Przypadki Krzysia (8) Lekcje obłapiania

– Paulina, nie żartuj – odpowiedziałem przerażony. – Gospodarze wrócili, to jest absolutnie wykluczone. I raczej nie mogę się spotkać z tobą dziś wieczorem, mam zobowiązania wobec innych też.  
– To jacyś tam ludzie są ważniejsi niż ja? – piekliła się. Co ona sobie myśli, że się w niej zakochałem? O niedoczekanie. Coś, co zapowiadało się jak przyjemny romans zaczęło mi nagle ciążyć. Oczywiście swoje zrobiła tu tamta pamiętna noc, ale tego nie powiedziałbym nikomu i za żadne skarby. Zresztą umówiliśmy się w tej kwestii z Markiem, że będziemy milczeć. Czas może i leczy rany, ale przede wszystkim zaciera pamięć. Paulina będzie jeszcze na mnie nastawać, ale będę się starał to ogarnąć. Na moją korzyść działało również to, że ferie się skończyły i czas na rozrywki również. Nie wyciągnie mnie nigdzie, choćby stawała na uszach.  
– Paulina, muszę już kończyć. Zadzwoń jutro wieczorem, kiedy będę już w domu, dobra?  
– Szkoda. Chciałbym, byś był teraz ze mną. Siedzę sama w zimnym pokoju, mam na sobie lekką bluzkę, nawet nie założyłam stanika, w samych majtkach... – mówiła prawie szeptem.  
O nie, trzeba przerwać ten seks telefon.
– To do ciężkiej cholery ubierz się porządnie, bo się przeziębisz i wtedy nie spotkamy się na pewno – powiedziałem chłodno. – I daj mi nareszcie skończyć tę rozmowę.  
– Jesteś potworem – przerwała mi.  
Dotychczas nie spotkałem się z czymś takim jak damska logika, nawet pomijając siedzenie w majtkach w przeraźliwie zimnym pokoju. O co jej chodzi? I to popadanie ze skrajności w skrajność. Jak tak dalej będzie, to dowiem się, że byłem kapo w Auschwitz.  
– Paulinko, kochanie, ja tylko dbam o ciebie – zapewniłem ją. – Pomigdalimy się, jak będziemy razem i nikt nie będzie słuchał naszej rozmowy, dobra? Bo na razie to RMF ma mniejszą słuchalność niż my...  
– Kto to słyszy? – zapytała zaniepokojona.
– No ci ludzie, u których jestem.  
– To pa, misiaczku – wyszeptała, zmieniając się nagle w potulną kotkę – Będę o tobie myślała cały wieczór, jak gładzisz moje piersi, pociągasz za sutek... Umiesz to robić, jesteś prawie ekspertem.
O cholera. Ona zwariowała? Przecież ja jej w życiu nie trzymałem za piersi, no trochę rano ale to raczej ona mnie miętosiła, no i nie ciągnąłem za sutek. Miałem już serdecznie dość tej rozmowy.  
– Paula, błagam cię, już muszę kończyć, zaraz mnie będą wołać na kolację.
Tak naprawdę należało to rozłączyć w cholerę i nie przejmować się tym, ale dalej mimo wszystko chciałem ją mieć po swojej stronie.  
– Pa, do usłyszenia – powiedziałem, rozłączyłem rozmowę i wyłączyłem komórkę.  

