Przypadki Krzysia (17) Zdjęcie prawdę ci powie

– Poczekaj – poprosiłem ją. – Zanim zaczniesz mi opowiadać, powiedz przynajmniej, czy jesteśmy tu bezpieczni. Prawdę mówiąc, trochę się boję, to wszystko jest takie... niesamowite. Sam nie wiem...
– Tu tak – odpowiedziała spokojnie Kinga. – Poza Wrocławiem mnie nie ruszają. Mam ciotkę w Strzeblowie, tu się prześpię. choć już dawali mi do zrozumienia, że wiedzą, gdzie jestem, jak nie ma mnie w mieście.  
Kinga mimo wszystko była spokojna, a jej twarz miała wyjątkowo łagodne rysy, dodatkowo atrakcyjne w półmroku sali. Dlaczego znalazłem się z nią tu w takich okolicznościach? Spotkanie z najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem było obdarte z romantyczności, a przypominało raczej sceny z horrorów.  
– Zacznij od początku – poprosiłem. Prostytutką przecież nie zostaje się pod wpływem chwilowej decyzji, typu "od jutra zacznę się kurwić". Żadna kobieta, która ma odrobinę przyzwoitości w sobie nie stanie ni z tego ni z owego pod latarnią, bo taki właśnie ma kaprys.  
– Tak naprawdę zaczęło się od rozwodu rodziców. Opuścił nas ojciec, jedyna osoba, która w tej rodzinie zarabiała pieniądze. Z dnia na dzień z rodziny zamożnej staliśmy się rodziną niemogącą powiązać końca z końcem. Pożyczałam pieniądze od kolegów, wiesz, na kosmetyki, czasem na lepszy ciuch, bo naprawdę nie miałam się w co ubrać.  
– Co to byli za koledzy? – zapytałem. Wątpię, czy pożyczyłbym nawet pięknej dziewczynie stówę w mojej sytuacji. Jak twierdzi pewien Jarosław, jeśli ktoś ma pieniądze, skądś musi je mieć. Marek ma od rodziców prowadzących trzy spore biznesy. A oni?  
– Tacy jedni – odpowiedziała beznamiętnie. – Koledzy moich kolegów ze szkoły, głównie podstawowej, Początkowo dziwiłam się, że nie upominają się o zwrot, jakby mieli jakiś nielegalny dostęp do banku. Na dodatek jeden zaczął ze mną kręcić i powiedział, że wszystkie moje długi bierze na siebie. Ja wtedy miałam szesnaście lat, on dziewiętnaście. Byłam w nim zakochana wręcz do szaleństwa, przynajmniej tak mi się wydawało. Z nim miałam mój pierwszy raz, hotel Grand w Sopocie, mówi ci to coś? Miał pieniądze i miał gest. Był czuły i opiekuńczy, dbał o mnie, a mnie to ogromnie to imponowało. No i jego pieniądze. Kiedy zapytałam, skąd je ma, wzruszał ramionami. Mówił, że ma biznes. Jakiś czas później pojechaliśmy do Poznania. I tu był haczyk, jechaliśmy z jego kumplem. Tego wyjazdu nie pamiętam zbyt dokładnie, po prostu się upiłam i urwał mi się film. Jakiś czas później Tomek, bo tak ten mój się nazywał, mimochodem zapytał, czy nie chcę obejrzeć zdjęć z Poznania. To co tam zobaczyłam...
Kinga przerwała, a jej oczy pokryły się łzami. Widać było, że ta scena stoi jej przed oczyma, przez jej ciało przebiegały dreszcze.  
– Na tych zdjęciach spałam z kilkoma osobami, zdaje się, że to się nazywa seks zbiorowy. Chcesz zobaczyć?  
Ja wiem, czy chciałem? Na wszelki wypadek kiwnąłem głową, nie chciałem na razie nic tracić w jej oczach.  
– Domyślam się, że te zdjęcia są dość drastyczne. Czy naprawdę chcesz mi je pokazać?  
Kinga lekko, prawie niewidocznie skinęła głową.  
– Tak, chcę. Wiesz, jesteś pierwszym, z którym rozmawiam na te tematy. Już wtedy, w tej kawiarence, wydawałeś mi się godnym zaufania. Poza tym ciebie praktycznie nie znam, a jednak łatwiej jest o takich rzeczach mówić komuś, z kim nie przeżyłeś pół życia i kto się do ciebie nie zrazi. Sorry, Krzysiek, gdybyś teraz odwrócił się na pięcie i sobie poszedł, nie byłaby to zbyt wielka strata. Gorzej, gdy pokazałabym to kumpeli, z którą przyjaźnię się od dzieciństwa, która ma o mnie zupełnie inne wyobrażenia. A już pokazanie czegoś takiego znajomemu facetowi jest absolutnie niemożliwe...  
Był w tym jakiś sens, choć gdybym to ja był w tarapatach, najpierw poszedłbym z tym do Marka właśnie dlatego, że jest moim najbliższym kumplem i na pewno by coś poradził. No ale niezbadane są drogi damskiej logiki. Albo damska przyjaźń opiera się zupełnie na czym innym.  
– To pokaż – powiedziałem wzdychając ciężko. Konga pogrzebała w komórce i podała mi telefon.  
