Przypadki Krzysia (16) Pętla się zaciska

– Test ciążowy zrobiłaś? – zapytałem nieco ściszonym głosem, rozglądając się uważnie dokoła. Jola była pochłonięta rozmową z Markiem, nie powinna nic słyszeć.  
– Zwariowałeś? – fuknęła Paulina. – Kto szesnastolatce, nawet nie, sprzeda test ciążowy w aptece? Może mam jeszcze mamę do tego wysłać? Myślisz ty w ogóle?
No fajnie, teraz mam już dwa testy do załatwienia. Chyba poderwę jakąś laborantkę w szpitalu, inaczej czarno to widzę.  
– Coś się wymyśli – zbyłem ją. – Skontaktuję się z tobą, jak wrócę do Wrocławia, dobra? Na razie Marek rozwala pierogi na talerzu.  
– Czy to prawda, że Marek poderwał jakąś laskę na nartach? – zapytała z zaciekawieniem. Widać zatrzymana miesiączka nie była największym z jej zmartwień. – Opowiesz?  
– Paulina, zmiłuj się, nie teraz. I nie słuchaj wszystkiego, co powie Andżelika, bo wylęgną ci się glizdy na mózgu. Już chyba zaczęły...
– Potwór – powiedziała Paulina śmiejąc się i nareszcie udało mi się od niej odczepić. Ale jak tu jej nie lubić?

Ustaliliśmy, że odwiozę Marka do domu ze stacji i spędzę z nim następną noc, bo jego rodzice jak zwykle wracali w poniedziałek rano, a musiał ktoś go nakarmić, wykąpać i tak dalej. Na opiekuna kalek to ja się średnio nadaję, ale tym razem wyjątkowo mi to pasowało, bo pewnie za dużo bym myślał o tym, co mi powiedziała Paulina. Miałem wrażenie, że idę po jakimś grząskim bagnie i wszystko wokół mnie się zapada, zresztą śniło mi się to pewnej nocy. Ustaliliśmy, że rozmowę z matką odbędzie Jola, która była bardzo przychylna temu rozwiązaniu. Matka wyznaje święty kult nauczyciela, zawsze mnie to wkurzało, ale tym razem było mi wyjątkowo na rękę. Bywały sytuacje, jeszcze w podstawówce, że wracała z wywiadówki i mówiła: wybiliście okno w klasie i będę cię musiała ukarać. Nic to, że akurat leżałem w łóżku z gorączką, kara musiała być. Dlatego od razu wiedziałem, że się zgodzi na dzień lub dwa u Marka.  