– Jakieś kłopoty? – Marek oderwał się na chwilę od modelu lokomotywy EP06, który zajmował sporą część jego biurka. Modelarstwo kolejowe to było kolejne jego hobby, któremu oddawał się z umiłowaniem, czasem, podczas naszych wspólnych weekendów potrafił nie odzywać się do mnie ponad godzinę, bo coś wymagało szczególnej uwagi. Na wszelkie komentarze był głuchy jak rząd na postulaty strajkujących. Tak, ja, trzpiot i świszczypała, uczyłem się przy nim spokoju i pokory.  
– Zdaje się, że z Pauliną za dobrze ci wyszło – zauważyłem z przekąsem. – Dostała wścieklizny. I obawiam się, że będzie mnie tak długo ciągnęła do łóżka, aż mnie w końcu zaciągnie. I wtedy wszystko się wyda.
– Co ma się wydać? – nie rozumiał Marek. – Ruchanie to ruchanie.  
– No nie do końca, robisz to zupełnie inaczej niż ja. Wątpię, by udało mi się to powtórzyć. Ty byłeś bardzo opanowany, aż do końca. Ja, gdy mam dojść, zamieniam się w wiertarkę udarową, działam na podwójnych obrotach. A ty zwalniasz ale nacierasz z większą siłą.  
– No co to za problem robić właśnie tak? – Marek zupełnie nie rozumiał moich obaw. – Spokojnie, powoli przechodzić do własnego rytmu. Nie kapnie się.  
– Ehh – westchnąłem. – Łatwo powiedzieć, trudno zrobić. A ona nie odpuści, będzie drążyć i drążyć aż w końcu dopnie swego. Wiesz, jaki ja jestem...
– Wiem, maniak seksualny – roześmiał się Marek – i to cię kiedyś zgubi, zobaczysz.  
– Powiedział to ktoś, komu wacek sterczy cały wieczór – odpłaciłem się pięknym za nadobne. – A właśnie, Paulina mówiła coś o łapaniu jej za cycki. Podobno tak wspaniale łapałem – przedrzeźniałem ją. – Możesz to opisać?  
– No łapałem – Marek wreszcie oderwał się od lokomotywy i popatrzył na mnie. – A co miałem nie łapać? – Jeśli cokolwiek mnie w tym seksie podniecało, to właśnie to. Cycki to coś, co u kobiety lubię najbardziej.  
No nie, ja pod tym względem mam zupełnie inne preferencje, to może dobre na początek, ale później jestem zajęty prawie wyłącznie pulsowaniem i z tego czerpię największą przyjemność. No i z dźwięków, westchnień, szepnięć... Na mnie to działa jak najpiękniejsza muzyka. Coraz bardziej wychodziły na jaw minusy mojego genialnego zdawałoby się pomysłu.  
– To chociaż opisz, ja tego nie widziałem, przecież leżałeś odwrócony do mnie tyłem.  
– No jak ci mam opisać? Wyciągnąłem rękę, chwyciłem za cycek i go ściskałem na różne sposoby. Nic więcej nie da się powiedzieć. Może ci pokazać?  
Zabrzmiało to może lekko drwiąco, ale, jak mawiają, w tym szaleństwie jest metoda. Do Marka byłem przyzwyczajony, jego ciało nie wywoływało u mnie już wstrętu, tak jak na początku, kiedy po raz pierwszy siadałem obok niego, odsuwając krzesło najdalej, jak to było możliwe. Uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę, że to było tak niedawno.  
– Pokaż – zażądałem. Zrzuciłem koszulkę i położyłem się na tym jego szerokim łóżku. Marek z lekkim ociąganiem wstał od biurka i położył się za mną. Objął mnie od szyi i zaczął ugniatać sutki. Wiedziałem, że ta prezentacja będzie bardzo przybliżona, może i mam spore cyce jak na faceta, ale dalej to nie damskie. Tymczasem Marek przywarł do mnie silniej i chyba nawilżył palce, bo nagle zacząłem to odczuwać o wiele delikatniej, a po kręgosłupie zaczęły mi przechodzić mrówki. Faktycznie, nigdy bym nie wpadł na to, że tak można. I co gorsza, że to nawet u faceta może być takie przyjemne. Tych metod było kilka i usiłowałem je wszystkie zapamiętać, by to wszystko później powtórzyć podczas miłosnych igraszek z Pauliną, a może nie tylko nią, z drugiej strony sam czerpałem z tego przyjemność. Ale co za dużo to niezdrowo, mój mały zaczynał już dawać niepokojące znaki...
– Puść już – poprosiłem, a Marek zrobił to po jeszcze kilku ruchach dłoni, jego ręka z wolna wycofywała się z tego placu boju. – Gdzieś ty się tego wszystkiego nauczył?  
–  Sam nie wiem – przyznał.  
Powoli zaczynałem rozumieć, że seks jest dla Marka zupełnie czym innym niż dla mnie. Mnie chodziło głównie o zaspokojenie, zrzucenie z siebie napięcia, powalający wytrysk i skurcz w lędźwiach, który na moment zabierał mnie na drugi koniec. Marek wręcz przeciwnie, korzystał z każdej chwili, bawił się tym ale jednocześnie kontrolował cały proces i usiłował z tego zatrzymać coś dla siebie. Może to te leki tak sprawiły?  

