Przypadki Krzysia (6) Cuda i dziwki

– Możesz poprosić mamusię, by zrobiła całą blachę tego sernika? Z chęcią zapłacę nawet najcięższą forsę – Marek ze smutkiem patrzył na ostatnie okruszki smętnie leżące na talerzu. Że jest łasuchem, to widać po misiowatej sylwetce, ale że aż takim...
– Zostaw tę forsę, jakoś mamusię przekabacę. Ona cię nawet lubi, a że jesteś chory to pewnie bardziej rozmiękczy jej serce.  Zaraz zaraz, ty nie leżysz tutaj na problemy okołocukrzycowe? – zapytałem złośliwie. – Jako dobry przyjaciel dbam o twoje zdrowie, a tym serniczkiem ci się nie przysłużę...
Tak, dobry przyjaciel, który wysyła bliźniego na tamten świat. Nawet jeśli los mnie jakoś ratuje, dalej czułem się winny tej całej sytuacji. Może gdybym wtedy nie ruszał tamtych leków...  
– Coś cię gryzie – Marek popatrzył na mnie uważnie. – Co się dzieje? Może nie masz pieniędzy? Czy może dalej ta biologiczka? A może władowałeś się w coś jeszcze gorszego?
– Pieniędzy nie mam, ale to u mnie stan naturalny, więc trudno się martwić, zaś jeśli chodzi o Jolę to... – urwałem. Nie chciałem mu opowiadać za wiele, bo musiałbym przyznać, jak dotknęła mnie ta jego choroba i dlaczego to mnie tak martwi. – w sumie żadnych nowości.  
Rozmowa nam się nie kleiła, bo i Marek był jakiś dziwny, a co gorsza, nie wszystko dało się zwalić na jego chorobę. Moją odpowiedź też przyjął dość nieufnie, z kamienną twarzą. Patrzyłem na to ze smutkiem. Czyżbym tracił przyjaciela? Coś go gryzło, to wręcz rzucało się w oczy. Mam ubrać się i wyjść? Byłem blisko podjęcia tej decyzji i już się przygotowałem, by założyć kurtkę.  
– A ta książka to o czym? Tytuł, przyznam, dość niezwykły – zapytałem, pokazując na Cuda i dziwki.  
– A, to – wydawało mi się, że Marek się rozchmurzył. – Zbiór opowiadań angielskiego pisarza, Roalda Dahla, takich bardziej zbereźnych. Najlepsze było na koniec, jak dwóch facetów zamieniło się żonami na jedną noc. No wiesz, do ruchania. Tak, żeby one nie wiedziały. Zrobili masę przygotowań, nie tylko pomierzyli sobie fiuty by nie wpaść, ale nawet celowo się skaleczyli, by w razie czego ich żony nie miały żadnych wątpliwości, że to nie ich mąż. I później wieczorem zamienili się sypialniami...
– Czyste wariactwo – stwierdziłem, aczkolwiek pomysł wydał się bardzo podniecający. – I co, udało się?  
– I tak i nie – roześmiał się Marek. Nareszcie widzę go w lepszym stanie. Oby tak dalej... – Niby się udało, ale komplikacje wystąpiły dopiero potem.
– Jakie?
