Historia lasu Lingstoon cz. 2

4
     Przyjaciele zebrali się w jedynej chyba w mieście kawiarni. W drodze powrotnej zastał ich deszcz i musieli zmienić plan wycieczki. Zaplanowane mieli spotkanie z panem Kalvinem Brightem, lokalnym myśliwym, który co prawda nie wierzy w Kła i śmieje się ze wszystkich, którzy oszaleli na jego punkcie, jednak posiada najwięcej informacji na temat tego, co czeka ich w lesie. Znał uwarunkowania terenu, tutejszą florę i faunę. W dodatku posiadał na sprzedaż specjalne mapy okolicznych lasów i mokradeł Lingstoon, które stworzył kiedyś wespół z wesołym geografem - pijaczyną, który zapił się na śmierć jeszcze przed powstaniem legendy Mglistego Kła. Według turystów mapy są jednak wiarygodne i bardzo pomocne. Na tyle, że póki co nikt nie miał do nich zastrzeżeń.  
     Po wypiciu kawy i rozmowie wszyscy zgodzili się, aby na dziś darować sobie wszelkie inicjatywy związane z potworem.
- Hej, mamy wakacje, jesteśmy zdala od domu i mamy jeszcze dużo czasu. Spędźmy resztę dnia i wieczór na jakiejś szalonej zabawie! – Dała pomysł Elma.
- Pewnie, jesteśmy za – odezwała się Jessica w imieniu swoim i Amy. – Dziś już i tak nic nie zrobimy. Jutro rano odwiedzimy tego myśliwego, a zaraz po tym możemy od razu wyruszyć w las.
- Tak chyba będzie najlepiej. – Skwitował Harry – poza tym, chciałbym przed wycieczką przeczytać te fragmenty, o których wspominał pan Ian. Wygląda na to, że to jedyne źródło informacji o Kle, które łatwo tu zdobyć, powinno wystarczyć na wyprawę.
     Później zdali sobie sprawę, że w Lingstoon nie ma żadnego klubu, ani czegoś co mogłoby za namiastkę klubu posłużyć. Skończyło się na tym, że wybrali się do sklepu, kupili parę butelek alkoholu, trochę jedzenia i wrócili do hotelu. Ich miejsce zameldowania było całkiem przyzwoite. Hotel był wysoki na 6 pięter, pokoje przestronne, a każdy z nich z własną łazienką. Biorąc pod uwagę wielkość miasteczka i atrakcje turystyczne, samych turystów było całkiem dużo, jednak większość z nich korzystała z drugiego hotelu w mieście, który był znacznie tańszy. Bogata i rozpieszczona grupka studentów z USA miała do dyspozycji nie tylko 3 pokoje na najwyższym piętrze, ale też spokój, że całe niższe piętro jest wolne. Idealne warunki do imprezowania.

