Narzeczony dla Księżniczki - rozdział 17

Zebranie Rady miało rozpocząć się dopiero za następne pół godziny, jednak sala obrad została otwarta już jakiś czas temu. Finnley Jakobsen pojawił się w niej z odpowiednim wyprzedzeniem, nie przepadał za spóźnieniami, które i tak czasem się zdarzały, czy tego chciał, czy nie. Na sali był prawie sam i nawet się z tego cieszył. Nie bał się konfrontacji z Ormem de Ligne i jego świtą, wczoraj przeszedł ją wzorcowo. Z kamiennym wyrazem twarzy, wyuczonym już we wczesnym dzieciństwie, powiedział, że wczorajszy plan był dobry, wręcz doskonały, ale jego wykonanie przez starego Van Sanda okazało się pokraczne. Pod koniec rozmowy Arsen van Kasteel uznał, że Finnley jak zwykle wyciągnął ich z tarapatów. Mario de Sano nawet przeprosił. Zgodnie z planem. Zawsze zgodnie z planem. Czuł, jakby był krok przed nimi. Jakby osłaniał Księżniczkę swoim płaszczem.  
                  Wiedział, że książę-małżonek próbuje robić to samo, nadal nie był pewny, czy na podstawie przeczuć i jakiegoś niesamowitego szóstego zmysłu, czy konkretnych informacji. Jeśli posiadał jakąś wiedzę, skąd dokładnie ją miał? W tym momencie, jak na zawołanie, próg przekroczyła Aleksandra. Prowadziła za rękę swojego męża. Często to robiła. Finnley przeczuwał, że sprawiało jej to radość z kilku powodów. Po pierwsze, stało to w sprzeczności z dworską etykietą. Za rękę prowadzali się co najwyżej mieszczanie, może dlatego nie szokowało to księcia. Na dworze kobiety mogły chadzać ze swoimi wybrankami pod ramię, jednak w sytuacjach formalnych dużo łaskawiej spoglądało się na pary wchodzące na oficjalne spotkanie osobno. Po drugie, na pewno cieszyła się z tego, że taki mężczyzna jak Orestes chodzi za nią wszędzie, gdzie ona tylko sobie zażyczy. Była w końcu silną kobietą stawiającą na swoim. Po trzecie, wydawała się wprost afiszować swoim szczęściem, jakby chciała wymierzyć przeciwnikom policzek. Jeśli nie było to jej zamiarem, i tak z pewnością wielu kłuło to w oczy. Obnosiła się z nim jak z trofeum.  
               Wyglądała dziś bardzo wytwornie. Od ślubu stroiła się dość często. Wcześniej zdarzało jej się przyjść na spotkanie z najważniejszymi osobami w państwie w spodniach do jazdy konnej, z mokrymi od pływania w jeziorze włosami. To jednocześnie go raziło i pociągało. Wolał ją jednak w tym wydaniu - w doskonale skrojonej sukni, ze starannie dobraną biżuterią i upiętą fryzurą. Tym razem ciało młodej kobiety skrywał ciemny jedwab, bez ekstrawaganckich krojów czy ozdób. Kołnierz sięgał wysoko, zakrywając cały dekolt i ramiona, spięty był jedynie rodową klamrą z lecącym krukiem. W jej uszach lśniło złoto i szafiry o tak głębokim kolorze, że wydawały się czarne. Ich barwę podkreślały drobne diamenty, otaczające każdy z kamieni na pozornie skromnych kolczykach niczym koszyczki kwiatów. Kiedy chciała, potrafiła być niezwykle kobieca.  
               Książę Orestes z kolei prezentował się niczym wyrzeźbione z marmuru dzieło sztuki, wysoki, coraz bardziej dworsko ubrany, z mrocznym spojrzeniem, które mogło nawet wydać się pociągające. Na żonę spoglądał jednak ciepło, z delikatnym uśmiechem, jakby z dumą, że to właśnie ona trzyma go za rękę. Finnley czuł się trochę zazdrosny, trochę uwiedziony widokiem pary. Z samych ich uśmiechów i spojrzeń układał się wspólny, tylko im zanany język. Więź wydawała się tak wyjątkowa, że był prawie skłonny uwierzyć w teorie spiskowców o tym, że Aleksandra znała swojego męża jeszcze przed oficjalnym balem. Były to oczywiście bzdury wyssane z palca, Jakobsen osobiście sprawdził wybranka księżniczki nie do końca czystymi metodami. Ze strony przyszłej monarchini był to ślepy strzał w ciemności, ale jakże celny! Z bólem serca przyznawał, że wyglądali na najlepszy z zaaranżowanych związków, jaki mógł udać się Koronie. Nic dziwnego, że przypadek ten budził wątpliwości. On był jednak od nich daleki. Obserwował ich uważnie, kiedy Aleksandra z delikatnym uśmiechem poprawiała koszulę męża. Było to absolutnie zbędne, potrzebowała po prostu go dotknąć. Szepnęli coś do siebie, krótko, jakby posługiwali się kodem, a Finn nadal nie potrafił powiedzieć, czy wolałby zastąpić księcia, czy wśliznąć się pomiędzy nich.  

