Przypadki Krzysia (18) Krwawe plamy

– Ale sprawy Andżeliki to ja tak nie zostawię – zżymałem się, kiedy siedzieliśmy wieczorem w kuchni nad jakąś chińszczyzną zamówioną z miasta. – Jak my wyglądamy? Ty wiesz, co będzie się działo za kilka dni? Przecież nie będziesz mógł wejść do szkoły bez głupich uwag i uśmieszków. Zlinczują...
– Łosiu, ty za bardzo panikujesz – Marek spokojnie i z namaszczeniem obgryzał jakieś skrzydełko. – Po pierwsze, mnie w ogóle wisi, czy oni sobie pomyślą, czy jestem pedałem czy nie. Nie mają żadnych dowodów...
– Ale te dowody są fabrykowane i to z premedytacją. Przez Andżelikę, teraz widzę to jak na dłoni. I obawiam się, że tego będzie więcej. Jeśli już posunęła się do tego, by wyrobić mi fałszywe konto na grinderze... – perorowałem może ze zbyt dużym zaangażowaniem.  
Ale Marek był nieprzejednany.  
– Dużo więcej nie osiągnie. Ogień ma to do siebie, że płonie, kiedy się go podsyca. Musiałaby mieć coś naprawdę poważnego, ale skąd? Chyba nie masz nic poważnego na sumieniu? Bo ja nie.  
Zdecydowanie różniliśmy się temperamentami. Gotów byłem urządzić Andżelikę choćby dzisiaj, zagrać krótką piłką, Marek ze swym stoickim spokojem wolał raczej wziąć ją na przeczekanie. Tyle że obserwując Andżelikę, miałem podejrzenie, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.  
– Mam pomysł, jak załatwić ją raz na zawsze. I to w białych rękawiczkach, nikt się nie dowie, tylko ona. A będzie bolało i to bardzo.  
– Ty i te twoje pomysły – ironizował Marek. – Właśnie dzięki nim jesteśmy w tym właśnie miejscu. Co tym razem wymyśliłeś?  
– Daj mi powiedzieć i nie przerywaj choć przez pięć minut – poprosiłem. – Sprawa jest w sumie prosta. Podczas pierwszego wtargnięcia Andżelika podeszła do zdawałoby się twojego łóżka i zrobiła mi loda, prawda? Nie widziała osoby, ale fiuta, a te różnią się i to w każdym szczególe. Masz grubszego, krótszego, nie tak duży kołnierzyk, jak u mnie, inny napletek, mniejszy, delikatniejszy, u mnie trochę się szarpała, by go ściągnąć. To wędzidełko, wiesz, u spodu zaraz pod główką, gdzie ona tak świdrowała językiem, też mamy inne, ty masz krótkie i nie tak ciasne. To, co ona zrobiła mi, u ciebie byłoby niemożliwe. Jajka też mi całowała, a ten szczegół nas różni wręcz zasadniczo. Ja mam o wiele mniejsze, bliżej ciała, inna moszna, w ogóle wszystko inne.  
– Czemu ma służyć tak drobiazgowa analiza, jak na ćwiczeniach z anatomii? – zdziwił się Marek. – Przecież sami wiemy, co mamy, nie?
– Opisuję ci, co czułem. Przecież ci nie wyliżę fiuta, by ci to pokazać...
Marek nie skomentował, ale popatrzył na mnie jakoś dziwnie.  
– Pomysł polega na tym – ciągnąłem – że gdyby ona zrobiła to ponownie, zrozumiałaby, że zaszła pomyłka, chyba tylko ślepy, głupi i głuchy by nie zauważył. A tym bardziej, skoro cię kocha, a na to wszystko wskazuje, pamięta każdą sekundę tamtego wydarzenia.  
– Jak ponownie? Co kombinujesz?  
– Zasadzkę. Zrobi się jakąś imprezkę u ciebie w sobotni wieczór, trochę piwa, ty się nieco upijesz albo będziesz udawał napranego, pociągniesz ją do pokoju obok i dasz sobie possać. Nawet jej nie będziesz musiał specjalnie zachęcać. I problem będzie z głowy...
Pomysł był tak bezczelny, że Marek milczał dobrą minutę, zanim mógł wydusić z siebie cokolwiek. Dyplomatycznie wbił zęby w jeszcze ciepłe udko kurczaka i odezwał się dopiero, gdy przełknął ostatni kęs.  
– Wiesz co Krzysiu? Wiele twoich dzikich pomysłów słyszałem, ale takiego to jeszcze nie. Problem polega na tym, że on ma głęboki sens, w porównaniu z tymi poprzednimi. I jest dość prosty w realizacji. Są tylko dwa słabe punkty: Andżelika może się zdziwić, że ją zapraszasz...
– Tyle że na sto procent przyjdzie, nawet gdyby w tamtym czasie miała być na sali operacyjnej sto kilometrów dalej. Ona się raczej ucieszy niż zdziwi, poza tym będzie zadowolona, że moje zabiegi odsunięcia jej od ciebie spełzły na niczym. Tyle że będzie to bardzo krótka radość.
– Też prawda – zgodził się Marek. – Tylko potem ona może być na mnie bardziej napalona i nie dac mi spokoju...
– Nie grozi – pocieszyłem go. – Po tym wszystkim czeka ją rozmowa ze mną i to taka, po której będzie dochodziła do siebie przez tydzień – powiedziałem może zbyt buńczucznie. – Poza tym ty zaliczysz dobre lizanie, bo ona to naprawdę umie robić. Choć może do niego nie dojść, jak w porę zorientuje się, co jest grane... A swoją drogą trochę ci zazdroszczę – dokończyłem odrobinę za bardzo obleśnie.  
– Za tydzień? – zapytał jak zawsze rzeczowy Marek.  
– Chyba zdążymy – zapewniłem go. – To nie musi być w nocy, raczej wieczorem, możemy zrobić sobie coś, co niekiedy nazywa się wieczorem rzymskim. Więc najpierw kolacja, a później pary udają się do łóżek, możliwie w tym samym pomieszczeniu. Ciekawe, czy Paulina się zgodzi, jak jej to zaproponuję – roześmiałem się. Pomysł ruchańska na dwie lub trzy pary w tym samym pokoju coraz bardziej rozpalał moją wyobraźnię. O czymś takim słyszałem od starszych kolegów na studiach, ponoć tom dość popularna zabawa w pewnych kręgach. A jęki pary obok mogą być doskonałym afrodyzjakiem.  

