Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Narzeczony dla Księżniczki - rozdział 18

Stali obok siebie na dziedzińcu, w bezpiecznej odległości, na tyle małej, żeby mówić cicho, ale na tyle dalekiej, że równie dobrze mogli się znaleźć w tym samym miejscu i czasie zupełnie przypadkiem.  
- Nie mam za dużo. - zaczął Finnley, strzepując z szarej kamizelki niewidoczny pyłek. Znów ubrany był w chłodne odcienie szarości i jasną koszulę.  
- To zawsze lepiej niż „nie mam nic”.  
Szpieg skinął lekko głową z subtelnym uśmiechem.  
- Słucham - ponaglił Orestes niecierpliwie.  
- Nie poruszyliśmy ważnej kwestii przy ostatnim spotkaniu. Zanim zaczniemy - co będę z tego miał? I uprzedzam pytanie, nie interesują mnie pieniądze.  
- Nie przystoi mi płacić w naturze.  
W chłodnych oczach Jakobsena na ułamek sekundy pojawił się błysk.  
- Drogi książę… - w tym miejscu zaśmiał się trochę wyniośle - …to duża strata, ale akurat mnie najbardziej interesują informacje. Daj mi informację, która może mnie zainteresować. Nie musi być duża, bo moje wieści też nie powalają. Coś niewielkiego, ale znaczącego. Wtedy będzie uczciwie.  
- Jeśli szukasz na mnie haczyków, to ich nie znajdziesz. I dobrze o tym wiesz.  
- Nie szukam niczego na ciebie. Mamy w końcu pewien pakt.  
- W takim razie powiedz, co mogę ci dać?  
- Cel podróży do twojego wcześniejszego miejsca zamieszkania.  
- Prywatna wizyta u rodziny.  
- Prawdziwy cel. - podkreślił, kładąc idealny nacisk na pierwsze słowo. Orestes wyczuł nutę zdenerwowania, które burzyło idealnie obojętną maskę. Kiedy Jakobsen się irytował, w jego słowach dało się słyszeć północny akcent.  
- Muszę porozmawiać ze starym znajomym.  
- Z kim?  
Książę milczał przez chwilę, ważył w głowie wszystkie „za” i „przeciw”. W końcu powiedział ciężko:  
- Podejrzewam, że moja żona miała zostać otruta. Wiem czym, mam to i zamierzam pokazać to znajomemu farmaceucie, który działał jako biegły.  
Jakobsen skinął głową. Nie wyglądał na zaskoczonego, ale też nie miał pobłażliwej miny.  
- Dobrze… W takim razie mam nadzieję, że uznasz tę wymianę za uczciwą. Pani De Ligne i jej dziecko nie zmarły przy porodzie, ale w zasadzie można tak powiedzieć. Zmarły tuż po, kilka godzin później, wieczorem. Służba spała, wokół matki z dzieckiem chodziła położna i mąż. I nagle okazało się, że matka z dzieckiem nie żyją…  Akurat jak były same w pokoju. Jako przyczynę zgonu podano mór poporodowy. Zauważasz już pewnie pewne zgrzyty.  
Prawdę mówiąc, Orestes niczego jeszcze nie zauważył. Wszystko to było podejrzane, ale mór poporodowy nie był czymś, o czym by nie słyszał. W jego własnej rodzinie zdarzyło się kilka przypadków.  
- Przypadki moru poporodowego są jak jeden na milion w bogatych rodach. Nie zdarzają się w czystości, przy medykach. - ciągnął Finnley - Tylko udało mi się też dotrzeć do pewnych plotek. Ludzie są niechętni, żeby je powtarzać, ale też nie jest trudno je usłyszeć.
- Jakich plotek?  
- Niecierpliwisz się? - Twarz szpiega była wprost rozbawiona, co stanowiło kolejną odmianę od zwyczajowego chłodu, ale zdarzało się w ich dialogach. Orestes posłał mu piorunujące spojrzenie.  
- Nie spiesz się, mamy całą noc. - burknął w końcu.  
- Tylko nie dorabiaj do tego całej historii, dobrze? Plotki i fakty nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego…  
- Co mówią?  
- Mówią, mój piękny książę, że to było otrucie.  