– Poprzesuwaj sobie – poleciła.  
Z każdym oglądanym zdjęciem robiło mi się coraz słabiej. Na jednym z przodu ruchał ją jakiś gostek, z tyłu potworny bydlak zapinał ją w odbyt, a jeszcze inny wpychał jej swoją stojącą parówę w usta. Na innym wszyscy trzej spuszczali się na jej brzuch. Było jeszcze kilka innych, które naprawdę ciężko opisać. Straciłem ochotę nawet na herbatę. Ja, który lubi seks jak koń Renaty Beger owies, a kurwiki w oczach rozpalają moją duszę. Tego było zdecydowanie za wiele.  
– Przepraszam – powiedziałem cicho, oddając jej komórkę. – I naprawdę nic z tego nie pamiętasz?
– Nic a nic – zapewniła mnie. – Obudziłam się rano z potwornym bólem głowy, pół poranka wymiotowałam w łazience. Tomek upierał się, że czymś się zatrułam. Ale czym? Jedliśmy to samo, duży talerz teksańsko-meksykański na mieście. Ostre ale smaczne. I on czuł się świetnie, a ja wręcz przeciwnie...
– To proste, podali ci tak zwaną pigułkę gwałtu albo podobne świństwo. Chyba słyszałaś o czymś takim...
Kinga skinęła głową i w tym momencie zamarła na chwilę. W drzwiach kawiarni stanął wysoki mężczyzna, barczysty, może dwudziestopięcioletni. Dziewczyna zadrżała, ale spokojnie, powoli wracała do siebie.  
– Ja tak reaguję na każdego faceta – tłumaczyła się. – No ale wracajmy do opowieści, choć dużo już tego nie ma. Zagrozili, że te zdjęcia będzie oglądała cała Polska, jeśli nie zacznę z nimi współpracować. Jeden z nich miał do dyspozycji całe puste mieszkanie i tam mi przyprowadzali swoich klientów. Nie mam pojęcia skąd ich brali, a to nie byli zwykli ludzie. Cudzoziemcy, biznesmeni, czasem zachowujący się jak najgorsze zwierzęta, a ja musiałem spełnić ich wszystkie wymagania. Nawet nie wiem, czy wiesz, jak to poniża. Niektórych nie mogłam nawet zmusić do kąpieli przed stosunkiem...
– No dobra, a gdybyś odmówiła? – zapytałem. Coś mi tu nie grało. Przecież, do cholery, to miasto ma prawie siedemset tysięcy ludzi.  
– A jak? Czekaliby pod szkołą, pod domem, gdziekolwiek. Tak zresztą robili. Śledzili mnie na mieście i robią do tej pory, bym się broń Boże z nikim nie kontaktowała. Przecież oni ciebie w tej knajpce dokładnie obfotografowali.  
– I znają mój numer telefonu? – zapytałem z lekkim przerażeniem. Kinga nagle uśmiechnęła się, coś zupełnie niespotykanego w tych okolicznościach.  
– Nie, oni nie wiedzą, że mam dwa telefony. Ten drugi nie dzwoni, tylko jest na wibratorze, mała szansa, że wpadnę. Ty masz właśnie ten numer. Nie, aż tak nie dałam się zniewolić.  
– No dobrze, wszystko rozumiem, ale w czym ci mam pomóc? – zapytałem zdziwiony, bo zupełnie nie miałem pojęcia, jak się za to zabrać. To była robota dla policji, a nie dla mnie. Ja raczej nadstawiałem swoją głowę pod topór.  
– Będę potrzebowała zniknąć za jakieś dwa tygodnie na cały weekend. Przyjeżdża ten ich szef z Poznania, już dzwonił i pytał się, czy będzie jego laleczka, bydlak. Nie mogę być poza miastem, boję się narażać moje koleżanki, które te bydlaki znają, z tego okresu, kiedy Marek był po prostu moim chłopakiem. Wprowadziłam jego w moje kręgi, czego teraz strasznie żałuję. Oni wszyscy są spaleni. Ciebie w sumie nie znają, nie wiedzą na twój temat nic.
Popatrzyłem za okno, powoli szarzało. Moja matka nie miała pojęcia, co się ze mną dzieje. Marek przysłał mi ponaglającego esemesa, bo oczywiście zupełnie się zapomniałem.  
– Postaram się coś wymyślić, ale niczego nie obiecuję. Musiałbym najpierw porozmawiać z kilkoma osobami – powiedziałem ostrożnie. Oczywiście miałem na myśli Marka. Powinien się zgodzić, zwłaszcza że ona wyraźnie mówiła o weekendzie. – Dam ci odpowiedź w przyszłym tygodniu, dobrze?  
Wydawało mi się, że odetchnęła z ulgą i głęboko odetchnęła. Tymczasem mnie śpieszyło się coraz bardziej...
– Muszę się zbierać – powiedziałem stanowczo.  
– Odprowadzisz mnie do Strzeblowa? – zapytała rozbrajającym głosem. – Boję się sama iść przez las, a ty będziesz tam miał stację kolejową Sobótka Zachodnia. Zbyt wiele drogi nie nadłożysz, znam te kąty na pamięć.  