Wbrew sugestiom Joli, która była gotowa nawet zapłacić, z dworca pojechaliśmy kolejką miejską, a nie taksówką. Trochę było szarpania się z plecakiem Marka, bo raczej nie mógł go nosić na plecach, ale udało nam się jakoś przejść ten kilometr z Wojnowa Wschodniego do jego willi, ciemnej, chłodnej i wyglądającej wyjątkowo nieprzyjaźnie.  
– Zjadłbym coś. Usmażysz mi jajecznicę? Na kolację zamówimy sobie coś z miasta. Nie chce mi się czekać.  
Weszliśmy do kuchni, Marek włączył telewizor, a ja zabrałem się do pichcenia. Leciały właśnie dolnośląskie aktualności.  
Dolnośląska medycyna poniosła dziś poważną i niepowetowaną stratę. W wieku 54 lat zmarł znany wrocławski endokrynolog, doktor... Przyczyna śmierci na razie nieznana... – poinformował telewizor. Tknięty złym przeczuciem odwróciłem się i rzuciłem okiem na ekran. I zamarłem. Na ekranie był mój doktor, ten sam, z którym ujeżdżaliśmy Jolę w nadbajkalskich krzakach i ten sam, który miał mi załatwić test na HIV. Testu nie będzie – była moja pierwsza reakcja.  
– Patrz, to ten – rzuciłem Markowi, który siedział przy stole czekając na obiecaną jajówę.  
– Kto ten? – nie rozumiał Marek.
– No ten od testu. Teraz to mam dopiero problem...  
Usiadłem załamany przy stole. Ostry zapach za mocno przygrzanego masła rozchodził się po kuchni. Ale było mi w tym momencie wszystko dokładnie obojętne. Skąd teraz wezmę test?  
– Spalisz mi tę jajecznicę – upomniał mnie Marek. Dopiero to mnie nieco otrzeźwiło, z najwyższym trudem zwlokłem się z miejsca i dokończyłem smażenie. Jajecznica wyglądała na mocno zmaltretowaną, ale Marek się tylko roześmiał i strzelił mnie przyjacielsko z gipsu w głowę.  
– W Hiltonie to ty pracować nie będziesz, łosiu. I nie łam się tak, coś się wymyśli. Test ciążowy to może nawet Gizela kupić, przyjeżdża na jakąś sesję, dam jej pieniądze i wyślę do apteki. To nie problem. Gorzej z tym na HIV, nie mogę jej tak po prostu powiedzieć, to jednak kuzynka i może wszystko roznieść. W naszej rodzinie takie historie roznoszą się bardzo szybko. Ojciec by mnie zabił i to nie za moje przewinienia...
Pocieszył mnie niestety tylko częściowo, cały posiłek siedziałem wpatrując się bezmyślnie w cukierniczkę na stole, a łzy same nadciągały mi do oczu. Tymczasem Marek skończył posiłek i zdecydowanym ruchem, wraz z ostrym szurnięciem krzesła wstał od stołu.  
– Wstań – zakomenderował.  
– Daj spokój, nie teraz.  
– Wstań, mówię. Podejdź do mnie.
O co mu chodzi? Ale jakoś podszedłem na glinianych nogach.  
– A teraz przytul się do mnie.  
Oszalał? Ale był tak śmiertelnie poważny, że nie stawiałem oporu. Marek przycisnął mnie do siebie ręką z gipsem, drugą położył na głowie i przycisnął mocno do siebie. Nasze ciała stykały się na całej długości. Co to za pedalski wymysł? Ale nie było mi źle, wręcz przeciwnie. Oddychał blisko mojego ucha, sapał prawie, ale nie przeszkadzało mi to. Jakieś nieznane ciepło zaczęło się rozlewać po moim ciele. Dziwne, tak czułem się może raz z Jolą, nigdy z Pauliną, w tym drugim przypadku to była zwykła żądza ciała, chodziło tylko o to bym zamoczył. Ale nie tu. Czułem po prostu bliskość drugiej osoby, która zrobi wszystko, by mi pomóc. Marek jest nieco pulchny i ta miękkość działała na mnie dodatkowo. Nawet nie zauważyłem, jak zaczął głaskać moje uszy. Niby powinienem się mu teraz wyrwać, to już przekraczało pewne granice ale... Nie mogłem się ruszyć.  
– A teraz usiądź i przestań się mazać.  

