Narzeczony dla Księżniczki - rozdział 16

Kiedy zamek pogrążył się w niemal całkowitej ciszy, od ścian wąskiego korytarza odbijały się szepty. Wrota do jednej z komnat zamknęły się wręcz niespotykanie cicho. Grono zasiadające przy stole oświetlonym bladym blaskiem świec było mniejsze niż zwykle, zaledwie pięcioosobowe. Strategię znali wszyscy, oni tylko dopinali go na ostatni guzik.
- Plan jest doskonały. Propozycja polowania była bezsprzecznie twoim najlepszym pomysłem. - odezwał się Arsen van Kasteel, klepiąc po ramieniu swojego najbliższego przyjaciela.
- Tym razem musi się udać. Nie ma ani jednej luki. - zawtórował Mario de Sano.  
- Wszystko zależy od twojej pewnej ręki. - Orm de Ligne wbił swoje gadzie oczy w łysiejącego mężczyznę z rubinowym sygnetem.  
Tamten spojrzał nieobecnym wzrokiem w tańczący płomień. Nazywał się Gregor van Sand, miał pięćdziesiąt sześć lat, jego ród w herbie miał kwitnącą różę. Wywodził się z linii, która zawsze stała blisko tronu, sam kontynuował tę tradycję i był jednym z najbliższych ludzi Harolda IV. Władca od lat obdarzał go niezwykłym zaufaniem, a Aleksandrę II znał od jej najmłodszych lat. Wspomnienia, w których mała księżniczka bawiła się w dzielnego rycerza i wymachiwała drewnianym mieczem rozbudzały w nim jeszcze większe poczucie winy. Mógł to rozegrać inaczej, zdecydowanie wybić Haroldowi z głowy jej ślub. Orm byłby wtedy syty, a Aleksandra cała i zdrowa. Ale nie… On jak ostatni prostak uznał, że należy pokierować tym inaczej, popchnąć dziewczynę do ślubu. Niczym pijany wieśniak w rogu karczmy  miał na końcu języka to wulgarne powiedzenie o babie bez bolca, ale zwyczajnie nie wypadało powiedzieć go na głos w kontekście potencjalnej Królowej. „Mąż ją ułoży” - powtarzał Królowi zamiast tego. Czasem dodawał coś o dziecku, o tym, że powinna odkryć swoje powołanie do macierzyństwa. Nie chciał jej u władzy. Albo inaczej - nie chciał jej u władzy takiej, jaka była - stanowczej, może zbyt nowoczesnej, zbuntowanej przeciw elitom, lekko rozkapryszonej, chcącej zabrać bogatym i oddać biednym. Ale też nie chciał widzieć jej martwej. A przynajmniej nie był tego do końca pewny. A teraz to właśnie jego ręką toczący się od tak długiego czasu spisek miał dojść do swojego przerażającego skutku.  
- Nie wahasz się chyba, Gregor? - Niezmiennie pewny siebie Van Kasteel skrzyżował ręce na piersi.  
- Nigdy nie chcieliśmy mojej kuzynki u władzy. Skończmy to. Dzisiaj. Raz na zawsze.  
Ciężki, niski głos Hektora Bedlinga zawisł w powietrzu. Gregor van Sand poczuł, że staje się ono gęste niczym kupowana z Tanyin melasa, było jednak zdecydowanie mniej słodkie. Nie mógł oddychać, nie miał czym.  
- Cała nasza grupa na ciebie liczy - naciskał Orm.  
- To będzie sekunda. Szybki strzał. Ona nic nie poczuje, starego doradcy Króla nikt nie będzie podejrzewał o złe zamiary, najwyżej o słaby wzrok… - wymieniał De Sano.  
- Poza tym kto poprowadzi śledztwo w tej sprawie? Jakobsen? - Arsen van Kasteel roześmiał się gromko.  
Hektor Bedling zmrużył oczy, oparł się o blat stołu.
- Królestwo padnie pod rządami tej dziewczyny. Zrób to dla kraju, Gregor. Tu chodzi o dobro całego kraju.  

