Przypadki Krzysia (23) Szalet pełen zalet

Gdy Jola wyjmowała te testy na stół, zbladłem. Wyglądało to naprawdę groźnie., Wszystko, co do tej pory przeżyłem, nawet moje wahania i czarne sny, wszystko było jakieś małe i odległe. Moja przyszłość była zawarta w tych dziwnych urządzeniach, które Jola właśnie wyjmowała z groźnie wyglądających pudełek. Wielki czerwony napis HIV powodował skurcze żołądka.  
– Bohaterem to ty nie jesteś – zażartowała, patrząc na mnie podejrzliwie acz z lekkim rozbawieniem. Jak na powagę chwili, była moim zdaniem zbyt na luzie. Może chciała mi dodać animuszu, ale na mnie to zwyczajnie nie działało.  
– Daj spokój... Po prostu zróbmy te testy.  
– Jeden jest na ślinę, drugi na krew. Co wybierasz pierwsze?  
– Na ślinę, zresztą to wszystko jedno.  
Siedzieliśmy w salonie, który jeszcze niedawno był niemym świadkiem naszych erotycznych uniesień, teraz to wszystko spływało po mnie jak woda po kaczce. Gdyby tak dało się cofnąć czas do tamtego nieodpowiedzialnego wałęsania się po krzaczorach nad Bajkałem.  
– No napluj tu – usłyszałem głos jak zza ściany, tępo wpatrzony w zegar po dziadku. Wydawało mi się, że to on za chwilę określi moją przyszłość. Półprzytomny naplułem na próbnik, część śliny spadła mi na kolano.  
– Uważaj trochę – Jola brzmiała w tym momencie jak nauczycielka, nic dziwnego, ma w tym sporą praktykę. – Teraz trzeba odstawić na piętnaście do dwudziestu minut. Idź umyj ręce i zdezynfekuj je jakimś spirytusem, jest w łazience na półce z kosmetykami.  
Leniwie ruszyłem się z miejsca, całe ciało jeszcze mnie bolało po tamtej nieszczęsnej przygodzie i poczłapałem do łazienki. Półkę znalazłem, ale co tu jest spirytusem? Chwyciłem pierwszą z brzegu butelkę. Płyn do higieny intymnej. Ciekawe, do czego to służy, co to w ogóle jest higiena intymna? Nie mogliby tego napisać jakoś jaśniej? Odłożyłem go na półkę tak nieszczęśliwie, że spadł z hukiem do wanny, na szczęście nie rozbił się. Zaraz też miałem Jolę za plecami.  
– Daj ja coś znajdę, bo widzę, że sobie w ogóle nie radzisz. Nie, płyn do mycia pochwy się zupełnie do tego nie nadaje – zaśmiała się cicho. Aha, więc o taką higienę intymną chodzi. – Umyj rękę, wysusz i przyjdź do pokoju – sięgnęła po jakiś flakon, wzięła go i wyszła z łazienki.  
Gdy wszedłem, poczułem jakiś kosmetyczny zapach i dostrzegłem waciki na stole.  
– Dawaj palec – zażądała. Nawet nie poczułem, jak mnie ukłuła. Niewidzącym wzrokiem obserwowałem, jak rozsmarowuje kroplę krwi po próbniku. Byłem bliski zwymiotowania.  
– Teraz wyjdziemy na chwilę, bo jesteś tak blady, że zaraz mi zemdlejesz – Jola popatrzyła na mnie uważnie. – Ja sobie zapalę.  