Szliśmy w milczeniu szeroką piaszczystą drogą leśną. Nie wiem, co mi przyszło do głowy, objąłem ją, nie protestowała. Moja ręka ściskała jej ciepłą kibić ukrytą pod płaszczem. Po chwili zaczęła błądzić dalej, zupełnie bez konsekwencji. Zastanawiałem się, do jakiego momentu mogę się posunąć.  
– Zawsze wiedziałam, że każdy facet to świntuch – roześmiała się, gdy głaskałem jej pępek. – Ale ja wzięłam pod uwagę wszystko, więc nie musisz się krępować.  
Odczytałem to jak pozwolenie. Już po minucie całowaliśmy się namiętnie. Może Jola umiała całować, Paulina pod tym względem była w trzeciej lidze, ale Kinga to naprawdę ekstraklasa. Każde jej muśnięcie językiem powodowało ciarki na plecach. Byłem coraz bardziej napalony. Tylko czy mogę sobie pozwolić na wszystko? A jak to była jakaś pułapka? Mój mały szalał, przyciskałem ją coraz mocniej i naprawdę niewiele brakowało, bym pokonał ostateczną granicę. Nagle, jak za uderzeniem błyskawicy, przyszło opamiętanie. Ja nie jestem bezpieczny, a co dopiero ona? przecież ja nie wiem, co ona robiła z tymi facetami, jak i czy w ogóle była zabezpieczona.  
– Co się stało? – zapytała zaskoczona tą rejteradą.  
– Nic, musimy iść – odpowiedziałem. – Ja naprawdę nie mogę przegapić tego pociągu... Już i bez tego mam problemy.  