Gdy obudziłem się, czułem, że jestem zablokowany z tyłu i nie była to ściana. Za mną spał Marek, wtulony we mnie i oddychał miarowo. Czy coś się stało takiego, co nie powinno? Chyba nie... Przypomniałem sobie naszą wieczorną lekcję ugniatania piersi. Może on... bzdura, sam tego chciałem. Dziwne, niepokojące myśli zaczęły mi przychodzić do głowy. Ponieważ jednak pęcherz mi ostro parł, szybko o nich zapomniałem i jak oparzony wyskoczyłem z łóżka i popędziłem do kibla, całe szczęście, że był na tym samym piętrze. Gdy wróciłem, Marek siedział na łóżku i nakładał skarpetki.  
– Cześć łosiu – uśmiechnął się na mój widok. – Jak byłeś sikać, dzwoniła do mnie Paulina i pytała, co się z tobą dzieje, bo nie może się do ciebie dodzwonić.  
– Paulina? – zdziwiłem się. – A skąd ona ma twój numer?  
– Nie wiem, pewnie od Andżeliki, one się przyjaźnią.  
Andżelika chodzi do naszej klasy i faktycznie, na przerwach czy przed szkołą widywałem je często razem. Z tego co wiem, chodziły do tej samej podstawówki. Nawet ładna, ale zimna i niedostępna. często przychodził po nią starszy chłopak, taki, że za samą mordę dwa lata bez zawieszenia, więc już na wstępie wykreśliłem ją ze swojej listy obiektów godnych zainteresowania.  
– Mówiła coś?
– Tak, powiedziała, że masz przestać się wygłupiać i włączyć ten jebany, tak dokładnie powiedziała, telefon.  
Ta grzeczna Paulina, no popatrzcie no. A niedoczekanie. Może po południu, jak będę miał dobry humor i litość dla ludzi. Na razie czekało mnie śniadanie i to liczyło się przede wszystkim.  

Zwykle wracając miejską kolejką z Wojnowa obserwuję pasażerów ze szczególnym uwzględnieniem płci pięknej i dokonuję przeglądu tego, co mnie czeka w najbliższym czasie. Ponieważ zwykle jest to niedziela, myślę o klasówkach, odpytywaniu i całym tym szkolnym kieracie. Tym razem było inaczej. Niewidzialne ciepłe łapsko jeździło mi po klatce piersiowej i wykonywało dziwne akrobacje na moich sutkach. Zrobiło mi się gorąco, Wrażenie było tak przepełniające mnie od wewnątrz, że niemożliwe było tak po prostu je strząsnąć. Co się ze mną dzieje, do cholery? To było jak flashback, nie wspomnienie a prawie realne doznanie, które wciąga dokładnie tak jak w rzeczywistości.  
– Następna stacja Wrocław Główny – beznamiętnie oznajmił głośnik. Z trudnością powróciłem do tego, co tu i teraz.  

A później zachorowałem, na szczęście nie na koronawirusa, ale na jedno z tych paskudztw, które szczególnie właśnie tej zimy krążą i atakują Bogu ducha winnych ludzi. Trzy dni spędziłem w łóżku z wysoką gorączką, oczywiście wyjazd do Marka był niemożliwy, natomiast on codziennie z poświęceniem naprawdę godnym lepszej sprawy wysyłał mi wszystkie skany zeszytów, notatki i ogólnie dbał, by choroba nie wyrządziła mi za dużo szkód, przynajmniej tak mi się wydawało. Mnie coś takiego nie przyszłoby nawet do głowy, a skan zeszytu przysłałbym po wyraźnym żądaniu i dwukrotnym przypomnieniu. Uaktywniła się też Paulina i już podczas pierwszej rozmowy stwierdziła, że jest zaszczepiona na wszystko co się da, wirusy grypy jej niestraszne i jest gotowa przyjść choćby teraz. Z najwyższym trudem wytłumaczyłem jej, że to absolutnie niemożliwe.  
– Paulinko, litości, ja ledwie żyję. Wiesz co to jest mieć trzydzieści dziewięć stopni gorączki? Śpisz, wymiotujesz a w głowie ci się kręci jak na diabelskim młynie.
Chyba te wymioty jej się nie do końca spodobały, bo w końcu odpuściła, choć codziennie wydzwaniała i moje tłumaczenia przyjmowała z coraz większą nieufnością.  