                                    ______

                Jeśli ktoś obserwował tę scenę przez okno, miał najprawdopodobniej niezłą zabawę i dość dobrze wyrobione zdanie na temat relacji księżniczki Aleksandry i jej męża. Dziewczyna z raczej obojętną, może na wpół pobłażliwą miną przygotowywała swojego konia do wyprawy na polowanie, a wokół niej orbitował małżonek, zawzięcie coś tłumacząc.  
- Naprawdę, zamierzasz strzelać do niewinnych ptaków dla zabawy? - mówił, starając się uchwycić kontakt wzrokowy z żoną.  
- Zamierzam. Do zajęcy też, jeśli się jakieś trafią. - Aleksandra lekko się skrzywiła. Rzeczywiście, kiedy Orestes ujmował to w ten sposób, odechciewało jej się polować. Nadal jednak upierała się przy swojej decyzji, bo taki właśnie miała charakter.  
- Nie jedźmy, to nie ma sensu.  
- Nie zmuszam cię do jechania z nami. Szybko wrócę. - Na pokaz wzruszyła ramionami, żeby jeszcze bardziej zaakcentować swoją nieugiętość.  
- Zachęcam cię, żebyś też nie brała w tym udziału. Celebrujesz te wasze tradycje, które są tylko zbytecznym pokazem siły. Polowania, turnieje rycerskie, relikty z poprzedniego wieku. - Żona łypnęła na niego spode łba, ale nie zrażał się. - Czy nowoczesna władczyni powinna uganiać się po lesie za ptakami?  
- Po pierwsze, sztucery to nowinka. Do niedawna strzelałam głównie z kuszy. Po drugie, „nasze” tradycje? Przypominam, że też jesteś częścią tej rodziny! - Ostentacyjnie podniosła do góry dłoń z obrączką na serdecznym palcu i na chwilę zawiesiła głos, aby zaraz później kontynuować. - Sam wyrosłeś ze szlacheckich tradycji.  
- Może i tak, ale nie uważam, żeby to polowanie to był dobry pomysł. Jakbyśmy nie mieli dostatecznie dużo mięsa…
- Jeśli uważasz, że to bez sensu… - Aleksandra stanęła na przeciwko niego, czuł mieszankę wody różanej i olejku z gorzkiej pomarańczy, ten zapach, jeszcze niedawno obcy i obojętny, w tej chwili działał na niego jak afrodyzjak. Zadziorny wyraz twarzy żony tylko potęgował to uczucie - …to nie jedź. Ale przydałoby się, żebyś trochę zintegrował się z Radą i moim ojcem. Wiem, że oni są różni. Ale lepiej mieć ich po swojej stronie, przynajmniej prywatnie. Nawet jeśli nasze interesy nie do końca się pokrywają, przez bliższe znajomości może uda mi się zyskać ich większą przychylność.  
- Robisz z tego sprawę wagi państwowej.  
- A ty zrób, co uważasz. Jadę, z tobą albo bez ciebie.  
Księżniczka skrzyżowała ręce na piersi, przez moment walczyli ze sobą na spojrzenia.  
- Pojadę. Nie zostawię cię samej ze zgrają mężczyzn z twoim szwagrem na czele - rzucił Orestes i odszedł w kierunku stajni.  
Aleksandra poczuła lekki ucisk w brzuchu. Orm? Nieprzyjaźni ludzie? Przepowiednia? Na szczęście myśl zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a dziewczyna odetchnęła głęboko. Mroczne proroctwo z dnia na dzień coraz bardziej rozmywało się w jej myślach, szczególnie w takie ciepłe słoneczne poranki. Wystawiła twarz w kierunku promieni. Miała nadzieję na owocne polowanie.