– Przydałoby się cię wykąpać – zauważyłem zaraz po jedzeniu. – Nie kąpiesz się już czwarty dzień, a mamy spać razem.  
– Masz rację – zgodził się – ale nie w saunie, bo ręka mi się będzie pocić i cholera wie, co będzie dalej.  
Nastawiłem bojler, wniosłem plecaki na górę i zacząłem myśleć, jakby mu zabezpieczyć tę rękę. Marek znalazł jakieś nieużywane worki na śmieci i gumki recepturki, po dziesięciu minutach był już gotowy, a opatrunek odpowiednio zabezpieczony. Rozebrałem się i wskoczyliśmy pod prysznic. Właśnie myłem mu jego ogromne, ciężkie jądra, kiedy zadzwonił telefon.  
– Poczekaj – rzuciłem.  
Popatrzyłem na wyświetlacz. To była Kinga. Zrobiło mi się lekko gorąco. Obiecałem jej, że zadzwonię następnego dnia, ale sytuacja z Markiem zlasowała mi pamięć. O cholera...
– Dobrze, że odebrałeś – przywitała mnie chłodno. – Już się bałam...  
– Byłem bardzo zajęty – odpowiedziałem i wyszedłem z łazienki, bo szelest prysznica zakłócał mi rozmowę, a telefon zaczynał pokrywać się kroplami wody.  
– Wystąpiły pewne obstrukcje – powiedziałem, używając modnego ostatnio wyrazu. A niech wie, że się rozwijam.  
– Będziesz musiał mi pomóc.
A skąd taka pewność? Czyżby wiedziała, że ona mi się podoba? A może ona ma taki zwyczaj uwodzenia mężczyzn? Tak czy owak, wydało mi się to podejrzane.  
– Może...  
– Słuchaj mnie uważnie. Nie mogę rozmawiać przez telefon, nie mogę się spotkać z tobą na mieście. W środę wsiądź do pierwszego popołudniowego pociągu do Świdnicy, ale nie na Głównym, najlepiej na Wojszycach i pojedź do stacji Sobótka. Tam idź czerwonym szlakiem aż do schroniska na dole, weź coś do picia i po prostu czekaj.  
– Krzysiek! – zawył Marek spod prysznica.  
– Zwariowałaś? Ja mam lekcje. Wykluczone.  
– Nie możesz się urwać? Naprawdę myślałam, że jesteś bystrzejszy.
Bystrzejszy to ja jestem, kiedy mi na czymś zależy. A tutaj... To wszystko jakoś źle mi pachniało. A jak w tej Sobótce rzuci się na mnie banda jakichś żuli i obije mi mordę? Po tamtym wieczorze nie takie znów niemożliwe.  
– Krzysiek! – Marek zawył tym razem głośniej.  
– Ktoś to słyszy? – zaniepokoiła się Kinga.  
– Nie, kumpel jest pod prysznicem i pewnie chce ręcznika. Muszę kończyć – powiedziałem, bo zaczęło mi być zimno i prawie cały pokryłem się gęsią skórką. Nie ma takiej okoliczności, która mogłaby powodować przeziębienie.  
– To bądź koniecznie – zakończyła i rozłączyła się natychmiast.  
– No nareszcie, łosiu – przywitał mnie Marek. – Jeszcze chwila to woda by mi oderwała siusiaka. Coś się stało?  
– Później ci opowiem – powiedziałem i z lubością zanurzyłem się pod gorącym prysznicem.  

– Najgorsze, że nie skończę tego modelu na konkurs – zżymał się Marek, kiedy byliśmy już na górze. – Miałeś mi powiedzieć, co się stało – przypomniał. Opowiedziałem mu całą historię, którą do tej pory znał tylko w urywkach. Słuchał z rosnącym zainteresowaniem.  
– No nie wiem – ocenił, kiedy skończyłem. – Zależy czy chcesz tę panienkę poderwać czy zależy ci, żeby jej pomóc. To wszystko brzmi poważnie i, powiedziałbym, dość niesamowicie. To chyba nie jest podryw, takie rzeczy robi się inaczej...
– ...odezwał się specjalista – dokończyłem za niego złośliwie.  
– Ty mi tu nie plumkaj. Złapała rybka haczyk? Złapała. Ja naprawdę pojadę do tej Finlandii na wakacje. Starzy nie powinni mieć nic przeciw. Natomiast co do twojego wyjazdu, zrobimy tak. Będziesz mi tego dnia wysyłał esemesy co dziesięć, piętnaście minut.  
– A jak nie wyślę? A jak się coś stanie?
– Po godzinę powiadomię policję i nie będę owijał niczego w bawełnę. Jest taki jeden policjant, który pracuje w komendzie miejskiej, aspirant Obora się nazywa. Dobry kolega mojej mamy, czasami tu bywa i mnie lubi, ja go zresztą też, a znam go od dziecka. Nie będę dzwonił na sto dwanaście, ale bezpośrednio do niego. Przynajmniej mam pewność, że potraktuje mnie poważnie.  
Brzmiało to rozsądnie, choć akurat policji wolałem w to nie mieszać. Nie mam do nich zaufania, politycznie jestem po drugiej stronie, tak zresztą jak Marek, który święcie wyznaje zasadę ośmiu gwiazdek. Dobrze, że przynajmniej jest jakaś ochrona...