– A tego już ci nie powiem, mogę ci pożyczyć książkę, już właściwie ją przeczytałem, tylko przelatuję przez najlepsze momenty.
– Zbereźnik – zaśmiałem się. – Za lektury się weź, zdaje się, że nasza polonistka nie ułatwia nam życia.
Marek znów posmutniał. W tym momencie do sali weszła pielęgniarka, drobna blondyna z kępą blond włosów pod czepkiem. Nawet nie przywitawszy się podeszła do pierwszego łóżka, na którym leżał staruszek, nachyliła się nad chorym, wypinając swój kształtny tyłeczek. Z miejsca straciłem zainteresowanie Markiem i śledziłem jej kształty. Wyobraźnia pracowała mocno. Podchodzę do niej, podwijam jej nieskazitelnie biały fartuszek... Kiedy w myślach opuściłem już spodnie i wprowadzałem w nią swą męskość, a może późną chłopięcość, seksowna pielęgniarka wyprostowała się i wyszła.  
– I kto tu jest zbereźnik – zżymał się Marek z rozanielonym wyrazem twarzy, pewnie dlatego, że mi mógł przyłożyć. - Ale wiesz co? – ściszył wyraźnie głos. – Mnie też ciśnie i to zdrowo. Cały wieczór ze sterczącym chodzę, skóra mi z główki schodzi, co go drażni jeszcze bardziej, czasem muszę sobie ulżyć dwa razy dziennie... Z chęcią przespałbym się z jakąś, ale przy mojej urodzie to jest praktycznie niemożliwe. Wiesz, ja wyglądam jak niedźwiedź. Która się mną zainteresuje? Ja w ogóle wątpię, że kogoś znajdę. Oczywiście będę chodził do agencji towarzyskich, ale to jeszcze ponad dwa lata. Ja się wykończę... – dodał prawie płaczliwie, a przecież Marek, mimo swojej depresji, mięczakiem nie jest.  
Odstawienie tabletek antydepresyjnych wyrządziło jednak więcej szkód niż pożytku. Kto by przypuszczał, że stanie się z niego taki ogier. Zrobiło mi się go żal.  
– Nie martw się stary koniu, coś się wymyśli, już moja w tym głowa – pocieszyłem go. – Jeszcze będziesz się śmiał ze swoich problemów. A tego tu... – pacnąłem żartobliwie w wyraźną stromą górkę rysującą się na białej kołdrze. Ciało Marka skurczyło się na krótki moment, jakby go przeszedł nagły dreszcz. Miał sztywnego jakby  
wyjętego prosto z zamrażarki. – ...zawiąż na razie na supełek, ja postaram się coś zrobić.  
Marek uśmiechnął się blado, jakby nie wierzył w moje zapewnienia. Ja też porwałem się z motyką na słońce. Załatwić komuś dziewczynę, zwłaszcza w tak młodym wieku... Wkrótce pożegnaliśmy się, wcale nie chłodno, co do tej pory groziło, a ja w ostatniej chwili przypomniałem sobie o książce, którą wsadziłem do plecaka. Marek pożegnał mnie wzrokiem, w którym zauważyłem jakąś nadzieję.