               Na leśnej polanie zebrała się duża grupa konnych jeźdźców z Królem Haroldem na czele. Przewodził im jak zwykle hrabia Frey van Evers herbu Ranny Wilk, głowa myśliwskiej gildii. Miał on imponujący, siwy wąs, przerzedzone włosy i róg u pasa. Między końmi kręciły się smukłe psy z białą, nakrapianą sierścią, na szczęście zwierzęta były przyzwyczajone do wzajemnej obecności, więc konie nie buntowały się na widok znacznie mniejszych od siebie satelitów, a one z kolei nie robiły nadmiernego hałasu. Frey objaśnił pobieżnie zasady bezpieczeństwa obowiązujące na polowaniu, wskazał gatunki, do których absolutnie nie wolno było strzelać, a następnie zadął w róg. Jeźdźcy ruszyli wolno, w końcu traktowali to wydarzenie w większości towarzysko. Orestes przyglądał się Ormowi de Ligne, który jak zwykle jechał w otoczeniu Arsena van Kasteela, młodego Bedlinga i Mario de Sano, dyskutowali o czymś zawzięcie. Bezpośrednio obok Króla jechał jego chyba najbliższy doradca, Gregor van Sand, pamiętał go jeszcze ze ślubu, bo siedział bardzo blisko. Podobno on forsował zamążpójście rozbrykanej następczyni tronu, za co książę był mu bardzo wdzięczny. W tłumie zdecydowanie wyróżniał się Finnley Jakobsen, który nawet w myśliwskim stroju wyglądał elegancko. Tym razem ubrany był w szary kaftan i ciemnoszarą pelerynę, na dłoniach miał czarne rękawiczki z delikatnej skórki. Dosiadał białego konia z jednym rybim okiem, o grzywie barwy herbaty z dużą ilością mleka, identyczną jak jego włosy. Od czasu do czasu zerkał w kierunku Aleksandry, robił to co prawda bardzo dyskretnie, za to Orestes był wybitnie spostrzegawczy. W reakcji na te częste spojrzenia, spiął konia i zrównał swoje tempo z żoną.  
               Księżniczka wybrała na polowanie piękną izabelowatą klacz, młodą i zwinną, ale spokojną. Był to jeden z jej ulubionych koni, a jednocześnie nie stanowił jej pierwszego wyboru, jakby nocna wycieczka do miasta nie zasługiwała na to, by wyciągać ze stajni to konkretne zwierzę. Krok klaczy zdawał się być ostrożny i uważny, Aleksandra na jej grzbiecie rozglądała się czujnie, broń trzymała w pogotowiu. Sama prezentowała się wytwornie, chociaż wyraźnie celowała dziś w prostotę. Ubrana była w neutralne kolory, ciemnobrązowe, wełniane spodnie, białą koszulę, której rękawy zawinęła, i beżowy płaszcz subtelnie ozdobiony haftem z herbowym krukiem. Brązowe włosy upięła wysoko, odsłaniając przy tym długą szyję.
- Mówiłem, że pięknie dziś wyglądasz? - Orestes spojrzał na nią z przymilnym uśmiechem.  
- To nie zadziała - powiedziała z pozoru sucho, ale kącik ust lekko drgnął, a twarz nabrała rumieńca.  
- Już widzę, że działa.  
- Przestań. Jesteś dziś upierdliwy jak dwulatek i końska mucha w jednym. - Teatralnie odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.  
- Może uda mi się zrekompensować ci konieczność słuchania mnie przez całe rano?  
- A wiesz, że tak?  
- Jestem na wszystkie twoje rozkazy, moja pani. - Uśmiechnął się przy tym zawadiacko, gotowy podjąć grę.  
- Pomilcz sobie, dobra? Jedyne, co możesz jeszcze zrobić, to spłoszyć mi wszystkie ptaki tym swoim gadaniem.  
- Nie przesadzaj… - zaczął.  
- Postrzelił cię ktoś kiedyś? - prychnęła i przyspieszyła.  
Uśmiechnął się lekko. Nie gonił jej, ale był w bezpiecznej odległości. Wiedział, że się jej naprzykrza, wszystko robił jednak z troski, pragnienia, żeby była bezpieczna. I z miłości. Przy okazji dostawał od nieświadomej małżonki trochę po głowie, ale miało to pewne uroki. Lubił, kiedy była taka zawzięta, chciał jej wtedy jeszcze bardziej. Postanowił, że gdy już bezpiecznie wrócą do sypialni, bardzo grzecznie przeprosi ją za swoje trudne zachowanie. Nie wykluczał, że zrobi to na kolanach.  