Leżałem właśnie w łóżku i usiłowałem rozczytać Markowe bazgroły, które miały być sporządzanymi naprędce notatkami z polskiego, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyła matka, coś tłumaczyła przybyszowi, w końcu zawołała.
– Krzysiek, chodź, to na pewno do ciebie.  
Narzuciłem na siebie szlafrok, jeszcze jeden prezent od Marka i jego starych i wszedłem do przedpokoju. Przy drzwiach stał facet z bukietem elegancko zapakowanych róż,  
– Poczta kwiatowa, pan łaskawie podpisze.  
Podpisałem, doręczyciel zniknął, a ja dopiero teraz patrząc na serduszko dołączone w charakterze laurki uprzytomniłem sobie, że dziś walentynki. Nawet nie musiałem długo się zastanawiać, od kogo są te kwiatki. Tylko Paulinę stać na coś takiego.  
– Od której panny? – zapytała rozbawiona matka.  
– Nie wiem, dostarczone anonimowo, ale ja się domyślam. I tak nie znasz. Po co ci to wiedzieć? Wstaw je lepiej do wody – powiedziałem beznamiętnie i zniknąłem w pokoju.  
Wróciłem do nauki, a sprawa bukietu nie dawała mi wiele do myślenia. I tak dobrze, że nie wysłała tu połowy kwiaciarni. Paulina była z tak zwanego dobrego domu, co prawda nie tak majętnego jak Marek, ale jej rodzice byli cenionymi pracownikami naukowymi i stać ich było na wiele. Jeszcze nie otrząsnąłem się z tych myśli, kiedy dzwonek w drzwiach zabrzmiał ponownie.  
– Krzysiek! – to znów mama.  
Ciekawe, kto mógł do mnie przyjść? Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stał ten sam doręczyciel.  
– Coś pan jest dziś bardzo popularny – zauważył, kiedy podpisywałem odbiór.  
– A to od kogo? – zapytała podejrzliwie matka.  
– Oj mama, cała przyjemność w walentynkach polega na tym, żeby wysyłać kartki i kwiaty anonimowo. Skąd mam wiedzieć?  
Znów Paulina? Chyba nie, już mi truła, że dla niej liczą się tylko róże, a to były storczyki. Jola? Nikt inny mi nie chciał przyjść do głowy. Co prawda Jola ostatnio zrobiła się bardzo miła, a jej córka była mną wręcz zachwycona, ale czy to upoważnia ją do wysłania mi kwiatów? Bycie miłym dla kogoś to nie od razu miłość, za rżnięcie w krzakach też się kwiatków nie daje. Coś mi tu mocno nie grało.  

