Przypadki Krzysia (11) Za dobrze wyszło

Na specjalne życzenie wiernych czytelników odcinek jedenasty, który już miałem ułożony. Czy będą dalsze – zależy od Was.


– Pomógłbym ci jakoś, ale zupełnie nie mam pomysłu – powiedział Marek zrezygnowanym głosem, usiłując bezładnymi ruchami odczepić się od gumowej lali.  
– Nie szarp tak, mniejsza o tę plastikową sukę, ale uszkodzisz sobie małego – upomniałem go. – A szkoda by było, ty jesteś w tej materii ewenementem w skali europejskiej. Ile kobiet by tego żałowało...  
Jakoś we dwójkę udało nam się rozłączyć tę niezwykłą parę. – Jeszcze nie słyszałem, by ktoś miał kłopoty z wyciąganiem – roześmiałem się.  
– To mało słyszałeś, niektóre pary potrafią się w taki sposób nieźle zakleszczyć, gdzieś na internecie czytałem. Podobno takie rzeczy usuwa się operacyjnie. Ciekawe, jak oni ich niosą do karetki i później na salę operacyjną. I jak to robią tak, żeby ich nikt nie widział? Mniejsza z tym, jestem ostro nagrzany i zaraz czeka mnie porządne walenie – Marek przejechał ręką po swym sterczącym członku.  
– Jeszcze nie rób nic – poprosiłem go. Przecież musi się znaleźć jakaś metoda. Onanizm to jednak nie to samo co stosunek. Myślałem gorączkowo, jednak mój brak doświadczenia zupełnie sparaliżował komórki odpowiedzialne za inwencję. A może by tak...? – przyszło mi do głowy. Pomysł tyle prosty w wykonaniu, co dający gwarancję, że Marek będzie zachowywał się w miarę normalnie, a ja będę miał upragniony materiał.  
– Widziałeś taki film "Zmory"? – zapytałem go. – Reżyserował go, o ile dobrze pamiętam, Marczewski.  
– Coś ty znowu wykombinował? – przeraził się Marek i łypnął złowrogo w moim kierunku. – Mało ci mojej rozwalonej głowy? Co jeszcze ma się stać?
– Spokojnie. To jest taki stary polski film pokazujący dojrzewanie młodego chłopaka, on chyba Mikołaj miał na imię. Jak już pierwszy raz ogarnęła go chcica, zwinął po prostu kołdrę w rulon i tak tę kołdrę posuwał. Tylko u ciebie ten wał musiałby być o wiele większy, bo oryginalnie ta scena była chyba kręcona dla pedofilów.  
Wydawało mi się, że Marek się nieco uspokoił, nawet i mnie ten pomysł nie wydawał się zły.  
– I co ja mam pocierać? Kawałek kołdry? Przecież to nic nie da, mały zacznie łzawić, poszwa przyklei się do główki i tyle zabawy.  
– Powiedziałeś, że chcesz mi pomóc – przypomniałem. – Nie masz w lodówce jakiejś skóry po boczku? To jest tłuste, na tym poślizg będziesz miał idealny.  
Marek popatrzył na mnie beznadziejnym wzrokiem.  
– Chyba cię Bóg opuścił. Oświnisz pościel tylko i nic więcej. Choć poślizg by był... Czekaj – nareszcie zaczął myśleć. – Moi rodzice mają taki specjalny krem do tych rzeczy, KY się nazywa. Raz zostawili go w łazience i przeczytałem sobie, do czego to służy. Oczywiście ten krem za chwilę zniknął, ale spokojna głowa, wiem, gdzie go trzymają. Nasmaruje się nim kawałek grubego ale miękkiego plastiku albo dermy, są w warsztacie i podłożysz mi go pod mojego wacka, bo sam nie dam rady.  
Z miejsca zaczęliśmy przygotowania. Pokój Marka jest bardzo ciepły, więc śpimy zwykle pod kocami, a to w tym momencie nie wystarczyło. Marek znosił jakieś kołdry i koce. Zabraliśmy się za skręcanie wałka. Niestety rozłaził się strasznie. Jakby wszystko dziś uwzięło się przeciw mnie...  
Po kolejnych piętnastu minutach wałek był gotowy. Przygotowaliśmy dermę do pocierania i Marek zajął pozycję. Wcisnąłem ten prostokąt w odpowiednie miejsce, zabezpieczając pasami zwierającymi wałek. Nie wiadomo dlaczego nagle zrobiło mi się gorąco. Jakbym przekraczał jakiś kolejny próg. Trochę dłużej niż było to absolutnie konieczne sprawdzałem, czy wszystko jest w optymalnym miejscu, zwłaszcza jego gruba, gorąca parówa i czy nie pokaleczy sobie jąder o brzegi podkładki. Teraz tylko kamera i zaczynamy.  
– Nie włączaj mi tych pornoli – poprosił Marek. – Dam radę bez. I nie przykrywaj niczym.

