Przypadki Krzysia (2) Niespodzianka w saunie

Jeśli marzyłem, że będzie ciąg dalszy z panią Jolą, a tak naprawdę z panią profesor Dębowy, czekało mnie spore rozczarowanie. Na początku patrzyłem na nią tęsknym wzrokiem, ile razy przechodziła szkolnym korytarzem, ale ona zdawała się nie zauważać moich powłóczystych spojrzeń. Raz mało bym zrobił skrajną głupotę i się o nią otarł na korytarzu, na szczęście instynkt samozachowawczy podpowiedział mi, żeby tego nie robić. Pozostało mi tylko męczenie gruchy tego wieczoru. Pani Jola była asystentem naszej wychowawczyni, co miało również ten skutek, że pojechała z nami na wycieczkę zapoznawczą do Karpacza. Może teraz? Luźna atmosfera i brak szkolnego drylu mogły mieć dobroczynny skutek dla moich pragnień. Pani Jola działała na mnie jak magnes: byłem zawsze przy niej, obojętnie czy łaziliśmy po górach czy jedliśmy obiad na głównej sali schroniska i musiała to w końcu zauważyć.  
Niestety zauważyła. Byliśmy po wyczerpującym marszu na Śnieżkę i z powrotem, w ścianie deszczu i z marnymi humorami tłoczyliśmy się przed stołówką. Nagle pojawiła się Jola i podeszła do mnie, rozsiewając delikatną woń perfum.  
– Ubierz się po kolacji, pójdziemy na mały spacer.  
Było w tonie jej głosu coś zniechęcającego, czego nie wyczułem albo byłem po prostu zbyt zmęczony, by to zrozumieć. Obiad przestał nagle być ważny, choć w środku aż mnie skręcało z głowy i prawdę mówiąc nawet nie wiedziałem co jadłem. Pani Jola zaprosiła mnie na spacer i tylko to się liczyło. Mogliby nawet podać znienawidzoną kaszankę, nawet bym nie zauważył. Po obiedzie szybko się ubrałem i jak strzała wyskoczyłem ze schroniska. Dopiero tam zauważyłem, że nie jestem w swym naturalnym stanie, a sztywność wręcz rozrywała mi majtki. Pani Jola dała na siebie czekać kilkanaście minut i kiedy myślałem, że już nie przyjdzie, pojawiła się w swej zielonej kangurce z kapturem.  
– Przejdziemy się do Samotni, to nie tak daleko stąd.  
Było mi wszystko jedno i mogła mnie zaprosić nawet na Łysą Górę. Droga ze Strzechy Akademickiej była żwirowa i wyboista i na każdym wystającym kamieniu mój wacek powodował dreszcze. Byłem już mocno nagrzany, gdy przed nami pojawiła się tafla górskiego stawu. Jola skręciła w jedną z bocznych ścieżek.
– Usiądźmy tutaj – wskazała na kamienie. Posłusznie usiadłem. Nauczycielka długo się zbierała w sobie, zanim zaczęła.
– Widzisz, Krzysiek, wszystko nie idzie tak, jak powinno.  
Zaschło mi w ustach. Nie tego się spodziewałem...  
– Cały czas się we mnie wpatrujesz, raz czy dwa otarłeś się o mnie na korytarzu i było to celowe. Na mojej lekcji jesteś nieprzytomny i wpatrujesz mi się w biust. Myślisz, że tego nie widać?
Nie, w zasadzie myślałem z gruntu coś innego. Że ona to zauważy i jakoś zareaguje. Tyle że nie tak, jak zrobiła to w tej chwili. Tego bym się nie spodziewał... W swojej naiwności myślałem, że teraz do jej serca prowadzi szeroka autostrada. Gówno, nawet nie ścieżka tej jakości, co na Samotnię. Raczej taka, którą przedzierałem się gdy szedłem ją podglądać.  
– Zapomnijmy o tym, co się stało i nie roztrząsajmy, czyja to wina. Ale tak dalej być nie może. Najlepiej będzie, jak zmienisz klasę – dotarło do mnie jak zza ściany. Wpatrywałem się tępo w szalejące na wietrze fale jeziora. – Chyba że zmienisz szkołę... Mogłabym ci w tym pomóc.
Byłem najzwyczajniej przerażony. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Co powie matka? Jak to w ogóle przedstawić światu? Propozycja była z tych nie do odrzucenia.  