Wieczorem, zgodnie z obietnicą, pomogłem Markowi uwolnić się od napięcia, jeśli tak można to eufemistycznie nazwać. Trochę się zapomniałem, pozwoliłem przy okazji Markowi na rozgimnastykowanie tej mniej uszkodzonej ręki, cokolwiek miałoby to oznaczać. W każdym razie spędziliśmy miły i pełen wrażeń wieczór, po którym miałem prawo się zastanawiać, czy ze mną naprawdę do końca wszystko jest w porządku. Lubiłem to ciepło jego masywnej ręki, te czekające na mnie niespodzianki, zmiany tempa, nawilżanie końcówki. Nawet Jola nie jest w tym taka dobra i pewnie długo nie będzie. To trzeba mieć w sobie od urodzenia, tak jak dobry słuch czy odwagę. Marek, przy całej jego ślamazarności, miał to wszystko. Bomba wybuchła dopiero w niedzielę rano.  
– Krzysiek, chodź tu – zawołał mnie, stojąc przy łóżku. Podszedłem nie podejrzewając niczego złego.  
– To twoje czy moje? – zapytał pokazując na ciemne krwawe plamy na żółtym prześcieradle. Wyglądało to nader nieciekawie. Zrobiło mi się słabo.
– Nie mam pojęcia – odparłem. – Jeśli to moje, serdecznie przepraszam...
– To nie o to chodzi, łosiu – odpowiedział – Ja to wrzucę do automatu i za godzinę będzie czyste jak sumienie noworodka. Chyba się domyślasz...
Oczywiście domyślałem się. Jola, doktor, pozytywny wynik testu na HIV, dziki seks w sylwestra... Zaczęła mnie gonić moja własna przeszłość. Jeśli oczywiście to jest moje.  
– Musimy sprawdzić i to choćby zaraz – powiedziałem. – Masz ochotę?  
– Rano? – zdziwił się Marek. – Ale obawiam się, że nie będziemy mieli innego wyjścia...  
Nie bawiąc się w zbędne opisy tego, co nastąpiło później, a było nawet przyjemnie, plamy okazały się moje. Z członka bluznęła krwawa ciesz, rzadsza niż zwykle. Przez moment zrobiło mi się sucho w gardle, a pokój zaczął wirować dokoła mnie.  
– Jasna dupa... Marek, ja naprawdę nie wiedziałem...
Marek znów pokazał klasę. Z jeszcze opuszczonymi spodniami podszedł do mnie i znów chwycił mnie w te swoje niedźwiedzie objęcia.  
– Słuchaj, łosiu. Słuchaj mnie uważnie. Ja się naprawdę nie obawiam, że mnie zarazisz, czy coś podobnego. Problem polega na tym, że z tym musisz iść do lekarza, nie ma innego wyjścia. To może być wszystko, albo nic. Objawy HIV są generalnie inne, ale dochodzą objawy nieswoiste, a to może być wszystko.  
Marek jak zawsze mówił z sensem i za to go uwielbiałem. Prosto, krótko i do rzeczy. Im bardziej z nim przebywałem, tym bardziej odkrywałem jego dobre strony. Tyle że tu się nie dało prawie nic zrobić.  
– Pewnie, przecież wiesz, że muszę iść do lekarza z matką, takie są przepisy w tym kraju, ponoć kiedyś było inaczej. I co jej powiem? Że się brandzlowałem? Coś kiepsko u ciebie z myśleniem.  
– Głupiś – skwitował Marek. – Moi rodzice znają sporo prywatnych lekarzy, pogadam z nimi. To znaczy z ojcem.  
Zdziwiłem się, znając układy między nimi. I jak Marek się do tego przyzna? Przecież jak ojciec się dowie o wszystkim, będzie taka draka, że zabronią nam się spotykać, a mogą go przenieść nawet do innej szkoły. Ale na Marka nie było mocnych.  
– Ojciec domyśla się wielu rzeczy. Niedawno zapytał mnie, jak sobie daję radę z "tymi rzeczami" bez rąk i powiedział miej więcej coś takiego: poproś tego swojego kumpla, facet facetowi nie powinien odmówić w potrzebie. W ostateczności przyjdź do mnie, choć wolałbym, abyś był dziewczyną – powiedział to dość obleśnie. On się nie zdziwi, zrozum, on ma obsesję na punkcie seksu i, o dziwo, nie ma nic przeciw gejom. Kiedyś nawet niedwuznacznie mi sugerował, że nas łączy coś więcej niż przyjaźń. Poza tym on ma wobec mnie pewne zobowiązania, o których ci opowiadałem. On dalej się boi, że sprawa tamtego gwałtu się wyda.  
– Hmmmm – co powiedzieć na coś takiego? – Spróbuj – odpowiedziałem z ciężkim sercem. Z przerażeniem zauważyłem, że ostatnio życie zmusza mnie do podejmowania bardzo ciężkich decyzji. Przecież ja mam dopiero szesnaście lat!  