Siedziałem znów na schodach, chyba czwarty raz dzisiaj. Zza drzwi dobiegały coraz intensywniejsze jęki Marka, w końcu ryk, jakby ktoś postrzelił niedźwiedzia. Już to słyszałem i wiedziałem, co to znaczy. Czyżby nareszcie się udało? Po trzech poprzednich próbach niczego nie mogłem być pewny.
– Już?  
– Właź!
W pokoju unosił się mi znany zapach podobny do orzechów i nie wzbudził we mnie jakiejś niepożądanej reakcji organicznej. Marek był zajęty uprzątaniem pobojowiska, zatem wszystko było dobrze.  
– Fajnie było – powiedział ubierając się,  jeszcze nie do końca wyzwolony z emocji. – Takiego wytrysku  nie miałem w życiu.  
– Tylko nie zakochaj się w swoim własnym kocu – roześmiałem się.  
– Nie grozi, nie bój żaby. Teraz mały drobiazg, trzeba to posprzątać. To ty narobiłeś tego bigosu, więc mi teraz pomożesz.

Położyliśmy się grubo po północy. Miałem na taśmie piękny materiał poglądowy, teraz trzeba było to dokładnie przeanalizować i nauczyć się na pamięć. Czas się kurczył, miałem na to w zasadzie tylko niedzielę i to wyłącznie wieczór, bo Marek uparł się mnie wyciągnąć do lasku Strachocińskiego, a ja nie miałem serca mu odmówić. Może jestem trochę samolubny, ale nie aż do tego stopnia, nie mogę się narzucać z własnym porządkiem tylko dlatego, że chcę przelecieć jakąś laskę.  
– A jak ci się podobał ten taniec z Andżeliką? W ogóle skąd umiesz tak dobrze tańczyć? – wróciłem pamięcią do dyskoteki na ostatki.  
– Szkółka taneczna, matka stwierdziła kiedyś, że może mi się to przydać. Protestowałem, oczywiście, ale ona lubi stawiać na swoim i tak mnie zawlokła. Nie podobało mi się, ale jakoś ją skończyłem.  
– Andżelika wydawała się lekko zaskoczona – faktycznie po pierwszych kilkunastu sekundach, które mogły być parodią tańca, później nagle wszystko zagrało. – Jak ci się z nią tańczyło? Pomacałeś sobie to i owo?  
Markowi to pytanie się chyba nie spodobało.  
– A miałem? – spytał dość zadziornie. – Robiłem to, co się w tańcu robi, myślałem o nogach i to nie dlatego, że ma długie. Ja nie jestem tobą i nie durnieję na widok cycków czy jędrnej pupy. I jeszcze długo nie będę.
Pewnie chciał mi coś tym przekazać, ale chyba nie zrozumiałem. W ogóle ja jestem facet prosty, do mnie trzeba jak chłop krowie na rowie, Marek był typowym humanistą. Na początku naszej znajomości sądziłem, że to będzie zwykła bananowa młodzież, rodzina ma kupę kasy, więc po co się uczyć, jak można trochę poszaleć, a później przejąć biznes ojca? Ale Marek był na to zbyt ambitny, szedł uparcie swoją drogą.  
– To co, śpimy – mruknął z drugiego końca łóżka. Nuku hyvin, hyvää yötä, jak mawiają Finowie.  
– A po cholerę ci wiedzieć, jak mówią Finowie? – zdziwiłem się.  
– Może się przydać. Szwedzi mówią sov gott, god natt – roześmiał się. – Dobranoc.  
Popisuje się przede mną czy jak? Kto by się zastanawiał, jak jest po szwedzku "dobranoc"? Jeśli chciał zrobić na mnie piorunujące wrażenie, to mu się z pewnością udało.  