W poniedziałek w szkole miał miejsce dość dziwny przypadek. Jest taka dziewczyna w klasie, Mirka, filigranowa blondynka, taka trochę na uboczu. Nie angażuje się w klasowe przepychanki, nie słyszałem by plotkowała. Weszliśmy do gabinetu chemicznego, gdzie jest zasada, by przy każdym stoliku siedziała para. Nawet jeśli kogoś nie ma, to najlepiej, by się przysiadł do pary, zwłaszcza w dni laboratoryjne. Podszedłem do stolika, po chwili podeszła Mirka.  
– Można? – zapytała.  
– Pewnie, czemu nie?  
Wyjęła podręcznik, dziennik laboratoryjny, zeszyt.  
– Kiedy twój chłopak wraca do szkoły? – zapytała się niewinnie.  
– Jaki chłopak, Mirka, zlituj się – jęknąłem. – Co to za dziwny pomysł?  
– No jak to jaki, Marek przecież. Podobno na zielonej szkole spaliście w jednym łóżku, a mówią nawet coś więcej...
O cholera. A skąd ona to wie? Od tajemniczej zjawy o północy w naszym pokoju, rzecz jasna. Teraz tylko problem, kto jej o tym powiedział. Chyba wiem, ale... Przed ostatecznym wyrokiem jeszcze się wstrzymał.  
– Ciekawe, kto tobie takich głupot nagadał – roześmiałem się zbyt głośno. – Przecież to straszne brednie.  
– Krzysiek Podleśny, bądź łaskaw nie traktować gabinetu chemicznego jak kawiarni – upomniał mnie grobowym głosem profesor Kowalewski, zawsze poważny i z grobową miną. – Pożartujecie po lekcji.  
– Ktoś przypadkiem wszedł do waszego pokoju i wszystko widział – dokończyła szeptem Mirka.  
Nie chciało mi się dyskutować i dodatkowo narażać się na jedynkę z chemii. Sprawa była oczywista – to była Paulina i teraz mści się za Marka. Trzeba przygotować jakiś kontratak, tylko jaki? Uwielbiałem planować, ale teraz, gdy byłem przytłoczony nawałem problemów, jakoś to wszystko mnie przerastało. Pragnąłem spokoju i niczego więcej. Wyobraziłem sobie znów, jak przytulam się do Marka. Jego spokój, zrozumienie... Cholera, co się ze mną dzieje? Ciekawe, co Marek robi w domu? Poślę mu esemesa, ale to po lekcji.  

Na dzień przed tajemniczą wycieczką do Sobótki wezwała mnie Paulina. Wezwała to najlepsze słowo, wszystko było w trybie rozkazującym i opatrzone masą wykrzykników. Czyżby aż tak się stęskniła? Przyznam się, że jak też, po wspaniałym wieczorze z Jolą nie miałem żadnej okazji zasmakować wiadomej rozkoszy. Lizanie fiuta w łóżku pomijam, tak długo, jak nie będę pewny, kto to był. Przyjemność niewiele większa niż z walenia. Ja lubię poczuć dziewczynę, rozkoszować się jej ciepłem, wdychać ją, czuć jej dreszcze. Tam była czysta fizyka. Pojechałem do niej tak, jak się umówiliśmy, na piątą, po drodze kupując paczkę prezerwatyw. Założę się, że stęskniła sę za mną całym, z uwzględnieniem wiadomej części ciała włącznie.  