              Orestes wrócił do sypialni, którą dzielił z Aleksandrą z mocno bijącym sercem. W uszach nadal szumiało mu z emocji. Kiedy otworzył drzwi, nagle poczuł silny cios, który w połączeniu z zaskoczeniem niemal powalił go na ziemię. W końcu jego ręce zostały wykręcone, on sam był przyciśnięty do ściany. Na szyi poczuł zimną stal. Zamknął oczy i pożegnał się z życiem.  
               Coś jednak nie pasowało do sceny wykreowanej w jego głowie, w której grupa spiskowców ostatecznie zamyka związany z nim rozdział całej historii. Wyraźnie czuł zapach wody różanej i olejku z gorzkich pomarańczy, postać dociskająca go do zimnych cegieł była niska, a dotykiem rozpoznał fakturę jedwabnej koszulki nocnej. W końcu usłyszał kobiecy głos, którego na tym etapie się spodziewał.  
- Co robisz z Jakobsenem w tajemnicy przede mną? - zasyczała Aleksandra.  
- Niczego takiego nie robię.  
- Robisz. Od tygodnia was widzę w różnych sytuacjach, razem.  
- Domykam stare sprawy.
- Jakie sprawy?  
- Przestaniesz grozić mi nożem?  
- Jak odpowiesz.  
- Sądowe.  
Krótki miecz opuścił swoje wygodne miejsce na jego gardle. Odwrócił się i trafił prosto na niezadowolone, jasne spojrzenie dziewczyny.  
- Nie potrafisz odpuścić? Przecież jako książę nawet nie powinieneś się już mieszać w to wszystko!  
- To duża sprawa.  
- Jaka?  
- Morderstwo. - Nie skłamał. Zauważył za to zainteresowanie w oczach żony, więc kontynuował, ale bez zbędnych szczegółów. - Morderstwo, dzieciobójstwo, może nawet oszustwo matrymonialne.  
- Masz moje zainteresowanie.
- Powiem jak sprawa się zakończy. A tego dowiem się tylko dzięki Jakobsenowi. Dlatego muszę się z nim widywać i robię to w tajemnicy, bo wiem, że praca w zawodzie jest dla mnie od paru miesięcy zakazana.  
Kłamstwo przychodziło mu coraz łatwiej. Naprawdę pożałował, że sale sądowe są już dla niego zamknięte. Księżniczka obdarzyła go kolejnym krótkim, trochę podejrzliwym spojrzeniem, ale zauważał już pierwsze przebłyski ciepła.  
- Nie możemy mieć przed sobą tajemnic. - Twarz Aleksandry zastygła w poważnym wyrazie.  
- Przepraszam. - Wtulił twarz w długie włosy, kiedy odwróciła się do okna.  
- Nie mogę się doczekać wyjazdu.  
Mówiąc to, przechyliła się lekko, żeby się o niego oprzeć. Wygodnie zaczęła zmieniać temat. Też nie mógł się doczekać. Będą we dwoje, niezauważalni dla innych, daleko stąd. Bezpieczni. Dotkną razem kompletnie zwyczajnego życia.  
- Nie wiem tylko, czy nie boję się jechać w podróż z żoną, która zaatakowała mnie nożem.  
- Nie podobało mi się, że coś z nim kombinujesz i nie mówisz mi co.  
- Nie powinienem się tym zajmować.  
- Nawet nie lubisz Jakobsena.  
- Przekonuję się do niego. Ale nie przestałem być o ciebie zazdrosny.  
Ze śmiechem wbiła mu łokieć pod żebro.  
- Nie przesadzaj. I nie kombinuj już tyle.  
- Wybacz… - szepnął i pocałował ją w szyję. Z satysfakcją zauważył, że po drobnym ciele przebiegł dreszcz.  
Mimo to odepchnęła go od siebie. Raczej delikatnie i na żarty, ale posłuchał.  
- Wyjeżdżamy z samego rana.  
Jakby niezdecydowana, płynnie przeszła do pocałunku.  
- Nie potrafisz się ode mnie oderwać, prawda? - Uniósł brew. Tę z blizną.  
- Może i prawda. - odparła figlarnie - I podobało mi się jak drżałeś przy tej ścianie.  
- Bo mnie przeraziłaś, nie ma w tym niczego uroczego…  
- Kłóciłabym się. - Znów go całowała.  
Ale na pocałunkach się skończyło. Prawie. Przez resztę nocy, wtulona w niego ufnie, wypytywała o to, co zobaczą w obcym mieście, kreśląc abstrakcyjne kształty na jego piersi.  
               Kiedy w rozmowie wspomniał coś o swojej ulubionej piekarni, coś zakłuło dziewczynę w sercu, zahaczyło o czułą strunę. Przecież niedawno o tym rozmyślała. Nigdy o tym nie rozmawiali. O ulubionym jedzeniu, ukochanych książkach, o tym, co lubili, a czego nie.  
- Co najbardziej lubisz? Z tamtej piekarni? - zapytała, jakby zaraz miała poznać tajemnice wszechświata. Może nawet tak było. Chodziło w końcu o centrum jej własnego wszechświata.  
- Najbardziej… chyba kruche ciastka z marmoladą malinową i makiem…  
- A twoje ulubione jedzenie?  
- Co to za wywiad, Wasza Wysokość? - Dłonią, która spoczywała do tej pory pewnie na jej talii połaskotał dziewczynę po żebrach. Roześmiała się, a jemu zrobiło się jeszcze cieplej.  
- Ostatnio wydajesz się lubić wywiad.  
Uśmiechnął się jakby przyznał jej w myślach punkt za uszczypliwy, szybki żart.  
- Nic o tobie nie wiem. - wyjaśniła, w ciemności szukając jego spojrzenia.  
- Wiesz wszystko.  
- Znam fakty, ale najważniejszego nie wiem… To jak z tym ulubionym jedzeniem?  
- Żytnia bułka z masłem i grubo mieloną solą.  
Była trochę zaskoczona tym przyziemnym wyborem, ale może nie powinna. To pasowało do niego jak ulał.  
- Przyniosę ci dobre bułki na śniadanie. Masło też. - obiecał.  
- Lepsze niż tu?  
- A gdybym powiedział, że tak?  
- Przekonaj mnie.  
I tak zdanie po zdaniu, wiedziała coraz więcej. O zimnym maśle prosto z targu, o powieściach przygodowych, o tym jednym razie, kiedy spóźniony na zajęcia prawie wpadł pod konny powóz i spóźnił się jeszcze bardziej, bo przekonywał woźnicę, że mandat jest mu niepotrzebny. O starych znajomych, o przyjaciołach. O kobietach nie chciała wiedzieć, bo była zbyt zazdrosna. I z każdym zdaniem coraz wyraźniej widziała, że jest naprawdę, szczerze zakochana.  