Podczas kolacji matka mi cały czas dogryzała.  
– Jak to nie wiesz, kto ci przysłał kwiatki, nie masz oczu? Poza tym to musi być ktoś, kto zna twój adres, chyba nie ogłosiłeś go na internecie?  
– Nie – odpowiedziałem przełykając gorącą herbatę. Jeszcze nie bardzo czułem temperaturę jedzenia, i nagle zapiekło mnie w migdałkach. W tym samym momencie po raz kolejny zabrzmiał dzwonek. Było już mocno po ósmej. Zwykle o tej porze do matki wpadała sąsiadka na ploty.
– Nie mam ochoty – gderała idąc do hallu. – Jak przyjdzie Wójcikowa, to skończ jeść i idź od razu do pokoju, ja pomyję. Wiesz, że ona cię nie lubi.
To nie była Wójcikowa, znów słyszałem jakiś męski głos.
– Krzysiek! Ja nie będę robiła za portiera w tym domu. Znów do ciebie.  
Ten sam doręczyciel stał u progu, tym razem z bukietem przepięknych, delikatnych frezji. Skąd ofiarodawczyni wie, że właśnie te kwiaty lubię najbardziej?  
– Dużo pan ma jeszcze tych wielbicielek? – zapytał doręczyciel.  
– Młode to, musi się wyszumieć – odpowiedziała za mnie matka. – To ja nie wiedziałem, że masz aż takie powodzenie.  
– Mówiłem, mama jeszcze nic o mnie nie wie – przypomniałem jej.  
– Tylko mi nie przyprowadź żadnej z brzuchem – powiedziała, kiedy tylko za doręczycielem zamknęły się drzwi. – One tak za darmo ci tych kwiatków nie przysyłają, nie łudź się. Też byłam młoda, tylko za naszych czasów jeszcze się tego wariactwa nie obchodziło. I też miałabym do kogo wysłać – powiedziała z widocznym rozmarzeniem na twarzy.  
Jeden bukiet od Pauliny to jasne, rozmyślałem już później w łóżku. I jest raczej niemożliwe, by wysłała wszystkie trzy. Jola? Prawdopodobne, tak powiedzmy fifty fifty. Ale ten trzeci? Gośka? Ta, której robiłem palcówkę na sylwestra? Nie, to zupełnie nie w jej stylu. Poza tym od czasu tamtego pamiętnego melanżu nie miałem z nią żadnego kontaktu. Któraś z klasy? Zdobyć adres nie problem, wystarczy zajrzeć do dziennika. Trudne ale nie niemożliwe. Pewnie już nic nie wymyślę. Trzeba obserwować i uważać.  

Po powrocie do szkoły zauważyłem, że Marek jest zupełnie oklapnięty. Próbowałem go rozpytywać, ale bezskutecznie. Coś tam wymamrotał i powracał do milczenia. Próbowałem kilka razy go rozśmieszyć, też psu na budę.  
– Rozumiecie to? – zapytała anglistka. – Są jakieś pytania? Krzysiek?
– Może coś by się znalazło, pani profesor – odpowiedziałem. – Pani powiedziała, że końcówka -able oznacza coś podobnego do polskiego -alny, prawda?
– Tak, chodzi o rzeczy możliwe do zrobienia.  
– No właśnie – zgodziłem się. – To znaczy pochwalny oznacza możliwy do wykonania pochwą? Na przykład takie pieśni pochwalne są śpiewane...
– Siadaj – powiedziała nauczycielka z trudem opanowując wesołość. – Ta reguła dotyczy tylko czasowników. Zobaczymy, czy będziesz równie kreatywny na najbliższym sprawdzianie.  
Klasa gruchnęła głośnym śmiechem, choć podstawowy adresat tej błazenady miał kamienną twarz, choć jakieś tam poczucie humoru tez miał. Chyba coś idzie bardzo nie tak, tylko jak to zbadać? Zwykle miałem sporo pomysłów, na zasadzie dziś pytanie – dziś odpowiedź, ale tym razem nic konstruktywnego nie przychodziło mi do głowy.  

– Krzysiek, zaczekaj! – usłyszałem za sobą na szkolnym korytarzu. Wyskoczyłem na chwilę do kibla, śpieszyło mi się na lekcję. No ale ten głos usprawiedliwiał wszystko.  
– Tak, pani profesor? – odpowiedziałem uprzejmie acz nieco chłodno.  
– Iga się wciąż o ciebie dopomina. Kiedy przyjdzie pan Krzysiu? Wczoraj mi nawet nie chciała zjeść kolacji. Dziś powiedziała, że jak nie przyjdziesz to ucieknie z domu. Od czasu tych sanek na górce jest niemożliwa. Mówiłam jej, że jesteś chory, ale stwierdziła, że tak długo ludzie nie chorują i musisz przyjść.  
– Szantażystka...
– Tak, ale ja mam problem. Wpadniesz do nas? Na chwilę, żeby się uspokoiła – mówiła cicho, rozglądając się uważnie dokoła.  
– Ja wiem? – zastanowiłem się. Oczywiście chciałem przyjść i to bardzo. Samo przebywanie w jej sąsiedztwie dawało mi przyjemność. A co dopiero w jej domu. A może w tym jest jakaś pułapka? – zastanawiałem się gorączkowo wspominając, jak mnie ośmieszyła na lekcji wychowania seksualnego. W ten weekend powinienem co prawda być u Marka ale jak on tak...  
– Może w piątek wieczorem? Jakoś się wyłgam w domu – skłamałem.  
Przytaknęła milcząco, lekkim skinieniem głowy, nawet jej włosy nie poruszyły się zanadto.  