Ostatecznie stanęło na zmianie klasy na podobny profil, tyle że z niemieckim. Cóż, nawet szkopskiego jestem w stanie się nauczyć, byle załatwić tę sytuację. Matce oczywiście nic nie powiedziałem. Jeszcze nie była na wywiadówce, więc się nie kapnie... Dobre i to.  
Konsekwencją zmiany klasy było to, że siedziałem w jednej ławce z Tomkiem. W każdej klasie jest ktoś taki, koło kogo nikt nie chce siedzieć i jest samotnikiem. Tomek był nieco większy niż reszta, z dość wydatnym brzuszkiem, z nikim się nie przyjaźnił, mógł przyjść do szkoły, nie odezwać się ani razu i wrócić do domu. Żenić się z nim nie zamierzałem, niech robi co chce. Mieszkał na Wojnowie, zupełnie w innej dzielnicy. W zasadzie nie było punktów stycznych, poza tą nieszczęsną ławką. Jego problemem była matematyka, która dla odmiany mi szła wyśmienicie.  

– Pomożesz mi? – zapytał kiedyś w grudniu, kiedy potężna jedynka wisiała nad jego głową. – Przecież stary mnie zabije. Cena nie gra roli.
W to nie wątpiłem. Ojciec Tomka miał prężny prywatny biznes, matka była wziętym adwokatem. Z zazdrością patrzyłem na kanapki, które wsuwał na przerwie. Nas nie było stać na połowę tego. Ubierał się też drogo, choć bardzo skromnie. Ale jeśli dżinsy, to najlepsze, jeśli koszula to droga i markowa. Dlaczego go trochę nie oskubać, jeśli nadarza się okazja? Cokolwiek bym robił w weekend, a najczęściej roznosiłem gazetki z supermarketu, tyle nie zarobię. Stanęło więc na tym, że przyjadę do niego na sobotę i niedzielę.  

W konsekwencji stanąłem przed bogatą willą na wrocławskim Wojnowie. Ze zdziwieniem zauważyłem, że jest elegancko, ale bez przepychu. Żadnych łuków, czerwonych dywanów, pomieszczenia eleganckie ale nie przeładowane.  
– Gdzie będę spać? – to było jedno z moich pierwszych pytań.  
– U mnie w pokoju, na górze. Chyba nie masz nic przeciw?  
Miałem, jeszcze nie spałem z nikim w jednym pokoju i prawdę mówiąc miałem lekką tremę. A jak przyjdzie sobie zwalić konia na przykład? Od czasu tamtej pamiętnej przygody na plaży piliło mnie bardzo i często nie zadowalałem się jednym razem. Ale jak to zrobić przy kumplu?  
– Wybacz, miałeś mieć sam pokój, ale przyjechała Gizela i zajęła jedyny wolny. Będziemy musieli pomęczyć się razem.  
– Kto to jest Gizela?
– Moja daleka kuzynka z Opola. Studiuje coś zaocznie, jakieś zarządzanie czy coś podobnego i właśnie ma sesję. Miała przyjechać za tydzień, ale zdaje jakieś przedterminy. Też mi ona nie w smak, ale przecież nie wypędzę...
Dzień spędziliśmy na matematyce i z niejakim zadowoleniem stwierdziłem, że Tomek robi postępy. Poza tym w domu zachowywał się zupełnie inaczej niż w szkole, był bardziej rozluźniony, nawet zdarzało mu się rzucić dowcip. No no... Właśnie byliśmy w trakcie obiadu, kiedy w drzwiach kuchni stanęło dziewczę w wieku około dwudziestu lat, w czerwonej kurtce i dżinsach. Prawdę mówiąc widziałem tuziny ładniejszych, ale było w niej coś, co pozwalało zatrzymać wzrok na dłużej, mianowicie jej piersi, szokująco zgrabne.  
– Witam młodzież uczącą się – powiedziała ze śmiechem i roziskrzonymi oczyma. Ktoś kiedyś mówił coś o kurwikach w oczach, tu miałem tego żywy przykład.  
– Gizela nie wygłupiaj się – zgasił ją Tomek. – To nie ty masz kanał z matmy.  
– Spokojnie, zdasz, co masz nie zdać? Nie  z takich opresji wychodziłeś cało. Już dwa razy byłeś prawie na tamtym świecie...
Widać poruszyła jakieś czułe miejsce w duszy Tomka, bo ten zgasł od razu a i Gizela nie odzyskała swojego humoru, jak się okazało, tylko chwilowo.  

