Przypadki Krzysia (22) Zazdrość i medycyna

Przepraszam za niewielką zwłokę, ale choroba nie wybiera
– A nic, napadli mnie na Krzykach, gdy szedłem do koleżanki – odpowiedziałem półprzytomnie.  
– Zgłosiłeś na policję?  
– Tak, ale co to da? Kazali mi rozpoznawać jakieś mordy, raczej nikogo z nich nie znam.  
Matka Marka nie kryła własnej nagości, wręcz przeciwnie, prężyła się na tej górnej półce sauny jak kotka. Musiałem dokonywać nieludzkich wysiłków, by nie patrzeć, a było naprawdę na co i nie potrafiłem się oprzeć. Próbowałem tak ułożyć ręcznik, aby ukryć wzwód, ale chyba niewiele to dało. Tymczasem ona zachowywała się zupełnie naturalnie, jak gdyby ta krępująca sytuacja w ogóle jej nie dotyczyła.
– A na pogotowiu byłeś? W ogóle kiedy to się stało?  
– Wczoraj późnym popołudniem – wyjaśniłem – i nie, nie byłem na pogotowiu. Jeszcze wszystko mnie boli, ale nie tak mocno, jak wczoraj.  
– Nasmaruję ci czymś te plecy – zaofiarowała się – bo w połowie masz sine. Polej kamienie i zaraz stąd wyjdziemy.  
Zapominając o bólu ruszyłem się tak niezgrabnie, że ręcznik szczelnie przykrywający łono spadł i to w takim momencie, że natychmiast zobaczyła mojego kutasa. Próbowałem się natychmiast obrócić, ale uporczywy ból w kręgosłupie sparaliżował mi ruchy.  
– Jestem przyzwyczajona, nie musisz się tak krępować – roześmiała się. – Choć Marek nigdy nie wejdzie ze mną do sauny na golasa, najwyżej w slipkach. To prawda, że on ma prawdziwą maczugę?  
Własna matka nie zna syna? W tej chwili uświadomiłem sobie, że moja chyba też mnie nie widziała nagiego od kiedy zmieniła mi ostatnią pieluszkę. To znaczy inaczej. Miałem może trzynaście lat, już zacząłem dojrzewać, i w tym czasie wyrósł mi straszny czyrak w pachwinie, ale wtedy też pokazywałem tyle, żeby za wiele nie zobaczyła.  
– Prawda – odpowiedziałem, starając się, by wypadło to jak najbardziej naturalnie.  
– I nie ma żadnych stulejek i niczego takiego?  
Też sobie temat znalazła... Widocznie jej mąż nie pochwalił się, jak uczył syna walić konika.  
– Nie, skądże, wszystko jest w jak największym porządku.  
– Jestem ciekawa, czy jak pozna swoją pierwszą dziewczynę, też będzie taki wstydliwy. Wiesz, że on przy nas nawet koszulki nie zdejmie? Do sauny też sam chodzi, i to chyba od kiedy miał osiem lat. W ogóle, jeśli mam być szczera, masz większy kontakt z nim, niż my mamy.  
Nie chciałem jej wyprowadzać z błędu, że pierwszy stosunek to on ma już dawno za sobą, w ogóle nie marzyłem o niczym innym niż o tym, by ta rozmowa już się skończyła.  Tymczasem para z kamieni siekła nas prawie na czerwono. Wyszliśmy prosto pod prysznice. Tam, zaraz po płukaniu, mama Marka zaczęła mi smarować plecy jakąś pachnącą miksturą. Świadomość, że mam za sobą piękną kobietę w średnim wieku, a także prawdopodobnie przypadkowe dotknięcia jej piersi i ciepła ręka na plecach spowodowały, że mój maluszek nie tylko nie opadł, ale nawet uniósł się jeszcze bardziej. Korciło mnie, by rękę z jej piersi przesunąć na brzuch, ale nie wiem, jak by to odczytała.  