               Następnego, a może właściwie tego samego dnia, kiedy zegar na wieży wybijał czwartą po południu, udało im się przedrzeć przez tłumy w centrum miasta. Księżniczka ubrana wyjątkowo skromnie, z lśniącymi włosami spiętymi w kok i ze skrywającym twarz kapeluszem na głowie zaczęła wyjątkowo odczuwać dokuczliwą duchotę, większą nawet niż w stolicy. Była jednak tak podekscytowana, że przestała zwracać na to uwagę. Oczami pochłaniała nowe widoki, trochę inne niż w domu, ale dziwnie podobne, stroje, kolorowe witryny, z każdej strony dopływały zapachy, niektóre kuszące, niektóre wyjątkowo nieprzyjemne. Z jednego zaułka dotarł do niej zgiełk jakiejś większej awantury, z innego płacz dziecka, zza pleców usłyszała przeszywający dźwięk kociej bijatyki. Na rynku, tuż przy antykwariacie, który był ich celem, śmiała się grupka studentek w nieskromnie przyciętych spódnicach. Zastanawiała się, czy w innym świecie byłaby jedną z nich. Czy w tym innym świecie byłaby zmuszona wstąpić tutaj po podręcznik? Czy los byłby na tyle miły, że wpadłaby na przystojnego sprzedawcę i w jego bezpieczne ramiona? Czy jeśli istniały inne światy i inne życia, to czy w każdym z nich w końcu trafialiby na siebie? Czy w nich też ktoś miałby dla nich straszną przepowiednię?  
                 Na szczęście Orestes przerwał potok jej myśli zanim zmienił się w potok łez. Puścił żonę przodem i wciągnął  do antykwariatu dwa ciężkie pudła leżące na tyłach.
- To się zaraz rozpakuje. - rzucił, jakby nigdy nie wyjeżdżał i przepchnął je po podłodze nogą - Leć na górę, tymi schodami.  
Dziewczyna stąpała niepewnie po drewnianych stopniach, które lata świetności miały już dawno za sobą. Obecność męża za plecami, nawet ze sporymi, głównie za sprawą jej sukienek, torbami na ramionach dodawała otuchy.  
- Tutaj mieszkałeś?  
- Tak, ale nie oczekuj cudów. Pewnie jest duszno i zalega tutaj dobry metr kurzu.  
Przekręcił klucz w zamku. Ten kliknął zapraszająco, a księżniczka najpierw pisnęła z zaskoczenia, a później cicho się roześmiała, kiedy mężczyzna wziął ją na ręce i zgrabnie przeniósł przez próg.  
- Nie zrobiłem tego po ślubie, a zawsze chciałem.  
Dziewczyna w odpowiedzi objęła dłońmi jego twarz i złożyła na ustach delikatny pocałunek. Od razu na niego odpowiedział, bardziej zdecydowanie. Po chwili przestali się całować, ale on nadal nie postawił jej na ziemi, twarze nadal były blisko, oddychali sobą nawzajem.  
- Orestes… - westchnęła.  
- Nic nie mów. Chcę to powiedzieć pierwszy. - Jego szept był zduszony, wprost gorący.  
- Co dokładnie?  
- Że… cię kocham.  
Aleksandra spojrzała mu głęboko w oczy, zaskoczona, jej twarz zamarła w bezruchu z uchylonymi ustami. Odstawił ją zgrabnie, ale nie wypuścił z objęć.  
- Niech zgadnę… nie to chciałaś mi powiedzieć? - roześmiał się nerwowo.  
- Właściwie nie, tylko to, że jeśli zaraz nie wezmę kąpieli, to zwariuję - odparła z rozbrajającą szczerością i zarumienionymi policzkami.
Nadal jednak stała, z ramionami oplatającymi jego szyję, z zaskoczoną miną, szukając w głowie odpowiednich słów, aż wyrzuciła z siebie szybko:  
- Ale pieprzyć to. Ja ciebie też. Kocham cię. Bardziej niż myślisz. Bardziej niż sama to jeszcze pojmuję. Chciałam ci to powiedzieć kiedy indziej, nie w sytuacji, kiedy cała się lepię po podróży…  
- Łazienka jest tam… - powiedział w końcu, nie odrywając od niej wzroku.  
Też patrzyła w ciemne oczy, nadal nieruchomo.  
- Może w takim razie nie traćmy czasu i weźmy tę kąpiel razem? Jakoś nie mam ochoty się teraz rozstawać.  