Całą niedzielę wieczór analizowałem filmik. Zachowanie Marka było prawie identyczne, jak wtedy, w łóżku z Pauliną, sporo sobie przypomniałem. Tylko co to mi to da? Nie był to sposób, który dawałby mi zadowolenie i zupełnie sprzeczny z moją naturą. Tymczasem nie mogłem tego zrobić po swojemu, Paulina z pewnością zbyt dobrze pamięta tamtą noc. Trzeba grać w tę nieswoją grę, sam jestem sobie winien.  

W poniedziałek na pierwszej przerwie zadzwoniłem do czternastego liceum.  
– Dzień dobry, tu sekretariat zespołu szkół ogólnokształcących numer czternaście – przywitał mnie miły damski głos. – Słucham?  
– Proszę pani, moje nazwisko Krzysztof Podleśny. Niedawno znalazłem w kolei podmiejskiej dokumenty waszej uczennicy Kingi Stadnik. Chciałbym je zwrócić właścicielce.  
– No to niech pan je przywiezie – powiedziała lekko niecierpliwie. – Służę adresem naszej szkoły, jeśli pan chce.  
O tym nie pomyślałem, mimo że Paulina właśnie mi to sugerowała. Czemu moje pomysły są takie niedopracowane? Ostatnio nie mogę się pochwalić jakimiś specjalnymi osiągnięciami na tym tle, nawet niekoniecznie chodzi tu o Marka.  
– Proszę pani, naprawdę nie mam czasu, mieszkam daleko i w godzinach szkolnych jestem bardzo zajęty.  
– Przecież nie podam panu danych osobowych, nie wolno nam tego robić, obowiązuje nas RODO – zmieniła ton na taki bardziej opryskliwy. – Nie może pan ich odnieść na policję?  
– Ależ ja o nic takiego nie proszę. A z różnych względów wolałbym z tym nie iść na policję, tam są rzeczy, których raczej nikt niepowołany nie powinien oglądać. Podam pani mój numer telefonu, pani poda go pani Kindze i gdzieś się umówimy na mieście albo wyznaczymy inne miejsce na przekazanie dokumentów.  
– Na to będzie pan miał czas – mruknęła.  
– No przecież nie umówię się na Kowalach tylko gdzieś bliżej mnie – też byłem zirytowany tą rozmową. Detektyw w spódnicy się znalazł. Córka ojca Mateusza z nieprawego łoża...  
– To niech pan poda ten numer – powiedziała zrezygnowanym głosem. – Pani Stadnik sama zdecyduje, czy i jak będzie od pana chciała odebrać te dokumenty.  
Nareszcie coś mi wyszło. Odetchnąłem z ulgą, rozłączyłem rozmowę i schowałem komórkę do kieszeni. Właśnie zadzwonił dzwonek na lekcję. Teraz wystarczy tylko cierpliwie czekać.  

Do Pauliny jechałem, jak to się mówi, z duszą na ramieniu. Jeszcze w szkole, w kiblu obejrzałem sobie filmik z Markiem. Tym razem patrzyłem bardziej na jego twarz i jego reakcje. Nie miałem wątpliwości, że go to bawi i podnieca. To dobrze, w ten sposób był bardziej naturalny. Obejrzałbym jeszcze w tramwaju, ale obok mnie siedziała jakaś ponad sześćdziesięcioletnia matrona i już sobie wyobrażam jej minę, gdyby zobaczyła na ekranie mojej komórki, na który zerkała raz po raz, myśląc, że tego nie widzę, sylwetkę zwalistego młodzieńca kopulującego z kołdrą. Nawet się zaśmiałem, choć im bliżej mieszkania Pauliny, tym mniej mi było do śmiechu. Wyjdzie, nie wyjdzie?  