Staliśmy przed domem. Jola paliła papierosa, dym papierosowy coraz bardziej mnie przyprawiał o mdłości. Drugą stroną ulicy wolnym krokiem szedł młody chłopak, którego sylwetka wydała mi się znajoma. Czyżby to tamten, co mnie ostrzegał? By w czarnej kurtce, na głowie miał kaptur, twarz odwróconą, trudno było go jednoznacznie rozpoznać. Ale sposób poruszania miał bardzo podobny. Czyżby mnie naprawdę śledzili? Chciałem coś powiedzieć Joli, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Tymczasem chłopak skręcił w boczną uliczkę, zbyt wolno na moje potrzeby. Miałem prawo przypuszczać, że się tam zatrzymał.  
– Wracamy już – głos Joli sprowadził mnie na ziemię. Powłócząc nogami, kilka metrów za nią, wszedłem do domu. Jola tymczasem wzięła oba próbniki, ja wolałem na nie nie patrzeć.  
– O cholera – powiedziała. Nawet nie pytałem, co się stało. – Ten na ślinę pokazuje dwie kreski, czyli wynik pozytywny. Ten na krew jedną kreskę, czyli wynik negatywny – oznajmiła hiobowym głosem.  
Wszystkiego się spodziewałem, tylko nie tego. Zatem ten koszmar jeszcze się nie kończy. Dobrze, ale co dalej? Głośno zadałem pytanie.  
– Z tego co tu wyczytałam, ten na krew jest bardziej wiarygodny – odpowiedziała. –  
Poza tym testy niepewne zawsze się powtarza. Zrobimy go ponownie za dwa tygodnie, wtedy zobaczymy. No nie przejmuj się – pocałowała mnie w policzek. Dopiero to sprowadziło mnie na ziemię. Sprawdziłem sobie puls, wyszło mi ponad sto pięćdziesiąt.  
– Połóż się, odpręż, życie się nie kończy – pocieszała mnie. – Po prostu dalej nie wiesz, ze wskazaniem na to, że jednak nie masz tego cholernego wirusa.  
Położyłem się, jak prosiła. Była dokładnie w tym miejscu i o tym czasie, kiedy powinna. Głaskała mnie po twarzy, a mnie z oczu leciały łzy. Nie to, żebym płakał, po prostu powoli uchodziło ze mnie całe napięcie. Jej pieszczoty uspokajały mnie coraz bardziej, zwłaszcza delikatne, na granicy perwersji, głaskanie mnie za uchem. Powoli budził się we mnie ten Krzysiek, który był w moim ciele jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Ująłem jej drobną rękę i położyłem na moim podbrzuszu.  
– Ale sobie wybrałeś moment – westchnęła. – Poczekajmy, aż to wszystko się wyjaśni. Nie, żebym nie wierzyła, ale...
Ukłuło mocniej niż powinno. Przez moment straciłem ochotę na wszystko, nawet na jakąkolwiek odpowiedź. Z drugiej strony wiedziałem, że ma rację. Że z własnej woli powinienem powstrzymać się od jakichkolwiek działań. Nie pozwolić, żeby rządził mną kutas, jak to było do tej pory. Ruchałem co się dało, nie myśląc o konsekwencjach. A teraz burzę się, jeśli ktoś je wyciąga w trosce o własne dobro. No i moje...  

W tym momencie zadzwonił telefon. Zapomniałem, że umówiłem się z ojcem Marka na wizytę w szpitalu. Miałem być o czwartej na Powstańców. Było pięć po czwartej.  
– Skąd cię odebrać? – zapytał krótko, ledwie odebrałem rozmowę.  
– Tata Marka dzwoni, może tu podjechać? – zapytałem szeptem. Jola bezgłośnie skinęła głową, podałem adres.  
Przyjechał po jakichś pięciu minutach, zatrąbił klaksonem przed drzwiami. Gdy wychodziłem, znów spostrzegłem tego samego chłopaka, w niedbale zarzuconym kapturze. Znów stał tak, bym nie widział jego twarzy, teraz byłem przekonany, że to zupełnie przemyślana strategia. Trzeba by kogoś powiadomić, tylko kogo? Będziemy się zastanawiać później.  
– Stało się coś, Krzysiek? – zapytał ojciec Marka, skoro tylko wsiadłem do wozu. – Jesteś blady jak ściana.  
– Eh, takie różne – westchnąłem, zatrzaskując drzwi. – Możemy o tym pogadać później?  
Dalej walczyłem z mdłościami, bałem się w pewnym momencie, że zwymiotuję na tapicerkę auta. Cholera... W żołądku miałem prawdziwego kręcioła, dopiero teraz uprzytomniłem sobie, że z nerwów nie poszedłem na obiad w stołówce tylko od razu pojechałem do Joli. Jakoś dojechaliśmy do szpitala. Tam, po drodze na oddział dopadłem pierwszej napotkanej toalety i oddałem naturze co jej. Poczułem się odrobinę lepiej. Tylko co zrobić z tym kwaśnym smrodem? Wypłukałem usta, dalej walcząc z mdłościami, po czym umyłem się mydłem, na szczęście śmierdzącym na tyle, że zagłuszył nieprzyjemny zapach. Ale i to nie przekonało ojca Marka.  
– Jesteś pewien, że w takim stanie chcesz zobaczyć swoją matkę? – nalegał. – Naprawdę wyglądasz fatalnie, uwierz mi. Ja się zastanawiam, czy jutro w ogóle cię puścić do szkoły.  
– Może się czymś zatrułem – ratowałem się jak mogłem. – W każdym razie spróbujemy.