                                  ———

               Rano spotkanie wydawało się Aleksandrze zbędne. Żałowała, że nie omówili najważniejszych kwestii przy kolacji po polowaniu, a ona była zbyt rozjuszona swoimi słabymi wynikami, żeby w ogóle poddać taki pomysł. Miała w głowie setki pomysłów na to, jak dobrze mogłaby spędzić dzień. Kiedy przygotowywała się do zebrania siedząc przed dużym lustrem toaletki ubrana jedynie w bieliznę, zauważyła, że widzi w nim też swojego męża. Drzwi do łazienki były uchylone, on również stał przed lustrem, jeszcze bez koszuli. Z uwagą golił twarz. Zawsze robił to sam, przy użyciu brzytwy. Wcześniej nie obserwowała go przy tej czynności. Nie widział jej, był zbyt skupiony. Miała wrażenie, że ogląda bardzo intymny obraz, czuła się niemal zawstydzona, ale nie odrywała wzroku, jak urzeczona.  
                     W końcu wstała i weszła po cichu do łazienki, kiedy akurat zmywał z twarzy resztki mydła do golenia. Przesunęła opuszkami palców po linii jego kręgosłupa, a kiedy się podniósł, mocno przytuliła się do niego od tyłu.  
- Nie mam ochoty na zebranie. - Westchnęła.  
- Mam rozumieć, że kiedy ty zostaniesz królową, to zebrania nie będą odbywały się wcale? - zapytał z zaczepnym uśmiechem.  
- Może będę załatwiać to listownie? - jęknęła dziewczyna i przytuliła się ciaśniej.  
- Twoje rączki mogłyby nie znieść całego tego pisania.  
- Ty nie wiesz chyba, co mogą znieść moje rączki. - odparła figlarnie i płynnie przeszła do rozczesywania swoich długich włosów.  
Orestes uniósł brwi i uśmiechnął się, unosząc kącik ust. Objął ją, przyciągnął do siebie i wtulił twarz między zgrabną szyję a łagodny stok ramienia. Pocałował ciepłą skórę pachnącą różami i gorzkimi krwistoczerwonymi pomarańczami. Księżniczka odruchowo wplotła palce w jego włosy, odchylając przy tym głowę na bok. Tuż po goleniu miał idealnie gładkie policzki. Trochę masochistycznie tęskniła za szorstkością zarostu, który na jej wrażliwym i szlachetnym ciele zostawiłby czerwone ślady, ale to uczucie było równie rozkoszne. Poczuła dłoń sunącą po nagim udzie, przygryzła wargę i wzięła głęboki wdech. Serce przyspieszyło. Uderzał jej do głowy jak narkotyk, był boski, cudowny i niewyobrażalnie pociągający. Wczorajszej nocy nie przesadziła ani odrobinę - gdyby miała jeszcze raz podjąć decyzję o ślubie, tym razem świadomie i bez przymusu, zrobiłaby to bez zawahania. Kiedy podniósł ją i posadził na szerokim blacie umywalki, objęła go ramionami i udami, przywierając do niego tak ściśle jakby chciała się upewnić, że nie ma między nimi najmniejszej wolnej przestrzeni. Kochali się szybko i namiętnie, wiedzieli, że nie mają za wiele czasu. Po wszystkim patrzyli na siebie błyszczącymi oczami, a ona czuła, że ma bardzo gorące policzki.  
- Ubieraj się, chciałaś być na spotkaniu chwilę wcześniej. - powiedział i klepnął pieszczotliwie jej krągły pośladek. Oczywiście zareagowała na to demonstracyjnym sciągnięciem brwi, ale śliczną buzię oblał jeszcze czerwieńszy rumieniec.  