Paulina otworzyła mi drzwi i zamaszystym gestem wskazała wejście do domu. Trochę mnie rozczarowała, myślałem, że rzuci mi się na szyję lub coś podobnego. Tymczasem była prawie zimna i spokojnie patrzyła, jak się rozbieram. Wszystko się wyjaśniło, kiedy wprowadziła mnie do swojego pokoju, typowego dla dziewczyny w jej wieku, z meblami z IKEI i plakatem Johnny'ego Deppa na ścianie. No bez przesady, to zupełnie inny typ urody. Dopiero po chwili zauważyłem siedzącą na kanapie w głębi pokoju Andżelikę.  
– Wiedziałam, że tu przyjdziesz – powiedziała po szorstkim powitaniu. – Ja sobie zaraz pójdę, ale mam do ciebie małą prośbę. Pomożesz?  
Niby w czym mam jej pomóc? Jeszcze nigdy nie zwracała się do mnie w żadnej sprawie poza kolejnymi propozycjami tańca na naszej klasowej zabawie.  
– Zależy w czym – odparłem chłodno. Cholera wie, co one o mnie przed chwilą gadały.  
– To dla ciebie drobiazg – odparła beztrosko, jednak unikając mojego wzroku. Wolała się gapić na plakat z Deppem. – Powiedz wszystko, co wiesz o Marku Nawojskim.
O wulwa, tego się nie spodziewałem.  
– Po co ci to? Poza tym nie wiem, czy się zorientowałaś, ale na razie w tym kraju obowiązuje RODO – rozmowa z sekretarką z czternastki nie poszła w las. – Najpierw muszę zapytać Marka, czy chce jakiejkolwiek ingerencji w swoje prywatne życie. A najlepiej, gdybyś się o to zapytała u źródła – aluzja do jej plotkarstwa była aż zanadto widoczna i miałem nadzieję, że odpowiednio ją odczyta.  
– Skoro nie chcesz... To będę już szła – powiedziała zrezygnowana. – I nie mów mu, że się pytałam. A wy bawcie się dobrze – powiedziała tak, jakby życzyła nam wszystkiego oprócz dobrej zabawy. Oczywiście że powiem i będzie to pierwsza rzecz, którą zrobię jutro. Choćby dlatego, że sądziłem, że właśnie ta wiadomość będzie bardzo dobra dla Marka.  

– No puszczaj, wariacie – powiedziała ze śmiechem, kiedy kotłowaliśmy się na jej wąskiej kanapie, a ja ugniatałem jej piersi. – Przecież nie tylko to potrafisz. Ja już jestem gotowa...
Przyciągnąłem jej kibić do siebie, zarzuciłem spódniczkę i ściągnąłem majtki, oczywiście w taki sposób, by odnieść z tego jak największą korzyść, przejeżdżając wolno ręką po pośladku. Była w tym najważniejszym miejscu wspaniale miękka i ciepła. Palcem rozchyliłem dwie wargi i stwierdziłem, że jest tak cudownie wilgotna, że obejdzie się bez żadnych innych pomocy, choć w kieszeni miałem pożyczony od Marka żel KY. Tak na wszelki wypadek oczywiście, miałem nadzieję, że jego rodzicom akurat w tę noc nie będzie potrzebny. Żeby nie przyszło jej do głowy się odwracać... Dla spokoju duszy wychyliłem się i zgasiłem lampkę nocną. Jeszcze tylko uzbroić żołnierza, o czym przypomniałem sobie w ostatniej chwili, kiedy już miałem zostać wessany w jej kobiecość. Jak to Marek robił? Na początku wolno i delikatnie. Później miała być seria silniejszych i szybszych pchnięć, końcówka wolna i bardzo silna. Paulina od razu kupiła tę zabawę i jęczała jak kotka, co tylko dodatkowo mnie podniecało. Przeszedłem w fazę świdrowania i... zupełnie nie pamiętam, co miało być dalej. Poddawałem się jej ruchom jak niewolnik, robiłem to, na co pozwalały mi jej biodra. Byłem już prawie na szczycie tego wulkanu.  
– Mocniej, mocniej – zakwiliła.  
Zapomniałem, że mam przejść do wolnych zdecydowanych pchnięć niczym sztyletem, zamieniłem się w młot pneumatyczny na najwyższych obrotach, tak, jak chciał tego mój organ. Zduszony jęk przeszedł cały pokój. Paulina padła na plecy, ja na nią i po chwili oboje dyszeliśmy.  
– Wiesz co, gdybym nie wiedziała na sto procent, że w tamtym pokoju byłeś ze mną tylko ty, myślałabym, że to zupełnie inny człowiek – wyznała, kiedy już się ubierałem. Na szczęście nie widziała mojego członka, bo światło włączyłem w wygodnym dla siebie momencie. – Ale też było wspaniale. Może nawet lepiej... Choć nie, po prostu inaczej. No chodź tu, tygrysku – pociągnęła mnie za ramię. – Kocham cię...