Marka nie zamierzałem o niczym informować, a on się nie pytał, więc uznałem sprawę za załatwioną. Późnym piątkowym popołudniem przedzierałem się przez alejki Krzyków bijąc się z myślami. Jak mam się zachować? Moje doświadczenie z kobietami nie było na tyle duże by jednoznacznie odczytać, czy nie jestem prowokowany. Paulina to inna sprawa, to było czytelne aż na dłoni i wcale nie delikatne, wręcz przeciwne, namolne a nawet nachalne. Ale pani profesor? Wreszcie stanąłem przy skromnej willi i drżącą ręką nacisnąłem na dzwonek. Otworzyła mi Jola i w pierwszej chwili nie poznałem jej, zmieniona fryzura, elegancka sukienka no i oczywiście nieśmiertelny zapach jej ulubionych perfum.  
– O pan Krzysiu, pan Krzysiu – rozległo się zza jej placów. Hurraaaaaa!

Nawet nie wiedziałem, że umiem się bawić z małymi dziećmi. Mała była zachwycona, kiedy z klocków i tego, co było dostępne pod ręką budowaliśmy domek dla lalek. Jola wpadała tylko co jakiś czas, obserwując, co robimy. No tak, tyle się mówi o pedofilii. Ludzie zupełnie powariowali na ten temat, do tego dochodzi, że moi sąsiedzi nie wypuszczają z domu swojej dwunastoletniej córki, a do szkoły i ze szkoły wożą jej autem, a jak nie mogą to dają na taksówkę. Jakby nie pomyśleli, że taksówkarz też może być pedofilem. Ale nie, jeśli Jola prowadziła taką kontrolę, to robiła to inteligentnie, to przyniosła jakieś herbatniki, to przyszła zasłonić okno, bo już robiło się ciemno.  
– Wypijesz ze mną kawę? – zapytała, kiedy tylko położyła małą do łóżka, oczywiście nie bez protestów i tłumaczenia, że pan Krzysiu koniecznie musi już iść do domu.  
– Ja wiem? Czemu nie? – odpowiedziałem. Nie pijam co prawda kawy, jeśli już muszę, to wolę energetyki, ale w tym momencie wypiłbym nawet kwas solny, byle być przy niej. Jola poszła do kuchni zaparzyć kawę, a ja rozglądałem się ciekawie po salonie. Był urządzony z gustem, choć nie wpakowano w to tyle pieniędzy, co u Marka. Natomiast salon przepełniony był kwiatami doniczkowymi i półkami z książkami, co dodawało mu uroku. Ciekawe, czy ona to wszystko przeczytała? Podszedłem do pierwszej półki przy sofie. Oprócz literatury fachowej było tu sporo powieści, zwłaszcza współczesnych. Stasiuk, Tokarczuk i Witkowski mieszały się z Grocholą, Szwają i Krajewskim. Nie wszystkie tytuły były dla mnie do odczytania w półmroku salonu.  
– Nie wiedziałam, że interesuje cię literatura – usłyszałem za sobą. Nie to, żeby mnie interesowała ale od czasu przyjaźni z Markiem czytam więcej. – Swoją drogą będziesz świetnym ojcem – dodała, kładąc kawę na ławie.  
Nie podchwyciłem tematu, na razie udałem skoncentrowanie na piciu kawy i gorączkowo zastanawiałem się, co dalej. Nieco odważniej wpatrywałem się w jej twarz i włosy. Niedbałym ruchem odsunąłem jej kosmyk, który zabłądził zbyt blisko oczu, po czym położyłem rękę tak, by dotykała jej uda. Nie zareagowała. jak również na początku nie zareagowała, gdy już całkiem oficjalnie przesunąłem tę rękę wyżej i wyżej. Po chwili przysunęła się bliżej, co uznałem za zachętę do dalszych badań. Powoli eksplorowałem jej ciało, brzuch. Ucieszyłem się, kiedy odkryłem, że była bez stanika. Delikatnie masowałem jej małe acz jędrne piersi. Dokładnie tak, jak robił mi to Marek, kreśląc delikatne kółka wokół sutków, ściskając je, wduszając. Nawilżyłem palce i wróciłem do podniecających igraszek. Jola oddychała coraz głębiej, a ja znowu czułem, jakby Marek za mną leżał i robił mi to samo. Co jest, do cholery? Zabrałem się za jej drugą pierś, kładąc jej rękę na moim udzie. Jola była inteligentna, w lot pojęła, co miałem na myśli i, rozpiąwszy mi koszulę i rozporek, włożyła rękę w majtki. Tego mi było trzeba. Gdy jej palce dawały jej sutkom coraz większych przyjemności, a delikatne spazmy przechodziły powoli przez jej ciało, ona drażniła mojego małego u samej nasady, a ciepło jej oddechu owiewało moją twarz. Już miała go uwolnić, kiedy zapikała moja komórka.
– Pieprzyć to – mruknąłem, spodziewając się jakiegoś nieważnego esemesa od Pauliny. jednak cała reszta nie była już tak podniecająca, przynajmniej z mojej strony. Jednak kiedy zjeżdżałem ręką na dół i wyczułem pierwsze włoski, zatrzymała mnie.  
– Nie, proszę – wyszeptała.
Nie wiedziałem, czy to prawda, czy tylko droczenie się i już miałem powrócić do eksplorowania, kiedy na schodach usłyszeliśmy drobne kroczki Igi. Mieliśmy sekundy na ogarnięcie się.  