Łóżko matki było puste. Nie od razu do mnie dotarło. Patrzyłem tępo na starannie pościelone łóżko i dotarło do mnie, że zabrano aparaturę, do której ostatnio była podłączona. Popatrzyłem wymownie na ojca Marka.  
– Czekaj tu, Krzysiek, pójdę się czegoś dowiedzieć.  
Zniknął a ja z rosnącym napięciem patrzyłem na salę. Była niewielka, na cztery łóżka, drugie też było puste, na trzecim spała jakaś starsza kobieta, na czwartym młoda dziewczyna o blond włosach czytała jakieś czasopismo. Uśmiechnąłem się do niej, odpowiedziała bladym uśmiechem.  
– Nie wiesz, co stało się z ta panią? – zapytałem wskazując na łóżko.  
– Nie, mnie przeniesiono tu dopiero po południu – odpowiedziała i wróciła do czytania. Szkoda, mimo bladości na twarzy wyglądała ponętnie, ciasno zapięta pidżama uwypuklała jej rysujące się pięknym łukiem piersi. Cóż, nie dla psa kiełbasa. Zapytałbym ją o coś jeszcze, ale znów poczułem falę gorąca w żołądku. Tymczasem wrócił ojciec Marka i po jego nietęgiej minie wywnioskowałem, że coś jest mocno nie tak.  
– Chodź wyjdziemy na korytarz – zaproponował i gestem wskazał drzwi. Ślepo podążyłem za nim.  
– Twoja mama miała dziś koronografię i coś poszło nie tak, lekarz nie chciał mi powiedzieć dokładnie, co. W tej chwili leży na intensywnej terapii, ale jej stan jest lepszy niż jeszcze przed dwiema godzinami. Lekarz mówi, że masz się nie martwić, nic naprawdę poważnego jej nie grozi, a możesz ją odwiedzić dopiero po kilku dniach.
Czy to nie jest popieprzone? leży na oiomie, ale nic jej nie jest... Jak to mam rozumieć? Czułem, że w ciągu ostatnich dwóch godzin zestarzałem się o jakieś dziesięć lat. Westchnąłem głęboko i z opuszczoną głową ruszyłem w stronę końca długiego korytarza. Może potrącałem jakichś ludzi, ktoś za mną coś powiedział, ale do mnie to nie docierało.  