              Leżeli razem w niewygodnej, blaszanej wannie. Woda pachniała czymś metalicznym, była ledwo letnia, zamiast olejków mieli do dyspozycji jedynie szare mydło, ale przejmowała się tym tylko trochę. Wtulona w męża, który przed chwilą wyznał jej miłość czuła się całkiem komfortowo. Pierwsze zaskoczenie po tamtej rozmowie opadło, pozostało tylko błogie ciepło. Palce ich dłoni splatały się ze sobą leniwie.  
- Kocham cię - powtórzyła chyba po raz tysięczny. Wiedziała, że zaraz odpowie „Ja ciebie też”, tak jak przed chwilą, a za chwilę to on zacznie mówić, że ją kocha.  
Może kiedyś miało im się to znudzić, ale nie teraz. Jeszcze nie.  
               Aleksandra przyglądała się załączonym dłoniom jakby analizowała wszystkie różnice w wielkości, kształcie i kolorze skóry. Odchyliła głowę na bok, żeby ułatwić mężowi powolne całowanie szyi.  
- Wspominałem już, że cię kocham?  
- Nie przypominam sobie, mógłbyś jeszcze raz? - Miała zaczepny ton, w jego ocenie niesamowicie słodki.  
- Kocham cię.  
- Ja ciebie też. - szepnęła, patrząc mu w oczy z bliskiej odległości.  
Uśmiechnął się i przycisnął wargi wilgotnej skroni dziewczyny. Wolną dłonią, do tej pory ułożoną niewinnie na jej biodrze, zsunął się niżej, na udo. Pod palcami wyczuł łagodny ruch, kolana rozsunęły się na boki przylegając do jego ud. Przesunął delikatnie opuszki po wzgórku z rdzawymi włoskami i między śliskimi z podniecenia płatkami. Musiała już dokładnie czuć stopniowo budzącą się erekcję, bo sugestywnie się o nią otarła i wstała. Asekurowana jego ręką, wyszła z wanny i posłała mu prowokujące spojrzenie.  
               Kiedy na kolanach, średnio przyjemnym w dotyku bawełnianym ręcznikiem osuszał skórę usadowionej na brzegu wanny księżniczki, wykorzystując to jako pretekst do pieszczenia stóp, łydek, kształtnego tyłka, i do okazjonalnego drażnienia sutków, pochyliła się. Mokre kosmyki dotykały jego skóry. Był dla niej taki twardy…
- Zerżnij mnie tak, jak te wszystkie miejskie dziewczyny. - kusiła.  
- Ktokolwiek był przed tobą, nie liczy się.  
Położyła palec na jego ustach. A później na swoich. Zareagował na to polecenie jak zwykle.
- To prawda, nie liczy się. Ale zerżnij mnie tak jak je.  
Stópką przejechała po trzonie wyprężonego penisa, od jąder po żołądź.  