                                _____

               Kilka godzin i kilkanaście zestrzelonych ptaków później, grupa zatrzymała się na chwilę odpoczynku. Część zeszła ze swoich wierzchowców i dzieliła się wodą z winem, niektórzy dokarmiali krążącą sforę psów surowym mięsem, niektórzy rozglądali się badawczo w poszukiwaniu potencjalnych ofiar. Orestes trwał w pobliżu żony, obserwując bacznie towarzystwo, na które wolał mieć oko. Przechwycił skupione spojrzenia Orma de Ligne, Mario de Sano, Arsena van Kasteela i Hektora Bedlinga. Łypali oni oczami to na Aleksandrę, to, z jakiegoś powodu, na Gregora van Sanda. Podstarzały doradca zdawał się wypatrzeć jakieś zwierzę i uniósł broń.  
               Czy przez Orestesa przemawiała paranoja? Możliwe. Ale jeśli możliwym było również to, że ten starszy przyjaciel Korony celuje do Aleksandry z broni, wolał ruszyć na ratunek i przerwać tę akcję. W jego odczuciu cały świat wokół nich na moment wstrzymał oddech, kiedy palec lorda Van Sanda zatańczył przy spuście. Nic innego się nie liczyło. Bez zastanowienia podjechał do żony w taki sposób, by zasłaniać ją własnym ciałem. Odwrócił się jeszcze, zdawało mi się, że dostrzegł wahanie na twarzy mężczyzny, który jednak nie opuścił sztucera. Znów złożył się do strzału, a wtedy Orestes wykrzyknął imię żony.  
- Co się znowu dzieje? - Nieświadoma zagrożenia dziewczyna westchnęła cierpiętniczo. W tym czasie Gregor van Sand znów wyglądał na zaskoczonego rozwojem sytuacji, a Orestes miał świadomość, że każda taka chwila działa na ich korzyść.  
- Wydawało mi się, że widziałem ogromnego… głuszca. - Zmyślił to na poczekaniu. Tak naprawdę głuszca widział tylko na jakimś obrazie jakiś czas temu, i to martwego, ale drugim zwierzęciem jakie przyszło mu do głowy był rogaty zając, a w to Aleksandra raczej by nie uwierzyła.  
- Głuszca? W tych stronach? - Dziewczyna uniosła brwi. Najwyraźniej głuszec też nie był najbezpieczniejszym wyborem.  
- Jestem przekonany - naciskał. Gdyby mógł, pociągnąłby ją za sobą. Albo próbował wmówić, że w lesie z pewnością ukrywa się smok jeszcze większy niż ten, którego widzieli w letniej posiadłości jej siostry. Musiał zabrać ją z linii strzału.  
- Bywają tu bardzo rzadko. - Księżniczka wzruszyła ramionami, wyraźnie jeszcze lekko poirytowana poranną rozmową. Sprawiała wrażenie jakby miała ochotę zawrócić konia i odjechać w przeciwnym kierunku.
Odsiecz przyszła z najbardziej nieoczekiwanej strony.  
- Głuszec? - Finnley Jakobsen skierował konia w ich kierunku. Wyglądało na to, że całą rozmowę usłyszał nieprzypadkowo. - Nie znam się, ale to równie dobrze mógł być całkiem spory skrzekot.  
- Gdzie widzieliście tego ptaka? - Aleksandra wyglądała na bardziej przekonaną do poszukiwania ponad trzykilogramowego kuraka, ścisnęła nawet lejce.
Finnley rzucił Orestesowi pytające spojrzenie, księżniczka odwrócona do męża nie mogła tego zobaczyć. Ten machnął dłonią w losowym kierunku oddalonym jak najbardziej od grupy, a dziewczyna bez słowa ruszyła. Mężczyźni podążyli za nią, co prawda mierząc się spojrzeniami, ale za to ramię w ramię. Gregor van Sand i jego broń zniknęła z ich oczu, a oni zniknęli z jej zasięgu.  
- Czym do kurwy nędzy jest skrzekot? - syknął Orestes, gdy towarzysze zostali daleko za nimi, a las zgęstniał.  
- Bezpłodnym mieszańcem cietrzewia z głuszcem, Wasza Wysokość. - Odpowiedzi towarzyszył uśmiech, trochę złośliwy, trochę enigmatyczny, trochę podbarwiony autentycznym rozbawieniem.
- Dobrze wiedzieć. - Obrzucił rozmówcę podejrzliwym spojrzeniem jeszcze raz.  
Sądził, że zna się na ludziach, a mimo to nie potrafił rozgryźć Jakobsena. Rzadko spotyka się tak chłodne oczy, twarz podobną do wypranej z emocji maski i kręgosłup tak prosty, jakby był zrobiony z kija od szczotki. W połączeniu z niebywałą gracją, efekt końcowy był tak nieludzki, że budził w nim niepokój. Miał też nieprzyjemne uczucie, że naczelny królewski szpieg gra w jakąś grę o tylko sobie znanych zasadach. Nie zdziwiłby się, gdyby to właśnie on okazał się głową spisku przeciw Aleksandrze albo zawiązał konspirację wewnątrz konspiracji. Wydawał się przebiegły, bezwzględny, nieskończenie sprytny i gotowy do rozgrywek na kilku frontach.  
- Też to widziałeś? - Po chwili namysłu Orestes wstrzymał konia, tarasując drogę Finnleyowi.  
- Ciężko przegapić coś tak dużego… - odparł tamten dziwnym tonem, jakby chciał podkreślić pewną dwuznaczność.  
- Nie o tym mówię, obydwaj wiemy, że w tym lesie nie ma żadnego głuszca.  
- Nie ma? - Jakobsen uniósł brew, a na jego twarzy znów pokazał się ten uśmiech.  
W tym momencie Orestes postanowił się poddać. Zszedł mu z drogi i podążył za żoną. Dziwne przeczucie go nie opuszczało. Nie wiedział tylko jak dotrzeć do prywatnych informacji człowieka, który najlepiej w państwie zdawał sobie sprawę jak ich strzec.  