– O której to się wraca – przywitała mnie matka. – Nie masz za grosz przyzwoitości. Ty myślisz, że ja będę wszystko sama robiła w tym domu? Naprawdę?  
– Przepraszam – wyjąkałem. Było w pół do dziewiątej, zawsze wracałem najwyżej o piątej.  
– Już nie wnikam w to, gdzie byłeś...
– ...ale z chęcią bym się dowiedziała – dodałem w myślach.  
– ...ale kiedy ty odrobisz lekcje? Nie będę cię karała, ale żeby to mi było ostatni raz!
Jeszcze raz przeprosiłem i poszedłem do pokoju. Myślałem, że będzie gorzej, szczerze mówiąc. Tylko jaką karę może mi wyznaczyć? najbardziej zabolałby mnie zakaz spędzania weekendów u Marka, ale tego właśnie nie zrobi. Doskonale wie, że właśnie wtedy się uczymy, a poza tym przejęła się tym wypadkiem Marka nawet bardziej niż ja i nawet pytała się, czy nie muszę zostać u niego dłużej. Cóż, trzeba odrobić te lekcje, dużo tego nie było, ale trzeba się dowiedzieć, co było na tych lekcjach, które opuściłem, bo ratowałem grzeszne dziewczęta w górach. No, większych pagórkach.  

Włączyłem komputer, licząc na to, że dorwę kogoś na czacie i dowiem się, co było na lekcjach. Marek z oczywistych względów odpadał. Nasza klasa miała dwa profile na facebooku, jeden oficjalny, na którym komunikujemy się z nauczycielami i drugi tajny, ale za to o wiele weselszy, z plotkami i tymi rzeczami, które nie przeszłyby na oficjalnym. Bardzo rzadko bywałem na tym drugim, nawet nie znałem wszystkich nicków, bo po co? Generalnie byłem na uboczu tej klasy, zresztą przyszedłem do niej później z uwagi na tamtą sytuację z Jolą. Na tablicy, na samej górze, był wrzut kogoś o nicku "Dobrze poinformowany". "Patrzcie, jak niektórzy się bawią" – przeczytałem. Pod spodem był link do jakiejś strony, której adresu zupełnie nie kojarzyłem. Z czystej ciekawości kliknąłem. Link prowadził do zrzutów ekranu z jakiejś aplikacji. Był tam profil, który ozdabiało moje zdjęcie, imię, nazwisko, a także sporo informacji, jak również ta, że lubię młodych, pulchnych chłopców. Kilka minut googlowania i okazało się, że to jakiś czat dla polskich gejów. Cholera... Zrobiło mi się słabo. Kto jest adminem tej naszej strony? Nawet tego nie wiedziałem. W szkole nie doniosę, bo jeszcze bardziej się ośmieszę. Dalej uważałem, że to ma coś wspólnego z Andżeliką.  