Problem gryzł mnie od momentu, w którym opuściłem mury szpitala. Łatwo powiedzieć "załatwię ci dziewczynę", gorzej to zrobić. Poza tym w jakim celu? Chyba nie do patrzenia sobie głęboko w oczy. Odstawienie leków powodujących spadek libido, a w przypadku Marka prawie zupełny jego zanik, spowodowało, że chłopak dostał popędu, jakby go ktoś kopnął w dupę. Jemu chodziło tylko o jedno. Najlepiej chyba zacząć od agencji towarzyskich. Co prawda w środku nic nie załatwię, po mnie widać, że jestem  niepełnoletni, ale może uda się pogadać z jakąś dziwką na zewnątrz? Gdy tylko przyszedłem do domu, dorwałem się do komputera i wypisywałem adresy lokalnych burdeli. Wybrałem jeden, na Zaciszu, w willowej dzielnicy. Mało osób tam się kręci, będzie można załatwić rzecz bez świadków. Zaczęliśmy właśnie ferie, więc czasu będzie aż zanadto.  

– Przepraszam panią – zaczepiłem niewysoką brunetkę, która wyszła z wiadomego budynku i zmierzała w kierunku zaparkowanych samochodów.  
– Spływaj gówniarzu – rzuciła przez ramię i nie zatrzymując się podeszła do srebrnej toyoty. Po jakiejś chwili wyszła jeszcze bardziej elegancka brunetka, z rozwianymi włosami, w jeszcze piękniejszym płaszczu i kozaczkach.  
– Przepraszam panią, chciałbym zapytać...
– Z dzieciakami nie rozmawiam. Ile ty masz lat, piętnaście, szesnaście? Spadaj do kibla marszczyć swą paróweczkę...
Robiło się ciemno, dziwki raczej przyjeżdżały niż wyjeżdżały i postanowiłem zwinąć biznes, nic tu po mnie. Oddaliłem się na kilka metrów i nagle z bocznej uliczki wyjechał radiowóz i zatrzymał się tuż koło mnie.  
– Dzień dobry, dokumenty prosimy – powiedział policjant po wyjściu z wozu. Jasna cholera... Miałem przy sobie legitymację szkolną, nawet jeśli powiem, że nie mam, mogą mnie przeszukać. Na taką ewentualność nie byłem przygotowany. Posłusznie podałem legitymację.
– Co tu robisz? – zapytał drugi policjant bardziej agresywnie. I jak tu im wytłumaczyć?
– Jestem na razie wolnym człowiekiem, robię na co mam ochotę i nie muszę się wszystkim z tego spowiadać. A tak w ogóle to zwiedzam okolicę.  
– Stojąc dwie godziny koło burdelu i zaczepiając panienki? – zapytał ironicznie ten pierwszy. – Mieliśmy skargę. Sprawdzimy cię i zjeżdżaj stąd, byśmy cię już tu więcej nie widzieli. No chyba że chcesz się władować w kłopoty.  
Nie chciałem i, gdy już oddali mi legitymację, cały rozdygotany opuściłem to miejsce. Zdaje się, że mamy klasyczny przypadek mission impossible. Tego wieczora nie miałem nawet ochoty zadzwonić do Marka, choć ten zapewne czekał na telefon.  

Następnego dnia dostałem esemesa do Romana, który upominał się o garnitur, bo sam wybierał się na jakąś imprezę. Bądź punktualnie o siódmej – napisał. Faktycznie zapomniałem o tym cholernym garniturze... Trudno, dostanę po uszach, bo powiedziałem, że zwrócę go jeszcze w niedzielę. Można mi różne rzeczy zarzucić, ale jestem słowny i lubię dotrzymywać obietnic. Tej danej Markowi też dotrzymam, choćby nie wiem co. Na razie więc zapakowałem garnitur w reklamówkę i niechętnie poszedłem do niego.  
– Coś ty robił w tym garniturze? – zapytał Roman, oglądając pod światło spodnie. – Pokazał mi z wyrzutem białą plamę po wewnętrznej stronie rozporka. O wulwa...  
– Byłem z dziewczyną w teatrze – odparłem z godnością.  
– Taaaa... już ci wierzę. Na drugi raz uważaj na takie rzeczy, bo inaczej nic ci nie pożyczę. Chyba nie spuściłeś się w moje spodnie?
– Nie, były lekkie macanki, nic więcej.
Przecież nie będę mu tłumaczył, że kiedy jestem podniecony, mój mały strasznie się ślini. To bym powiedział tylko... Markowi? Nikomu innemu. Przypomniałem sobie tamtą scenę nad jeziorem, kiedy starzy facet rozsmarowywał moją śliskość po całej główce.  
– To na przyszły raz uważaj i nie macajcie się w moich spodniach...  
Coś w tej chwili przyszło mi do głowy, ale wkrótce zgasło.  