                                    ____

               Aleksandra wróciła z kąpieli ubrana w luźną, bawełnianą koszulę nocną sięgającą nieco powyżej kolana. Ułożyła się po swojej stronie małżeńskiego łoża i odwróciła się w kierunku okna, tyłem do męża. Ostentacyjnie zgasiła świecę stojącą na stoliku obok łoża opuszkami palców. Poczuła dużą, ciepłą dłoń przesuwającą się po talii. Uśmiechnęła się mimowolnie, pod wpływem impulsu. Kilka pocałunków spoczęło na jej ramieniu. Były przyjemne, ciepłe, po całym ciele przeszedł dreszcz ekscytacji.  
- Zabierz rękę - burknęła, chociaż każda jej cząstka prosiła o coś zupełnie innego. Chciała, żeby dotykał więcej, mocniej, bardziej.  
- Nic takiego się nie stało. Upolowałaś mniej ptaków niż inni. To właściwie lepiej dla ptaków… - odparł Orestes, posłusznie zabierając rękę z wąskiej talii. Sam nie polował, zgodnie ze swoim założeniem, za to uważał, że spełnił swój najważniejszy obowiązek - ochronił Aleksandrę przed tym, czego słusznie się obawiał.  
- Przecież wiesz, że nienawidzę przegrywać. Zwłaszcza z moim szwagrem. I kuzynem. - Miała naburmuszoną minę. Często ją robiła.  
- Odegrasz się następnym razem. - Uśmiechnął się i ogarnął dłonią połowę delikatnej, ślicznej, ale wciąż przyozdobionej grymasem twarzy.  
Nie odpowiedziała, uciekła spojrzeniem na bok, ale przytuliła się do jego ręki.  
- Jak długo zamierzasz być na mnie zła?  
- Nie jestem zła - odburknęła.  
- Właśnie widzę… I ta koszula nocna… Widzę, że nie zasłużyłem dziś na więcej… - Jego ton był zaczepny, Aleksandra spojrzała na niego z większą łaskawością.  
- Byłeś potwornie wkurzający.
- Kiedyś mi wybaczysz… - odparł ze śmiechem - Nie możesz gniewać się wiecznie.  
- Jeśli ładnie mnie przeprosisz, to może stać się to nawet zaraz… - Niski, ale niezwykle kobiecy głos stał się jeszcze bardziej uwodzicielski.  
Roześmiał się cicho, jednocześnie całując jej uchylone usta. Też zaczęła chichotać, nie przerywając pieszczoty. Wtedy poczuła nagły przypływ wzruszenia, jakby uścisk za serce. Wiedziała, że jest tu, gdzie powinna być - w ramionach ukochanego mężczyzny, z uśmiechem na ustach, z poczuciem całkowitej swobody. Mogła całować się jak z najlepszym kochankiem i śmiać jak przy najbliższym przyjacielu. Objęła go mocno, kiedy całował jej szyję, lekko przygryzając skórę tam, gdzie szyja łagodną linią przechodzi w ramię.  
- Będę jutro musiała ubrać suknię z wyższym kołnierzem - upomniała go, ale nie odpychała.  
- To ubierzesz. - Przerwał tylko po to, żeby to powiedzieć.  