– Chyba coś się nam należy od życia po tylu godzinach stukania? – powiedział Tomek stawiając na stole butelkę wina. Jego rodzice wyjechali na cały wieczór, więc mogliśmy sobie pozwolić. – A później będzie sauna, już włączyłem nagrzewanie.  
Nigdy w życiu nie byłem w saunie, wiedziałem z grubsza, że polega to na przebywaniu w gorącej temperaturze i poceniu się, może dwa razy widziałem w telewizji. Przeraziłem się trochę – to ja przed Tomkiem będę w samych gaciach? Bo przecież w saunie siedzi się prawie nago. Zacząłem się powoli bać. A jak się przydarzy jakaś katastrofa? Co on sobie wtedy pomyśli? Na razie jednak we trójkę piliśmy wino i od niechcenia oglądaliśmy jakiś film na monitorze na pół ściany. We trójkę, bo Gizela dołączyła również, a usta jej się nie zamykały. Po godzinie wiedziałem już wszystko o jaj szkole, rodzicach, a nawet chłopaku, którego rzuciła kilka dni temu.  
– Przecież to była sierota, jakby wyjęty z dziewiętnastowiecznej powieści. Czasem myślę, że on był po prostu pedałem... Nie, nie i nie.  
– To co ty z nim robiłaś? – zainteresował się Tomek.  
– Niewiele, bądź pewny. Liczę, że następny będzie choć odrobinę bardziej rozgarnięty.  