– Krzysiek, ona ma rację, nie masz co panikować, jeśli nie znasz całej prawdy – uspokajał mnie Marek, gdy już byliśmy u niego w pokoju. – Ja nawet nie sądzę, a wiem, że wszystko jest OK. Martw się raczej o swoją mamę. Mam nadzieję, że jak wyzdrowieje, upiecze nam sernik – uśmiechnął się a ja za nim. Dla Marka godzina bez pomyślenia o żarciu była godziną straconą.  
– Jesteś wśród ludzi, którzy cię lubią, może niektórzy za bardzo – dodał sardonicznie.  
– To znaczy?  
– Nie udawaj, że nie wiesz – uśmiechnął się zjadliwie. – Moja mama zaczęła mnie wypytywać o ciebie. Najbardziej ją interesuje, czy masz dziewczynę...
– I co jej powiedziałeś?
– Że ma spytać o to ciebie, oczywiście. Zrobiłeś na niej wrażenie, ale nie myśl, że to ona będzie cię dziś smarowała tymi maściami. O, co to to nie. Pielęgniarz ze mnie żaden, ale dziś będziesz zdany na moje łapska.  
Faktycznie łapska miał wielkie, grube palce, duże dłonie. Mimo to był dokładny i precyzyjny, uprawiał modelarstwo kolejowe i miał oko do szczegółów. No i miał bardzo miękki, delikatny dotyk, który już zdążyłem poznać.  
– Zanim zaczniesz na mnie trenować, mam jedną ważną rzecz do zrobienia – powiedziałem do niego i sięgnąłem po telefon. Na pytające spojrzenie Marka nie odpowiedziałem, i tak zaraz wszystkiego się dowie. Sięgnąłem do plecaka po notes, w którym był pożądany przeze mnie numer telefonu.  
– Tak, słucham? – zaraz po wystukaniu numeru usłyszałem znany głos.  
– To ja, Krzysztof Podleśny – przedstawiłem się. – Numer sygnatury...
– Nie musisz – przerwał mi policjant – mam te akta na biurku. Czy chciałeś mnie poinformować?  
– Tak, o dwóch rzeczach – odpowiedziałem i na wyraźną zachętę opowiedziałem o trzech przypadkach, kiedy włóczyło się za mną znane mi indywiduum. Nie szczędziłem detali, wszystko działo się tak niedawno, że nie miałem z tym żadnych problemów. Policjant nie przerywał mi, notował.  
– Najdziwniejsze było to ich pojawienie się przed domem mojej dziewczyny – powiedziałem. – Jest tylko jedna osoba, która mogła wiedzieć, dokąd jadę, która zresztą wie, że bywam pod tym adresem. Nazywa się Andżelika Marant, jest uczennicą tej samej klasy, co ja. Poza tym wiem, choć nie mam na to innych dowodów, że zna Kingę Stadnik.  
– Skąd wiesz?
– Kilka dni temu przekazała mi pozdrowienia od Kingi. Było to dość dziwne, bo zrobiła to ewidentnie w taki sposób, by mi dokuczyć. Zresztą Kinga ma mój numer telefonu i nie wyręczałaby się kimś innym tylko po to, by przekazać pozdrowienia, prawda?  
Policjant najwyraźniej nieco poruszony zaczął o nią wypytywać., Wszystkiego oczywiście nie mogłem powiedzieć i wątpię, by policję interesowało to, czy ciągnęła mi druta. Natomiast ja dalej kontynuowałem swój plan, a leżący niecały metr ode mnie Marek słuchał tej rozmowy z coraz dziwniejszym wyrazem twarzy.  
– Mam dziwne podejrzenia, że Andżelika jest wmieszana w handel narkotykami na terenie szkoły – przywaliłem z grubej rury.  
– Wiesz, podejrzenia rzuca się bardzo łatwo – upomniał mnie policjant. – Masz jakieś dowody?
– Pośrednie – odpowiedziałem. – Kilka razy widziałem Andżelikę wychodzącą z męskiej toalety, głównie podczas lekcji, ale raz nawet na przerwie. Nie sądzę, by była do tego stopnia zboczona – tu uśmiechnąłem się obleśnie, a Marek postukał się znacząco w czoło – by chodziła tam pooglądać męskie przyrodzenia, zwłaszcza że podczas lekcji te toalety są raczej puste. Raz nawet tam ją spotkałem i jest na to inny świadek – w tym momencie Marek, uśmiechając się szeroko, pokazał mi gest podrzynanego gardła.  
– To bardzo ciekawe, co mówisz – odpowiedział policjant – ale nam potrzeba twardych dowodów. Mogła po prostu pomylić drzwi, albo w damskiej toalecie były zatrzaśnięte, powodów może być mnóstwo. A może po prostu umówiła się na dyskretny seks, kiedy będzie najmniej świadków...
Czy byłaby zdolna? Prędzej podglądać Marka, choć po tamtej saunie doskonale wiedziała, co on ma między nogami i odczuła to boleśnie, niestety nie w taki sposób, jakby sobie tego życzyła.  
– Obojętnie, dziękuję za informacje, będą bardzo przydatne – powiedział policjant i się pożegnał.  