Paulina otworzyła mi drzwi zła jak osa.  
– Krzysiek, przysięgam ci, jeśli się coś stało, to tylko i wyłącznie za twoją sprawą – zaatakowała prawie od progu.  
Niekoniecznie, ale nie wyprowadzałem jej z błędu. W końcu zawsze mogła Markowi pęknąć prezerwatywa na przykład. Takie rzeczy się zdarzają i nawet to wziąłem pod uwagę.  
– Paulina, błagam, daj mi jeszcze dwa dni. W piątek będziesz miała ten swój test ciążowy, masz to jak w szwajcarskim banku.  
– Tak? A kto go kupi?  
– Kuzynka Marka – uznałem, że lepiej powiedzieć prawdę. – Weźmie na wszelki wypadek pięć sztuk, bo z tego wiedziałem, to trzeba powtarzać.  
– Kto za to zapłaci? Nie mów, że ty?  
– O to się nie martw. Nie ukradnę – zapewniłem ją. Siedzieliśmy na tapczanie, Lekkim gestem pchnąłem ją, aż opadła na wznak.  
– Krzysiek, nie.
– Trochę relaksu dobrze ci zrobi.  
– Jak myślisz, czy pedał powinien iść z dziewczyną do łóżka?
Zatem akcja zatacza coraz większe kręgi. Tu przynajmniej nie miałem wątpliwości, kto robi dym.
– Paulina, myśl raz trzeźwo i nie słuchaj Andżeliki, bo zdaje się ona ci naopowiadała tych kretyństw. Po pierwsze, homoseksualiście nawet by nie stanął na widok kobiety, wręcz przeciwnie, odczuwałby obrzydzenie. No ale to przecież nie ja – ująłem jej rękę i położyłem na moim kroczu, gdzie maluch był już gotowy do akcji. – Widzisz, jeszcze cię nawet porządnie nie dotknąłem.  
– No niby masz rację – powiedziała po chwili zastanowienia. – Ja bym z dziewczyną chyba się nie przemogła. A jeszcze jej lizać...
Ktokolwiek tam był, miał bardzo głęboką wyobraźnię. Albo chciał mi zaszkodzić na maksa... Zaczyna się dziać bardzo niedobrze.  
– Od kogo to wiesz? Od Andżeliki?  
– Też – przyznała.  
– To bądź w stanie przyjąć do wiadomości, że nic takiego nie miało miejsca – powiedziałem wściekły. – Ale ja znajdę tę osobę i naprawdę będą to ostatnie spokojne chwile w jej życiu – zdecydowałem na razie nie rozpoczynać akcji. Nie tylko dla tego, że nie miałem jeszcze nic zaplanowane, po prostu zżerała mnie ogromna chcica. Nawet nie spostrzegłem się, a już przedarłem się przez jej delikatne majteczki i delektowałem się jej wilgotnym kroczem. Jakoś nie przeszkadzało jej, że maca ją homoś. Wręcz przeciwnie, apetycznie rozwarła nogi.  
– Ale nie wchodź we mnie, proszę. Nie zanim to wszystko się wyjaśni...
– Przecież teraz to nic nie zmieni – uspokoiłem ją, ściągnąłem majtki i naciągnąłem gumę.  
– Jeśli tak uważasz... – powiedziała już prawie szeptem. Wszedłem w nią powoli, odczuwając przyjemność w każdym centymetrze kwadratowym mojego narządu. Jęknęła. Jej cipka była ciasna, o wiele bardziej niż Joli i wchodzenie w nią było rozkoszą bogów, a jej reakcja najbardziej oczekiwaną muzyką. Z reguły nie patrzę się na grę narządów, ale dziś czerpałem z tego widoku dodatkową rozkosz. Paulina już wiła się, jęczała w narastającej ekstazie, a ja przypomniałem sobie, że mam robić dokładnie tak jak Marek. Szkoda, bo byłem już tak nabuzowany, że dokończyłbym kilkoma ruchami. Wolne pchnięcie, spokojne wycofanie, potem następne i następne. Paulina wznosiła się na wysoką falę, jej wnętrze zaczęło pracować, ściskać mi kołnierzyk mojego rycerza. Jeszcze, jeszcze, jeszcze... Łapczywie ssała mi ucho, ja miętosiłem jej brodawki. To już teraz...
– Nie, na pewno nie jesteś pedałem – roześmiała się, kiedy braliśmy wspólny prysznic. – Robisz to jak jakiś wypuszczony z izolatki ogier. Powiedz, mógłbyś z facetem?
A co to znowu za pytanie. Wyobraziłem sobie Marka rozrywającego mnie od tyłu tą swoją kłonicą. Ból i... Nie, nawet nie zebrało mnie na mdłości. To było... inne. I to był Marek.  
–  No? – ponagliła mnie.  
– Oj, Paulina, nie wiem, mnie to nawet ciężko sobie wyobrazić. Nawet nie chwyciłbym do ręki parówy innego chłopaka czy faceta, z wyjątkiem siusiaka mojego syna podczas kąpieli – łgałem tym razem jak z nut.  
– A dałbyś facetowi... no wiesz. To się masturbacja nazywa – powiedziała czerwieniąc się i odwracając oczy. Mimoza się znalazła.  
– Nie – powiedziałem zdecydowanie i kończmy ten temat. Wziąć cię jak ogier bierze klacz?  
– Ty jeszcze nie masz dość? – zdziwiła się.  
- Nie, bo jestem normalny. I przestań wreszcie roztrząsać te pierdoły. Czy ja się pytam, czy masujesz sobie muszelkę świeczką? Albo czy robi ci to inna kobieta?  
– No dobrze już dobrze – mruknęła Paulina i wypięła do mnie swój zgrabny tyłeczek. Jednak ogier będzie ujeżdżał klacz. Dobrze, że w opakowaniu są dwie prezerwatywy.  