               W końcu położył ją w pościeli, która pewnie była zbyt szorstka dla szlachetnej skóry. Uniosła się na przedramionach, patrzyła, jak z uwielbieniem całuje jej piersi, delikatnie przygryza i ssie twarde sutki, a później schodzi niżej. Na blizny. Je też całował, wręcz usłużnie. Zaczęła przesuwać między palcami trochę za długie już jak na jej gust włosy, głaszcząc go przy tym po głowie. Nie przerywał, pieszczoty schodziły niżej. Przygryzła wargę, zaczynała się niecierpliwić, potrzebowała, żeby wylizał już rozgrzaną kobiecość. On wydawał się nie spieszyć. Wtulił twarz w miękkie, łagodnie zaokrąglone uda, aby zaraz zabrnąć ustami wyżej, do pachwiny, i tam zostawić czerwony ślad. W końcu Aleksandra niekontrolowanie poruszyła biodrami. Na szczęście w trakcie swojego krótkiego małżeństwa szybko nauczyli się rozumieć bez słów.  
             Jęknęła głośno, trochę za głośno. Dźwięk wydał jej się wulgarny. Od razu zasłoniła usta dłonią, jakby bała się, że głos poniesie się po zamku i dotrze do niewłaściwych uszu, kiedy tylko poczuła delikatne ssanie na łechtaczce. Była już bardzo podniecona i doznanie wydało jej się mocniejsze niż zwykle.  
- Zapomniałaś? Tu nie musisz być cicho, jesteśmy zupełnie sami - szepnął, nie podnosząc twarzy znad cipki. Podobało mu się, że reaguje na to, jak drażni ją ciepły oddech.  
- Zapomniałam… - uśmiechnęła się i pozwoliła mu działać.  
Nie lizał jej tak jak zawsze. Całował ją tak, jak zwykle w usta. Przytrzymał kołyszące się gwałtownie biodra, wchodził językiem w szparkę i spijał płynące z niej soki. Zerknął w górę. Widział, jak żona dotyka swoich piersi. I chociaż najchętniej doprowadziłby ją w tamtym momencie do głośnego, mokrego szczytu, postanowił przerwać. Żeby ciąg dalszy odczuła jeszcze mocniej. Przerwał, ku bezładnym protestom.  
              Uklęknął nad nią, duża, twarda, lśniąca od wilgoci w świetle zachodzącego słońca męskość zakołysała się lekko. Machinalnie rozchyliła uda jeszcze mocniej, przekonana, że zaraz w nią wejdzie. Była więcej niż gotowa, pragnęła tego. Musiał zauważyć błaganie w szeroko otwartych oczach, bo tylko uśmiechnął się zuchwale.  
- Chciałaś się rżnąć jak łatwa mieszczanka - przypomniał.  
W końcu pozwoliła przewrócić się na brzuch. Na zgrabnej, książęcej pupie wylądował zdecydowany, ale niezbyt mocny klaps. Zaskoczona i trochę oburzona, odwróciła się do męża z wyrzutem. Kiedy napotkała jego rozpalony wzrok i ten sam przepełniony ciepłem i pewnością uśmiech, poczuła, że zaraz się rozpłynie - i ona, i jej spragniona cipka. Przymknęła oczy, gdy na pośladku tym razem zostawił czuły pocałunek. Mniej więcej tam, gdzie miała znamię, które tak lubił.  
               Rozsunęła nogi, wprawne palce znalazły się przy wilgotnej szparce. Całował jej plecy, łopatki, przygryzał i ssał losowe punkty na jej ciele. Zaznaczał, że należy właśnie do niego. Jakby chciał, żeby nawet bez obrączki nosiła na sobie dowód ich wzajemnego oddania. Poczuła, że się czerwieni i ukryła twarz w lnianej kołdrze. Twardy penis otarł się o uniesiony nieprzyzwoicie tyłek. Tak mokra nie była jeszcze nigdy. Z palącym wstydem wyobraziła sobie, że może zostawić na pościeli plamę swojego podniecenia. Zacisnęła dłonie na materiale. Mieszanka rozkoszy i skrępowania okazała się upajająca i przewrotna. Im większe było zmieszanie, tym bardziej robiła się  podniecona. Czuła jakby soki miały zaraz pociec po wewnętrznej stronie ud. Wtedy właśnie w nią wszedł. Był zdecydowany, ale nie brutalny, chociaż do zwyczajowej delikatności trochę brakowało. Nagłe pchnięcie, którego przecież niby się spodziewała, zmusiło ją do jęku stłumionego przez pościel.  
              Wtedy właśnie uniósł jej brodę i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Pocałował przelotnie czubek głowy. Pojękiwała, czasami obdarzała go tylko przeciągłymi monosylabami, czasami słyszał swoje imię. Nie tylko nie protestowała, kiedy wchodził mocno, dobijając do jakiejś granicy w jej wnętrzu, ale też zaczęła wychodzić mu na przeciw. Poruszała biodrami w jego kierunku. Szukała inicjatywy, nie miała ochoty na bierność. Kiedy dochodziła, drżała cała, zaciskała palce dłoni i stóp, była cudownie głośna. Ledwo zdążył wysunąć się z jej wnętrza, rozlewając perliste nasienie po jej pośladkach i plecach. Sam poczuł jęk wydobywający się z własnych ust. Zdarzało mu się to raczej nieczęsto. Opadł na łóżko obok niej, machinalnie szukając pocałunku. Absolutnie ją uwielbiał.  