W tym momencie drzwi do łazienki się otworzyły i stanął w nich Marek.  
– Krzysiek co się z tobą dzie... a przepraszam – powiedział i błyskawicznie wyszedł. O cholera. Stałem akurat obrócony twarzą do wyjścia, wszystko widział. Wytarłem się po skończonym masażu, ubrałem i z niechęcią polazłem na górę.  
– Za jakieś pół godziny zejdźcie na kolację – poprosiła mama Marka. Coś tam odburknąłem, jeszcze byłem oszołomiony jej dotykiem.  
Gdy wszedłem do pokoju, z miejsca rzucił się na mnie Marek. Jego twarz była prawie czerwona i miał poważne problemy z opanowaniem drżenia rąk.  
– Krzysiek, ja cię bardzo proszę, ale od mojej matki to ty się po prostu odpieprz, dobra? Mało masz ruchania? Jeszcze tego brakowało...
Był tak wzburzony, że dosłownie odbierało mu mowę. Co ja najlepszego zrobiłem... I jak mu to wszystko wytłumaczyć? Po prostu się nie da.  
– Marek, błagam cię, ja naprawdę nic nie robiłem z twoją matką, przysięgam...
– Tak? To twój fiut stanął ci tak przypadkiem? – ironizował. I jak mu wytłumaczyć podstawową reakcję organizmu? Znałem go już na tyle, że wiedziałem, że jest zupełnie inaczej skonstruowany, nie podnieca się szybko i byle czym, czasem dobre dziesięć minut zajmuje go, by postawić kaprala.  
– Marek, to zupełnie nie tak – jęknąłem. – Jak byś był w jednym pomieszczeniu z nagą kobietą i przez kilkanaście minut musiał patrzeć na jej cipkę, też byś zareagował.  
– Taaak... A później to obmacywanie. Myślisz, że nie widziałem, co ci robiła? Naprawdę, Krzysiek, nadużywasz mojej gościnności, muszę to stwierdzić z przykrością.  
– W porządku – podjąłem szybką decyzję – i bez twojej chaty mam gdzie mieszkać, pieniądze pożyczę od kogoś, obejdzie się bez łaski. Przyjmij do wiadomości, że za chwilę się przebiorę, spakuję i wracam do domu. A ty sobie możesz myśleć, co chcesz. Tylko nie siadaj jutro koło mnie w jednej ławce, dobra?  
Popatrzyłem na zegarek. Za pół godziny mam pociąg, później za jakieś pół godziny ostatni na Partynice, Z przerażeniem pomyślałem o zimnym mieszkaniu, bez nawet kromki suchego chleba. Trudno, przeżyję i to. Jutro poproszę Jolę, by mi pożyczyła trochę grosza. No i będzie trzeba zacząć się interesować, co z matką. Potrzebowałbym pomocy Marka, ale nie przy takim nastawieniu. Wziąłem torbę, wyjąłem gacie i podkoszulkę i zrzuciłem szlafrok.  
– Jezus Maria – wyszeptał Marek. – Co ci się stało?  
– Nie twoje zmartwienie – odburknąłem opryskliwie. – Jeśli chcesz wiedzieć, to napadli mnie wczoraj. A twoja matka po prostu smarowała mi plecy. Nie wiem czym, ale mniej boli i jakoś dowlokę się do domu.  
I stała się rzecz niespodziewana. Marek podszedł do mnie, nagiego jak Adam w raju, i przytulił mnie do siebie, tak jakby wiedział, czego potrzebuję najbardziej. W pierwszym odruchu chciałem go odepchnąć, ale coś mnie powstrzymywało. Po prostu potrzebowałem tego. Po tych wszystkich wrażeniach, bólach i innych wątpliwych atrakcjach każde ciepłe ciało przyniosłoby mi ukojenie.
– Ja cię bardzo przepraszam, nie wiedziałem – szepnął Marek. Ale już mi było wszystko jedno. Nawet próbowałem się postawić w jego sytuacji, co bym zrobił, gdyby mi ktoś posuwał mamę? Pewnie nie zareagowałbym aż tak gwałtownie, ale szczęśliwy też bym nie był. Tymczasem cieszyłem się bliskością, schodziło ze mnie całe napięcie. Co się ze mną dzieje...
– Chłopcy, kolacja! – dobiegło z dołu.  
– Idź w szlafroku – rzucił Marek i kocim gestem stuknął swoją głowę o moją. Delikatnie pocałowałem go w policzek, co było sygnałem, że pierwsza nasza waśń skończyła się nieodwołalnie. Na razie nie myślałem nic więcej...