– To co, szanowni państwo, zapraszam do sauny – oznajmił Tomek, którego głowa pojawiła się w drzwiach po kilkuminutowej nieobecności. Jak to zaprasza? Gizelę też? I co dalej? Na coś takiego nie byłem w ogóle przygotowany. Ruszyłem się niechętnie i we trójkę zeszliśmy do piwnicy, która nie przypominała żadnej z tych piwnic, w których byłem dotychczas. Wyglądała raczej jak klub nocny, z mdłym światłem sączącym się z kątów.  
– To co? Rozbieramy się – zakomenderował Tomek. – Ręczniki są w tej szafie – pokazał ręką przed siebie. – Już jest jakieś osiemdziesiąt stopni, w sam raz.  
To mówiąc zdjął bluzkę i spokojnie ściągał wszystko po kolei. Obok rozbierała się Gizela. Wstrzymałem oddech, gdy zdejmowała bluzkę i bardzo pilnowałem się, by nie wgapiać się w jej piersi. Mój mały przyjaciel zareagował natychmiast i utworzył malowniczy namiocik pod pępkiem.  
– W gaciach do sauny? – zdziwiła się Gizela, kiedy otworzyłem drzwi. Popatrzyłem na Tomka, stał jak go Bozia stworzyła. Gizela była przykryta tylko ręcznikiem. Jeszcze szumiało mi wino w głowie, co dodało mi odrobinę małpiej odwagi i zdjąłem gacie. Tylko jak stanąć by nie widzieli tego wzwodu? Na pozbycie się go nie miałem żadnych szans. Jakoś bokami dotarłem do magicznej szafy i wyciągnąłem losowo ręcznik. Mały ale musi starczyć...  
Gizela weszła na najwyższą półkę, ściągnęła z siebie ręcznik i podłożyła pod tyłek. Trzy żywioły we mnie buzowały: krew, alkohol i gorąca para, bo Krzysiek właśnie polał kamienie wodą. Następnie zajął dolną półkę, mnie pozostało miejsce przy Gizeli.  
Nie wiem, ile tak siedziałem bez ruchu. Sauna była niewielka, dzieliło nas może trzydzieści centymetrów. Mój wzrok ciągle wracał do piersi Gizeli. Jak bardzo chciałbym ich dotknąć... Ale przecież nie wyciągnę ot tak ręki, poza tym siedziałem bokiem, by Tomek ani Gizela nie widzieli mojego wzwodu.  
– Teraz pod prysznic – zarządził Tomek. Wstałem i w tym momencie tak misternie wiązany ręcznik zsunął mi się z bioder. Na dodatek przechodząca koło mnie Gizela otarła się o moją bolącą wręcz męskość. No to koniec...
Zatrzymała się, jakby rażona iskrą. Chwilę później, jakby dotarło już do niej, co się stało, chwyciła mnie za kutasa. Po pierwszym wstrząsie stanąłem tak, że jej piersi opierały się o moje ramię. Czułem jej ciało na sobie, delikatnie muskające mnie od szyi aż po kolana. Już uwolniłem się z pierwszego szoku i sięgnąłem jej między nogi. Jej jedyną reakcją było rozszerzenie i głębokie westchnięcie prosto do mojego ucha.  
– Nie teraz – szepnęła, kiedy przybliżyłem się, a mój członek spoczywał na jej porośniętym blond włosami wzgórku łonowym. Nie przewidzieliśmy tylko, że właśnie w tym momencie do sauny zajrzy Tomek.  
– No idziecie czy nie? Pomigdalicie się później – dorzucił, gdy już rozpoznał sytuację. Nie wyglądał na jakiegoś specjalnie zdziwionego. Popatrzyłem na niego. Jego członek nie wykazał żadnego zainteresowania zaistniałą sytuacją. Nic, zero. Ten człowiek musi być z kamienia... Gdybym ja coś takiego zobaczył, prawie bym eksplodował, zresztą nie byłem daleki od tego. Stałem pod prysznicem i chłonąłem ciepłą wodę, kiedy Tomek i Gizela naradzali się na boku.  
– Spokojnie, załatwię – usłyszałem Tomka i po chwili zobaczyłem jego niknący tyłek.  
– Chodź tu – mruknął, kiedy wrócił. Wcisnął mi do ręki jakieś dwa przedmioty. Trochę musiałem to pomacać, by dowiedzieć się, co to jest. Pierwszy raz miałem z nimi do czynienia. Wiedziałem, że są, że się ich używa i tylko tyle. Gizela w tym czasie stała pod prysznicem i się myła, widziałem tylko zarys jej sylwetki, który podziałał na mnie dodatkowo. Zatem to znowu się stanie... Tylko teraz zupełnie inaczej. Oddarłem bok opakowania, wyciągnąłem prezerwatywę i rozwinąłem ją. Jak ją teraz nałożyć? Z boku usłyszałem śmiech Tomka.  
– Nie tak, baranie – powiedział krztusząc się od śmiechu. Daj mi tę drugą i obróć się do mnie.  
Zrobiłem co kazał, Tomek wysupłał kondoma i wprawnie założył mi na kuśkę.  
– To teraz idź, zanim ona sobie nie wymydli psiochy... Ja na razie znikam.  
Ciekawe, drugi raz w życiu facet trzymał mnie za człona i drugi raz jakoś mnie to nie zniesmaczyło, a nawet wręcz przeciwnie. Czyżbym był bi? Nieistotne w tym momencie. uzbrojony wszedłem do kabiny, gdzie Gizela stała odwrócona przodem do szklanej ściany prysznica. Wyczuwszy moją obecność sięgnęła ręką do tyłu i naprowadziła moja maczugę do jej wnętrza. Tym razem nikt nie musiał mi mówić, że mam przeć, działo się to tak naturalnie jakbym był starym ruchaczem.  Rozpocząłem równo, rytmicznie, starając się cały impet kierować do góry. Czegoś mi jednak brakowało, tych wibracji, ściskania, które czułem wtedy, na tamtej polanie. Mimo że to dopiero mój drugi seks w życiu, wiedziałem już, że jest mniej zmysłowy, bardziej mechaniczny, Gizela po prostu potrzebowała być zerżnięta, mniej interesując się moimi potrzebami. Lepsze to niż nic, tarłem i napierałem prawie jak górnik w kopalni, aż w końcu wymusiłem współpracę, Drągowate, klocowate ciało nagle zaczęło mi być posłuszne. Ręką kontrolowałem nasz styk, co dodawało mi dodatkowego podniecenia. Jej chłodne pośladki na moich pachwinach dodawały mi dodatkowych wrażeń.  Gizela chwyciła rytm i powoli ale konsekwentnie jak taran zagłębiała się w ekstazie. Jeszcze kilka ruchów, dwa, jeden...