               Leżeli tak jeszcze przez jakiś czas. Szeptali sobie słodkie słówka, dotykali się bezwiednie. Aleksandra przysypiała, zmęczona intensywną miłością, nadal leżąc na brzuchu. Orestes mógłby spędzić z nią tak całą wieczność, z zamglonym umysłem i  ustami przyciśniętymi do któregoś z fragmentów tego boskiego ciała, ale wzywały go też obowiązki gospodarza. Dla kochanek rzadko gotował, ale dla żony zdecydowanie wypadało.  
- Zaraz wracam - pocałował ją w końcu w kark i wstał z niedużego łóżka.  
- Gdzie idziesz?  
- Muszę ci zrobić z czegoś kolację.  
Uśmiechnęła się, znów zamykając oczy.  
- Kocham cię. - wymruczała sennie.  

              Wieczorne powietrze okazało się cudownie chłodne. Kiedy wychodził ze swojego starego mieszkania, miał wrażenie, że nadal ma przyjemnie tkliwą skórę, a myśli błądziły bez celu. Po kilku kwadransach wracał do ukochanej z torbą pełną słodkich ziemniaków i warzyw korzeniowych, udało mu się zdobyć też dużą butelkę ciemnego piwa. Oczami wyobraźni widział już jak Aleksandra siedzi na stole i pije je z pobieżnie przemytej szklanki, a on przygotowuje gęsty, warzywny sos z dodatkiem tego średnio szlachetnego trunku. W okolicy antykwariatu wyrósł przed nim niespodziewany gość. Prawie nie zauważył byłej kochanki, która pojawiła się przed nim jak spod ziemi.  
- Czyli to nie były plotki? - Elena uśmiechnęła się zalotnie. Zawsze podobały mu się ta siatka drobnych zmarszczek wokół błyszczących oczu, która pojawiała się gdy tylko zaczynała się śmiać - Wróciłeś?  
Zarzuciła mu ręce na szyję. Zapewne była przekonana, że obejmie ją tak jak kiedyś, pocałuje mniej lub bardziej dyskretnie i pieszcząc się już na schodach dotrą do łóżka. Tak się jednak nie stało. Młody mężczyzna wyprostował się jak rażony piorunem, ramiona pozostały nieruchome, nie pochylał się, by poczuć jej usta na swoich tak jak zaledwie kilka tygodni wcześniej.  
- Jestem tu przejazdem… - wyjaśnił i zgrabnie się odsunął - Wybacz, ale nie mogę.
- Masz stałą kontrolę? - Spojrzała podejrzliwie.  
- Nie. Mam żonę. Nie mogę.  
- Pytanie, czy chcesz. Bo jeśli chcesz, będziemy się ukrywać dalej, tak jak zawsze to robiliśmy. Nie zapominaj, że ja cały czas mam męża.  
Westchnął ciężko. Wiedział, że zrani kobietę, w której kiedyś był zakochany. To nigdy nie jest proste.  
- Elena… Nie chcę.  
W oczach dawnej kochanki coś zgasło. I mimo, że nic już do niej nie czuł, jego też to zabolało.  
- Kiedy tylko się dowiedziałam, że przyjechałeś, zrobiłam wszystko, żeby się z tobą zobaczyć. - Dotknęła jego twarzy. Zwykle, kiedy to robiła, on wtulał się policzkiem w jej szczupłą dłoń.  