Następnego dnia na dużej przerwie zadzwoniła Kinga. Tylko tego mi brakowało. Po "pozdrowieniach" od Andżeliki pragnąłem, by na zawsze odczepiła się ode mnie, a najlepiej zgubiła mój numer. Ale nic takiego oczywiście nie nastąpiło. Mógłbym ją rzecz jasna zablokować i niechybnie bym to zrobił, gdyby właśnie nie Andżelika. Niech wie jak najmniej. Na razie zdecydowałem na otoczenie tego, co się stało, kompletną tajemnicą. Już na pierwszej przerwie odnalazłem Jolę i poprosiłem ją, aby zachowała tajemnicę. Na szczęście jeszcze nie zdążyła nikomu powiedzieć.  
– Ale zdajesz sobie sprawę, że będę musiała poinformować o tym dyrektora szkoły? Bo jak by nie było, reprezentowałam cię tam zupełnie oficjalnie.  
– Byle nie mówił innym uczniom – poprosiłem.  
Kinga zaczęła rozmowę dziwnie.  
– Czy nic złego ci się ostatnio nie stało? – zapytała troskliwym głosem, zbyt troskliwym jak na moje potrzeby.  
– Nie, kompletnie nic – skłamałem – a dlaczego pytasz?  
– Mam jakieś dziwne przeczucia – odpowiedziała.  
– Mów jaśniej.  
– Chwileczkę, daj mi minutę... – po czym zamilkła. Z słuchawki dobywały się jakieś stłumione rozmowy i wydawało mi się, że słyszę męski głos. Mógł to być przypadek, korytarz szkolny na dużej przerwie nie należy do najcichszych miejsc na świecie. Istotnie powróciła po jakichś dwóch minutach.  
– Ktoś z tych nieprzyjemnych ludzi, o których ci mówiłam wtedy w Sobótce, pytał, czy widuję się jeszcze z tym dupkiem – tak się wyraził – z którym widziałam się wtedy, w tamtej kawiarni na Ruskiej.  
Właściwie mogłem ją poinformować co się stało, ale jeśli ona to przekaże Andżelice... Nie, trzeba być konsekwentnym.  
– Chyba będę potrzebowała schronienia na dwa dni, dokładnie na ten weekend, załatwisz coś? Obiecałeś...
To właśnie są kobiety. Nic jej nie obiecywałem i nie sądzę, by w tej sytuacji to było możliwe. Bałem się jednak powiedzieć to wprost, postanowiłem trochę pokluczyć.  
– To nie jest takie proste, sam mam trochę kłopotów. Na kiedy chcesz odpowiedź?  
Zastanowiła się.  
– Na czwartek, starczy.  
Czyli mam dwa dni. Jak to rozegrać? Teraz już byłem mniej pewny, że niczego jej nie obiecywałem. Te jej cielęce spojrzenia trochę mnie zbałamuciły, przyznaję, Ale nie mogłem za nic przypomnieć sobie tamtej rozmowy.  
– Postaram ci się jakoś odwdzięczyć – powiedziała i zabrzmiało to bardzo erotycznie. Już sobie wyobrażam to odwdzięczenie... – To pa. I pamiętaj o czwartku.  
Jakże bym mógł zapomnieć.  