Z tego wszystkiego zapomniałem powiedzieć Markowi o prośbie Kingi, choć oczywiście zdałem mu drobiazgową relację z wydarzeń w Sobótce, w końcu mnie asekurował i zrobił to bardzo dobrze. Pozostało tylko czekać do przyszłej soboty i przekonać do tego pomysłu Paulinę. Miałem ją odwiedzić w środę, przy okazji zrobić te testy ciążowe. Umówiliśmy się na szóstą wieczór u niej. Jej rodzice wracali zazwyczaj późno, była szansa na co nieco. Korzystając z chwili wolnego czasu zaniosłem komputer do sąsiada informatyka, bo od kilku dni coś dziwnego się z nim działo i dysk mielił wszystko jakby chciał i nie mógł. Wróciłem, popatrzyłem na zegarek, była za dziesięć czwarta, czas by wyjść. Paulina mieszkała na Szczepinie, na Młodych Techników, dojazd zajmował prawie godzinę. Gdy nakładałem buty, rozległo się pukanie do drzwi. Silne, nieprzyjemne. Nikt ze stałych gości tak nie pukał. Niepewnym krokiem, zły, że mi ktoś przeszkadza, podszedłem do drzwi. I oniemiałem. Za progiem stało trzech policjantów.  
– Dzień dobry – przywitał mnie ten najwyższy. – Czy to pan Krzysztof Podleśny?  
– Tak, we własnej osobie – odpowiedziałem słabo. – Panowie w jakiej sprawie?  
– Mamy nakaz przeprowadzenia przeszukania tego mieszkania – powiedział znów ten najwyższy. – Oto nakaz podpisany przez prokuratora – wręczył mi jakiś papier, którego i tak nie mógłbym przeczytać ze względu na półmrok w korytarzu, a byłem tak zdenerwowany, że o włączeniu światła zwyczajnie nie pomyślałem.  
– Proszę bardzo – gestem zaprosiłem ich do środka.  
– Czy życzy sobie pan świadków przeszukania? – zapytał znów ten najwyższy.  
– Nie...
Zabrali się do roboty od mojego pokoju, a najniższy z nich usiadł ze mną w salonie, pewnie pilnował, żebym nie nawiał. Nie groziło mu to, ale rozumiałem, że ma swoje obowiązki. Gorączkowo zastanawiałem się, komu zawdzięczam to najście. Oczywiście pierwsza przyszła mi do głowy Andżelika. Po tym ogłoszeniu widać było, że jest gotowa na wszystko i dobrze to przewidywałem. Albo... Do głowy przyszła mi inna myśl, o wiele bardziej ponura. Kinga. Ktoś z jej obstawy mnie namierzył. Tylko dlaczego nasyłali na mnie policję? Na logikę powinni jej unikać. Poza tym Kinga twierdziła, że przecież nikt nie zna mojego adresu czy numeru telefonu. Tu bym się nie zgodził, mogli mnie śledzić już od tamtego spotkania na Ruskiej. Siedziałem i tępo patrzyłem w drzwi, obserwując z daleka rewizję w moim pokoju.  