– Nieźle ją wrobiłeś – odezwał się Marek kiedy tylko skończyłem rozmowę.  
– Masz jakieś wyrzuty sumienia? Bo ja żadnych. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby w tym męskim wychodku handlowała dragami. Poza tym zauważ aspekt społeczny tej całej sprawy, jak baba wejdzie do męskiego klopa, nie ma sprawy, pomyliła się, było zatrzaśnięte... A jak chłopak wejdzie do damskiego? Zboczeniec, podglądacz, a może chce nawet kamerkę założyć.  
– Masz rację – przyznał. – A na razie mamy masę nauki, już jest siódma, o ósmej kolacja. Mama się martwi, że ci u nas nie smakuje, bo ostatnio prawie nie jesz. Co mam jej powiedzieć?  
– Wszystko oprócz prawdy – wypaliłem – możesz nawet powiedzieć, że nie smakuje, ale nie mów jej o moich problemach, błagam cię. Ja po prostu nie mogę jeść, rzygam po każdym posiłku, a nawet jak nie, to boli mnie kilka godzin żołądek.  
Trochę wbrew własnym przekonaniom i bolącemu żołądkowi spałaszowałem prawie pół kurczaka pieczonego, co mama Marka skwitowała uśmiechem.  
– A już myślałam, że nie lubisz jak gotuję. jedz na zdrowie, jak będzie mało, to się dogotuje.  

Ale ten policjant dał mi do myślenia. A jednak policja na coś się przydaje. Dyskretny seks podczas lekcji... To było właśnie to, czego potrzebowałem. Co prawda jutro ma być impreza u Marka i już wiadomo, że będzie małe ruchanko, ale powiedzcie o tym mojemu fiutowi, który dopominał się o coraz więcej. Ostatnio nie miałem siły nawet walić konia, co wywołało nawet zdumienie u Marka. Ale już rano poczułem, że muszę się jakoś zrelaksować. Na dużej przerwie znalazłem Paulinę, zaaferowaną jakimiś plotkami z psiapsiółkami, na szczęście bez Andżeliki, i przywołałem ją na stronę.  
– Urwij się po dwudziestu pięciu minutach tej lekcji i czekaj na mnie na korytarzu na drugim piętrze. – poprosiłem. Kibel na drugim piętrze jest najspokojniejszy, prawdopodobieństwo jakiejś wpadki było praktycznie zerowe. Pokój nauczycielski był na pierwszym piętrze, gabinet dyrektora na parterze.  
– Zwariowałeś? Mam klasówkę.  
– To na następnej.  
– Po co?  
– Brakuje mi ciebie – nie była to do końca prawda, ale powinna zrozumieć, o co mi chodzi.  
– No niech będzie – odpowiedziała – Ale impreza u Marka jutro jest?
Co ona tak naciska? Mogłem się jedynie domyślać... Ale nie chciałem drążyć tematu.  
– Jest, oczywiście, wszystko pozostaje po staremu.  
Punktualnie w środku piątej lekcji zwolniłem się u nauczycielki i powiedziałem jej, że nie najlepiej się czuję, choć postaram się wrócić na końcówkę lekcji. Była to starsza profesorka, a zajęcia nazywały się wychowanie dla obronności. Tego dnia było jakieś bandażowanie, dużo nie stracę. Wyszedłem z klasy i przez puste korytarze i klatkę schodową dotarłem na drugie piętro. Stanąłem koło toalety. Za jakąś minutę przyszła Paulina. Wzrokiem pokazałem jej, gdzie ma wejść. Już w środku, weszliśmy do kabiny. Na szczęście nie miała wyłamanego zamka, co w naszej szkole zdarza się często. Bez bawienia się w jakieś gdy wstępne, odwróciłem ją tak, że opierała się o ścianę, z nogami przy muszli klozetowej. Cała akcja przygotowawcza trwała nie dłużej niż dwie minuty, ona miała opuszczone spodnie do kolan, ja prawie do kostek. Prezerwatywę mam przy sobie zawsze, od tamtego pamiętnego dnia, kiedy doktor poinformował mnie o wirusie. Robiłem to na młodego źrebaka, ostro, intensywnie wchodziłem i wychodziłem w coraz wilgotniejsze wrota. Paulina zaczynała pojękiwać, ja już szybowałem coraz wyżej i wyżej, właśnie przekroczyłem punkt, po którym nie ma odwrotu...

