Król Harold IV czuł, że się starzeje,z roku na rok coraz szybciej. Nękały go bóle w klatce piersiowej i krwisty kaszel, przez co przeczuwał koniec, o którym nie mówił swoim najbliższym. Miał do tego bóle stawów i coraz więcej zmarszczek. I nie miał syna. Miał za to cztery córki. Brak męskiego potomka nie był problemem, bo tron mogła objąć po nim najstarsza z córek, jednak prawo wymagało, by przed objęciem władzy była już zamężna, przynajmniej oficjalnie. Przepisy były przestarzałe, ale nie wolno kłócić się z niczym, co święte i nadane przez Boga. Przynajmniej oficjalnie. I właśnie przez to zaczynały się schody.
Najstarsza córka Harolda IV, Aleksandra II, może i była piękna i miała umysł ostry jak brzytwa, ale za nic miała sobie instytucję małżeństwa. Zachowywała się często jakby gardziła wszystkimi mężczyznami poza swoim ojcem, z którym i tak często się kłóciła. Płeć przeciwną traktowała bardziej jak konkurencję - w jeździe konno, w strzelaniu z broni palnej, w pojedynkach na szable. Wiedzą o polityce zamykała usta niejednemu towarzyszowi ojca, co tylko podsycała jej zuchwałość. Po dworze krążyły plotki o księżniczce Aleksandrze przyłapanej w lokalnych knajpach i gospodach na graniu w karty, siłowaniu się na rękę czy obstawianiu aranżowanych walk karłów. Harold i jego żona mieli szczerą nadzieję, że to tylko plotki kreatywnych poddanych. Z jednej strony ciężko to było sobie wyobrazić - Aleksandra miała niecałe 165 cm wzrostu, ważyła mniej więcej tyle, co mniejszy owczarek kaukaski i miała bardzo ładną, mocno dziewczęcą twarz. Błękitne oczy okalały ciemne, długie rzęsy, a usta, chociaż dość wąskie, miały naturalnie barwę dojrzałych czereśni. Jej włosy były gęste i długie, poza oficjalnymi wydarzeniami nosiła je związane w luźny kok na czubku głowy, z którego uciekało mnóstwo niesfornych kosmyków. Figurę miała szczupłą, bardzo kobiecą, pełną we właściwych miejscach. Nie miała co prawda talii swoich sióstr, bo w przeciwieństwie do nich kategorycznie odmawiała zakładania jakichkolwiek gorsetów, ale i tak była na tyle wąska, żeby przyciągać spojrzenia. Z drugiej strony, jej rodzice z zażenowaniem wspominali moment, kiedy po dwóch dniach nieobecności, szesnastoletnia Aleksandra została dotransportowana tuż pod zamkową stajnię przez konia, sama śpiąc, chyba pijana, na jego grzbiecie. Albo kiedy biskup zwrócił jej uwagę, że kobieta chodząca w spodniach nie podoba się Bogu, odpyskowała publicznie, że skoro nie ma nic przeciwko grubemu facetowi w sukience, to tym bardziej nie powinny go gorszyć kobiece nogi. Miała wtedy lat dwadzieścia cztery. I też nie była do końca trzeźwa. Podczas bójki, w którą wdała się z rycerzem niższej rangi prawie odcięła mu ucho, a kiedy odciągnięto ją na bok i spytano, co w nią wstąpiło, odparła, że to kobiece humorki spowodowane miesięcznym krwawieniem. Wtedy za to nie miała w swoim ciele ani promila.
Na wieść o zamążpójściu, Aleksandra była wyraźnie niezadowolona. O tym przynajmniej świadczył stłuczony talerz, część cennej, rodowej porcelany. Harold spojrzał z wyrzutem na jej matkę, Sybillę, która tylko wzruszyła ramionami. Miała karcić dwudziestosześcioletnią kobietę?
- Wspaniały pomysł, tato. Ale skąd mam sobie wziąć ukochanego?
- Rozmawialiśmy o tym z twoją matką…
- Szkoda, że nie ze mną!
- Właśnie z tobą rozmawiamy. Musisz zrozumieć, że żeby rada dopuściła cię do kandydatury do tronu, musisz mieć męża.
- Moje siostry mają mężów. - syknęła, chociaż nie widziała żadnej ze swoich sióstr w roli królowej. Kochała je, ale wiedziała, że władczyni powinna mieć w sobie odwagę, bezkompromisowość, zdolność do układania strategii i dyplomacji. Równe haftowanie niezapominajek nijak nie pomagało w rządzeniu. Podobnie samo jak haftowanie po popijawie w portowej knajpie, ale to już była trochę inna sprawa.