Ze szkoły zmyłem się bez większych problemów, powiedziałem panu Romanowskiemu, że się źle czuję, a ten nie miał obiekcji.  
– Faktycznie wyglądasz jak trup, idź się połóż. U Marka wszystko w porządku?  
– Tak, choć raczej na razie nie może przepisywać zeszytów – roześmiałem się. – Będę u niego na weekend, a skany wyślę mu w chmurę.  
– Żeby wszyscy tak się przyjaźnili jak wy... – westchnął profesor. – Powinno się was pokazywać jako przykład.  
– Dziękuję profesorze – bąknąłem i zmyłem się najszybciej, jak się dało. Trochę głupio oszukiwać profesora, który zwolnił mnie w dobrej wierze.
Wyszedłem ze szkoły i kombinacją tramwajów pojechałem na Gaj, południową dzielnicę miasta, a stamtąd piechotą na stację Wojszyce, zgodnie z życzeniem. Dyskretnie oglądałem się za siebie, ale przedpole było czyste. Nie ciągnąłem żadnego ogona, ludzie mijali mnie niezainteresowani. Na stacji Wojszyce kilka osób czekało na pociąg, jakaś matka z wózkiem, facet po pięćdziesiątce i dwie dziewczyny, pewnie studentki, obie w płaszczach i czapkach. Krótko je poobserwowałem, ale nie były w typie, który by mi się podobał. A może byłam za bardzo zdenerwowany? Pogoda była słoneczna, ale dość chłodna z nieprzyjemnym wietrzykiem prosto w twarz, jak to zwykle w marcu. Wkrótce na peron wjechał biało-żółty impuls Kolei Dolnośląskich, dość pusty o tej porze. Przeszedłem wzdłuż i nie spotkałem nic i nikogo podejrzanego. W miarę jak pociąg zbliżał się do Sobótki, denerwowałem się coraz bardziej. W Kobierzycach wsiedli jacyś ludzie, trzech barczystych młodych facetów i serce załomotało mi bardziej, ale na szczęście usiedli wagon dalej. Wagon to pojęcie umowne, w tych nowych pociągach nie ma wagonów, a człony. Na widok wyłaniającej się Ślęży serce zaczęło mi wariować. Jeszcze jeden ostry łuk i jak spod ziemi wyłoniła się stacja w Sobótce. Mało bym jej nie przejechał. Prawie w ostatniej chwili wyskoczyłem z pociągu.  