I w tym momencie otworzyły się drzwi. Ktoś minął zlewozmywaki, pisuary i coraz głośniejszymi krokami zbliżał się do kabin. Zamarliśmy. Paulina bezgłośnie wypuściła powietrze, ale ja byłem już tek rozedrgany, że powolnymi ruchami posuwałem ją coraz mocniej. W tym momencie kroki ustały, dosłownie kilkanaście centymetrów przed drzwiami naszej kabiny. Ktoś zastukał. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Paulina dławiła odgłosy oddychania ręką, ja gryzłem własną, bo w tym momencie przyszedł wytrysk. I cisza. Kroki znów zabrzmiały, tym razem oddalały się. Ale to nie było typowe męskie człapanie. Gdy trzasnęły drzwi wychodka, ubrałem się szybko.
– Ty bądź tu jeszcze przez chwilę.  
Wyszedłem z kibla. Na korytarzach było pusto. Wróciłem do Pauliny, która beztrosko poprawiała sobie makijaż przed lustrem.  
– Ty to masz nerwy – zganiłem ją. – Możesz wyjść, mamy czysty horyzont.  
– Najlepsza na świecie jest miłość w klozecie, a każdy szalet ma wiele zalet – zanuciła Paulina stary przebój Big Cyc.  
– No no, nie poznaję cię, a te zalety to średnio zadziałały...
Dopiero idąc do klasy poczułem jak z członka spada mi prezerwatywa i wszystko się rozlewa w środku.  