To było jak odruch, z którym musiał zawalczyć. Musiał to uciąć. Uwielbiał jej cięte, inteligentne poczucie humoru. Spędził z nią niezliczone godziny w łóżku, po części na seksie, po części na rozmowach. Udzielała mu rad, dzieliła się spostrzeżeniami, czasem na głos czytała książki. W sypialni była pewna siebie i rozpustna, pozwalała mu na rzeczy, których młodsze dziewczyny się wstydziły i uczyła go wszystkiego, czego dojrzała kobieta może nauczyć napalonego studenta. Zawsze będzie zajmować jakieś specjalne miejsce w jego sercu, ale ten rozdział był już dawno zamknięty.  
- Doceniam to… Zawsze będziesz ważna. Ale musimy to ostatecznie zakończyć.  
Wtedy właśnie dostał otwartą dłonią w prawy policzek. Przemilczał to. Może zasłużył.  
- Odrzucasz mnie, bo obawiasz się konsekwencji?  
- Nie.  
- W takim razie co się dzieje?  
- Zakochałem się. - wyznał cicho, patrząc gdzieś w dal.  
Dłoń Eleny weszła w zbyt bliski, wręcz palący kontakt z jego lewym policzkiem.  
- Przepraszam. - szepnął. Wtedy poczuł tę samą rękę znów delikatnie otaczającą nadal lekko piekącą twarz.  
- Wiedziałam, że cię stracę. Ale cały ten czas się łudziłam - głos jej zadrżał, kiedy to mówiła. Uśmiechnęła się gorzko.  
Odeszła, a Orestes nie obejrzał się za siebie.
               W tym samym czasie Aleksandra brała kolejną kąpiel. Dotknęła się między udami. Była lekko obolała, ale poczuła też dreszcz podniecenia, nie tylko przez reakcję swojego ciała na dotyk, ale też na myśl o tym, co robili. Żałowała, że mąż nie skończył w niej. Przesunęła palce po swoim brzuchu. Nie wiedziała, czy jest już gotowa, ale coś mówiło jej, że tak. Szybciej niż myślała, ale uczucie do męża też pojawiło się prawie z zaskoczenia. Mieli tu spędzić jeszcze kilka dni, nie było za późno na to, żeby mogli wrócić do zamku w stolicy w powiększonym gronie. Może to było rozwiązanie na natrętne myśli o proroctwie od dziwnej wróżki z nocnego jarmarku? Żyć, jakby ta sytuacja nigdy się nie zdarzyła, ale też korzystać z każdej okazji jakby miała być ostatnia? Myśl, że w ciągu najbliższych dni może zacząć kiełkować w niej życie napawała ją optymizmem.  
              Wyszła z wanny, owinęła się ręcznikiem i zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Tak samo jak sklep pod nim, wypełnione było książkami, głównie prawniczymi i filozoficznymi. Część kuchenna była wąska, ale wygodna. Patrzyła na niewielki stolik, twarde krzesła, raczej wąskie łóżko. Rozumiała, dlaczego Orestes jako książę-małżonek mógł czuć się nieswojo. Między przedpokojem a łazienką znalazła swoją porzuconą bieliznę. Naciągnęła na siebie majtki, zrzuciła wilgotny ręcznik. Wróciła do regałów, pod bosymi stopami czuła każdą nierówność parkietu i wystające gwoździe. Już miała wyciągnąć jedną niedużych powieści, kiedy usłyszała klucz przekręcający się w zamku. Pobiegła do nich, nie zważając na brak ubrania.  
- Zdążyłam się stęsknić. - szepnęła, kiedy mąż przyciągnął ją do siebie. Pocałunek, który dostała w odpowiedzi był dłuższy niż się spodziewała.  