– Admin na naszym profilu? Andżelika – odpowiedział mi Marek, a było to pierwsze pytanie, jakie mu zadałem, kiedy zlądowałem na Wojnowie. Zakląłem siarczyście.
– Niepotrzebnie się tym przejmujesz – uspokajał mnie Marek, kiedy zacząłem kipieć złością.  – Ty łosiu w ogóle za bardzo się przejmujesz. A w ogóle mam coś dla ciebie, schowaj to – podał mi niewielką paczkę w opakowaniu firmowym z apteki. Nie musiałem się za bardzo domyślać, co to jest. Oczywiście testy ciążowe dla Pauliny.  
– Marek, ozłocę cię – powiedziałem. Paulina o te testy nagabywała mnie mocno już od dwóch dni. Poinformuję ją, że dostanie je w poniedziałek.  
– Nie musisz, ale pomożesz mi, bo mam problem.  
– Co, znów nie możesz sobie zwalić? – zdziwiłem się. – Ale to nie teraz, może wieczorem...
– Nie, to nie to. Otóż Orvokki wysłała mi zdjęcie, no wiesz, jakie. Takie bardziej odważne. Nie pokażę – zaznaczył nad wyraz poważnie. – I prosi o skromny rewanżyk...  
– Naprawdę wiedziałeś jak jest skromny rewanżyk w tym strasznym języku? – zainteresowałem się.  
– Ty sobie żartujesz, a dla mnie to jest problem. Ja naprawdę wstydzę się jej wysłać nudesa. Nie z tą tuszą, ja wyglądam jak niedźwiedź. Może w ubraniu nie wyglądam najgorzej, ale na golasa? Poza tym jak go zrobię?  
– Jak już cię o to poprosiła, to znaczy, że wcale się nie przerazi, nie masz co panikować. Postawisz sobie parówę i zrobię ci na tej dmuchanej lalce do ruchania, nareszcie się na coś przyda.  
Marek obrzucił mnie morderczym spojrzeniem.  
– Ty naprawdę chcesz oglądać ten gips z bliska. Po pierwsze, nigdy nie pokażę dziewczynie zdjęcia ze stojącym fiutem. Zawsze się trafi jakiś "dobrze poinformowany"...
– W Finlandii? – zdziwiłem się.  
– A jak ktoś przypadkiem znajdzie mi w telefonie? Różne rzeczy bywają. Krzysiu, ja nie wiem, co ty myślisz, ale ja doceniam nagość i intymność w łóżku i tam mogę pokazać moją fujarę. Ale na zdjęciu? Wykluczone.  
Akurat jego fujara to jest coś, co jego stwórcy wyszło zdecydowanie najlepiej, łącznie z jądrami. No i pyszczek ma naprawdę sympatyczny, taki dobroduszny, kształtny choć okrągły. Ale reszta tylko dla koneserów.  
– Poza tym jest jeszcze jeden problem, taki wiesz... Jak mi nie stoi, to jest malutki, prawie wciśnięty w ciało, wyglądam, jakbym nie miał parówy w ogóle, zresztą wiesz, widziałeś mnie masę razy. Jak ja mogę się jej tak pokazać?  
No tak, gdy w grę wchodzi walka płci, to ta oręż jest najważniejsza. Każdy facet chce się podobać, a czym innym zaszpanować, jak się jest nago? Muskułów Marek nie ma, brzuszek też ponad miarę.  
– Wiesz co? Przecież kutasa można wydłużyć, jest taki moment, kiedy już jest nabrzmiały a jeszcze nie sterczy. Po prostu napompujesz go sobie albo ja ci to zrobię i będziesz miał co trzeba i na swoim miejscu. To co, strzelamy sesyjkę?  

Poszliśmy do kuchni, bo uznałem że zdjęcia pośród garnków, talerzy i kuchenki będą atrakcyjne. Poza tym kuchnia jest w tym domu najładniej urządzonym miejscem, bogatym ale dalej gustownym.  
– Dobra, to rozbierz się i zacznij smażyć jajecznicę albo coś podobnego – poleciłem mu.  
– Z tym gipsem? – zdziwił się Marek.  
– Przecież ona wie, że masz coś z ręką i nie będzie wybrzydzać. Inaczej nie jest ciebie warta.  
– No dobra – zgodził się Marek. Tak, jak było mówione, powiększyliśmy mu narząd do tego stopnia, że wyglądał już apetycznie, a jeszcze nie wulgarnie.  
– Tylko nie wciskaj jąder między nogi – poleciłem. – Ta twoja Orvokki musi widzieć, że idealnie nadajesz się do roli reproduktora. A jednocześnie, że jesteś niewinny jak ta lilia biała...  
Poszedłem naszykować kamerę, oczywiście Markową, dobrego Nikkona. Już na schodach usłyszałem krzyk Marka, przyśpieszyłem i wręcz jak bomba wpadłem do kuchni. Marek siedział na krześle i masował brzuch.
– Aleś wymyślił, pryska ten olej jak cholera.  
– Siusiak cały?  
– Przestań żartować, już mi się odechciewa tej zabawy.  
– To załóż fartuszek, sfotografuję cię od tyłu, klejnotów co prawda nie będzie widać, ale pupcię i owszem. I to seksownie wystającą poza brzegi fartuszka.  
– Spadaj – zgasił mnie Marek. – Łosiu, czy ty nie widzisz, że ja jestem tłusty? To że tobie to nie przeszkadza, to nie znaczy, że każdy tak ma. Ja chcę, żebym jej się spodobał, a ty proponujesz mi pokazać moją najgorszą część ciała. Wypchaj się z taką współpracą...
Po raz pierwszy widziałem Marka, tę oazę spokoju, wściekłego. Podszedłem do niego i pogłaskałem po włosach. Nie oponował. Uklęknąłem i zacząłem masować jego brzuch. Ciepły, miękki, ale nie miałem z tym problemu, jako też z płcią macanego.  
– No dobra – uspokoił się Marek.  
Zrobiłem mu kilkanaście zdjęć, ale czegoś w nich brakowało. Wyglądały bardzo sztucznie i na pewno nie zaimponowałyby żadnej dziewczynie. Nawet ja, który ciało Marka akceptuje bez zastrzeżeń, musiałem stwierdzić, że wyszedł na nich fatalnie. Nie chciałem mu tego powiedzieć wprost, mając na uwadze ogromne kompleksy, które właśnie pokazał.