Kilka dni minęło podczas których dalej nie wymyśliłem, co dalej z Markiem. Unikałem go, choć były ferie i właśnie teraz mogliśmy mieć dla siebie więcej czasu, bo wyszedł już ze szpitala i siedział cały czas w domu. Tymczasem uaktywniła się Paulina, wysyłając mi esemesy kilka razy dziennie i dzwoniąc co wieczór. Biorąc pod uwagę, że rozstaliśmy się ostatnio w nie najlepszych nastrojach, nastąpił znaczący postęp. Paulina szczebiotała jak nawiedzona, mówiła mi "kotku" czy "misiu", jakbyśmy chodzili kilka lat.  
– Chciałabym, byśmy wyjechali razem na dwa dni, są ferie, nie? Co ty myślisz o tym? Ja ze swoimi starszymi nie przewiduję problemu, zawsze mogę powiedzieć, że jadę do swojej starszej siostry, z którą oni są na wojennej stopie, bo zaszła w ciążę przed ślubem i uważają ją za dziwkę. Wiesz, oni są bardzo staroświeccy i im się nie mieści w głowie, że można przed ślubem...
– A można? – zapytałem prowokacyjnie śmiejąc się – Patrz nie wiedziałem.
– Pewnie że można...  
Zapytała to takim tonem, jakby chciała dodać "a chcesz się przekonać?". Dalsza rozmowa była bardzo rokująca... I w tym momencie przyszedł mi do głowy zupełnie szalony plan. Plan, który rozpoczął Marek, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Pożegnałem się z Pauliną i zasiadłem do biurka wypisując szczegół po szczególe, zastanawiając się, gdzie mogą być słabe strony i jak je zminimalizować. Oczywiście zawsze była możliwość wpadki, ale według tej zasady to auto może cię przejechać, kiedy przechodzisz na zielonym świetle. Potrzebne były tylko sprzyjające okoliczności, które mógł mi zapewnić Marek. Po dwóch godzinach ciężkiej pracy umysłowej byłem gotowy. Wysłałem Markowi esemesa Pilnie chcę z tobą pogadać.  

Siedzieliśmy w pokoju Marka i właśnie skończyłem mu przedstawiać mój plan. Uważnie obserwowałem jego twarz. Malowało się na niej wszystko, od rozbawienia po skrajne przerażenie.  
– Ty Krzysiek jesteś niebezpieczny wariat, takich trzeba izolować i zabierać im wszystkie książki. Przecież to nie ma prawa się udać...
– Wszystko przeanalizowane w najdrobniejszych szczegółach – zapewniłem go. – Wiesz, że mam umysł ścisły, prawda?  
Marek nie był przekonany.  
– Dobra, sobota i niedziela u mnie wolna, jak zwykle. Ale, przecież my mamy różne siusiaki. Ty masz długiego ale cienkiego a ja... sam widziałeś. No i nie chwaląc się, jądra mam sporo większe.  Kapnie się.  
– Przecież ona nie widziała mojego małego, tylko jeździła mi palcem po wewnętrznej stronie główki – streściłem mu pokrótce nasze macanki w teatrze.  
– Nie dość że wariat to jeszcze zbok – stwierdził smętnie Marek, ale on był chyba jedyną osobą na świecie, która mogła mi to powiedzieć bez narażania własnej szczęki. – A jak się obróci? Albo jak zacznie cię głaskać po włosach?  
– Oj młotku, powiedziałem ci, że obcinamy się na jeża, to znaczy ja się obcinam, bo ty nie musisz. I każdy będzie miał na głowie opaskę z froty jako dodatkowy znak informacyjny. Tylko pamiętaj, przestaw w tym drugim pokoju obok łóżko pod ścianę, dokładnie tak jak w tym. Światło będzie co prawda zgaszone, ale strzeżonego pan Bóg strzeże, rozumiesz.  

Zatłoczona kolejka miejska do Jelcza zatrzymała się na stacji Wrocław Wojnów Wschodni i jak nakazywały zwyczaje, szarmancko pomogłem Paulinie wyjść z wagonu. W środku cały się gotowałem, a właśnie teraz powinienem zachowywać się jak najbardziej spokojnie. Siliłem się na jakieś głupkowate teksty, czekając z napięciem na pierwszy sygnał. Może to dziecinada, ale takie rzeczy działają. W oknie na piętrze po prawej stronie spoczywał sobie misiek zabawka, znak od Marka, że wszystko idzie zgodnie z planem. Uff, lekka ulga. Na razie nie powinno być źle.  
– Ale chata –  zdziwiła się Paulina. – I naprawdę jest pusta?  
– Opiekuję się nią, kiedy moi znajomi wyjechali na narty, mówiłem ci. Nikogo tam nie ma, to znaczy są dwa koty, ale one na pewno nie zrobią ci krzywdy...  
Kolacja była przygotowana, całe przedpołudnie pichciliśmy z Markiem, miało być skromnie ale elegancko. Było jak trzeba, lasagne domowej roboty łącznie z odpowiednią ilością czerwonego wina, na tyle, by wprowadzić ją w dobry nastrój, i na tyle mało by nie przesadzić.  