W środę rodzice Pauliny przychodzą bardzo późno z pracy, toteż ten dzień zawsze wykorzystywaliśmy na nasze randki. W szkole zauważyłem, że często przypatruje mi się Andżelika, ale z jakichś powodów nie szuka ze mną kontaktu, a wręcz unika. Zaczepiłem ją na przerwie, ale odwróciła się na pięcie i poszła ostentacyjnie w długą. Cóż, jej sprawa też dojrzała do ostatecznego wyjaśnienia, tyle że jeszcze nic nie wykombinowałem. A czas naglił. Po lekcjach pożegnałem się z Markiem, obiecałem, że na pewno wrócę koło szóstej i poszedłem na przystanek. Gdy wsiadłem do tramwaju jadącego na Legnicką, zauważyłem, że na przednim pomoście stoi Andżelika. A co ona tu robi? Mieszka gdzieś na Wielkiej Wyspie, powinna jechać w przeciwną stronę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że może mnie śledzić. Poza tym doskonale wie, gdzie mieszka Paulina, bośmy się już raz tam spotkali. Cholera. Wykonałem manewr, w ostatniej chwili wyskoczyłem na placu Dominikańskim i przesiadłem się w stronę Krzyków. Akurat jechała siedemnastka, udało mi się zdążyć. Później objechałem przez Piłsudskiego i Plac Jana Pawła, co kosztowało mnie dodatkowe dwadzieścia minut. Już na Szczepinie zadzwoniłem do Pauliny przepraszając za spóźnienie i pytając, czy jest u niej Andżelika?  
– A co ona miałaby tu robić? – zapytała zdumiona. – Znowu walczycie ze sobą?  
– Nie twoja sprawa, naprawdę.  
Idąc do bloku Pauliny rozglądałem się na boki, coś mi się nie podobało. Ale nie, nie widziałem nikogo znajomego. Czyżbym był przeczulony? Serce łomotało mi, gdy wchodziłem do klatki schodowej, a później windy. Było pusto.  

– Co taki rozdygotany jesteś? – zapytała Paulina, kiedy legliśmy na kanapie. Do tej pory latały mi ręce.  
– Ja? Nie, zdawało ci się – roześmiałem się sztucznie.  
– Tak, ty – powiedziała i zaczęła mi rozpinać koszulę. Była w połowie, kiedy przypomniałem sobie, że to jest coś, czego absolutnie nie może zrobić. Ale co tu wymyślić? Powstrzymałem ją ruchem ręki i położyłem się na plecach. Już długo pragnąłem to wypróbować, ale jakoś nie było okazji. Leżąc opuściłem spodnie do kolan.  
– Co ty wyprawiasz?  
– Raz może być inaczej, nie? – uśmiechnąłem się i ściągnąłem majtki tak do pół uda. Mój żołnierz był w pełnej gotowości, wystarczyło mu tylko naciągnąć kapturek, który miałem w pogotowiu. Jechać do Pauliny bez prezerwatywy to tak jak wejść do knajpy bez forsy. Ściągnąłem jej spodnie i usadziłem tyłem, tak, że obejmowałem ją za brzuch i piersi. Następnie dałem jej znać ręką, by uniosła tyłeczek i nadziała się.  
– To głupie jest, nie uważasz? – zapytała.  
– Nie uważam – odpowiedziałem, chwilę rozkoszowałem się zaistnieniem w jej głębi, po czym unosząc ją lekko i opuszczając zmusiłem do pracy. Była umiejętną i piekielnie zdolną uczennicą, już po kilku ruchach wiedziała co robić, bez żadnej pomocy. Była idealnie śliska, szybko wpadła w rytm i trzymała go prawie do końca. Na moment spadła z konika, ale udało się to nadrobić, a ja byłem już tak blisko ekstazy, że nie odczułem żadnego bólu.  
– Już – nie szepnęła a wycharczała na najwyższych obrotach, po czym padła mi na klatkę piersiową, a ja kilkoma pchnięciami biodrami dopełniłem reszty.  
– To było cudowne – szepnęła mim do ucha, całując mnie w usta.