5
Wszyscy zebrali się w pokoju dziewcząt i rozsiedli dookoła, każdy na tym, co znalazł. Harry rozsiadł się wygodnie na fotelu, nieco na uboczu, sączył piwo i czytał "Legendę Mglistego Kła”. Cała reszta podawała sobie jak w kółeczku butelkę Johnnie Walkera.  
- Ten dziadek, pan Ian, straszny dziwak, nie? – zapytała Jessica
- A żebyś wiedziała – powiedział Tommy – Staliśmy z Lisą obok okna i widzieliśmy nieco więcej, niż wy.
- To znaczy?
- Za jego fotelem stała oparta strzelba i butelka wódki. W dodatku coś dziwnego było w drugim pokoju, widziałem, jak przechodziłem.  
- Masz na myśli wycinki z gazet i tajemnicze zapiski? – Harry podniósł oczy znad książki – Też je widziałem.
- Klasyczny przykład dziwoląga, który dał się wciągnąć miejscowej legendzie. – Kolejka z butelką przypadła teraz Elmie – Pamiętacie tego gościa z Peru? Jak mu tam było Arrojo? Arrojio? Facet miał całe mieszkanie oklejone wycinkami, notatkami i zdjęciami potworów. Ten cały Ian, pewnie też zbzikował i ma małego zajoba na temat Mglistego Kła.
     Wszyscy skwitowali to śmiechem. Butelka została opróżniona i Amy sięgnęła po kolejną. Harry też pił już drugie piwo i coraz mniej interesowała go książka, tym bardziej, że była kiepsko napisana. Relacje świadków były co chwila przerywane przypomnieniami, bądź uwagami autora. Dość tego. Harry szybko przewertował spis treści i otworzył rozdział "Pierwsza relacja – R. H. Wlligins”. Szybko pominął wstępy, uwagi i przeszedł od razu do kulminacyjnej treści.
     "Miewam kłopoty ze snem i ta noc nie była inna. Zbudziłem się o 4 rano i wiedziałem, że ponownie już nie zasnę. Założyłem więc płaszcz, na wszelki wypadek wziąłem parasol i wyszedłem na spacer. Było zimno i dżdżyście, ale postanowiłem przejść się chociaż kawałek. Gdy minęło jakieś 15 minut, usłyszałem dziwne odgłosy. To było tak, jakby ktoś młucił kijem wysoką trawę. Zacząłem się rozglądać i doszedłem do wniosku, że dźwięk wydobywa się z lasu, jakieś 20 metrów przede mną, po prawej stronie jezdni. Zrobiłem parę kroków, ale nie zaryzykowałem więcej. Po chwili dźwięk ustał, a ja zamarłem i nasłuchiwałem. Potem dało się słyszeć niski bulgoczący dźwięk, bardzo cichy. Trwało to tylko kilka sekund. Następnie na jezdnię wyszedł potwór z mokradeł. Silna mgła nie pozwalała dokładnie widzieć, ale zauważyłem coś wychodzącego z zarośli po prawej stronie, stamtąd skąd wcześniej słyszałem dziwne dźwięki. Ciężko określić wzrost tego stworzenia, bo wyglądało to tak, jakby szło strasznie pochylone, a mimo to wydawało się być wielkości człowieka. Tułowia i łba niemal nie widziałem, ale wyraźnie widziałem łapy i ogon. Łapy były trzypalce, bardzo duże i wydawały odgłosy plasknięcia na wilgotnym asfalcie. Z tyłu balansował ogon, który wydawał się sztywny i twardy, a gdy potwór położył go nisko, to zaszurał donośnie, jak gdyby był z kamienia. Monstrum zrobiło parę szybkich kroków i znikło w zaroślach po lewej stronie ulicy, a ja stałem jeszcze przez dwadzieścia minut bez ruchu, zastanawiając się co też przed chwilą zobaczyłem.”
     Potem Harry przeczytał posłowie relacji od autora i o dziwo tym razem znalazł tam garść interesujących faktów. Po pierwsze pan Wlligins nosił jasnoszary płaszcz, co bardzo utrudniłoby dostrzeżenie go we mgle. Po drugie, wszyscy w Lingstoon zgodnie donoszą, że podczas swoich wczesno porannych spacerów, starszy pan Wlligins porusza się jak duch. Wielu ludzi wielokrotnie dawało się zaskoczyć przez starszego pana wtedy, gdy był już bardzo blisko, w przeciwnym razie trzeba było wiedzieć, czego szukać, aby go w ogóle zobaczyć.
     Wszystko wydawało się spójno trzymać całości. Potwór mógł po prostu nie widzieć pana Wlliginsa i dlatego tak bezceremonialnie wszedł na drogę. Sam opis stwora wydawał się zwariowany, ale poszukiwacze miejskich legend są do takich historii przyzywczajeni. Harry postanowił mieć już wszystko za sobą i szybko doczytać o relacji córki Stewardów. Kończyło już mu się piwo i miał ochotę na coś mocniejszego.  
     Jak wspomniał pan Ian, rozdział poświęcony relacji Susan Steward był zwięzły, krótki i niezwykle podejrzany. Małżeństwo Steward często miało problemy z córką, która cierpiała na chorobę psychiczną. Jaką? – nie ujawniono. Susan uciekała do lasu i choć nie oddalała się znacząco, ciężko ją było potem znaleźć. Po jednym z takich wypadów Susan wróciła sama i w dodatku doznała niemałego szoku. Powiedziała rodzicom, że widziała "diabła z mokradeł, który chciał się z nią bawić”. Opisała także, że miał oślizłe trzypalce stopy i "garbił się jak dziadek”. Słyszała też jak na nią "harczy i buczy”. Więcej rodzice Susan nie powiedzieli, autor tym razem nie zaskoczył i dokoptował do rozdziału masę zupełnie niepowiązanych anegdot, porównań i domysłów.  
     No cóż, kilka "faktów” bez wątpienia łączyło relacje Stewardów i Wlliginsa. Najgorszym jednak było to, że żadnej z tych relacji nie można już ponownie sprawdzić. Stary Wlligins nie żyje, a Susan jest odcięta od świata a już na pewno od turystów. Co prawda mogliby spróbować jakiegoś alternatywnego podejścia do Stewardów, ale wygląda na to, że gra nie jest warta świeczki. Ciekawe co też ciekawego do powiedzienia będzie miał pan Ian.  
   No cóż, czas pokaże, teraz pora dołączyć do imprezy.

c.d.n.

SzkarlatnyJenkin

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1426 słów i 7983 znaków.

2 komentarze

 
  • Cam

    Rewelacyjne ;)

    1 gru 2014

  • jaasjh

    Świetne  :bravo:

    1 gru 2014