Czemu nie przyjechałeś, łosiu. To że mam nowe leki na depresję i jestem od nich nieprzytomny, wcale nie upoważnia cię, żebyś zapomniał. Przyjeżdżaj. – pisał Marek. Powoli ogarniałem własną wściekłość. Ta cholerna Iga zeszłaby na dół tak czy owak, ale on mi przeszkodził pierwszy. Ale przynajmniej jedna rzecz się wyjaśniła.  
– Coś ważnego? – spytała Jola głosem tak niewinnym, jakby przed nami nic nie zaszło.  
– Marek, wie pani, ten wielkolud z mojej ławki, wścieka się, że nie przyjechałem do niego. Zapomniałem mu powiedzieć, że jestem umówiony z pewną panią...
– Która ma na imię Iga – zakończyła ze śmiechem. A więc nie jest aż tak źle.  

Jak myślicie, od kogo były te kwiaty? Napiszcie. Coś ostatni odcinek się niezbyt podobał, wierzę, że ten polubicie bardziej.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 4236 słów i 23591 znaków, zaktualizował 30 sty 2023.

4 komentarze

 
  • Tencowie Wszystko

    Kwiaty były od Igi. :yahoo:

    2 lut 2023

  • trujnik

    @Tencowie Wszystko  
    Fajny pomysł i całkiem sensowny ale nie...

    2 lut 2023

  • eksperymentujacy

    Nie będziemy spekulować ale czekamy na cd

    30 sty 2023

  • Roberttt

    Pisz daje ciekawie się czyta..

    29 sty 2023

  • trujnik

    @Roberttt  
    Dalej będzie jeszcze dziwniej, tylko nie wiem, czy się będzie wszystkim podobać :)  Ciąg dalszy w środę i czwartek. Oczywiście czekam na opinie, , te negatywne również. To one powodują, czy chce mi się pisać, czy nie.

    29 sty 2023

  • TomoiMery

    Dobrze się akcja rozwija 💪💪

    29 sty 2023