Teraz czerwony szlak. Kto w marcu, nie w weekend chodzi po szlakach turystycznych. Na początku prowadził przez przedmieście usiane domkami jednorodzinnymi, potem granicą ściany lasu. Droga zmieniła się na utwardzoną, ziemną, mocno pokrytą piachem. Jeszcze tylko jedno podejście i już zza lasu wyłoniło się schronisko. Na ten widok zaschło mi w gardle, a nogi zaczęły dygotać. Pokonując narastający wewnętrzny strach wszedłem do prawie pustej restauracji, zamówiłem herbatę i usiadłem przy stoliku. W ostatniej chwili przypomniałem sobie, że coś jeszcze muszę zrobić. Wysłałem Markowi esemesa, na szczęście zasięg był dobry, a tego bardzo się obawiałem po ostatniej wycieczce w góry. Czekałem coraz bardziej niecierpliwie, herbaty ubywało i kiedy wydawało mi się, że zostałem wystawiony do wiatru, drzwi restauracji się otworzyły i stanęła w nich młoda, szczupła kobieta w eleganckim płaszczu. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to Kinga, tak ubranej nie poznałbym jej na ulicy.  
– Można? – zapytała, gdy już podeszła do stołu. Głupie pytanie, kto kogo tu ściągał? 
– No pewnie. Pijesz coś?  
– Kawę – odpowiedziała półprzytomnie i walczyła z guzikami płaszcza. Podszedłem do barku i zamówiłem najdroższą kawę, jaką mieli.  
– Przepraszam, że ciągnęłam cię taki kawał – usprawiedliwiała się dość chaotycznie – ale we Wrocławiu łatwo mnie znaleźć. A ci ludzie nie żartują...
Wyglądała istotnie na zdenerwowaną i jeśli do tej pory miałem jakieś wątpliwości, chyba straciłem je.
– Kingo, możesz opowiedzieć mi wszystko od początku? – zapytałem ostrożnie. – Obawiam się, że ja o tym wszystkim wiem nader niewiele.  
– Naprawdę chcesz od początku? – lekko zaperzyła się. – To masz. Byłam prostytutką...

Jak zwykle proszę o komentarze. I jeszcze jedno – widzę, że najbardziej popularne są opowiadania przeładowane seksem. Czy może być taki odcinek, gdzie nie będzie ruchańska? :) I drugie przypomnienie, e-book będzie na was czekał już niedługo pod adresem z mojego profilu.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3830 słów i 21984 znaków, zaktualizował 20 lut 2023.

5 komentarzy

 
  • Yyy

    :bravo:

    22 lut 2023

  • Xe

    Mam nadzieję że kolejny będzie szybko odcinek hah

    20 lut 2023

  • trujnik

    @Xe Pewnie w środę, ułożony jest, tylko trzeba napisać.

    20 lut 2023

  • Xe

    @trujnik to czekamy

    22 lut 2023

  • trujnik

    @Xe Będzie za jakiejś półtorej godziny

    22 lut 2023

  • Czytelnikkk

    Może być bez ruchanska 🤣💁‍♀️

    19 lut 2023

  • Gazda

    Zależy co kto lubi czytać. Twoje jest super. Akcja ciekawie i tajemniczo się rozwija :bravo:  
    Czekam na ciąg dalszy

    19 lut 2023

  • TomoiMery

    Coraz ciekawiej 👍👍

    19 lut 2023