Wieczorem zapytałem Marka, kto wychodził z piątej lekcji.  
– No ty wyszedłeś, nie? – zdziwił się.  
– Ale po mnie...
– Czekaj, niech sobie przypomnę – zastanowił się. – Nikt się nie pytał o wyjście, ale mam poczucie graniczące z pewnością, że ktoś otworzył drzwi. Wiesz, było bandażowanie, wszyscy miotali się jak kot w pęcherzu. Ale czekaj... Mam wrażenie, że to Andżelika. Ona była przy ostatnim stole, z Dorotą, a później Dorota była sama i nawet zapytała się, czy mi czegoś nie zabandażować, bo każdy musiał pokazać przynajmniej jeden opatrunek profesorce.  
– Jesteś tego pewny?  
– Powiedzmy na dziewięćdziesiąt osiem procent.  
To już było coś. tylko co ja zrobię z tą wiedzą... Znów powiem temu gliniarzowi? No i co mi to da? Widziałem, jakie było jego nastawienie do moich rewelacji. Już pomijam to, ze Andżelika mogła po prostu mnie śledzić. Tak tylko to miało słaby punkt – dlaczego pukała w drzwi, skoro wiedziała lub prawie na pewno wiedziała, że tam jestem? Prochu nie wymyślę. Rozciągnąłem się na łóżku.  
– To smaruj mi te plecy – poprosiłem Marka. – Wiesz? czuję, że jutro to wszystko się jakoś posypie. Dosłownie. Mam naprawdę złe przeczucia odnośnie tej imprezy.  
– Boisz się, że zwymiotujesz, jak będziesz mi go ssał? – zaśmiał się Marek.  
– Nie to, choć Paulina mogłaby sobie ten punkt programu odpuścić. Chce gang bang, w porządku, też czasem chodzą mi po głowie takie myśli, ale może bez takiej perwery?  
– To może mała próba generalna? – Marek międlił moje plecy na granicy bólu.  
– Niegłupie – odparłem – przynajmniej będę znał reakcje własnego organizmu i wiedział, czy stać mnie na coś takiego. – Tylko te cholerne testy... To właśnie w ślinie mam pozytywa.
– Nic się nie stanie – Marek wydawał się niewzruszony – a przecież nie będziesz lizał gumy.  
Próba generalna odbyła się, trwała niecałe dwie minuty i okazało się, że nie powinno być jakichś nieprzewidywanych reakcji. Dotykałem językiem tego i owego, wyłącznie na próbę, było mi nawet przyjemnie, co odkryłem z dużym zdziwieniem. Tylko dlatego, że to był Marek i wiedział, jak się zachować.  
Ledwie skończyliśmy te bezeceństwa, rozległo się pukanie do drzwi.  
– Wejść! – krzyknął Marek. Na progu stanął jego ojciec.  
– Przepraszam was chłopaki, ale nie wyjeżdżam na weekend, rozłożyło mnie. Matka sama pojedzie przypilnować biznesu. Tak, wiem, macie imprezę i zapraszacie jakieś dupy. Nie będę wam wchodził w paradę, róbcie co chcecie, byle łóżko i sauna były całe.  
W tym momencie nie miałem pojęcia, jak istotne to było dla tego, co się stało później...

Przepraszam, że musieliście czekać prawie tydzień, niestety, pisanie jest na szarym końcu, praca jednak ważniejsza, a i niedomagałem nieco. Proszę o szczere komentarze. Pisać, nie pisać? Znudziło się czy jeszcze nie?

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3832 słów i 21865 znaków, zaktualizował 19 mar 2023.

10 komentarze

 
  • xdddaka

    Niech Jola przestanie palić

    22 mar 2023

  • Qwertyy

    Pisz dalej tylko szybciej i więcej

    22 mar 2023

  • trujnik

    Dziękuję za miłe słowa. Z czasem u mnie ostatnio kiepsko, postaram się wyrobić przed następnym weekendem.

    20 mar 2023

  • Xe

    Proszę o szybką kontynuację

    20 mar 2023

  • eksperymentujacy

    Bardzo dobre, nie przestawaj !

    19 mar 2023

  • Xe

    @eksperymentujacy ja czekam na wasze przygody dalej

    20 mar 2023

  • Czytelnikkk

    Dajesz dajesz :)

    19 mar 2023

  • Goscd

    Super piszesz. 👍🏻

    19 mar 2023

  • trujnik

    @Goscd Cieszę się, że się podoba. Od 20 lat nie mieszkam w Polsce i Polski nie jest moim pierwszym językiem, więc czasem moja polszczyzna może zgrzytać, za co przepraszam. Jednak staram się pisać tak dynamicznie i obrazowo, jak to tylko możliwe.

    19 mar 2023

  • Goscd

    @trujnik dla mnie wszystko jest ok nie jestem też aż takim znawca języka polskiego zeby komuś coś wytykać a opowiadanie super i cieszę się że nie przerwałeś jego publikacji

    19 mar 2023

  • cosmo

    Czy ojciec Marka dostanie szanse na ostateczne odkupienie? Czekam, powodzenia z życiem zawodowym i prywatnym.

    19 mar 2023

  • trujnik

    @cosmo W gruncie rzeczy to zagubiony w swej seksualności facet, który pobłądził, ale z drugiej strony sensowny i pomocny. Będzie miał swoje 5 minut :)

    19 mar 2023

  • adam424242

    Mnie sie podoba

    18 mar 2023

  • TomoiMery

    dajesz coraz ciekawiej 👍

    18 mar 2023