Później była sauna, którą Marek włączył o odpowiedniej godzinie. I tu sprawa mało się rypła, bo Paulina zaczęła mnie prowokować.  
– Jakoś w teatrze lepiej ci szło – zauważyła z przekąsem, kiedy odsunąłem jej rękę z mojego brzucha.  
– Sauna jest od kąpieli – pouczyłem ją. – Reszta na górze...  
Pilnowałem się jak nigdy w życiu, choć okazji na coś większego było sporo. Poza tym trzeba było robić wszystko, by nie zobaczyła mnie nagiego... Z drugiej strony celebrowałem tę saunę bojąc się tego, co będzie na górze. Kiedyś jednak to dobre musiało się skończyć. Gdy wychodziliśmy, Paulina uczepiła się mojego barku.  
– No już kiciu, teraz na górę.  
Każdy krok po schodach był prawie tak głośny jak uderzenia mojego serca. Weszliśmy do pokoju. Zgodnie z umową okna były szczelnie zasłonięte. Już wspominałem, że łóżka u Marka są nieprzyzwoicie szerokie, co było podstawowym elementem mojego planu. Położyłem ja przy krawędzi, sam wśliznąłem się za nią. Pomacałem ręką za sobą – Marek był w odpowiednim miejscu. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Paulina odwzajemniała każdy pocałunek, każdą pieszczotę, po kilku minutach mogłem z nią zrobić wszystko. Nagle zamarła.  
– Nie masz wrażenia, że w tm pokoju ktoś jest? zapytała.  
– E tam, bzdura – odpowiedziałem. Marek oddychał bezgłośnie, jak poinstruowałem go wcześniej, sam zachowywałem się na tyle głośno, by wszystko zagłuszyć. – Zresztą sama zobacz.  
Paulina była odwrócona w stronę pokoju, Marek był przy samej ścianie, zasłonięty mną i nie miała prawa go zauważyć, więc zaświeciłem na chwilę lampkę nocną. Ryzyko, ale na dłuższą metę mogło się opłacić.  
– No sama widzisz...  
– Faktycznie, zdawało mi się – przyznała.
No i cały nastrój trzeba budować od nowa... Na szczęście Paulina była na tyle podniecona, że po lekkim masażu jej szczupłych ud i stwierdzeniu, że jest wilgotna mogłem już zadziałać.  
– Ale tylko jak się położysz tyłem, to najfajniejsze – szepnąłem. Na szczęście nie protestowała i obróciła się posłusznie. To była kluczowa faza, brałem pod uwagę różne pozycje, nieźle się zresztą przy tym dokształciłem, ale ta była jedyna stuprocentowo bezpieczna. Zaraz nadejdzie inny kluczowy moment...  
– Poczekaj, daj mi chwilę, ubiorę swojego żołnierza – pocałowałem ją w ramię i nie czekając na protesty wyskoczyłem z łóżka i poszedłem wyjąć prezerwatywę. Oczywiście markowałem tylko, chodziło by zamienić się z Markiem miejscami. Gdy wróciłem, Marek był już na umówionym miejscu. Położyłem się za nim i ręką namacałem, czy zgodnie z umową zabezpieczył swoją grubą dzidę. Co trzeba było na miejscu, a ja przez chwilę kontemplowałem jego grubość. Dlaczego mnie to nie spotkało? Pewnie moje akcje u panienek sporo by wzrosły. Tymczasem Marek znieruchomiał, jakby nie wiedział, co się w takich sytuacjach robi. O cholera, co dalej? Czyżby się wycofał? Pchnąłem go w plecy. Prawie bez reakcji. Wysunąłem znowu rękę i na tyle bezszelestnie na ile mogłem, nadstawiłem jego członka w jej wrota i lekko go pociągnąłem, mając nadzieję, że dobrze to odczyta. Jeszcze w ostatniej chwili zdołałem go nawilżyć. Marek nareszcie pchnął i po ruchach jego bioder mogłem się zorientować, że już jest w środku. Zduszony jęk dziewczyny jakby potwierdził moje przypuszczenia. Robił co trzeba metodycznie, nawet nie sapał. Na szczęście mieliśmy dość podobne głosy, co również było ujęte w planie. Jego ruchy były coraz bardziej rytmiczne, miarowe, Moja parówa stała na baczność i jeździła mu po plecach, a nawet nieco niżej. Czułem, że jestem coraz bliżej, dodatkowo podniecały mnie kwilenia Pauliny.  
– Mocniej! – szepnęła. Marek zastosował się do jej polecenia. Paulina wiła się, oddychała głęboko, wpadała w ogromną ekstazę i po chwili wręcz podskakiwała z rozkoszy. Marek zwolnił rytm, zaspokajał ją teraz bardzo wolnymi pchnięciami, prawie czułymi. Skąd on się tak nauczył? To przecież jego pierwszy raz... Mną również wstrząsnęło, zupełnie nie hamując się bryzgałem na plecy Marka... Na razie nie zastanawiałem się, co on sobie pomyśli. Mało nie zapomniałem o następnym punkcie planu.  
– Chodź, pójdziemy się wykąpać – powiedziałem, gdy wydostałem się z łóżka i stanąłem przed nią.  
Paulina jeszcze łapała oddech, ale jej oszołomienie było mi na rękę. Założyłem slipki przygotowane uprzednio i gdy już doszła do siebie, wyprowadziłem ją na korytarz.  