W tym momencie rozległ się zgrzyt klucza w zamku i na środku korytarza stanęła matka. O rany, zupełnie o niej zapomniałem... Patrzyła przerażona, jak policjant otwiera paczkę, w której były testy ciążowe, te same, które dostałem do Marka.  
– Krzysiek! – wrzasnęła. Popatrzyłem na pilnującego mnie policjanta. Ten kiwnął głową. Wstałem z ociąganiem i poszedłem wolnym krokiem do przedpokoju, żałując, że to tylko kilka metrów.  
– Czy możesz mi wytłumaczyć, co to wszystko ma znaczyć? – powiedziała słabym głosem.  
– Rewizja – odpowiedziałem.  
– Poprawnie przeszukanie – poprawił mnie ten wysoki gliniarz. – Mamy nakaz prokuratorski przeprowadzenia przeszukania pod kątem narkotyków – to mówiąc wyciągnął nakaz.  
– Wie pan, gdzie go może sobie pan wsadzić? – zapytała matka nawet go nie oglądając. – Od kiedy to przeprowadza się przeszukanie bez obecności osoby pełnoletniej? Wie pan, może ja głupio wyglądam, ale o prawie mam pewne pojęcie.  
To prawda. Moja matka kończyła co prawda administrację na Uniwersytecie Wrocławskim, jeszcze imienia Bieruta, ale o prawie wiedziała naprawdę wiele.  
– Ja tego tak nie zostawię – powiedziała oschle.  
– Ale teraz, skoro pani tu jest...  
– Zaraz mnie nie będzie i nie, nie zgodziłam się na to przeszukanie – to mówiąc wyszła. W co ona gra? Że w domu będzie trzęsienie ziemi, o tym byłem święcie przekonany i już na to konto zacząłem się potężnie bać. Jakieś dziesięć minut później u pilnującego mnie kulsona zadzwonił telefon. Policjant wyjął go, mina nieco mu zrzedła.  
– Mogę iść do kuchni porozmawiać? – A ty siedź tutaj i niech ci do głowy nie przyjdą żadne głupie pomysły, bo i tak cię znajdziemy.  
To powiedziawszy wyszedł do kuchni, zaraz obok, niestety akustyka mieszkania nie pozwalała mi dokładnie usłyszeć o czym mówił. Zresztą jego odpowiedzi to były głównie tak i nie, tak jak się odpowiada szefowi w formacjach mundurowych. Po chwili wrócił.  
– Przerywamy przeszukanie i bardzo przepraszamy pana za najście – powiedział. – Myśleliśmy, że jest pan pełnoletni, wygląda pan dojrzale na swój wiek.  