– Pytałeś już Marka? – zapytała, gdy się już ubierałem. Nie, nawet mi to do głowy nie przyszło, miałem naprawdę ważniejsze rzeczy do zrobienia.  
– Paulina, zlituj się – jęknąłem – Marek nie ma dziewczyny, jak ty sobie to wyobrażasz?  
– We trójkę mogłoby być nam bardzo przyjemnie, nie uważasz? Przecież Marek cię jakoś nie zniesmacza, jeśli możesz mu trzymać stojącego misia, nie? A ja też mam ochotę na coś dziwnego.  
O rany... Chyba wiedziałem, co jej siedzi w głowie. Koniecznie chce sprawdzić to swoje deja vu. Ostatnio rzuca jakieś nie do końca zrozumiałe uwagi?  
– Jak to niby miałoby wyglądać?  
– Jakoś... Nie wiem, możecie nawet zabawiać się, jak będziemy to robić, obojętne. Możesz mu nawet possać...
O rany... Jakaś pułapka czy co?  
– Paulina, na litość boską, nie wezmę członka mężczyzny do ust, choćby mnie mieli zabić! Co ty zboczona jesteś?  
Mniejsza z tym, że podczas aktu płciowego mógłbym trzymać palec w cipce innej kobiety, wiele razy o tym fantazjowałem  i nawet bardzo bym chciał, ale ona nie musi wcale o tym wiedzieć.  
– Dokładnie tak samo mówiłeś o trzymaniu siusiaka w ręce, pamiętasz?  
I w tym momencie zadzwonił telefon. Rzuciłem okiem na wyświetlacz, przecież to numer ojca Marka. A tego po co tu niesie?  
– Krzysiek, mam trochę czasu, przejedziemy się do szpitala twojej mamy? Do w pół do szóstej jeszcze możemy.  
O rany, zupełnie o tym zapomniałem, choć zdaje się w szkole Marek mi o tym przypominał. Nieistotne, matkę trzeba odwiedzić, zwłaszcza że brak informacji od niej dekoncentrował mnie coraz bardziej. Podałem adres, umówiłem, się, że jak podjedzie pod dom, to puści mi tak zwaną strzałkę przez telefon. Niby należało zakończyć z Pauliną temat sobotniego spotkania u Marka, ale na razie dałem spokój, to było dla mnie zbyt szokujące. Rozmawialiśmy na jakiś zupełnie nieistotny temat w nieco zwarzonej atmosferze, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu.  

Auto taty Marka stało jakiś metr od bramy wejściowej wieżowca. Wsiadając zauważyłem znajomą figurę wyłaniającą się zza lewego węgła wieżowca. Ruszyliśmy w drugą stronę i za prawym narożnikiem zauważyłem innego młodziaka o podejrzanym wyglądzie. A więc to takie buty. Zdenerwowałem się mocno i na pytania taty Marka odpowiadałem półgębkiem. Zauważył to dość szybko.  
– Zmęczony jesteś, widzę. To ta panna cię tak wykończyła? – zapytał z uśmiechem.  
– No trochę tak – przyznałem. – Szkoła, sytuacja z matką...  
– A to pobicie? – zapytał. A więc wiedział, o przekazanie informacji podejrzewałem raczej jego żoną niż Marka. Choć kto ich tam wie...
– Dalej boli – odrzekłem.  
– Pogadamy o tym później – odpowiedział i skoncentrował się na ruchu ulicznym, a wyjątkowo było na czym. Mnie jako pieszego korki nie dotyczyły i dopiero kiedy zacząłem jeździć autem dostrzegłem, jaki to problem. Tymczasem niebezpiecznie zaczęły do mnie wracać odpryski rozmowy z Pauliną. Zboczona dziwa. Ja z Markiem? Próbowałem to sobie wyobrazić. Ku dużemu zaskoczeniu ani nie zwymiotowałem, nie zrobiło mi się mdło, słabo, nic. Raczej tak dziwnie i zaczęło mnie mrowić w pachwinach.  
– Już jesteśmy na miejscu – przywołał mnie głos ojca Marka.  

