedział podobnym uśmiechem.  
- Weź pierwszy lepszy koniak. Wszystkie są dobre.  
Do jednej ze szklanek trafiło kilka kropli nalewki doktora Finka. Buteleczka była dyskretna, miało wystarczyć ich niewiele. Odwrócił się od ciężkiego kredensu i postawił jedną ze szklanek przed sobą, drugą przed Ormem. Ten z krzywym uśmiechem zamienił je ze sobą i napił się z westchnieniem.  
- Dziwi mnie, że chcesz pomóc.  
- Dlaczego? - Również umoczył usta w mocnym alkoholu. Rzeczywiście, koniak był dobry.  
- Moje relacje z twoją żoną są raczej chłodne.  
- Z Aleksandrą trudno jest nawiązać dobrą relację. Jest nieufna.  
- Małżeństwo to w ogóle… trudna instytucja - mężczyzna przymknął oczy i potarł czoło przy nasadzie nosa. Upił kolejny, spory łyk koniaku. Czyżby powoli zaczynała rozmywać się wizja i pojawiły się zawroty głowy?  
- Czy ja wiem?  
- Gdybym miał wskazać… - odchrząknął - …czyje małżeństwo może być szczególnie trudne, to uznałbym, że właśnie twoje.  
- Naprawdę kocham Aleksandrę. Wydaje mi się czasem, że…
Przerwał na moment, widząc, że mężczyzna zaczyna kaszleć i z trudem łapać powietrze, jak ryba wyciągnięta z wody. Uśmiechnął się. Nie wykonywał żadnych ruchów.  
- …że mógłbym dla niej zabić.  
Zapadnięta, zwykle niezdrowo błyszcząca twarz Orma zaczęła jednocześnie blednąć i sinieć. Kiedy się odezwał, mówił już zupełnie niewyraźnie, ale nadal miał siłę na histeryczny śmiech.  
- Przebiegły skurwysyn - wychrypiał przez zduszone gardło.  
I były to jego ostatnie słowa.  
               Orestes rzucił mu pogardliwe spojrzenie. Nalewka ze szczwołu okazała się mocnym specyfikiem. Był przekonany, że morderstwo całkowicie wytrąci go z równowagi, ale wszystko okazało się zupełnie inne. Nie miał w głowie niczego innego poza ulgą, satysfakcją i poczuciem sprawiedliwości. Dopił alkohol, wytarł swoją szklankę i przewrócił lampę naftową na drewniane biurko. Ubranie i włosy martwego mężczyzny szybko zajęły się ogniem. Książę zgarnął pod połę płaszcza ciemną szkatułę z Kołowrotkiem rodu de Ligne i zamknął za sobą drzwi. Kiedy płomienie trawiły już zasłony, on z mocno bijącym sercem był w zupełnie innej części zamku.  

Dziękuję tym, co cały czas czytają. Powoli zbliżamy się do końca. ~ A.

damapik

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i przygodowe, użyła 5213 słów i 29277 znaków, zaktualizowała 24 lip o 0:09.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Sapphire77

    Bardzo dobry odcinek, Anastazjo. Nie mam problemu opisywać sex między kobietą a mężczyzną lub dwiema kobietami, ale z dwoma mężczyznami owszem. Nie pamiętam czy pisałas o dwóch kragłych podczas dogadzania sobie wzajemnie. Orestes czyści przedpole. Ciekawe czy Aleksandra jest w ciąży, czuję że tak. I ma dziewczynkę. Posypie łeb, ten większy popiołem, jezeli nie mam racji. Fajnie sie czyta. Koniec się zbliża, powiadasz? Masz coś w planie nowego? Pozdrawiam cieplutko. Dałem radę, bo skończyłem wcześniej.  :smile:

    3 godz. temu

  • Użytkownik Gazda

    To jest super, miłość,intrygi, morderstwo.
    Będzie ciekawie dalej
    Brawo

    20 godz. temu

  • Użytkownik damapik

    @Gazda mam nadzieję, że będzie ☺️

    5 godz. temu

  • Użytkownik Hart

    No właśnie czekam na cdn.  Muszę przyznać że trzyma w napięciu i do tego ten ciepły klimat cudownych relacji . Dla mnie 👍🏻

    21 godz. temu

  • Użytkownik damapik

    @Hart bardzo się cieszę, dziękuję!

    5 godz. temu