                                  ———

               Zebranie, chociaż było pełne burzliwych dyskusji, to zakończyło się dobrze. Aleksandra wyglądała na zmęczoną, z resztą miała ku temu powód, i oświadczyła, że potrzebuje chwili sama ze sobą, na co Orestes niechętnie przystał. Martwił się, kiedy kręciła się po nieprzyjaznym dworze sama, a poza tym z tęsknotą wypuszczał ją z ramion choćby na chwilę. Księżniczka zobowiązała się jednak do powrotu przed kolacją, przebrała się w spodnie i koszulę, wsunęła do kieszeni piersiówkę i oświadczyła, że idzie trochę postrzelać do celu. Na końcu objęła go za szyję i pocałowała gorąco. Takim pożegnaniem czuł się względnie usatysfakcjonowany. Okazało się też, że po drodze do biblioteki dopadł go spocony kurier trzymający w ręku małą kopertę z kilkoma pieczęciami. Jedna oznaczała przesyłkę ekspresową, druga natomiast była herbem Katedry Prawa jego starej uczelni. Pospiesznie schował ją do kieszeni płaszcza, rozejrzał się za nieproszonymi podglądaczami i ruszył w obranym wcześniej kierunku.  
              W popołudniowym świetle czytał składny i profesjonalny, a także okraszony pewną dozą ciepłej uszczypliwości wywód profesora Flemminga. Było mu niezmiernie miło, że stary mentor wspominał go na tyle dobrze, żeby odpowiedzieć na jego list w tempie ekspresowym i według swojej najlepszej wiedzy. Wiadomość zaczynała się co prawda przypomnieniem, że Koło Myśli Filozoficznej Flemminga zakładało całkowite usunięcie monarchii, szlachty, a nawet samego pojęcia wyżej i niżej urodzonych, czego Orestes był zagorzałym zwolennikiem, a czasem nawet propagandzistą. W kolejnym zdaniu na szczęście zmiana obozu została mu wybaczona, bo w końcu tylko krowa nie zmieniłaby zdania, szczególnie w obliczu młodziutkiej i pięknej kobiety. Kolejny akapit był już ściśle merytoryczny. Profesor radził Orestesowi zdobycie twardych dowodów - dokumentów z wiarygodnym podpisem, przechwyconych listów, spisów fałszywych towarów. Handel niewolnikami za granicą nie był co prawda nielegalny - nie było zapisu, który zabraniałby tego wprost. Nie był też legalny w ich kraju, a także w większości pozostałych. Wymiar kary mógł być różny - od wydalenia z dworu i grzywny, po ściganie każdego, kto był zaangażowany w proceder w celu zamknięcia ich w lochach. Orestesa satysfakcjonowała już pierwsza opcja, ale nawet w tym profesor znalazł pewien haczyk. Otóż rozstrzygającym głosem, zwłaszcza w sprawie bliskiego Koronie radnego, zawsze był i będzie Król. Do tego potrzebne były kwity, które udowadniałaby niepodważalnie, że Złotym Lwem z Północy jest nikt inny jak Arsen van Kasteel, i że to jego rzekomo zatopione statki przewożą ludzi na handel tam, gdzie jest to legalne. W końcu Orestes musiałby przekonać teścia o szkodliwości społecznej i finansowej takiego działania. Profesor radził także, żeby w rozmowie z Królem podkreślał, że zaangażowanie w handel niewolnikami niszczy dobre imię państwa i obraża rządzących. „Argument o znieważeniu Korony nie takich już posłał na stryczek” - zaznaczył.  
               Wszystko to było wspaniałe i niezwykle pomocne, jednak kreśliło przed nim wyboistą drogę. Liczył w tym wszystkim na pomocną dłoń Sauro. Sam czuł się jeszcze bardziej bezradny, ale pokładał w nowym przyjacielu spore nadzieje. Początkowo złożył list i schował z powrotem do kieszeni, ale po chwili postanowił być bardziej rozważny. Odpalił stojącą na stole świecę, z lekkim drżeniem rąk. Zawsze przerażało go używanie ognia w otoczeniu książek, zwłaszcza tych cennych, a bał się myśleć jak cenne tomy przechowuje królewska biblioteka. Bardziej bał się jednak tego, że ktoś niepożądany dowie się o tym, że on wie. List zostawił po sobie tylko nic nie znaczącą kupkę popiołu.  