Kąpałem się oczywiście w slipkach, ona nago ale już nie miałem siły, by się podniecać. Zdaje się, że mój plan wypalił idealnie i teraz będzie z górki, za chwilę będziemy spali w pokoju obok, gdzie nie ma Marka, a rano po śniadaniu odwiozę ją do miasta.  

– Byłeś wspaniały – wyszeptała mi do ucha. – Ale masz fajnego, grubego, nawet nie podejrzewałam, że jesteś taki ogier. I jaki czuły... Myślałam, że będzie zupełnie inaczej, znam cię trochę, wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej i prawdę mówiąc, chciałam nawet zrezygnować. A tu proszę... Powtórzymy to rano? – zaszczebiotała, jak to ma w zwyczaju.


Już sześć odcinków za nami, komentarze mile widziane, te pozytywne i te negatywne. Jeśli przynudzam, też napiszcie

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3420 słów i 19374 znaków, zaktualizował 26 sty 2023.

5 komentarzy

 
  • eksperymentujacy

    Wow ! Brawo

    29 sty 2023

  • Roberttt

    Czekamy  na  kolejne części..

    26 sty 2023

  • trujnik

    @Roberttt Będzie chyba w sobotę, na razie mam masę innej roboty

    26 sty 2023

  • zzzzzz

    Opisz dalszą przygodę z Paulina z rana

    25 sty 2023

  • trujnik

    @zzzzzz  
    Rano będzie coś w rodzaju niespodzianki, ale jeśli ktoś myśli, że Paulina odpuści Krzyśkowi to się myli. Marek wykonał swą robotę zbyt dobrze...

    25 sty 2023

  • TomoiMery

    Fajnie czyżby 3kacik się zapowiadał

    25 sty 2023

  • trujnik

    @TomoiMery  
    Tak, ale nie ten :)

    25 sty 2023

  • TomoiMery

    @trujnik kurcze dawaj kolejne części 😈

    25 sty 2023

  • trujnik

    @TomoiMery Najpierw je trzeba napisać. Znam oczywiście założenia, główne punkty i zakończenie, ale największa zabawa jest w dogrywaniu szczegółów.

    25 sty 2023

  • Czytelnikkk

    Dajesz dajesz :)

    25 sty 2023

  • trujnik

    @Czytelnikkk  
    Postaram się, by następny odcinek był w sobotę lub niedzielę. Początkowo miało to być opowiadanie na jeden odcinek ale... miałem pomysły na inne opowiadania, które postanowiłem wykorzystać, a Marek i Krzysztof bardzo do niektórych pasują.

    25 sty 2023