Jak to się stało, że nie wylądowaliśmy w łóżku jeszcze raz tamtego wieczora, nie wiem, mimo że Paulina dalej była nienasycona. Wiedziałem tylko, że mam być o jedenastej w domu, co też cudem mi się udało. Puściłem jeszcze esemesa do Marka, że wszystko OK i wtopy nie było. Na co on odpisał: Nie mogło być, łosiu, bo się dla ciebie poświęciłem. Kochany Marek.  

Szedłem ulicą Powstańców Śląskich po szkole i w myślach przeżywałem noc z Pauliną. Zdaje się, że ona się teraz ode mnie nie odczepi. Nieważne, przynajmniej na razie. Jej wyznanie miłości ciążyło mi niczym mój nawalony książkami plecak. Nie sądziłem jednak, że szybko nadarzy się kolejna okazja pójść razem do łóżka. Ulica Powstańców Śląskich na tym odcinku jest bardzo ruchliwa i wręcz jazgotliwa, masa samochodów, tramwajów, więc nawet nie zauważyłem, że koło mnie staje samochód, biały mercedes. Również tego, że otwierają się drzwi.
– No nareszcie – powiedział głos, który wydał się znajomy. – Wsiadaj.  
Rzut oka wystarczył, bym rozpoznał masywną sylwetkę kierowcy. No przecież to ten facet, który namówił mnie na numerek z Jolą, wtedy na podwrocławskim Bajkale. Nagle wszystkie te sceny zaczęły mi się kotłować w mózgu. Mój strach, podniecenie, jego próby naprowadzenia mojego fiuta na właściwą drogę, wreszcie potworny orgazm, który ściął mnie do tego stopnia, że mało nie zemdlałem. Bez chwili zastanowienia, zupełnie bezwładnie wsiadłem do tego mercedesa.  
– Poczekaj, tu jest zakaz postoju, podjedziemy gdzieś, gdzie jest parking, a później do jakiejś knajpy.  
– Po co? – zapytałem. Wydawało mi się, że tego człowieka nie będę już widział do końca życia.  
– Rozglądam się za tobą od jakiegoś czasu, bo musimy porozmawiać – powiedział tonem, z którego wywnioskowałem, że rozmowa nie będzie przyjemna. Tylko co ja mam z tym wszystkim wspólnego?  
– Jest kilka rzeczy, które chciałbym, żebyś wiedział – mówił dalej – ale to nie jest rozmowa na samochód – ciągnął klucząc gdzieś w okolicy Zaporoskiej. – Masz jakiś kontakt z Jolą?  
Jeśli współczesne czasy mają jakiś wpływ na nasze zachowanie, to niechybnie jest to ochrona danych osobowych. Mogłem mu powiedzieć, że jest moją nauczycielką, ale po co? A może coś się wydarzyło, a on jej szuka i to w niezbyt przyjemnych zamiarach? Czerwona lampka zapaliła mi się w głowie, prawie dokładnie w tym momencie co czerwone światło na skrzyżowaniu.  
– Jakiś mam – powiedziałem. Ale nie jestem upoważniony...
– Nie o to chodzi – uspokoił mnie. – Ja mam z nią kontakt i wiem, gdzie ona mieszka – uspokoił mnie. To przynajmniej jednej nieprzyjemnej sytuacji uniknę.  
Auto zatrzymało się na parkingu, kierowca zapłacił aplikacją i weszliśmy do Sky Tower, a następnie do jednej z knajpek.  
– Co pijesz? – zapytał mężczyzna.  
– Herbatę – odpowiedziałem. Po co to wszystko? Niech mi powie, co ma do powiedzenia i czas się pożegnać. Coraz bardziej niepokoiła mnie ta sytuacja. Tymczasem mężczyzna celebrował zamawianie, przynoszenie i w ogóle wszystko wyglądało na to, że jemu też na ten temat nie chce się rozmawiać.  
– W sumie trochę się śpieszę – przypomniałem mu.  
– Spokojnie, podrzucę cię pod dom, czy gdzie będziesz chciał. Ale muszę ci przekazać jedną ważną rzecz. Nie wie o niej Jola i na pewno nie dowie się ode mnie.  
– To znaczy czego? – zirytował mnie ten wstęp.  
– Jakiś czas po tej naszej zabawie nad Bajkałem zrobiłem sobie badania krwi. Ogólne, a także specjalistyczne. Muszę cię o tym poinformować i nie robię tego z przyjemnością. I dlatego cię szukałem. Otóż jestem nosicielem wirusa HIV.  
Momentalnie wszystko pociemniało mi przed oczyma.