- Cenię twoje zdolności polityczne. Jak myślisz, dlaczego jesteś jedyną kobietą w radzie, obok najwyższej szlachty i generałów? Nie dlatego, że cię kocham jako córkę. Ale dlatego, że cię cenię jako przyszłą polityczkę.
- Wiesz, tato, gdyby było więcej kobiet w radzie, może w tej chwili nie musiałabym szukać męża na wczoraj, a pieniądzach królestwa nie decydowałby biskup.
- To nie czas na takie rozmowy. Potrzebuję pewnej i godnej następczyni tronu. Musisz znaleźć męża.
- Już pędzę. - mruknęła z ironią.
- To jest rozkaz, Aleksandro. - powiedział ojciec zimnym, bardzo zdecydowanym tonem, marszcząc przy tym krzaczaste brwi. Ani Aleksandra, ani tym bardziej Sybilla nie spodziewały się takiego obrotu spraw.
Przez chwilę władca mierzył się z córką na spojrzenia. W końcu dziewczyna opuściła wzrok, zaciskając zęby.
- Tak, Wasza Wysokość. - wycedziła w końcu. Była pokonana. I cholernie zła.
***
Gdyby Orestes miał powiedzieć, co najbardziej ceni w pochodzeniu z kasty zubożałej szlachty, to uznałby, że najtrafniejszą odpowiedzią jest „nic”. Rudera, którą ojciec nazywał „dworkiem” poza miastem mogła spokojnie zostać wyremontowana i zamieniona na mieszkanie w mieście. Głowa rodziny, Oliver van Enkemann, i jego najstarszy syn, Orion van Enkemann, byli napędzani w życiu przez kompleksy, które przejawiały się chociażby przedstawianiem się jako „van Enkemann herbu Dwa Niedźwiedzie”. W rzeczywistości herb Dwa Niedźwiedzie znaczył w kraju tyle, co nic, a ku wściekłości ojca, Orestes mówił o nim „dwa niedźwiedzie na tarczy, z czego jeden sra, a drugi tańczy”. Główne ambicje seniora rodu sprowadzały się do „powrotu na salony”, czego nijak nie mógł wprowadzić w życie, zatapiał się w długach i depresji, co z kolei wpędzało matkę w objęcia taniej brandy.
Orestes, kiedy tylko jego rodzina otrzymała niewielki spadek, który jednak umożliwiał odbicie się od dna, z prędkością światła wyprowadził się z domu do dużego miasta, gdzie studiował prawo, popołudniami zarabiał trochę grosza jako antykwariusz, a czasem prowadził nocne życie, jednak nie tyle w objęciach brandy, co w objęciach różnych kobiet. Dziewczyny były dla niego jak dobre opium - odrywały od codzienności, pozwalały o wszystkim zapomnieć i uzależniały. One też go lubiły. Był wysoki, głowę też nosił wysoko, ze szlachecką manierą, do której się nie przyznawał. Miał czarne włosy układające się w lśniące loki, bardzo ciemne oczy i lekko skrzywiony nos, co dodawało mu zawadiackiego uroku. Jedną z jego grubych brwi przecinała biała blizna, której nabawił się w dzieciństwie podczas zabawy z bratem w lesie. Miał ciepły, niski, lekko hipnotyzujący głos. I głos może nawet je przyciągał, natomiast dopiero to, co miał w spodniach sprawiało, że chętnie zostawały. W maleńkim mieszkaniu nad antykwariatem gościły na zmianę kolejno ruda Greta, z zielonymi oczami i zadartym noskiem, która zawsze kusiła, by spuścił się w jej cipkę; blondynka z dużym biustem o imieniu Anna, która jako jedyna potrafiła zmieścić go w swoich ustach i gardle; ciemnoskóra Amala z miękkimi, sterczącymi na wszystkie strony lokami, która nie chciała przestawać przez całą noc. Czasem przychodziła też czterdziestopięcioletnia mężatka, Elena, o wesołych oczach i pięknym uśmiechu, która w ramionach trzydziestoletniego kochanka znajdowała oderwanie od męża i dzieci. Była doświadczona w sypialni i tak inteligentna, że nie wiedział, czy woli się z nią kochać, czy długo rozmawiać. Kończyło się na tym, że Elena po tym, jak skończyła nabijać się na jego grubego fiuta, zostawała na kilka godzin na kawę i papierosy, przy których mogli pogadać. Nadal bez ubrań.