Przydługi komentarz od autorki:  
Wiem, że zostawiłam to (nieskromnie powiem) chętnie czytane opowiadanie na ponad dwa długie lata. W tym czasie sporo pisałam, do szuflady powstało dużo innych rzeczy, ale cały czas za nim tęskniłam. Z jednej strony chciałam wrócić, z drugiej nie byłam do końca przekonana. Opowiadanie było miłe, pełne ciepła i uczuć, ale chaotyczne, trudne do zebrania w logiczną całość, nie potrafiłam w głowie domknąć części wątków i to bardzo mnie zniechęcało. Teraz postanowiłam je odkopać, porzucić plan zaczęcia od nowa i po prostu trochę wygładzić dalsze części. Jeśli ktoś ze „starych” czytelników jeszcze tu jest - bardzo to doceniam. Jeśli nadal chcecie się udzielać, pomagać mi pracować nad warsztatem, zostawić miłe słowo - będę więcej niż wdzięczna. Wszystkiego cudownego. ~ A.

damapik

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użyła 4820 słów i 26575 znaków, zaktualizowała 27 cze o 8:16. Tagi: #fantasy #żona #mąż #małżeństwo

7 komentarzy

 
  • Użytkownik Pumciak

    Mam nadzieje na następne opowiadania

    12 godz. temu

  • Użytkownik Gazda

    Czekam na jeszcze 😀
    Mam nadzieję, że krócej😋

    13 godz. temu

  • Użytkownik bd

    bardzo długo musieliśmy czekać na kontynuację, ale wreszcie jest

    Przedwczoraj

  • Użytkownik TakiJeden

    Nie jestem zbyt oryginalny,, twierdząc, że to opowiadanie jest niczym dobre wino.
    Leżakowanie przez tak długi okres  nie odebrało mu wspaniałego smaku, choć nie ukrywam, że co jakiś czas powracał żal za kontynuacją tej ze wszech miar świetnej opowieści.
    Mam nadzieję, że już nie będzie tak długich przerw w tej naszej wspólnej (Autorki i czytelników) podróży.
    Pozdrawiam i dziękuję.

    2 dni temu

  • Użytkownik damapik

    @TakiJeden dziękuję, obiecuję, że przerwy będą znacznie krótsze!

    2 dni temu

  • Użytkownik Pumciak

    Bardzo piękne opowiadanie gratuluje pomysłu i wyobrazni

    3 dni temu

  • Użytkownik damapik

    @Pumciak dziękuję!

    2 dni temu

  • Użytkownik Cukierek11

    W końcu,  tęskniliśmy

    3 dni temu

  • Użytkownik damapik

    @Cukierek11 dziękuję, że byliście cierpliwi ❤️

    2 dni temu

  • Użytkownik Gaba

    Ufffff  w końcu...
    Dobre!

    3 dni temu

  • Użytkownik damapik

    @Gaba dziękuję!

    2 dni temu