– Wiesz co? Najprostsze rozwiązanie nie wpadło nam do głowy. Przecież Finowie uwielbiają saunę. Po prostu zrobi się zdjęcie w saunie, rozłożysz się na ręczniku, będziesz naturalnie nagi i przynajmniej te zdjęcia nie będą wyglądały jak z pornola. Tym bardziej dla Fina.  
Posępna twarz Marka nagle się rozjaśniła.  
– Trzeba ci przyznać, że nie wszystkie twoje pomysły są chore. No dobra, to zabieramy się do roboty, to nie ty jesteś nagi i zgrzytasz zębami z zimna – popędził mnie. – Włącz saunę. A ja zjem tę jajecznicę, co ma się marnować.  
Ułożyłem Marka na górnej półce, wspólnymi siłami podpompowaliśmy mu siusiaka tak, że zwisał malowniczo, dotykając ręcznika i cyknąłem mu kilka fotek. Trzeba przyznać, że były najlepsze, naturalne, bez wyuzdania, a Marek był na nich po prostu sobą, nawet gips udało się gdzieś schować.  
– To co, wysyłaj – ponagliłem go.  
– Boję się – przyznał Marek. – Za kilka minut stracę pierwszą dziewczynę, która naprawdę mi się podoba.  
– Teraz ty panikujesz. Moim zdaniem zdjęcie jest genialne, a ona właśnie o takie prosiła, prawda? Jak ci się jej nie spodobasz, bo ciągle jest taka możliwość, to trudno, na innych zdjęciach spodobałbyś się jeszcze mniej. No wyślij!
Siadłem koło niego jak kat. Marek drżącymi rękami odpalił swoją komórkę i wzdychając głęboko nacisnął odpowiednie miejsce. Dwa piki zakończyły operację. Nie minęło kilkanaście sekund, jak jego komórka zapipała znów.  
– Nie przeczytam tego – upierał się Marek.  
– Tak to ty żadnej dupy nie poderwiesz – zezłościłem się na niego. Marek popatrzył na mnie dziwnie i z ciężkim sercem odczytał wiadomość.  
– I co pisze? – zniecierpliwiłem się, widząc jego nieprzeniknioną minę.  
– Że jestem śliczny. Nie wiem, nabija się ze mnie czy pisze prawdę... Jak myślisz?  
Powiedzieć mu, czy nie?  
– Marek, daj sobie spokój bo dorobisz się zawału przed dwudziestką. Ja też myślę, że jesteś ładnym chłopakiem, który naczytał się bzdur o fat shaming na lewicowych portalach...  
– Naprawdę tak myślisz?
– Naprawdę młotku. Inaczej wiele rzeczy, które zrobiliśmy, nie byłoby możliwych...

Teraz pozostała najważniejsza rzecz, rozliczyć się z Andżeliką. W moim pomyśle Marek grał najważniejszą rolę, ale bałem się mu powiedzieć, co wymyśliłem. Zwłaszcza dziś, kiedy odkryłem jego drugą duszę. Ale cóż, trzeba jechać z tym koksem...
– Marek, mam pomysł na Andżelikę. Słuchaj...

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3569 słów i 20264 znaków, zaktualizował 23 lut 2023.

4 komentarze

 
  • eksperymentujacy

    Śmiało dalej !

    23 lut 2023

  • TomoiMery

    Więcej chcemy więcej 👍👍

    23 lut 2023

  • elninio1972

    Nieźle :)

    22 lut 2023

  • Xe

    No doczekałem się

    22 lut 2023