W tym samym czasie księżniczka rozpięła guziki przy dekolcie koszuli nocnej i wyjęła ręce z rękawów, aby móc ją opuścić. Zniecierpliwiona położyła dłoń męża na swojej piersi. Jego usta szybko podążyły niżej, dłonie na przemian podskubywały twarde sutki i z czułością ugniatały blade półkule. Uważał, że są cudowne. Fakt, że nie pokazała mu ich od razu, podczas ich pierwszej nocy, sprawił tylko, że traktował je z jeszcze większym namaszczeniem, z lekką fascynacją, trochę jak nastolatek, który widzi nagi biust po raz pierwszy w życiu. Udawał, że ignoruje jej blizny, żeby nie czuła się niekomfortowo, w rzeczywistości uwielbiał również je. Myślał o nich jako o symbolu siły, może jakiegoś wyższego dobra, które czuwało nad dziewczyną. Gdyby to zależało tylko od niego, całowałby każdą z nich za każdym razem gdy się kochali. Zamiast tego skupił się jednak na zaróżowionych sutkach, które na przemian ssał i pieścił palcami. Aleksandra wzdychała, przeczesując dłońmi jego włosy. Bawiła się nimi troskliwie. Pozwoliła mężowi położyć się między swoimi rozłożonymi szeroko nogami, aby ułatwić mu dostęp do wszystkiego, co zamierzała mu dzisiaj oddać.  
- Wiesz, że jeszcze nie ma w nich mleka? - zamruczała łagodnie, twarz mężczyzny lekko się zarumieniła. W takich chwilach widział zupełnie inne oblicze swojej żony, absolutnie kobiece, wręcz matczyne, a jednocześnie tak przesycone erotyzmem, że zaczynał płonąć.  
- Wybacz, czasem się zapominam… - westchnął.  
- Lubię to, ale potrzebuję twojej uwagi gdzie indziej.  
Potrząsnął energicznie głową na znak zrozumienia. Zdjął z niej koszulę, pocałunki zaczęły zmierzać w kierunku spragnionej kobiecości.  
- Tu? - szepnął, gdy dotarł już do pokrytego miękkimi włoskami wzgórka.  
- Tu… - potwierdziła, znów zaczęła głaskać go po głowie. Jej klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, samo to, że jego oddech drażnił łechtaczkę mocno ją podniecało.  
                Przyciągnął ją do swojej twarzy za pośladki, język zanurzył się w różowym, śliskim wnętrzu. Była mokra, ciepła, pachniała ziołowym mydłem i pragnieniem. Kiedy ją lizał, jego penis stał niemal boleśnie, pościel, która go dotykała wydawała się zimna. Nieznacznie się o nią otarł i westchnął.  
- Lubię, kiedy tak bardzo mnie chcesz… - Znów mówiła do niego tym tonem, ciepłym, łagodnym, ale władczym. Jakby był jej ulubioną zabawką, chłopcem do towarzystwa.  
- Z jakiegoś powodu nie mogę się dziś opanować. - Nie umiał uzasadnić swojego zachowania, swojego niedojrzałego pragnienia.  
Pewnie była to kwestia tych wszystkich duszonych emocji. Znów znalazła się w niebezpieczeństwie, a on niezdarnie ją obronił, budząc przy tym jej złość na zupełnie trywialną sytuację. Czuł się jednocześnie dumny i bezradny. Chciał zawsze stać na straży jej bezpieczeństwa, ale czasem czuł się na to zbyt niekompetentny, zbyt mały, zdolny jedynie do tego, by spędzić z nią wieczność w ciepłym łożu, wtulony w miękkie piersi, łaskotany po twarzy kosmykami ciemnych włosów.  
- To nieistotne. - Z uśmiechem położyła mu paluszek na ustach. To ona znów rządziła w sypialni. Tym razem nie musiała wiązać mu rąk ani siadać na twarzy. Wystarczyło, że rozsunęła mocniej uda, palcami jednej dłoni rozchyliła płatki cipki i szepnęła:  
- Chodź, wejdź już we mnie…  