Dopiero z niej wyszedłem, a w łazience pojawił się Tomek, z tak samo niewzruszoną miną jak dotąd.  
– I jak było? – zapytał jakby udawał zainteresowanie.  
– Gut – odpowiedziałem. – Tego mi było potrzeba.  
Tomek zsunął mi prezerwatywę.  
- Umyj wacka, bo zaraz będziemy spali, a ja nie lubię tego zapachu...  

Już w pokoju Tomek przyznał się, że tak naprawdę to cała sprawa była ukartowana, a Gizela poprosiła go, aby znalazł kogoś na szalony wieczór. Jakoś mnie to specjalnie nie zdziwiło.  
– Żeby to ona zrobiła pierwszy raz... Ta sauna już sporo widziała.  
– Dobra, a ty? Prawie ci nie drgnął. Może wolisz chłopaków? Jak chcesz, mogę ci zwalić konika – powiedziałem wdzięczny za ten wieczór. Już jednemu waliłem i jakoś mu nie odpadł a i mnie podnieciło.  
– E nie... Jak byś się naprawdę uparł to możesz ale co to da? Mnie to w ogóle nie bierze, mam całkowity brak zainteresowania seksem, aseksualizm to się nazywa. I to chyba od początku. Jakie porno bym nie oglądał, na co bym patrzył, nie rusza to mnie w żaden sposób.  
– To nie walisz sobie? – zdziwiłem się.  
– Bardzo rzadko i jakoś tak bez przekonania. Czuję, że mnie ciśnie, nawet rozrywa jaja, fiut stoi na kość, ale nic sobie przy tym nie wyobrażam, ani kobiet, ani facetów, ani par. Po prostu czekam na wytrysk, który nawet nie jest przyjemny. Poleje się i koniec.
Ciekawe...  Co to musi być za życie? Nie mieć żadnej przyjemności? To po co walić? Aha, pozbyć się spermy.  
– A próbowałeś chociaż?  
– Tak, z kobietą, z facetem, wszystko na nic. Wiesz, to już bym wolał być pedałem, naprawdę, i mieć z tego jakąś przyjemność, zresztą widziałeś, myłem ci fiuta, mogę chwycić babsko za kapsko, co zresztą robiłem. Nic, jakbym trzymał w ręce ośmiornicę. Galareta i tyle...
– Spokojnie, coś się wymyśli – powiedziałem beztrosko i przyjacielsko klepnąłem go w ramię. – A teraz spać. Dobranoc...     


(coś się wymyśliło – ciąg dalszy nastąpi)

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2942 słów i 16378 znaków, zaktualizował 11 sty 2023.

2 komentarze

 
  • wram

    Fajnie się czyta. Dawaj dalej. :bravo:

    12 sty 2023

  • Rebus

    Hm. Wycieczka szkolna tylko popsuła stosunki z panią Jolą ale to jeszcze nic straconego.

    12 sty 2023