Dziękuję za spore zainteresowanie :) Mam nadzieję, że nie rozczarował was ten odcinek i obiecuję następny, na 100 procent, może w środę lub czwartek. No i liczę na to, że admin się obudzi. Słowo, od dawna jestem na sieci w wielu miejscach (prawdę mówiąc od 1996, ale to długa historia), w wielu administrowałem, w tym w naprawdę dużych projektach, ale tak słabego admiństwa jak tu chyba jeszcze nie widziałem...

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3330 słów i 18938 znaków, zaktualizował 9 lut 2023.

8 komentarzy

 
  • Dyzio55

    Świetnie że się przełamałeś i ciągniesz dalej opowiadanie. Zaczyna się robić ciekawie.  
    :faja:

    3 mar 2023

  • trujnik

    Dziękuję za miłe uwagi. Oczywiście historia będzie się toczyła, może rzadziej, bo z czasem u mnie kiepsko. Jak już powiedziałem, lubię się przygotować, obecnie szukam dostępności anonimowych testów na HIV w Polsce, w moim obecnym kraju to żaden problem, natomiast wiem, że w niektórych krajach to są rzeczy ścisłego zarachowania i państwo lubi wiedzieć o swoich obywatelach zbyt wiele – w Polsce już mamy obowiązkową rejestrację ciąż, cholera wie, jak to jest z HIV. Ja w ogóle lubię trzymać się realiów, u mnie nawet pociągi trzymają się rozkładu (bardziej niż w rzeczywistości :) ) W e-booku są nawet zdjęcia, by czytelnik mógł lepiej wpasować opowiadanie w rzeczywistość.

    7 lut 2023

  • trujnik

    @KontoUsunięte spokojnie, właśnie piszę odcinek :) ale dzięki za info, przyda się

    8 lut 2023

  • luk

    Teraz to już na pewno nie możesz nas zostawić bez kolejnych części😉

    7 lut 2023

  • Xe

    Oby to tylko pomyłka była

    6 lut 2023

  • trujnik

    @Xe Zobaczymy :) Aczkolwiek jako osoba biseksualna, jestem ogromnym zwolennikiem bezpiecznego seksu, niezależnie od rodzaju partnera. Trzeba myśleć, po prostu. Jak czytam tutejsze opowiadania, to nieraz włos sie leży na głowie... Wszyscy zakładają, że obie strony są zdrowe i nikt nie zajdzie w ciążę...

    6 lut 2023

  • TomoiMery

    No nie daj się prosić czekamy na dalsze części

    6 lut 2023

  • Gazda

    To jest świetne.
    Proszę o jeszcze 👍

    6 lut 2023

  • Xyzy

    Pisz dalej

    5 lut 2023

  • elninio1972

    Nooo.... Warto było :)

    5 lut 2023