Policjanci zwinęli się w pośpiechu godnym lepszej sprawy, a po kilku minutach wróciła matka. I tu spotkała mnie ogromna niespodzianka.  
– Siadaj, pogadamy, tylko zrobię kawy, miałam ciężki dzień no i do tego to bydło – pokazała w kierunku mojego pokoju. O czym ona chce gadać? Matka tymczasem przyniosła kawę, o dziwo jedną dla mnie, usiadła i zapaliła papierosa.  
– Krzysiek, to że była rewizja, nie dziwi mnie specjalnie. Chodzisz do szkoły, w której roi się od dilerów narkotyków, ktoś mógł podać twoje nazwisko na przesłuchaniu. Ale mam nadzieję, że nie bierzesz tego świństwa?  
– Skądże – zaprzeczyłem. – Skąd taki pomysł?
– Różne rzeczy młodym przychodzą do głowy. Ja też byłam młoda, tylko wtedy narkotyków w pigułkach czy proszku prawie nie było, był tak zwany kompot, płynny wywar z makówek, który wstrzykiwało się w żyłę. Problem w tym, że oni nie mieli prawa tu wejść bez mojej obecności. Nakaz prokuratora to nie wszystko, miałeś pełne prawo ich nie wpuścić. Poza tym ktoś musi im patrzeć na ręce, skąd wiesz, że ci niczego nie podrzucili? Na przykład te testy ciążowe? – roześmiała się. – Po co ci to?  
– A koleżanka mnie prosiła o załatwienie – było to zgodne z prawdą, tyle że nie wyczerpywało tematu. – Udało się załatwić przez Marka, przecież nikt takiej smarkuli nie sprzeda tego w aptece.  
– I tak podeszła do pierwszego lepszego chłopaka i powiedziała: załatw mi test ciążowy? To się nie trzyma kupy, wybacz – sięgnęła po kolejnego papierosa.  
– Nie pal tyle – upomniałem ją.  
– Zachowuj się odpowiedzialnie, jeszcze masz czas. Na razie robisz wszystko, by sobie złamać życie i wylądować nie na uniwersytecie a w pieluchach, a tego nie chcesz, prawda? Ja rozumiem, że was swędzi, to ten wiek. Ale nawet jak już do czegoś doszło, powinieneś mieć jakieś zabezpieczenie, inaczej test ciążowy nie byłby potrzebny. Ja nie mówię, że nie masz spać z dziewczynami, choć naprawdę byłabym szczęśliwa, gdybyś tego nie robił. Ale rób to z głową. Nie chcę być babcią, przynajmniej na razie...
Byłem w szoku. Podejrzewałem wszystko, awantury, trzęsienie ziemi, zakazy... A tu się okazuje, że nawet rozumieją człowieka. Kochana mama.

Zdaje się, że przegapiłem dobry moment, by powiedzieć matce o moich problemach zdrowotnych. Krew w spermie była dalej, kontrolnie waliłem sobie małego trzy razy dziennie, za każdym razem rezultat był niestety ten sam. W tym momencie zadzwoniła Paulina z kosmiczną awanturą pod tytułem: co z testami ciążowymi i dlaczego jej nawet nie poinformowałem, że nie przyjdę.  
– Podziękuj to twojej przyjaciółce Andżelice, która tym razem była łaskawa nasłać na mnie policję z nakazem rewizji – odpowiedziałem zjadliwie, kiedy już mi pozwoliła dojść do głosu i czekałem na reakcję.  
– Nie gadaj – wyszeptała, zmieniając zupełnie front. – Jesteś na sto procent pewny, że to Andżelika?  
– Na dziewięćdziesiąt dziewięć. Po tym poście na naszej grupie nic mnie nie zdziwi. Paula, otwórz w końcu oczy i popatrz, z kim się przyjaźnisz. Nie widzisz, co ta dziwa odstawia? Ona dla swego ukochanego Mareczka wymordowałaby pół klasy. A ty tylko jej słuchasz i przytakujesz.  
Oczywiście nie byłem pewny, ale jak jechać to z maksymalną szybkością. Tu i tak nikt nikomu nic nie udowodni.  
– Ale przyjdziesz do mnie jutro? – zapytała przymilnie.  
– No pewnie...

Już w łóżku z braku komputera odpaliłem internet w komórce i wpisałem w Google krew w spermie. O dziwo, było nawet sporo stron na ten temat. I tak jak Marek powiedział. od niewinnej hematospermii (Markowi bardzo podobałoby się to słowo) aż po poważne komplikacje jąder. Żadna strona nie sugerowała jednak, że może to mieć jakieś powiązania z chorobami przenoszonymi drogą płciową, poza jedną uwagą, że może stanowić nieswoisty objaw wielu chorób, w tym immunologicznych. Zatem znów stajemy w punkcie wyjścia. Zrezygnowany wyłączyłem telefon i chciałem wykonać badanie w wiadomy sposób, jednak nijak nie mogłem zmusić organu do współpracy. Wisiał sobie obrażony na wszystko. A to co znowu?  