To właśnie z nią był w momencie, kiedy do jego drzwi zapukał listonosz. Ubrał się pospiesznie i otworzył tylne wejście antykwariatu. Mężczyzna wręczył mu telegram od rodziców i poszedł dalej, taszcząc na ramieniu ciężką torbę. Wiadomość była krótka. „SZUKAJĄ MĘŻA DLA CÓRKI KRÓLA. KAWALERA. DO 33 LAT. POCHODZENIE SZLACHECKIE. JEŚLI ZAPROSZĄ - MASZ TAM BYĆ”. Przez moment brzmiało mu to jak żart albo mrzonka ojca o tych jego całych salonach. Później nabrał wątpliwości, czy to nie wołanie o pomoc. Postanowił, że w piątek pojedzie do domu i porozmawia o tym z rodzicami, ale wcześniej uznał, że warto było porozmawiać z Eleną, skoro już była na górze.
Jasne włosy nadal miała w nieładzie, który zwykle ma się po udanym seksie. Pod jego nieobecność ubrała tylko majtki z misternej koronki i czekała na niego z papierosem w ustach.
- Kto to był? - spytała.
- Listonosz. Przyniósł telegram z domu.
- To miłe ze strony twojej matki. Też wysyłam listy do syna, kiedy już bardzo tęsknię. - uśmiechnęła się.
- Tylko ten jest wyjątkowo dziwny.
- Pokaż - kobieta wyciągnęła dłoń. Po przeczytaniu listu rzuciła tylko - Dlaczego dziwny? Mnie tylko trochę smuci.
- Dlaczego?
- Jak już zabierzesz się za królewską córkę i jej równie królewską cipkę, i płodzenie następców tronu, nie będę miała już go dla siebie - mówiąc to, dotknęła jego krocza.
- Nie żartuj.
- Nie żartuję. Nie słyszałeś o tym? - wypuściła dym z płuc - Król szuka córce męża.
- Dlaczego nie wśród książąt innych państw?
- Może jest patriotą i nie chce oddawać królestwa w czyjeś łapy. Ale wątpię, skoro któraś z jego córek wyszła za syna najwyższego doradcy króla zza naszej południowej granicy. Druga plotka, ta bardziej prawdopodobna, jest taka, że Aleksandra to kawał niemiłej złośnicy. Większość mężczyzn z otoczenia dworu albo pokonała w strzelaniu, albo w walce wręcz, albo po prostu obraziła. I jest teraz narodowy pobór nieszczęśników na pożarcie dla tej modliszki.
- I ja mam być dla niej kandydatem na męża? - również odpalił papierosa.
- Może uda ci się ją poskromić. Masz czym. - mrugnęła zalotnie jednym okiem i sięgnęła po filiżankę z kawą.
***
Zaproszenie na bal jednak przyszło. Desperacja na dworze Harolda musiała być silna, skoro ktoś sięgnął po nazwiska z rodu Dwóch Niedźwiedzi. Na sali zamkowej pełnej mężczyzn w swoim wieku, natomiast znacznie lepiej ustawionych w życiu. Królewska para nie mieszała się z tłumem, siedzieli przy długim stole razem z członkami rady i seniorami ważnych rodzin, raczej dla świętego spokoju niż z poczucia wyższości, bo wydawali się spokojni, mili i dobrotliwie uśmiechnięci. Było też kilka kobiet, dworzanki, damy z niższych, ale nadal wyższych od Dwóch Niedźwiedzi rodów; starsze matrony i młodziutkie dziewczyny będące tuż po debiucie.
Gwiazda wieczoru była za to jedna. Poznał ją po tym, że jako jedyna wyglądała, jakby nie chciała tam być. Brązowe włosy ktoś upiął w misterne fale, które wyglądałyby na niej naturalnie tylko po tym, jakby rozwiał je wiatr. Twarz miała nieprzeciętnie ładną, z małym noskiem i wyraźnie zaznaczonymi brwiami i kośćmi policzkowymi. Może gdyby nie była księżniczką w drogiej, bordowej sukni, a studentką w przyciętej na znak buntu tuż za kolano spódnicy, która w antykwariacie uparcie poszukuje podręcznika do medycyny sądowej, zagadałby do niej, w mieszkaniu nad księgarnią nalał absyntu, a później kochał się z nią do rana. Ale to była inna rzeczywistość. Ona była księżniczką, on szlacheckim wyrzutkiem, który nie zamierzał pchać się na żaden świecznik. Poza tym miała w twarzy coś, co radziło, żeby z nią nie zadzierać. Jego brat wiedziałby co robić, ale on ożenił się już kilka lat temu z dziewczyną z równie szorującego po dnie rodu herbu Dębów i Buków. Na pewno w tej chwili tego żałował. On chciał za to tylko wrócić do domu na specjalnie przygotowanej tarczy i wmówić rodzicom, że „był, starał się, ale nic nie zdziałał”. Powoli pił wino w miejscu, w którym słabo było go widać. Patrzył, jak księżniczka Aleksandra II tańczy i konwersuje z kolejnymi mężczyznami. Miał wrażenie, że ich spojrzenia od czasu do czasu się krzyżowały. W końcu stracił ją z oczu. Może to i dobrze, spędził cały wieczór gapiąc się na nią jak jakiś zboczeniec, od czasu do czasu fantazjując o tym jakby to było, gdyby obydwoje byli nic nie znaczący i biedni. Zaczął dopijać wino. Przed dziesiątą zamierzał wyjść.