                                  ———

               Na kolacji zostało kilku członków Rady. Lord Samuel Bedling zajął zaszczytne miejsce po prawej stronie od fotela swojej siostry, Królowej Sybilli. Jego syn, Hektor, siedział obok swoich najbliższych przyjaciół - Maria de Sano, Orma de Ligne i Arsena van Kasteela. Na widok tego ostatniego Orestes poczuł uścisk w żołądku. Po tym jego spojrzenie padło na Biskupa, który sięgał po kawałek pieczonej baraniny, a później na Króla Harolda IV, który dyskutował przyciszonym głosem ze swoim kuzynem. Księżniczka Anna znów usilnie starała się nakarmić syna, aż w końcu poddała się i oddała rozkapryszonego niemowlaka niańkom, a mąż nie obdarzył ich nawet jednym spojrzeniem. Finnley Jakobsen zgrabnie kroił kawałek mięsa, zdawał się być na tym całkowicie skupiony, jednak nie można było pozbyć się wrażenia, że jego oczy i uszy pozostają otwarte. Aleksandra jadła w ciszy owczy ser i figi, nie chcąc chyba dać po sobie poznać, że właśnie opróżniła piersiówkę w trakcie samotnych ćwiczeń strzałów z kuszy. Rozmowy toczyły się leniwie w niewielkich grupkach rozlokowanych wzdłuż stołu.  
               Orestes znów spojrzał na mężczyzn, których niezmiennie podejrzewał o najgorsze zamiary. Tym razem przyjrzał się Ormowi. Przypomniał sobie, jak żona opowiadała mu jakąś historię na jego temat, której zgłębienie mogłoby przynieść obciążające dowody.  
- Czemu nie jesz? - szepnęła Aleksandra, kiedy on już prawie doszedł do tego, co kiedyś od niej usłyszał.  
- Jem… tylko myślę…
- Zapamiętam ten moment na wieki. O czym konkretnym?
- Powiem ci w sypialni.  
Aleksandra nie wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu spraw, ale wzruszyła ramionami i sięgnęła po kawałek ciepłego chleba. Aby uniknąć kolejnych ponagleń, Orestes wyciągnął rękę po winogrono, które obracał przez moment w palcach. I wtedy na to wpadł. Nie wiedział tylko skąd dowiedzieć się prawdy. Wziął owoc do ust i już miał sięgnąć po kolejny, kiedy jego wzrok padł na potencjalne źródło tej tajemnej wiedzy. Zgrabne palce, niemal białe włosy, zimne, nieludzkie spojrzenie. Jeśli ktoś miał znać czyjeś skrzętnie skrywane sekrety, był to właśnie Jakobsen.  
               Przy wyjściu z sali nie splótł swojej dłoni z dłonią żony, jak to mieli w zwyczaju.  
- Weź kąpiel, zaraz przyjdę. - szepnął i pocałował ukradkiem jej skroń. Obrzuciła go pytającym spojrzeniem.  
- Wyjaśnię później, dobrze?  
- No dobrze… - odparła podejrzliwie.  
Kiedy zagadnął Finnleya, jego oczy przechwyciły po raz kolejny spojrzenie Księżniczki. Widział, że będzie musiał się tłumaczyć, ale miał już gotową wymówkę. A to pytanie musiał zadać.  
- Słucham, Wasza Wysokość? - Nigdy nie umiał określić, czy Finnley nie jest przypadkiem wobec niego złośliwy. Obstawiał, że dzieje się tak w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach.  
- Potrzebuję twojej pomocy.  
- Mojej? - Uśmiech błądzący po wąskich ustach był zdecydowanie kpiarski. - Przecież jestem zwykłym urzędnikiem państwowym, głównym rzecznikiem Najwyższej Izby…
- Dobra, Aleksandra powiedziała mi czym się zajmujesz. - przerwał mu - Jeśli ktoś ma coś wiedzieć, to właśnie ty.  
- Możliwe, że to prawda. - Jakobsen wyprostował się jeszcze bardziej, uniósł brodę i spojrzał mu prosto w oczy, a po chwili dyskretnie rozejrzał się na boki - Chodźmy na dziedziniec.  
Wieczorne powietrze było rześkie. Szli obok siebie wolnym krokiem, jakby mieli niepostrzeżenie oddalić się od nieprzyjaznych uszu.  
- Czego potrzebujesz, Wasza Wysokość?  
- Naprawdę nie musisz mnie tak nazywać.  
- Dobrze - Skinął głową. - W takim razie czego potrzebujesz?  
- Na początek obiecaj mi, że mogę ci zaufać. Ta rozmowa musi pozostać między nami.  
Jakobsen milczał przez chwilę. W końcu zgodził się. Nie wiedzieć czemu, Orestes poczuł, że było to w stu procentach szczere.  
- Czy wiesz może, co dokładnie stało się z pierwszą panią De Ligne? Z żoną Orma i jego pierwszym dzieckiem?  
- Nie żyją.  
- Znasz okoliczności?  
- Nie, nikt mnie nie prosił o ich sprawdzenie.  
- Mógłbyś to zrobić?  
- O ile nikt ich nie zataił…
- To ważne.  
- Dlaczego?  
Tym razem to Orestes zamilkł na dłużej. A kiedy w końcu się odezwał, ważył słowa i mówił ostrożnie. Dużo ryzykował.  
- Mam wrażenie, że… chodzi o bezpieczeństwo Aleksandry.  
Na dźwięk imienia Księżniczki jego rozmówca zdawał się drgnąć, jakby ktoś ukłuł go szpilką w czuły punkt.  
- Masz coś konkretnego na myśli? - ton Finnleya był podejrzliwy, ale i lekko podstępny. On sam kojarzył się ze srebrnym lisem stąpającym po cienkim lodzie.  
- Nie… po prostu mam pewne przeczucia. I chcę je sprawdzić.  
Odpowiedziawszy, wbił wzrok w twarz szpiega. Była napięta, ale zachowywała pozorną neutralność.  
- Dobrze…  
- Dobrze? To znaczy, że pomożesz?  
- Kiedy wyjeżdżacie w kolejną podróż?  
- W piątek.  
- W takim razie… - Tu znów nastąpiła pauza chwytająca Orestesa w szpony strachu i niepewności. Miał nadzieję, że wcale tego po nim nie widać. - Spotkajmy się w czwartek, tu, o tej samej porze.  
Zanim każdy odwrócił się i poszedł w swoją stronę, spojrzeli sobie w oczy i uścisnęli dłonie. Trochę jak wrogowie, trochę jak przyjaciele.