– Pierwszy test pokazał, że nie jestem w ciąży – oświadczyła Paulina wychodząc z toalety. – Ale to nic nie znaczy, będę musiała powtarzać co jakiś czas. jeszcze nie przeczytałam do końca instrukcji.  
Ufff... Jedna rzecz z głowy, oby zaczęły się wyjaśniać następne. Paulina usiadła koło mnie i żebrała wręcz, bym ją objął.  
– Przecież twój ojciec jest w domu – upomniałem ją.  
– I co z tego? On bardzo rzadko tu wchodzi, a jak już to puka. Poza tym jest bardzo zajęty, zagrzebany papierami. Wyjdę do niego wyprzedzająco, skontrolować sytuację.  
Wyniki tej kontroli musiały być pozytywne, bo znów usiadła koło mnie i zaczęła mnie obmacywać. Od piersi, przez brzuch, coraz niżej. Zdecydowałem, że nie będę się rozbierał, zbyt duże ryzyko. Tymczasem Paulina z wolna dochodziła do rozporka. Moja reakcja była prawidłowa, pragnąłem jej dotyku, pragnąłem jej warg na całym ciele, napięcia poprzednich dni spowodowały, że byłem na te pieszczoty bardziej łasy niż dotychczas.
– No pokaż swojego rycerza – to mówiąc wydostała mój członek, który z radości wyskoczył jak sprężyna. Paulina westchnęła i przytuliła się do niego policzkiem. Moje palce w tym czasie penetrowały jej bramę rozkoszy, wilgotną i zapraszającą. Paulina wzdychała coraz głębiej i bardziej namiętnie. Tymczasem mój tułów był nieruchomy jak skała. Jak na wyrok czekałem na moment, kiedy przyjdzie moment spełnienia i wszystko wokół pokryje się czerwoną cieczą. Paulina tymczasem ssała łapczywie końcówkę , omiatając ją wilgotnym jęzorem. Robiła to inaczej niż Andżelika, mniej perwersyjnie, bardziej naturalnie i nawet nie poczułem momentu, kiedy moje ciało zaczęło dygotać coraz bardziej. Jej zresztą również, bo trafiłem na to miejsce dające najwięcej ulotnego szczęścia. Jeszcze, zaraz, za chwilę...

Dziękuję za lekturę, następny odcinek chyba w środę. I powoli cała opowieść się kończy, bo trochę się rozpędziłem i powstała z tego opera mydlana – 22, 23 odcinki starczy. Proszę o uwagi.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3629 słów i 20745 znaków, zaktualizował 25 lut 2023.

5 komentarzy

 
  • trujnik

    Dziękuję za miłe słowa, cie wiem, czy zasłużyłem ;) Jednocześnie proszę, napiszcie, co wam się nie podoba – po zakończeniu ta powiastka będzie trochę przerobiona i osiągalna w formie e-booka (już jest, ale tam są tylko bieżące odcinki, bez zmian na razie) .

    26 lut 2023

  • Xe

    Kolejne złoto

    26 lut 2023

  • Gazda

    Nie pieprz wierszy bo dziś nie pierwszy 😂😂
    To żadna opera mydlana.
    Dajesz dalej 👍

    25 lut 2023

  • trujnik

    @Gazda Wiesz, że to się da ciągnąć w nieskończoność? Jak Matysiakowie :D czy The Archers.

    25 lut 2023

  • elninio1972

    Policja ... Prostytutki ... To kryminał jakiś ;) dawaj resztę, bo ciekawe jakie jeszcze pomysły ma autor

    25 lut 2023

  • trujnik

    @elninio1972 całą masę :) A tak prawdę mówiąc opisuję typowe zagrożenia, jakie czyhają na człowieka nierozsądnie podejmującego życie płciowe... Nie będzie tylko narkotyków, bo się zupełnie na tym nie znam. Alkohol – zobaczymy. Poza tym chciałem tylko napisać porządne czytadło, w którym byłoby coś więcej niż ruchańsko.

    25 lut 2023

  • elninio1972

    @trujnik i udało się. Mało powieści z seksem, gdzie nie on jest wątkiem przewodnim - przynajmniej nie nachalnie - tylko przygody bohatera wciągają

    25 lut 2023

  • TomoiMery

    oj tam jakie wystarczą dajesz więcej 👍👍👍👍

    25 lut 2023