- Dobry wieczór. - usłyszał niski, ale dźwięczny kobiecy głos za swoimi plecami. Gdy się odwrócił, zobaczył właśnie ją. Jej Wysokość.
- Wasza Wysokość - ukłonił się. Inni mężczyźni pewnie byli przygotowani na konwersację z wysoko postawionymi damami. Jego nikt nigdy tego tak naprawdę nie nauczył, nie znał dworskiej etykiety. Poza wczesnymi latami edukacji chodził do publicznej szkoły z dziećmi robotników. Tam woleli wtłaczać im do głowy rachunki i historię, a nie rodzaje widelców do ryb i owców morza. Szatynka dygnęła trochę sztywno. Z bliska była całkiem urocza i trochę mniej groźna.
- Wygląda pan, jakby pan nie chciał tu być. - zauważyła trafnie.
- To nie tak…
- Wiem to, bo ja też nie chcę. - wzruszyła ramionami. Dyskretnie podała mu rękę w stereotypowo męskim geście - Jestem Aleksandra.
- Orestes.
- Orestes jaki? - spojrzała do góry z zaciekawieniem. Mężczyzna dopiero zorientował się, że zdecydowanie góruje nad młodą kobietą. Jeśli chodziło o wrodzoną charyzmę i temperament, jej był tak silny, że czuł się przy niej naprawdę mały.
- Orestes van Enkemann.
- Herbu?
- Dwa Niedźwiedzie.
- Nie słyszałam.
- To nic dziwnego. Nikt nie słyszał.
- Doskonale. - uśmiechnęła się - Orestesie van Enkemann z rodu Dwa Niedźwiedzie, chcesz zostać moim mężem?
Niemal wypuścił z ręki prawie pusty kieliszek. Miał powiedzieć, że absolutnie nie, że on jest tu tylko dla formalności, że nie chce być niczyim mężem i bawić się w jakiś dworski cyrk, że już tęskni za studiowaniem, pracą, ciasnym i ciemnym mieszkaniem i czterema kochankami. Zamiast tego ucałował jej dłoń z największą usłużnością, i ku własnemu zdziwieniu odpowiedział:
- To będzie dla mnie największy zaszczyt, Wasza Wysokość.
*
Cześć wszystkim! To moje pierwsze opowiadanie, które będę tu wrzucać w częściach. Bede super wdzięczna za wasze rady! Mam nadzieję, że się spodoba!
3 komentarze
shakadap
Brawo. Świetnie napisane i ciekawa historia.
Pozdrawiam i powodzenia.
nefer
Przebojowo napisane, z pazurem. Dobrze się czyta, żywe, cięte dialogi. Udane polaczenie pseudohistorycznej scenerii z bardzo współczesnymi wstawkami. Zaciekawiłaś tą historią i zamierzam poznać ciąg dalszy. Teraz łyżka dziegciu - język. Poprawny ale niewyrobiony, zdarzają się powtórzenia wyrazów, np. przy opisie walorów zewnętrznych Aleksandry. Wiem, że ona ma wszystko, ale nie musisz w każdym zdaniu zamieszczać słowa "miała". Tym niemniej, udany początek.
Jot33
@nefer Jeśli zwraca się komuś uwagę w sprawie poprawności językowej, to samemu nie można popełniać takich błędów. W języku zaś polskim błędne jest sformułowanie "Tym nie mniej", a powinno być jedynie "Nie mniej".
nefer
@Jot33 Sprawdź sobie w internetowym "Wielkim słowniku języka polskiego PAN", ewentualnie na innych stronach językowych. Z całym szacunkiem, to większy autorytet niż Twoja osoba. Tym niemniej, pozdrawiam.
Gazda
Ciekawy wstęp.
Czekam dalszy rozwój wypadków 😃