Matka leżała w dwuosobowej sali. Nie spała, była blada i podłączona do jakichś dziwnych urządzeń, niebieskie i czerwone zygzaki monitora dopełniały atmosfery grozy. Na mój widok uśmiechnęła się.  
– To jest ojciec Marka – przedstawiłem go, widząc pytający wzrok matki. – Pomaga mi teraz bardzo, zresztą u nich mieszkam.  
– Domyśliłam się – powiedziała słabym głosem a mówienie sprawiało jej jeszcze trudność. Po zawale? Nie znam się na tym, ale mi coś nie grało. – Masz pieniądze na życie?  
– Przecież wiesz, że nie mam – odpowiedziałem i już chciałem opisać domowy armagedon, gdy w tym momencie przerwał ojciec Marka.  
– Na razie nie potrzebuje, bo ma wyżywienie i dach nad głową.  
– To ja panu zapłacę...
Ale ojciec był nieprzejednany.  
– Krzysiek zrobił tak wiele dla naszego syna, że gościmy go naprawdę z radością. Niech się pani nie przejmuje, naprawdę. Chłopak ma wszystko, co mu do życia potrzebne, a nawet więcej.  
Matka uśmiechnęła się do ojca Marka jakoś dziwnie, a on od razu odwzajemnił uśmiech. I tylko o uśmiech a nie o macanie ze stojącym fiutem.  

Pożegnaliśmy się i gdy wyszliśmy na korytarz ojciec Marka zapytał pierwszą napotkaną pielęgniarkę, seksowną i w czepku, o gabinet lekarski. Przyjął nas dyżurny lekarz, który na początku chciał wyprosić ojca Marka, ale nie pozwoliłem.  
– To ojciec przyjaciela, który się w tej chwili mną opiekuje. Może pan zapytać mojej mamy.  
Lekarz pogderał trochę pod nosem, w końcu zgodził się udzielić nam informacji.  
– Pani Stanisława Żak-Podleśna – powiedział przewracając strony w komputerowej kartotece – miała poważny zawał serca i niewielki udar.  
– Ile będziecie ją trzymać? – zapytałem.
– Najmniej dwa tygodnie, może trochę więcej. Na razie ma do zrobienia test Holtera, tomografię głowy i – popatrzył dokładniej, jakby znalazł coś niespodziewanego – rezonans magnetyczny podbrzusza.  
– A to po co? – zaniepokoiłem się. – Co to ma wspólnego z zawałem? Serce jest wyżej.
– Tez nie wiem dlaczego, o tym muszą państwo rozmawiać z lekarzem prowadzącym, doktorem Wątrobą.  
Za dużo tych części ciała – pomyślałem. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do auta.  

Wieczorem, gdy byliśmy już w łóżku, zdałem Markowi sprawozdanie z randki z Pauliną i przy okazji powiedziałem mu co ja podejrzewam, że ona podejrzewa. Marek bynajmniej nie wydawał się zdziwiony.
– Możemy zrobić imprezkę, czemu nie – zgodził się.  
– No tak, ale ona jeszcze chce coś takiego... – zaczerwieniłem się, zanim wykrztusiłem to słowo. – Ona z byka spadła czy co?  
Marek tylko się uśmiechnął.  
– To chyba od ciebie zależy, czy to zrobisz, czy nie? Ja wyznaję zasadę, że w łóżku można robić wszystko, na co zgadza się druga strona i nic więcej. To tak jak z ta definicją wolności, którą podawali nam na historii. Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna twoja.  
– No właśnie, tylko że ten fiut należy do ciebie, prawda?  
Marek nie odpowiedział, tylko westchnął głęboko i położył mi rękę na ramieniu.  

Następnego dnia na przerwie znalazła mnie Jola. Po wysłuchaniu relacji ze szpitala zadała kilka pytań i uzyskawszy odpowiedź na nie, poinformowała mnie, że kontaktowała się z nią policja. Z nią? Dlaczego nie ze mną??  
– Z tobą też się skontaktują – uspokoiła mnie. – Tymczasem przyszedł już zamówiony test na HIV dla ciebie. Wpadniesz dziś po południu?

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3530 słów i 20029 znaków, zaktualizował 13 mar 2023.

2 komentarze

 
  • Matiu

    Mega się czyta dajesz czekam na kolejna cześć

    14 mar 2023

  • Czytelnikkk

    Dajesz dajesz bom ciekaw co dalej :))

    12 mar 2023