              Jęknęła głośno, gdy to zrobił, tak jak zawsze. Początkowo był to bezładny dźwięk, który w końcu uformował się w jego imię. Ostatnio coraz mniej wstydziła się odgłosów swojej rozkoszy. Zacisnęła nogi wokół poruszających się rytmicznie bioder. Znów była na dole, ale panowała nad sytuacją. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Co prawda to on ją brał, ale jednocześnie całkowicie się jej oddał. Była to zaskakująco uwalniająca świadomość.  
                Po pewnym czasie czuł, że zbliża się do końca, orgazm powoli kształtował się u podstawy kręgosłupa. Skurcze jej cipki też nagle wezbrały, spojrzeli na siebie spod wachlarzy rzęs. Oczy Aleksandry błyszczały.  
- Pozwól mi… - szepnął, we własnych uszach ta prośba zabrzmiała mu wręcz żałośnie. Ta noc była zbyt idealna, to nie był zwykły seks na zgodę. Z takiej miłości musiało powstać coś więcej. Inne rozwiązanie wydawało się wprost grzeszne.  
- Jeszcze nie teraz. - Miała wyraźnie ściśnięte gardło. Sekundę później szczytowała gwałtownie, wyginając się w idealny łuk.  
Chwiejnie uklęknęła przed nim. Ssała wilgotnego od ich wspólnych soków kutasa z oddaniem. Robiła to coraz lepiej, nie zapominała o pieszczotach jąder i ud. Spoglądała na męża, upewniając się, czy na pewno jest mu dobrze. I było. Było niemal doskonale. Rozpływał się pod wpływem ciepła jej ust, ale czuł niedosyt. Spełnienie, paradoksalnie, wydawało się niekompletne.  
               Błogość, która przyszła zaraz później wymazała większość wątpliwości. Całowali się długo, chyba całą wieczność. Dziewczyna badała językiem wnętrze jego ust jakby musiała się go nauczyć na pamięć, wcześniej on zlizał z jej brody sporą strugę swojego nasienia. Byli wciąż rozpaleni, głodni siebie nawzajem, a z drugiej strony zupełnie pozbawieni sił. W końcu Aleksandra ułożyła głowę na piersi swojego mężczyzny i wsłuchała się w łomoczące, ale powoli zwalniające swój bieg serce.  
- Rozumiem, że już się nie gniewasz? - szepnął z łobuzerskim uśmiechem.  
- Co? Na co?  
- Na mnie. Za ptaki.  
- Chrzanić ptaki. - Aleksandra znów przymknęła oczy, łapiąc ostatnie  skrawki powoli oddalającej się ekstazy. On zaśmiał się krótko i zaczął nawijać sobie na palec kosmyk jej miękkich włosów.  
Był w stanie zaryzykować stwierdzenie, że to, co przed chwilą zrobili okazało się najlepszym seksem w jego życiu.  
- Całkiem dobrana z nas para - rzucił w półmrok.  
Aleksandra podniosła się i spojrzała na niego poważnie. Ciepłe światło świecy tworzyło w jej dużych, jasnych oczach drobne ogniki.  
- Wyszłabym za ciebie jeszcze raz, gdyby to było możliwe. - szepnęła i po raz kolejny tej nocy musnęła jego wargi - Jesteś mężczyzną z marzeń, których nawet nie byłam świadoma.  
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział co. Zaskoczyła go tym wyznaniem. Chciał wyznać jej w odpowiedzi tyle uczuć, że nie potrafił wybrać, od czego zacząć.  
- Nie patrz tak! - Miała piękny, dźwięczny śmiech. - Zabierz mnie lepiej do kąpieli.