damapik

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 2960 słów i 16802 znaków. Tagi: #małżeństwo #księżniczka #spisek

8 komentarzy

 
  • bdb

    I jak długo będziesz nas trzymać w niepewności?

    1 gru 2023

  • JQB

    Będą kolejne części, czy, mam nadzieję że nie, seria została porzucona?

    31 lip 2023

  • bd

    I co dalej?  :sad2:

    29 cze 2023

  • Fafik

    Tak długo trzeba czekać i nadal nic.

    17 maj 2023

  • Gazda

    Warto było czekać. Robi się ciekawie.
    Co żywego wyniknie?
    Już nie mogę się doczekać.

    18 lut 2023

  • Robert72

    Ciekawe posunięcie ze strony Orestera myślałem o takim ruchu ale  kiedy będzie miał dowody. Dla mnie tekst Super  :bravo:  :faint:

    17 lut 2023

  • emeryt

    @Robert72, brawo, wspaniała dedukcja.

    18 lut 2023

  • Robert72

    @emeryt Niestety codzienność nie pozwala mi na przeznaczenie tyle czasu ile bym chciał na czytanie i ocenę. Nie myślałem że ktoś poza autorem to czyta, dziękuję za twoją uwagę.

    18 lut 2023

  • shakadap

    Brawo. Jak zwykle świetnie napisane, a sama historia intrygująca i wciągająca.
    Już się cieszę na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    17 lut 2023

  • damapik

    @shakadap dziękuję!

    17 lut 2023

  • shakadap

    @damapik co słychać? Jak idzie pisanie?
    Pozdrawiam.

    27 kwi 2023

  • Gaba

    Spirala zdarzeń się rozkręca. Przy takim wspólniku musi być dobrze, Aleksandra przeżyje!
    Dzięki, więcej, pozdrawiam Cię 👍

    17 lut 2023

  • damapik

    @Gaba dziękuję i dziękuję bardzo za cierpliwość!

    17 lut 2023