9 komentarzy

 
  • Użytkownik Cukierek11

    Kiedy kolejna część?

    6 sty 2023

  • Użytkownik Robert72

    :yahoo:  :zakochany:

    25 lis 2022

  • Użytkownik TakiJeden

    Co jakiś czas, w Twoim opowiadaniu, pojawia się jakiś szczegół, który skłania po raz kolejny do próby określenia czasu i miejsca akcji  
    Tym razem jest to sztucer, który Aleksandra określa jako nowinkę wśród broni myśliwskiej. Taka broń, początkowo jako uzbrojenie wojskowe, weszła w użycie w XVIII w. Później, aż do dziś, nazwą tą określa się wyłącznie broń myśliwską.
    Gratuluję oczywiście kolejnego fragmentu tej świetnie napisanej opowieści.  :smile:

    25 lis 2022

  • Użytkownik TakiJeden

    @KontoUsunięte  Zdaję sobie, oczywiście, sprawę, że przyjęta przez Autorkę konwencja nie osadza akcji tego opowiadania w konkretnym czasie i miejscu. Ja, na zasadzie zabawy, wyłapuję te fragmenty, które w jakimś stopniu, mogłyby pomóc to określić.
    To taka moja przywara, może nawet skrzywienie, wynikające z charakteru, a nie z chęci szukania dziury w całym, lub co gorsza, deprecjonowania tego świetnie napisanego opowiadania.

    26 lis 2022

  • Użytkownik damapik

    @TakiJeden dzięki za uważność, jak zawsze! Specjalnie nie osadzam opowiadania w żadnym znanym miejscu i czasie, mapa tego świata pewnie mogłaby być podobna do mapy Europy, ale jednocześnie nie chcę musieć trzymać się sztywno historycznych faktów.

    26 lis 2022

  • Użytkownik No name

    Świetne połączenie normalnej historii dworskiej i powieści erotycznej. Chyba każdy mężczyzna chciałby mieć taki związek małżeński

    24 lis 2022

  • Użytkownik Qeerty

    Kiedy kolejna czesc?

    24 lis 2022

  • Użytkownik bdb

    Jak zawsze fantastyczne. Czekam na więcej

    24 lis 2022

  • Użytkownik Cukierek11

    Jesteś genialna. Nie mogę się już doczekać kolejnej części

    24 lis 2022

  • Użytkownik Gaba

    I co tu napisać..? Wielkie brawa! wiem, że poziom będzie utrzymany, nie ma opcji żeby było gorzej. Wierzę w Ciebie!
    Pozdrawiam Cię

    24 lis 2022

  • Użytkownik damapik

    @Gaba Dziękuję za dobre słowo, jak zawsze 😁

    24 lis 2022

  • Użytkownik shakadap

    Brawo.
    Oby tak dalej.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    24 lis 2022

  • Użytkownik damapik

    @shakadap dzięki!

    24 lis 2022